Bohater film z prostą historią

                 


 

                 Obejrzałem po raz pierwszy film irański w reżyserii Asghara Farhadi pod tytułem Bohater. Obraz przybliżył mi kulturę irańską. Dla mnie odległą i w dużej mierze niezrozumiałą. Choć w aspekcie stosunków międzyludzkich, nieodbiegający od norm w innych częściach świata.

                Splot wielu wydarzeń, zbiegów okoliczności, przypadków z więźnia odbywającego karę w jeden chwili mamy bohatera. Film opowiada historie osadzonego, który decyduje się na czyn (oddanie znaleźnej dużej sumy pieniędzy) zgodnie z jego pojęciem uczciwości i honoru tak ważnego elementu irańskiej kultury i obyczaju. Rahim (Amir Judidi) jest więźniem, odbywający karę za niespłaceniu długu.  Jego postawę wykorzystuje dyrekcja więzienia, aby ocieplić swój i więzienia wizerunek. Rahim z uporem podtrzymuje swoją postawę osoby uczciwej i honorowej. Pomimo oskarżenia go ukartowanie całej sytuacji ze zwrotem złotych monet. Scenariusz jest tak napisane, że są sceny, w których Rahim wzbudza współczucie, a za chwile nienawiść. Podobnie ma się z rodziną wierzyciela, której Rahim nie oddaje pieniędzy. Również oni wzbudzają współczucie, ale też nienawiść odbiorcy opowieści.

                Świat XXI wieku jest zbudowany z cynicznych szybkich opinii. Filmik, post, komentarz staję się wykładnią, oceną kogoś, instytucji, grupy społecznej itp. Opinia publiczna bez zadumy, zastanowienia, zmienia zdanie, które ma wpływ na ocenę wydarzenia. W Iranie jest zakodowana kultura honoru polegającej na nie formalnej opinii o renomie. Każdy mężczyzna jest zobowiązany o dbanie o swój honor, jak i rodziny. Dobra opinia wiąże się z szacunkiem społecznym. Owa kultura wymusza od opiniowanych szereg nieformalnych działań. Wielokrotnie niemających z prawdą nic wspólnego.  

                Warto iść na film, który opowiada prostą historię,   zmuszająca do refleksji i zastanowienia.

 

Wędrowanie po równinie radomskiej

 


 

Dokąd idę? Do słońca. To chyba jasne.

Wszystko jest poezja. 

„Opowieść-rzeka”

Edward Stachury

 

 

                Lubię wędrować. Gdziekolwiek jestem, nachodzi i wdziera się przeogromna chęć, poruszania, przemieszczania. Polne drogi, wiejskie ścieżki, leśne trakty, to mój żywioł. Wkładam wygodne buty. To niezbędny atrybut piechura i w drogę. Czy muszę ujrzeć przepiękne górskie widoki, odwiedzić historyczne miejsce z piękną legendą, czy muszę być w miejscach obleganych przez turystów? O nie!!! Potrzebuje przestrzeni, drogi, a może i bezdroża. Powietrza, aury dobrej i złej. Potrzebuje słyszeć swój oddech, miarowy, pewny i wytrwały. Potrzebuje kapliczki na rozstajach, samotnego drzewa przycupniętego na miedzy.


 

 

                Nadarzyła się okazja, aby pozwiedzać, równinę radomską. Wyruszyłem z Ciepielowa wsi w powiecie zwoleńskim w drogę, między polami zasypanymi śniegiem. Biel wbija się w oczy, taki to rzadki widok w obecnym czasie, kiedy zmienia się klimat. Pogoda mglista, wilgotna z mokrym klejącym się śniegiem.  Z Ciepielowa idę lasem i polami w kierunku Jasieńca Soleckiego. Moja wiedza o wsi, do której podążam, jest znikoma, zerowa wręcz, lubię takie wędrówki, ideę i oczekuje zaskoczenia (czy można oczekiwać na zaskoczenie). W moim wędrowaniu tak jest. Jasieniec Solecki wieś jak wieś. Chałupa obok domu murowanego, bieda z bogactwem się przeplata. Trzeba odwiedzić kościół najważniejsze miejsce. 

 


 

                Parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Matki Pańskiej istnieje od ponad 100 lat. Murowany kościół powstał w miejscu murowanej kaplicy wybudowanej przez hrabiego Tadeusza Matuszewskiego właściciela okolicznych włości. Budowla przylega do parku, pamiętającego zamierzchłe czasy, dworku szlacheckiego i rozpaczy Hrabiego. Nad strumykiem znajduje się pusty grobowiec postawiony dla ukochanej żony Matuszewskiego. Czemu nie sprowadzono szczątków Hrabiny niestety nie dowiedziałem się? Z napisów na nagrobku wynika, że Hrabia darzył mocnym i szczerym uczuciem połowice. 


 

„Jej czułemu przywiązaniu łagodnej cnocie 

niezmiennej słodyczy winienem, żem skosztował”

                 Miłość, wyobrażenie uczucia rozgrzało moje ciało. Wiatr ustał, mglisto coraz mgliście. Opuszczam Jasieniec, kieruje się do Baryczy. Zachodzę na chwile na cmentarz odwiedzić znajomego, nieznajomego. Choć się nie poznaliśmy, wiemy o sobie wszystko.

                Asfalt zabija wędrowanie. Ciągnie mnie w pola, w śnieżne zaspy. Idę dalej szosą. Godzina mija na rozmyślaniu. Wędrowanie to nie tylko nogami przebieranie, to myślami meandrowanie, kluczenie. Poszukiwanie. Chłopski filozof nie opuści nawet metra na rozmyślanie. 

 


 

           Wchodzę do Sycyny miejsca urodzenia Jan Kochanowskiego. Poety renesansowego piszącego w łacinie, jak i w języku polskim. Po ostatnich lekturach o życiu chłopa polskiego zastanawiam się, jakim był człowiekiem poeta renesansowy. Jan Kochanowski pan nad zwoleńską ziemią. Nie spodziewam się, aby z szacunkiem podchodził do swoich poddanych. Życie chłopów pańszczyźnianych nie interesowało go zupełnie. Może jak wielu jemu podobnych traktował chłopstwo jak podludzi. Stoję przy obelisku ufundowanym przez Piotra Kochanowskiego na pamiątkę bitew pod Chocimiem. Słyszę szczęk oręża, walkę rycerzy i ich giermków, czuje zapach krwi. Śnieg staje się czerwony. Kule głowę, wilgotne powietrze pełznie po karku. Wojna to zło pod każdą postacią. Czas dalej wędrować do miejsca narodzenia się Jana Kochanowskiego.   W parku piję kawę, szukam w Internecie wierszy Jana Kochanowskiego. Czytam treny. Wpada myśl. W czasach współczesnych Janowi Kochanowskiego śmierć dziecka nie była wyjątkowa. Dzieci umierały na potęgę, nieliczne dożywały do pełnoletności. Poeta pomimo tego zjawisk nie zatracił uczuć. Cierpiał.

                Czas wracać do Ciepielowa. Idee drogą przez Pcin. W polach zaśnieżonych wyglądam saren. Mijam ich spore stada. Mokry, zmęczony. Pełny pozytywnej energii. Warto wędrować.

 

Radek Rak Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli

 


 

 

 

 

„Nie ma czarów, są kłamstwa. Zaklinać to kłamać, odczarować – to pokazać prawdę”

 

                Radek Rak w swojej powieści baśniowej pt. Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli, za pomocą realizmu magicznego opowiada historie Jakuba Szeli przywódcy rabacji galicyjskiej z lutego – marca 1846 r. Czerpie z legend, mitów, baśni, przypowieści biblijnych. Fakty historyczne traktuje, jako drogowskazy. Od zarania dziejów ludzie przez historie baśniowe starają się opowiedzieć, ocenić, zrozumieć zaistniałe wydarzenia. Autor w opowieści baśniowej chce zrozumieć, zjawisko niesprawiedliwości społecznej, podziale społeczeństwa na panów i chamów.

Zjawiska magiczne mogą jedynie doprowadzić do zmiany  statutu społecznego. Jakób Szela podąża, wędruje w świat magii, niewyjaśnionych zdarzeń, aby dostąpić możliwości zamiany miejsc, przeistoczenie się z chama w pana. Oto Jakób Szela i Wiktoryn Bogusz, czyli cham i pan zamieniają się miejscami i nikt tego nie dostrzega.  Ludowych opowieści jest wiele, które zajmują się niesprawiedliwością, krzywdą, upokorzeniem, bezsensem życia. Pisarz prowadzi nas przez taką opowieść. Dowodzi, że tylko przypadek decyduje, kim jesteśmy i jakie nasze życie jest.

„Powiadają, że najłatwiej uwierzyć w to, co nieprawdopodobne, i zaakceptować to, czego zaakceptować się nie da”

 

                Jakub Szela galicyjski chłop, który został wykorzystany przez władze zaborowe, aby zapobiec powstaniu narodowemu. Bił się nie o polityczne aspekty, bił się z żalu, nienawiści do panów. Każe ich okrutnie, dokonuje zbrodni niewyobrażalnych. Aby, to zrozumieć, potrzebujemy baśni. Tylko historia faktu takiego zabiegu nie wymaga. Warto przeczytać książkę, choć miejscami gubi się watek, rytm. Czas poświęcony na czytanie pozwala na zrozumienie, choć w mikroskopijnym stopniu ludzką naturę.

 

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...