COVID - 19 mój przyjaciel


 

 

 

- A dokąd tak bez maseczki? – usłyszałem za sobą głos, męski mocny, znajomy, choć w pamięci nie było wizerunku – przecież od kilku dni nakaz jest noszenia maseczki - odwróciłem się na te słowa. Przede mną stał COVID-19. Ostatnio widziałem Go kilka miesięcy temu, kiedy mieszkał u mnie, to znaczy pomieszkiwał, głównie biegał po mieście i straszył ludzi. Zapowiedział powrót i oto jest. Rozpoczyna się krwista, żółtawa, brązowa pora roku. W tych kolorach pandemia powróciła ze zdwojoną siłą.  Powiedział to mimochodem w domu, kiedy wstawał od stołu, w jednej ręce trzymał talerz w drugiej kubek. Zjedliśmy śniadanie, a on powiedział: - Opuszczam Cię na chwile, wrócę tu na jesieni – poprawiłem ceratę na stole, a on włożył brudne naczynia do zlewu i wyszedł, nawet pies nie zwrócił na to uwagi.

- Władza nie używa maseczek to i chodzę po mieście bez niej.

- ułatwiacie mi działania – uśmiechnął się pod nosem

- może. Kiedy mieszkałeś u mnie, mówiłeś, że nie ma ratunku, każdy zachoruje, dostaniesz się do każdego organizmu.

- ufasz mi

- tobie tak. Polityką nie. Oni kłamią i to Ci tu w kraju jak i ci na świecie. Gubią się. Podejmują decyzje, które nie mają sensu. Jak można uchronić się od twoich szponów?

- izolacja mój drogi. Izolacja i nic więcej. Ludzkość musi się, zatrzymaj. Macie zasobów na tyle, by istnieć przez lata. Uważacie, iż sens życia to mieć więcej. Przyszedłem po to, aby powiedzieć, to nie jest prawda -Pies wybiegł z krzaków, stanął obok COVID-19, zamerdał ogonem radośnie. Spotkanie dwóch przyjaciół wirusa i psa, ich dusze blisko są natury, nie odnoszą się do siebie ze strachem. Pies nie ma w sobie elementu posiadania. Umieranie to nie koniec pieskiego życia. Energia i informacja psia przechodzi bezboleśnie w inne sfery istnienia. Ludzie bronią się, śmierć to koniec posiadania, pomnażania. Śmieć jest synonimem strachu. Ludzkość boi się niebytu. Wymyśla religie, w których jest obietnica życia po śmierci. Nauka podąża w innym kierunku. Nie neguje istnienia życia po śmierci. Nakreśla możliwe scenariusze. Energia i informacja po nas pozostaje. Bez ze szczególnych wymogów np. moralnych.- Przekroczyliście Rubikon, po tej stronie nie jesteście najważniejsi. Cytowanie Biblii o podporządkowaniu ziemi jest nie na miejscu. Czas waszego pierwszeństwa kończy się, skończył się. Rozpoczynam odtwarzanie zasobów Ziemi. Dinozaury zginęły od meteorytu, a Wy odchodzicie w niepamięć od kwasu nukleinowego. Natura nie jest mściwa, daje wam szanse. Możecie ten proces odwrócić- z kieszeni wyjąłem maseczkę. Sprawnie założyłem ją na twarz, zakryłem nos. COVID-19 uśmiechnął się pod nosem – Ludzkość nie jest po to, aby ciągłe zdobywać, powiększać zasoby materialne. Ludzkość ma zachwycać się istnieniem, wszelkim życiem. Zdawać pytania. Konsumpcja Was zabija, ja tylko jestem mieczem. 25% Społeczeństwa żyje w dobrobycie, bez ochoty podzielenia się dobrami z biedną częścią, wręcz zrzucacie na nich plagi głodu, wojny. Synonimem szczęście jest posiadania. Każdego dnia pomnażacie swoje zasoby materialne. To już koniec teraz czas na zmiany w waszym życiu albo śmierć.

- ja nie namawiam do wojny!!!

- nie bądź śmieszny. Rządy, biznes ciągle rywalizują na terenach Azji, Afryki wykorzystując mieszkańców do niecnych swych celów. Mówicie, że macie demokracje. Wybieracie swoich przedstawicieli, którzy w zabijaniu widzą biznes. Ubieracie swoje życie w piękne słówka. Czyny wasze są wręcz wyciągnięte z Holokaustu. W świątyniach wszystkich religii odczyniacie uroki zamiast zając się rozwiązywaniem problemów. Bóg stworzył prawa fizyki i matematyki i tym zainicjował życie, nie ma wpływu na wasze życie. To wy możecie je zmienić.

- nie jestem takim?- Nasilił się we mnie bunt. Od lat uważam się za pacyfistę, jestem za życiem, człowiek i jego dobrostan jest najważniejszy. Pomyślałem, iż to dobry moment przestać jeść mięso.

- i nic nie robisz, aby to zmienić – machnął ręką. Moje słowa odgonił jak zgłodniałe muchy- pozorujecie zmiany. Okłamujecie samych siebie. Natura wystawia rachunek, musicie go zapłacić w innym wypadku komornik w postaci wirusów, zmiany klimatu, odbierze od ludzkości dług.

- człowieczeństwo się skończy?

- o nie! Człowieczeństwo to Świadomość ona będzie nadal na planecie. Natura zaplanował powolne zmiany. Ludzkość zacznie się kurczyć, miejsca na życie będzie coraz mniej. Agresje doprowadzicie do niespotykanego stanu. Będziecie walczyć o zasoby, kiedyś straszyliście się wzajemnie proroctwami Królowej Saby. Oto nadchodzi czas realizacji słów wypowiedzianych 2500 lat temu. Pamiętasz, Babcia ci mówiła, że ślad ludzkich stóp będziecie całować. O marne źródło wody będziecie toczyć boje.

-czyli jest nas za dużo na planecie?- Wskazałem ręką ławkę, siedliśmy, oczywiście w bezpiecznej odległości. Pomimo wszystko cieszyło mnie przybycie do mnie wirusa. Poznaje go, a co za tym idzie, mogę przewidzieć jego działania.

- O!!! Oto przykład waszego myślenia. Proste rozwiązanie, wybić ludzkości połowę, a reszta niech żyje jak dotychczas. Nie tędy droga. Natura przez unicestwienie rozwiąże sprawę. Homo Sapiens powinien znaleźć inną drogę. Aby przezwyciężyć pandemię, musicie zmienić myślenie. Powtórzę mniej materializmu. Szczęście to nieposiadanie. Szczęście to dzielnie się z innymi tym, co się ma. Wyczerpaliście możliwości na zaspakajanie potrzeb materialnych czas na zaspokajanie potrzeb duchowych.

Przez głowę przeleciała mi myśl, iż oto COVID-19 opowiada, powtarza kolejny raz idee, wypowiadane przez symbole głównych religii świata. Oto Budda, Jezus, Mahomet w jednym.  Na podstawie opowieści ludzkość powołała religie zwalczające się nawzajem, gromadzące majątek, oczywiście ubrany w słowa miłosierdzia. Przewrotność religii polega na głoszeniu miłości, braterstwa, wspólnotowości, a w czynach oto nienawiść, walka, rywalizacja. Posiadanie to główne zajęcie bogatej części społeczeństwa. Religia to forma ucisku ludzi, podporządkowania dla celów iście materialnych. Panowanie nad słabszym to element każdej religii i ustroju politycznego.

Liście na wietrze roznosiły kolory, barwne lipy, wkoło, których modrzewie złociły przestrzeń. Natura w zabawie w malarza przekracza wszelkie granice. Wyobraźnia ludzka nie może się równać percepcji Natury. To niemożliwe, spotkanie kolorów lipy i modrzewia. Żółty kolor modrzewia nie powinien spotkać się z kolorem jesiennym liści lipy. My ludzie chcemy wszystko przewidywać, a natura za każdym razem nas zaskakuje.

Poprawiłem się. Ławka była bez jednej deszczułki, moje półdupki wpadały w zbyt dużą szczelinę. Wirusowi kompletnie to nie przeszkadzało, siedział nieruchomo  wpatrzony. No właśnie nie wiem, gdzie utkwił wzrok? Tak jakby nie widział parku, otoczenia, sięgał dalej, widział w czasie nie w przestrzeni.

- Długo to potrwa? – spytałem

- to nie jest mi znane. Jestem zwyczajnym żołnierzem od wykonania rozkazu.

- A Bóg?

- To stwórca ciebie i mnie.

- Czemu nie reaguje?

-Bo on jest poza czasem i przestrzenią. Najważniejsze! Bóg nie jest moralny, nie ma sumienia. To ludzie wymyślili moralność i zacny wór nakazów, zakazów, pouczeń. Wymyśliliście grzech, za który Bóg ma was ukarać. To nie jest prawda. Bóg nie ma żadnych cech ludzkich. Boga nie można umieścić w przestrzeni, zaprząc w czas. Śmierć dla Boga nie jest tragedią- słuchałem COVID-19 i zastanawiałem się, co ja mogę zrobić, aby choć na chwilę oddalić eutanazję ludzkości- dla Stwórcy nie ma różnicy między narodzinami a śmiercią.

-Jakimi narzędziami możemy odwrócić trend unicestwienia?

-Rozpoczęcie życia zgodnie z nurtem Natury. Podaniu się jej decyzją. Skupieniu się na dobrostanie wszystkich ludzi. Zaprzestanie gonitwy.  Wykorzystaliście zdobycze nauki w celu eksplantacji zasobów naturalnych i ich nieodtwarzanie, ten proces musicie odwrócić. Przestańcie jeść zwierzęta, zacznijcie mądrze gospodarować energią- chwile temu pomyślałem o zaprzestaniu jedzenia mięsa. Przypadek?

Mówił dalej. Moje myśli uciekły. Wyobraźnia wytwarzała obrazy szybkiego umierania ludzi. Nasz szał w niemocy przeciwstawieniu naturze. Bratobójcze wojny o wodę, pastwiska, zwierzęta. Miasta, w których mary ludzkie przemieszczają się bez celu. Skupione na zaspokojeniu potrzeb związanych z przeżyciem.

Wstałem z ławki. Zagwizdałem na psa. Bez słowa odszedłem. Odwróciłem się na chwilę, by ukłonić się przyjacielowi. On mi powiedział prawdę i za to go szanuję.

 

Ekstremalna Droga Krzyżowa pokonana poraz 5


 

 

 

Od tygodnia sprawdzam pogodę.  Codziennie dowiaduje się, że będzie lało. Bliscy pytają „jak ty pójdziesz w taki deszcz? Zmokniesz”. Deszcz jest najgorszy dla piechura, nic nie uchroni od jego skutków działania. Powoli ubranie chłonie wodę, staje się gąbką ciężką i mokrą, zimną, nic niechroniącą. Od strony skóry również zaczyna padać, pot moczy bieliznę jakby i ona jest narażona na działanie deszczu. Deszcz i pot drąży powoli, ale skutecznie.  Różne przechodzą przez głowę myśli. A one mają w zwyczaju przyjść i odchodzić. Czy warto iść? Odchodzę od kościoła, czy więc warto się trudzić? Tyle zła jest w instytucji kościoła?

Piątkowy poranek nie napawa optymizmem. Pada i będzie padać. Oto deszcz siąpi z nieba, nie bacząc na moje plany. Systematycznie metr po metrze, centymetr po centymetrze nasiąkamy deszczówką.

Oto przychodzi myśli – idziesz w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Więc jak ma być? Jak u babci na imieninach? Wspominam poprzednie EDK. Piesze długie wyprawy, po górach to moja pasja. Przestrzeń, droga, to mnie uspakaja. Kiedy Bóg dał mi pierwsze chwile przeżyć w trzeźwości, wybrałem się w Bieszczady, to był powrót w te góry. Zapłakałem na szczycie Caryńskiej i dziękowałem Zbawicielowi, że jeszcze raz pozwolił zobaczyć połoniny. EDK to nie ta bajka. Tu przyjemność odchodzi na dalszy plan, jest krzyż i cierpienie, sens cierpienia.  

Ma być ekstremalnie pod każdą postacią.

Wyruszam o 18, jak co rok spod kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Starachowicach, o 6 rano dnia następnego mam dotrzeć na Św. Krzyż. Nie pada. Niebo zasnute chmurami wyraźnie oznajmią, iż noc będzie ciemna bez jeden choćby gwiazdy, jak kaganka, majaczącego światła, wskazującego drogę. Jako młokos lubiłem w porze letniej wymykać się z chałupy Babci w noc ciepłą, kiedy w polach jest cisza bez ludzkiego głosu, gra muzyka owadzia, księżyc świeci z uśmiechem na tarczy. Szukałem Małego Wozu, bo tylko jego znałem wizerunek. Marzyłem o podróżach w galaktycznych przestworzach. EDK to nie wędrówka i miłe spotkania. Cisza kilkugodzinna, modlitwa i trudy wędrowania. Las nocą jest inny, nieprzyjazny, wciągający.

Plecak ciężki jak nigdy i nie chodzi tu o bagaż. Ktokolwiek, choć raz szedł, w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej wie, że niesiemy w tych naszych tobołkach młotek i kilka gwoździ. Przerdzewiałych, bo mają już ponad 2000 lat. Upinam ekwipunek, szczelnie zapinam kurtkę. Oto ja człowiek chce wszystko zaplanować i przewidzieć. 40 lat temu potrafiłem wybiec z domu, iść nad rzeką i brzegiem przejść 15 kilometrów i wrócić drugim skrajem nie biorąc żadnego ekwipunku i nie niosąc swoich grzechów. Niewinność w sercu i ufność do Boga i ludzi. Wspominam smak zsiadłego mleka zjedzonej po powrocie.

Dochodzę do pierwszej stacji. Czytam wstęp rozważań.

Warto iść? Poprzednie nocne rozmodlone wyprawy nie przyniosły żadnych zmian.

Ks. Stryczek chce rozważać o roli krzywdzicieli w naszym życiu. Ciężko będzie. Nikt nie wpada do głowy, jako osoba, która by mnie skrzywdziła. Przecież to ja krzywdzę. Będę się modlił za siebie. Czy egoista może zrobić inaczej?

Pierwsze stacje, czytam rozważania, bez najmniejszej refleksji. Tak zawsze jest, przyjdzie zmęczenie i samotność w Puszczy Jodłowej, zacznie się stan zamyślenia, rozmodlenia, pożądany efekt. Oto poczuje bliskość Absolutu.

Wyprzedza mnie ksiądz to on zaszczepił we mnie EDK. Bez słowa mijamy się, obaj wiemy, że to nie wycieczka krajoznawcza. Deszcz powoli powraca nad świętokrzyskie lasy. Przechodzę  obok zejścia na Wykus. Uzmysławiam sobie, w jak pięknych czasach żyje, nie doświadczyłem głodu, wojny, eksterminacji.

Modle się. Rozmawiam z Chrystusem. Mam tupet i odwagę. Opowiadam mu o bliskich. Zaczynam od dzieci. Wspominam osoby, których niosę troski. Mam nadzieje, iż w ten sposób przyczynie się do zmian ich losu. Chaos wdziera się w rozmyślanie. Przeskakuje od tematu do tematu. Myślę o niej.

Kolejne stacje. Czytam rozważania. Stacja V Szymon pomaga Chrystusowi nieść krzyż. Widzę scene - oto teraz mnie nakazują nieść czyjś krzyż. Ze strachu przed karą, niosę bez słowa niezgody. W duchu wyklinam chwilę, kiedy spotkałem na drodze kondukt egzekucyjny. Brak we mnie współczucia dla skazanego. Skazał go sąd prawowity, składający się z autorytetów moralnych. Na pewno zrobił coś złego, a ja mam mu pomagać? Wielokrotnie  osądzałem. Czy kiedykolwiek przeprosiłem za sądy niesłuszne? Mnie również sądzono bez prawa apelacji. Bolało i jeszcze boli taki  wyrok. Wbija się cierniem w serce, każde uderzenie pompy życia rani i roznosi ból po ciele.

Dochodzę do Górki Miejskiej. Chwila odpoczynku. Deszcz wdziera się pod ubrania, dociera do ciała. Jezus upada trzy razy. Podnosił się pomimo wiedzy, że nie zbliża się do szczęśliwego zakończenia. Wielokrotnie upadałem i wstawałem, bo wierze, że  Chrystus wyznaczył drogę do życia poza czasem.

W Puszczy Jodłowej dopada mnie mocny deszcz, mgła szybko opada od szczytu drzew po kamienistą ścieżkę. Gubię szlak. Klucze. Nerwy, złość, bezradność. Włączam GPS. Wracam na błotnisty dukt, nie na długo kolejny raz zbaczam ze ścieżki. Siadam na śliskim pniu ściętego drzewa, ono samo leży obok, obumiera, dając życie puszczy. Natura żyje, oddycha, paruje, czuje się niepotrzebnym elementem w przestrzeni lasu jodłowego.  Twarz ukrywam w dłoniach, mokrych zimnych i w tym momencie przychodzi myśl. Jezus Chrystus to GPS. Ciągle jest przy mnie i tylko czeka, bym go włączył, a on mi wskaże drogę. Żyć z włączoną nawigacja Bożą i zawsze iść drogą wyznaczoną. Choćbym miał tysiące wrogów z Jezusa GPS nic mi się niestanie. Tylko, czemu ja mam Chrystusa na wyciągnięcie ręki, czemu mnie wybrał i udziela pomocy? Przecież wiele jest cierpienia na ziemi, niech Bóg zajmie się ty aspektem życia. Grzech to cierpienie. Siedząc w kaplicy Św. Mikołaja, zadaje Chrystusowi pytanie-, czemu mnie pomagasz? Mam tupet i butę!!!   Mgła nie odpuszcza, spowalnia marsz. Już wiem, że nie dotrę na czas.

Zmęczenie od stóp poprzez uda, ból krzyża wchodzi i podpowiada - podaj się, jesteś w Kakoninie, dzwoń, za parę minut przyjadą po ciebie. To, co, że kolejny raz zawiedziesz siebie. Wielokrotnie to robiłeś, przez kilka dni nie spojrzysz w lustro, zaśpiewasz piosenkę Grzegorza Ciechowskiego"Tak" . Znasz ten scenariusz, wielokrotnie go odgrywałeś. Przecież możesz się wycofać, to takie łatwe.

Idę dalej, aby dokończyć egzekucje. Łatwo zrzucać winę na innych, oskarżyć o zabicie Jezusa. Przecież to ja niosę młot i gwoździe.

Docieram do klasztoru. Msza skupia ludzi w Bazylice. Siadam w kącie. Milczę.

Przeszedłem kolejny raz Ekstremalną Drogę Krzyżową. Za to dziękuję Ci Boże. Przez chwile byłem blisko Ciebie, na wyciągniecie ręki. „W długości dźwięku samotności”. Obiecuje, od teraz będę miał włączony GPS.

 

Polecane

Powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2

      Co czyni nas tym, kim jesteśmy?                   Bohaterzy powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2 to malar...