Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura. Pokaż wszystkie posty

Powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2

 

 

 Co czyni nas tym, kim jesteśmy?

 

                Bohaterzy powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2 to malarz i wzięty malarz. Różne osobowości, może to jednak jedna osoba w różnorodnym środowisku? Artyści podobni do siebie, mający wspólne cechy, przeżycia, a ich los oddala ich od siebie. Poczynając od twórczości, poprzez życie osobiste kończąc na poglądach to dwie odrębne osoby. Bohaterów łączy nić, ten przedziwny i tajemniczy zbieg okoliczności.

                Autor snuje dwudniową opowieść o sztuce, Bogu, przemijaniu, bliskości, miłości, śmierci i nałogach. Bohater spotyka swojego przyjaciela, może tylko znajomego o tym samym imieniu Asli. Może to sobowtór, druga wersja, alter ego. Pomaga w potrzebie, może jednak pomaga sobie? Asle wspomina dzieciństwo. Już wówczas zauważa, jak dużo w naszym życiu znaczy przypadek, spotkani ludzie, krzywdy wyrządzone. Powieść zmusza do skupienia, wczytywania się, nieodrywania się od leniwej fabuły, która przenosi nas w nasze wnętrze. Konkluzja wynika z lektury, iż pojmowanie rzeczywistości determinuje przekonanie.  Jon Fosse zmusił mnie poprzez lekturę dzieła do długiej konwersacji z samym sobą. Kim jestem, skąd przybywam, co tu robię, dokąd podążam. Idę przez życie nie wiedząc, jak mało wynika to z mojej decyzji, a ile z przypadku.

                Warto wygodnie usiać w miejscu bezpiecznym i zanurzyć się w powieść Jon Fosseta.

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak

 

 

 


 

 

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak to reporterskie opowiadanie, o kobietach żyjących na wsi na przestrzeni około 100 lat. Spojrzenie na życie chłopek na terenach wiejskich od połowy XIX wielu do końca II Wojny światowej. Obraz malowany jest w zakresie chłodu w okazywaniu uczuć, zasadniczości poglądów, etosu pracy, religijności. Autorka opisuje kręgi piekła, przez które musi przejść kobieta mieszkająca na wsi. Czyli, piekło narodzin, dzieciństwa, braku edukacji, zaaranżowanego małżeństwa, ciężkiej pracy, ciąż, porodów, starości. Poznajemy relacje między najbliższymi, sąsiadami, rodzicielskimi, emancypacją, tęsknotą za krajem. Joanna Kuciel-Frydryszak skupia się na ciemnej stronie życia ludzkiego. Niekiedy przebija się światło nadziei, zmian. Która ze stron medalu życia przeważała, może idealnie była równa. Nie mnie tego oceniać. Mam zadnie, że wieś ma też coś z Chełmońskiego, Reymonta, Malczewskiego, Myśliwskiego, Nowaka i innych piewców sielskiego życia na wsi, kultury chłopskiej, teraz pięknie zwanej folkiem. Miałem to szczęście poznać osobę, która była przedstawicielem tamtej epoki. To moja Babcia, Antonina, na wsi nazywana Pawłową, (czyli żona Pawła). Po przeczytaniu książki chciałbym w tym wpisie zweryfikować i przeanalizować moją ocenę, opinię o ukochanej Babci.

                Pierwsze wspomnienie, które mam w pamięci (albo tylko mi się tak wydaje) związane jest ze starą jednoizbową chałupą z krosnem zajmującym sporą część pomieszczenia. Babcia tkała tkaniny, chodniki na własne potrzeby. Dom częściej był miejscem pracy niż odpoczynku. Pamiętam moje zabawy z kurczętami, które przebywały z nami,  aby miały jak najlepsze warunki do wzrostu. Babcia urodziła się w 1908 roku i moja pamięć sięga czasu, kiedy miła około 60 lat. Wspomnienie  wizerunku jest związane z chusteczką na głowie zawiązaną pod brodą, grubą spódnicą, serdakiem z watoliny, gumiakami lub butami filcowymi (latem chodziła boso). Zawsze zapracowana, wyrywająca z kawałka ziemi to, co potrzebowała do życia. Babcia nigdy nie miała dochodu innego niż praca u innego gospodarza, sprzedaży jaj, mleka, śmietany, masła. Do końca swoich dni musiała pracować, aby mieć środki na życie. Nigdy nie pobierała świadczeń rentowych, emerytalnych, nigdy nie była u lekarza.

                Babcia, jako przedstawiciel swojej epoki nie była zbyt rozmowna. To, co zapamiętałem z jej wypowiedzi, chcę teraz przytoczyć, jako opis życia jej i innych kobiet ze wis Wólka Modrzejowa.

                Jej pierwsze wspomnienie, które się dzieliła ze słuchającym wnukiem, była I Wojna Światowa i spalenie Wólki Modrzejowej. Do czasu wybudowania chałupy mieszkali w ziemiance z jedną świnią i krową. Spanie obok świni nie było wyjątkowe. Zwierzyna była ważniejsza niż dziecka potrzeby. Jak mam oceniać swoich pradziadków? Przetrwanie – to było najważniejsze. Rodzina składająca się z rodziców i piątki dzieci musiała przetrwać. Pradziadek trzymał wszystko twardą ręką. Kilkuletnie potomstwo musiało pracować, aby po roku mieć dach nad głową. Jakie to było wychowanie? Babcia uczyła się przez naśladowanie. Nikt jej nie tłumaczył aspektów moralnych. Czasu na okazywanie miłości nie było, to zbędne rytuały, kiedy zima zapasem.

                Babcia Antonina nie chodziła do szkoły. Dwie zimy, tyle jej edukacji było. Nauczyła się podpisywać i czytać. Czytała jedynie książeczkę do nabożeństwa, która jest w moim posiadaniu, relikt rodzinny, powidoki czasów minionych.

                O młodości rzadko wspominała, „co jo będę gadała, było i tyle. Ciżko było”, „Kawalery się kręciły, ale wszyskie coś chcioły, a ociec nieskory był na wianowanie”, „jeden to nawet spod Ostrowca przyjechoł, robote w hucie mioł, chcioł morgę ziemi i mnie. Ociec nie doł”. Babcia po tych wydarzeniach wstąpiła do zakonu tercjarzy. Przyrzekła stosować reguły zakonu franciszkanów. Ojciec Babci godził się na jej decyzję (czy popierał?). Może mu spada kamień z serca, bo nie musi szykować posagu? Oznaką bycia w zakonie było noszenie szkaplerza, dla mnie to dwa kawałki materiału, wisiały one na piersi Antoniny. Rodzeństwo Babci usamodzielniało się i wychodziło z chałupy. Ona trwała przy rodzicach i z nimi gospodarzyła. II Wojna Światowa przynosi kolejne tragedie. Spalenie Wólki Modrzejowej i Zawałów i najstraszniejsze, rozstrzelanie rodziny siostry. Dwoje dorosłych i pięcioro dzieci zginęły za pomoc partyzantom. W czasie wojny umierają pradziadkowie. Babcia Antonina zostaje sama. Zaraz po wojnie wyjeżdża na Śląsk siostra z „najduchem” (tak Babcia nazywała nieślubne dziecko siostry). Przykład zasadniczości poglądów. Kiedy ma Babcia 39 lat, oświadcza się jej Paweł, straszy o 5 lat kawaler. We wspomnieniach rodzinnych mówi się, że Paweł już raz się oświadczał, z jakiego powodu wówczas nie doszło do zamążpójścia, nie wiem. Babcia była sama, miała spłachetek ziemi około 3 mórg. Tu nie było miłości, tu nie było rozwagi, tu był strach. Od 1947 Babcia Antonina staje się Pawłową. Po sześciu latach Dziadek Paweł umiera najprawdopodobniej na zapalenie płuc. Lekarz był daleko, gdzieś w Iłży, 20 kilometrów od wsi. Teraz Babcia jest jeszcze w gorszym położeniu. Od państwa nie ma szans na pomoc. Musi z 3 mórg wykarmić zwierzynę (ona jest najważniejsza) później dzieci i siebie.

                Teraz będę wspominał już zdarzenia, które doświadczyłem osobiście. Kiedy podrosłem (miałem 10 lat) zacząłem uczestniczyć w pracach domowych i polowych. Robiłem to chętnie. Wolne dni od szkoły spędzałem u Pawłowej. Pierwszą moją pracą, poważną, było wyganianie na pastwisko krowy, pasienie jej i powrót do chałupy. Od dziecka lubiłem czytać książki dla mojej Babci, była to świętość, nigdy nie odrywała mnie od lektury. Cieszyła się, iż czytam. Uważała, że z czytania jest mądrość. Babcia był bardzo mądra, tą modrością wygrzebaną z ziemi, z obserwacji ludzi, wydarzeń dobrych i złych. Kochała słuchać radia. Nastawiałem jej program 1 Polskiego Radia, a wieczorami słuchaliśmy Radia Wolna Europa, Głos Ameryki i Polskiej rozgłośni, Radia Tirana. Interesowała się wszystkim.

Wrócimy, jeszcze do moich narodzin. Przybyłem na ten padół w dni 1 lutego, w srogą zimę. Kiedy Babcia dowiedziała się o moich narodzinach, wybrała się do Starachowic. Pierwsze około 15 kilometrów przeszła na pieszo lasem, a w Marculach wsiadła do kolejki wąskotorowej. Jako prezent niosła ze sobą bet i bochenek chleba upieczony osobiście. Ten gest to oznaka miłości? Bet służył przez lata w rodzinie, spali w nim moi bracia i mój syn. Oto wyznanie miłości, mało znane obecnie.

Babcia żyła jak jej przodkowie. Rytm dnia, posiłki, praca, religijność niczym nie różnił się od poznanego przez Antoninę w domu rodzinnym. Godzina czwarta latem, piąta zimą – pobudka, napalenie w kuchni i gotowanie ziemniaków dla świń (nie miała parownika). Napojenie zwierzyny, wydojenie krowy, puszczenie kur. Przygotowanie śniadania w postaci zalewajki (kanapki to luksus), niekiedy szykowała chleb z serem. Oczywiście rarytasem była kromka chleba ze śmietaną i cukrem. Z taką pajdą wędrowałem z krową na pastwisko. Stara chałupa się waliła, Babcia postawiła drugą większą z dwiema izbami. W kuchni było klepisko. Ranne wstawanie i dotykanie zimnej podłogi było bardzo nieprzyjemne. Spałem na sienniku wypchanym słomą, przykryty pierzyną z pierzami gęsimi, pozyskanymi w zimie od własnych gęsi. Po tzw. obrządku i moim powrocie do chałupy i zjedzeniu śniadania zabieraliśmy się za prace rolne. Babcia często szła do sąsiadów, aby odrobić pracę, jaką sąsiad wykonał wraz z koniem na rzecz Babci. To mój czas czytania, zabawy z kolegami i koleżankami. Poznałem rodziny, które w jeden lub dwóch izbach mieszkały. We wspomnieniach mam wielopokoleniowe rodziny z gromadą dzieci. Starsze zajmowały się młodszymi, najstarsze miały zajęcie w gospodarce. Duża zmiana na wsi po wojnie to obowiązek szkolny. Obiad to głównie jakaś zupa typu krupnik, barszcz z ziemniakami okraszonymi skwarkami, zsiadłe mleko, placki ziemniaczane. Po obiedzie Babcia odmawiała różaniec, oczywiście podczas pracy. Widziałem w niej wzór życia, chciałem jak ona ciężko pracować, nie narzekać na los, z pokorą przyjmować dary. Bóg tak chce, niech się tak dzieje. Religia to fundament życia. Nigdy publicznie nie płakała nad swym życiem. Co niedziela szła piechotą do kościoła oddalonego od wsi o 2 kilometry. Tam wpatrzona w ołtarz zanosiła swój ciężki znój. Przyjmowała komunie jako dar życia, obietnicę raju, miejsca wytchnienia. Babcia nie żyje już 35 lat (zmarła w wieku 80 lat). Zamknęła oczy w milczeniu. Była cicha za życia i tak umarła. Pokora, godzenie się ze swym losem, praca, szacunek do drugiej osoby. Okazywanie uczuć w słowach – „naidz się, bo przy robocie ustaniesz” Kocham cię Babciu. Oto Ty, analfabetka, pchnęłaś mnie w świat książki, ciekawości. Dziękuję. Dziś się najem, abym nie ustał.

 

Ziemie i Rodziny: Historia, Tożsamość i Patriotyzm


 

 

„A w jednej nawie jeden naród polski, a w drugiej nawie drugi naród polski zasiada. Jeden naród po polsku mówi, a drugi dla odmiany – też po polsku. Ale słowo od nawy do nawy żadne nie pada. Pas ziemi niczyjej nawy rozdziela. Nikt tam nie wejdzie, nikt się nie zbliży nawet. Nie to, że się boi, nie ma tylko najmniejszej ochoty. Jedna ziemia, jeden język, dwa narody”.

 

          Jarosław Kurski, dziennikarz Gazety Wyborczej, przyjrzał się historii swojej rodziny i stworzył dzieło, które przybliża nam historię ziem, które stanowiły tygiel narodów, kultur i religii. W książce „Dziady i Dybuki” autor opisuje ukrytą historię swojej rodziny. Przodkowie Jarosława Kurskiego i obecni członkowie rodziny osiedlili się na Ukrainie, w Brazylii, Wielkiej Brytanii i Australii. Podejmowali różne dziedziny życia, od praktycznej pracy na roli po działalność artystyczną. Wszyscy stanęli przed dylematem, czy przyznać się do swojego pochodzenia. Książka odkrywa rodzinne tajemnice, które zostały przemilczane w opowieściach wspominkowych.

Z zainteresowaniem przeczytałem o losach Namiera Levisa, który przez całe życie poszukiwał swojej własnej definicji. Kim jest i kim powinien być. Był politykiem, który miał swoje własne pomysły na to, jak powinna wyglądać Polska po rozbiorach, stając w opozycji do Romana Dmowskiego i odważnie przedstawiający inną wizję Polski. Wydaje się, że miał wiele trafnych przemyśleń.

Pejzaż XIX i XX wieku w Polsce nie jest sielankowy, a losy rodziny Kurskiego również nie były usłane różami. Jarosław Kurski szczegółowo opisuje historię swojej rodziny, pozostając wierny emocjom, które towarzyszyły tej opowieści. Opowiada o przodkach, którzy byli zaangażowani w różne sfery życia, zarówno polityczne, jak i etniczne czy religijne.

Czytając tę książkę, zastanawiałem się nad istotą narodu, patriotyzmem i przynależnością religijną. Moja definicja jest krótka: najważniejsze to być przyzwoitym.

Cytat wstępny pochodzi z rozdziału o pogrzebie matki autora. Czy trzeba dodawać coś więcej?

 

Polecane

Powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2

      Co czyni nas tym, kim jesteśmy?                   Bohaterzy powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2 to malar...