„Początek w AA” autorstwa Hamiltona B.


        







 „Początek w AA” autorstwa Hamiltona B. jest zbiorem przydatnych porad dla alkoholika pragnącego trzeźwieć dzięki programowi proponowanemu przez Ruch AA.
         Po przeczytaniu kilku książek z kanonu AA jak innych publikacji między innymi tą właśnie. Dochodzę do wniosku, że muszę kolejny raz powrócić do źródeł, czyli do książki „Anonimowi Alkoholicy” pierwszej publikacji AA napisanej przez Billa W. i innych alkoholików.
Hamilton w swej publikacji opisał nie tylko działanie programu 12 Kroków, ale też jak działa ruch AA. Wyłuszczył wszystkie aspekty związane z życiem grupy jak i pojedynczego członka. Wyjaśnił definicje związane z życiem zgodnym z zasadami 12 Kroków.
Książka jest przydatna dla nowicjusza, jak i dla weterana ten pierwszy ma możliwość zapoznać się, z AA a weteran może  spojrzeć świeżym okiem na Ruch.
Opinia autora o anonimowości nie przetrwała próby czasu. Obecnie członkowie AA bardzo małym stopniu zwracają na nią uwagę. Osobiście uważam, że zachowanie anonimowości kończy się na, nieujawnianiu treści spotkań jak i kto w nich uczestniczy. Moja osobista anonimowość nie ma sensu z uwagi na wręcz nie możliwość jej utrzymania. Podobnie ma się do wypowiedzi na temat AA, żaden z uczestników mitingu nie ma prawa wypowiadać się w imieniu AA a jedynie własnym. Obecnie większość mitingów jest otwartych, czyli jednoznaczne jest, że na nie trafiają osoby nie tylko powiązani z chorobą alkoholową, ale tez tzw. ciekawscy, którzy bez najmniejszego skrępowania informują po mitingu o jego przebieg.
Książka godna polecenia, jako kompendium wiedzy na temat AA. Zawiera podstawowe teksty z norm zachowania anonimowego alkoholika jak i zasady działania grupy.

Bóg zewnętrzny i Bóg wewnętrzny






„Zewnętrzny człowiek ma zewnętrznego boga, wewnętrzny człowiek ma wewnętrznego Boga”
Mistrz Eckhart


        Piękne to zdanie utkwiło w mojej pamięci i zagnieździło się w przemyśleniach. Od dawna staram się z Bogiem jednać wewnętrznie, tylko mam problem, dość poważny, jak w swej strukturze duchowej i materialnej odnaleźć transcendentalnego Boga.
        Oznaki zewnętrznego poszukiwania boga i jednoczenia się z nim przechodzą w niepamięć. Odczuwam, coraz mniejszą potrzebę przebywania w miejscach kultu i uczestniczenia w nabożeństwach. Zagłębiam się w sobie w poszukiwaniu Boga w sobie i podjęcia dialogu, który pogłębi moją wiarę. Z takiego obrotu sprawy przeszedłem z okazywania swojej wiary poprzez dewocje, do czynnej prezentacji.
        Coraz lepiej rozumiem, co to jest miłosierdzie. Jak ważne jest w naszym życiu. Bez nachylenia się nad drugim człowiekiem, nie ma wiary. Bóg jest w drugim człowieku nawet w tym największym zbrodniarzu, o którym myślisz. Miłosierdziem jest modlitwa za grzesznika. Miłosierdziem jest wskazanie mu drogi naprawy krzywd. Wewnętrzny głos od Boga podpowiada mi drogę ku drugiemu człowiekowi.
        Największym wyzwaniem i miłosierdziem wobec drugiego a może nawet obcego jest, przestanie odczuwania strachu. Przestać, bać się człowieka i oczekiwać z wyciągniętą ręką na gest pojednania. Pójścia w ramie w ramie do szczęścia, które Bóg nam dał, a my zaprzepaściliśmy cały dorobek Ewangelii.

Umarła klasa spektakl autorstwa Tadeusza Kantora w rezyserii Andrzeja Wajdy


             






   Zakończyłem oglądać spektakl „Umarła Klasa” autorem dzieła jest Tadeusz Kantor nieżyjący dramaturg, który w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku kreował kierunki rozwoju sztuki teatralnej.
         To, że obejrzałem to nic szczególnego, w internecie sporo jest utrwalonych spektakli. Umarłą Klasę zrealizował Andrzej Wajda w 1976 r. Spektakl odbył się w piwnicach pałacu Krzysztofory. Przystąpienie przeze mnie do napisania kilku słów, o przeżyciach to jest ogromną butą z mojej strony.
         Umarłą Klasę już kiedyś w latach osiemdziesiątych oglądałem w telewizji. W młodości chłonąłem spore ilości sztuki teatralnej jak i literatury. W wieku 16 – 17 lat przeczytałem całą twórczość Brunona Schulza jak i Witkacego.
         Tadeusz Kantor zagląda przez szybę do klasy, pustej sali, w której nie ma uczniów, pozostało po nich wspomnienie. Narodziny to początek umierania. Wspomina i rozlicza. Tak naprawdę nasza Świadomość nie ma wieku, jest wieczna i czas się jej nie dotyczy. W istnieniu rzeczywistym z czasem, który determinuje nasze życie, które jest tylko umieraniem. Poszukiwanie w materialnych pozostałościach naszej przeszłości jest płoche i niestosowne. Przeszłość nie istnieje, wspomnienie jedynie zmusza do przypomnienia sobie o śmierci.
         Ale jak żyć bez wspomnień i rozliczeń?
         Brak jest takiej możliwości. Tadeusz Kantor o tym wie i przestawi nam wizje świata nieistniejącego, umarłego. Powód śmierci jest jednaki, kataklizm. Każde narodziny są kataklizmem i rozpoczęciem podróży do śmierci. W sztuce autor ciągle odnosi się do twórczości Brunona Schulza i Witkacego, Starego Testamentu i Ewangelii. Zaginiony świat pokryty warstwą śmierci, Żydowskiej śmierci. Społeczność początku XX w. poplątana, wymieszana etnicznie zakończyła swój bieg. W czasach obecnych, kiedy Polacy tak bardzo boją się inności, spektakl staje się dziełem na czasie.
         Przez spektakl snuje się walc „Walc François”, jako chocholi taniec z Wesela Wyspiańskiego zauroczeni muzyką bohaterowie w transie wykonują polecenia siły niezdefektowanej. Może tą siłą jest pamięć autora, która jest ułomna.
         Warto odwiedzać strony w internecie, które umożliwiają oglądanie arcydzieł naszych wielkich artystów. Trudne do zrozumienia, ale czy wszystko polega na zrozumieniu?

Domiona Szifrona pt. „Dzikie historie” film o monsunie zła


    






     Mam nowe powiedzenie słuchaj propozycji syna, to obejrzysz dobry film. Koleją propozycją, którą obejrzałem był film argentyńskiego reżysera Domiona Szifrona pt. „Dzikie historie”. Ta czarna komedia wyprodukowana pod patronatem Pedro Almodovara składa się z sześciu osobnych historii. Łączy je eskalacja zła, nienawiść i ciemna strona ludzkiej duszy.
         Pierwsza historia to opowieść o pilocie, który doprowadza do lotu samolotem wszystkich swoich wrogów i rozbija go. Nasuwa się pytanie – Czy tak niedawna samobójcza śmierć pilota z pasażerami nie była inspirowana filmem?
         Reżyser pokazuje nam w kolejnych nowelach wydarzenia tragiczne. Opisuje nam osoby, które nie mają w sobie elementów zemsty, czy zawiści, ale pod wpływem otoczenia, napędzają się agresją jak perpetuum mobile. 



         Trudno się śmiać po obejrzeniu filmu trudno też czuć niesmak. Reżyser stara się w historiach pokazać naszą naturę, która z gruntu nie jest zła, ale jak tylko jest to możliwe, przejmuje cechy niepożądane. Mamy tu bezwzględnego mafiosa, który czule przytula syna, biznesmena, który do ostatniego momentu negocjuje wysokość łapówki, dwóch przypadkowych podróżników, którzy bez wyraźnej przyczyny walczą na śmierci życie, inżyniera nieradzącemu sobie z systemem. W ostatniej noweli mamy państwa młodych, którzy na swym ślubie przeżywają pełną amplitudę dostępnych uczuć w ludzkiej naturze.
         Stwórca tak skonstruował naszą psychikę, w której element agresji jest niezbędny. To od nas zależy czy pokłady nienawiści wywleczemy na widok ludzkiego oka. W każdy momencie też możemy przerwać rozwój sytuacji. Historie opisujące zachowania agresywne nie kończą się niesprawiedliwością. Zresztą reżyser nie odpowiada jednoznacznie na pytanie, co to jest sprawiedliwość? Czy odwet jest sprawiedliwością? Obrona bliskiej osoby metodami niemoralnymi jest dozwolona? Poczucie krzywdy usprawiedliwia zbrodnię?
         Film zachwycił międzynarodową krytykę i na wielu festiwalach odnosił sukcesy. Wart obejrzeć film, by lepiej zrozumieć samego siebie. Zastanowić się nad swoją agresją i czy umiem nad nią zapanować?

Marek Hłasko „ Najlepsze lata naszego życia”









                  Milcz! Ja jestem biedny człowiek. Nie mam ani pieniędzy, ani pracy. Muszę mieć swojego Boga. Zły, dobry – nie moja rzecz. On jest moim Bogiem.
Marek Hłasko „Najlepsze lata naszego życia”

       






        Jeżeli chcesz się dowiedzieć jak żyło się, robotnikowi w latach 50 ubiegłego wieku to przeczytaj opowiadania Marka Hłaski „Najlepsze lata naszego życia”. To 14 pierwszych jego opowiadań opublikowanych dopiero teraz. Stylistycznie wpisuje się w literaturę socrealizmu. Młody Marek Hłasko był piewcą socjalistycznym, co nie ujmuje mu nic z jego talentu.
        Bez ogródek pokazuje autor ciężki los młodych robotników. Wraca też do wspomnień i opisuje nam los proletariatu przed II Wojna Światową.
        Czy warto czytać?
        Warto czytać, choć to twórczość ułomna i zawierająca wiele niedociągnięć. Warto by poznać los naszych ojców i dziadków, którzy musieli stawiać czoła socjalistycznej rzeczywistości. Autor pochlebca ówczesnej władzy nie stroni od opisania rzeczywistych trudności młodych ludzi w początkach Polski po traumie wojennej.
        Autor „Bazy Sokołowskie” wart jest poświęcenia kilku popołudni i zapoznać się z jego początkowymi opowiadaniami, by lepiej zrozumieć jego arcydzieła.
        Marek Hłasko to mój idol z lat młodości. Zaczytałem się w nim w latach osiemdziesiątych. Obok Edwarda Stachury on kształtował mój światopogląd, dla tego podszedłem do niego z sentymentem. Odnalazłem w tych opowiadaniach tę nutę, którą mnie pociągnęła w twórczości Marka Hłaski.

Polecane

Powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2

      Co czyni nas tym, kim jesteśmy?                   Bohaterzy powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2 to malar...