Rozaważnia nad pogladami ks. Jana Twardowskiego



Myślę po prostu o czasie, w którym dojrzewałby w nas człowiek serdeczny, kochający, życzliwy, otwarty, przyjmujący ze wzruszeniem łaskę uśmiechu i łaskę nowego cierpieniu.

Ks. Jan Twardowski Wszystko darowane. Myśli na każdy dzień.

 

 

            Żyjemy w czasach, kiedy postawa typowo ludzka przestała być sylwetką oczekiwaną. Przestaliśmy być Homo Sapiens a staliśmy istnieniem z przypiętą etykietą. Staliśmy się postrzegani przez rasę, pochodzenie, język, wiedze, poglądy, religie i wiele innych etykiet.

            Główną obecnie metką przypiętą do naszej postaci jest wyznawana wiara, religia, do jakiej się przyznajemy. Sama nazwa determinuje zachowanie otoczenia. Nie nasze postępowanie, czyny, czy postawy życiowe dla odbiorcy są ważne, ale deklaracja religijna, polityczna. Dla większości chrześcijan muzułmanie to terroryści a dla muzułmanów chrześcijanie to niewierni, którzy zagrażają ich tożsamości. Poglądy prospołeczne nastawiony na jednostkę są traktowane, jako lewicowe bez względu na nasze deklaracje w innych dziedzinach życia. Oczywiście wyrażenie poglądów stawia nas po jednej ze stron barykady. Eskalujemy konflikty, by pokonać przeciwnika. Czas z cytatu ks. Twardowskiego obecnie nie jest osiągalny. Kolejnym znacznikiem jest rasa, kolor skóry, język, kultura narodowa, tu też działa syndrom przekonań. Przed wzajemnym poznaniem stajemy już przed sobą z konkretnymi deklaracjami.

Zamiast odczytywania etykiet powinniśmy się poznawać. Przez zgłębianie wiedzy na temat drugiego człowieka tracimy z oczu metki powieszone przez oszalałe społeczeństwo pędzące ku zagładzie. Poznając akceptujemy postepowanie człowieka w wielokrotnie trudne do zrozumienia. Życzliwość, serdeczność, wyciągnięta ręka do zgody i pomocy. Takich postaw nam trzeba. Odrzucimy przekonania. Z sercem miłości idźmy do drugiego człowieka, kochajmy, akceptujmy i pozwólmy żyć.

Wśród trzeźwiejących alkoholików jest powiedzenie „Każdy musi sięgnąć swojego dna”

              




Wśród trzeźwiejących alkoholików jest powiedzenie „Każdy musi sięgnąć swojego dna”.

Gdzie jest moje dno? Kiedy postanowiłem przestać pić nie zastanawiałem się czy sięgnąłem dna? Z czasem jednak wraz z uczestnictwem w terapii i w mitingach zadałem sobie pytanie -, czy ja osiągnąłem dno?. Doszedłem do wniosku, jeżeli nie osiągnąłem dna to ewidentnie wrócę do picia.

                Strach powrotu do picia wytworzył u mnie ciąg myślowy, który dowodził, że nie mogło być gorzej. To, co straciłem przez picie jest stratą największą i tym sposobem osiągnąłem swoje dno.

                Teraz kiedy moje trzeźwienie jest bardziej stabilne dochodzę do wniosku, że „osiągnięcia dna” jest przereklamowane.        Przez całe trzydziestojednoletnie picie nie doprowadziłem się do całkowitego upadku moralnego i materialnego. Rodziny nie postradałem, choć ją strasznie poharatałem. Finansowo potrafiłem sobie radzić.

To nie konsekwencje poniesione w głównej mierze zmobilizowały mnie do zaprzestania picia, a utrata wolności. Wolność jest darem od Boga. Szybko uświadomiłem sobie utratę wolności. Osoby, które tylko z uwagi na konsekwencje swojego pici zaprzestają spożywanie alkoholu, często wracają do uzależnienia. Po dotarciu do mnie faktu utraty wolności przez picie łatwiej przyszło mi wdrażać zmiany w moim życiu. Uczestnictwo w terapii i mitingach zacząłem traktować, jako lekarstwo i miły obowiązek. Niepowodzenia, coraz mniej wywoływały we mnie frustracje. Poczucie wolności i co się z tym wiąże możliwość realizacji swoich zamierzeń stało się ważnym elementem mojego życia. Uznanie się za chorego otworzyło mi oczy na straty poniesione nie przez picie a utratę wolności.  Człowiek wolny ma ogromne zasoby energii, która może wykorzystać w celu rozwoju osobistego, realizacji celi rodzinnych, zawodowych.

                Program 12 Kroków jest sposobem na odzyskanie wolności. Wyzwolony człowiek jest pogodzony z przeszłością, zadośćuczynił skrzywdzonym jak i wybaczył krzywdzicielom. Zna swoje zalety i wady. Podąża w trzeźwym życiu drogą wolności. To program pomógł mi odnaleźć siebie i pokochać

Czekoj na mnie tam




Słońce mocno grzało Pawłowi w prawy policzek. Stał z kilkoma osobami przed baldachimem w kolorze kiedyś niebieskim, obecnie mocno wyblakłym, pewnie od promieni słonecznych. Pod brezentem stała najbliższa rodzina zmarłego, mężczyzny w sile wieków, rolnika a co za tym idzie chłopa całe życie ciężko pracującego. Odszedł nagle jak żył, robił wszystko szybko. Odkąd go Paweł pamięta był to człowiek prędki. Z głośników słychać słowa modlitwy, różaniec, żałobnicy powtarzają słowa jak w transie. Niebo znów zasnuło się deszczową chmurą. Powietrze ciężkie od wilgoci opadało na ludzi okrywając ich jak trawę rosa. Co rusz ktoś wyciągał chusteczkę do przetarcia twarzy. Kilku mężczyzn miało chusteczki, jakich Paweł nie widział od lat. Ogromne w szarych kolorach, zajmujące całą kieszeń spodni. Modlitwy cichły, nadchodził moment rozstania. Ksiądz wypowie słowa pożegnania i nastąpi ostateczna czynność, zamknięcia wieka. Panowie z obsługi wynurzyli się z różnych zakątków posesji przygotowani do wykonania zadania. Jeszcze chwila dla rodziny. Płacz rozchodzi się po podwórku, na którym nie ma żadnego zwierzęcia. Może w kurniku, chlewie, oborze opłakują swojego dobroczyńcę.

Nad trumną nachla się Wdowa, wtula się w trupa jak słodkiego kochanka. Całuje w usta, szlocha płacze, dzieci zmarłego odsuwają zrozpaczoną matkę.

-czekoj na mnie tam!- Wykrzykuje żona. Tylko gdzie to „tam”. Czy to wyznanie wiary? A może pobożne życzenia, zaklinanie rzeczywiści i udawanie, że wierzy się o istnienie poza światem widzialnym. Naszym światem. Czy „tam” jest podobnie jak tu, a może nie ma materii, która przekształca się obecnie w proch? Pozostanie z człowieka oto tylko niewidoczne. Wszystkie przyklejone etykiety, nazwy, pseudonimy, określenia na osobowe „Ja” rozpłynie się w przestrzeni pozostanie jedynie Duch nieokreślony.

Teraz nie biją młotkiem gwoździ w wieko. Nie ma  odgłosu zamykania czyjegoś życia. Odchodzenie jest bardziej cool. Oto jest na pogrzebie gdzie kultywuje się pożegnanie ze zmarły na obejściu gospodarstwa, tu gdzie spędził swoje życie. Całują zmarłego, klepią po zimnych skostniałych dłoniach. Twarz w grymasie radosnym, odchodził pogodzony ze światem tak pomyślał Paweł. By mieć taki wyraz twarzy po śmierci trzeba być świadomy swoje roli na ziemi. Pogodzonym, iż nadejdzie kres tułaczki po ziemi.

Paweł wraz z pozostałymi ustawia się w kondukcie żałobnym, będą towarzyszyć niesionej trumnę do kościoła. Nastąpi pożegnanie wobec Boga. Krocząc tak w z uczestnikami pogrzebu Paweł zaczął rozmyślać o swoim pogrzebie. - W pierwszej kolejności nie chciałbym umierać sam. Odchodzenie w samotności to jak seks sam ze sobą. Oczy trzeba zamknąć w obecności człowieka. Jakbym mógł napisać scenariusz swojego pogrzebu i go zrealizować, wyreżyserować na pewno byłby skromny w liturgii. Skupiony na odchodzeniu. Pożegnaniu.

Msza przebiegła szybko i sprawnie. Ksiądz celebrant śpieszył się. Niebo mocno zasnute z grzmotami od zachodu. Proza życia zmuszała do przyspieszenia uroczystości. Bliscy po przyjęciu komunii delikatnie dotykali trumny, ostatni gest, obietnica dotarcia tam, gdzie zmarły przebywa. Już na schodach kościelnych słychać pierwsze komentarze;

-pięknie gadał ksiądz, on to umie powiedzieć

-Janek dobry był, to i co miał gadać

-ale pieniądze jak od wszystkich wziął

Paweł wspominał pogrzeby, w jakich uczestniczył, wszystkie podobne do siebie, łzy, rozpacz lub cisza. Ten miał tę różnicę w słowach – „czekoj tam na mnie”. Prośba spełniona? W jakim stopniu swojego ziemskiego „Ja” przenosimy na tamten świat? Może jak niemowlę przychodzimy w zaświaty z czystą kartą bez wiedzy o życiu na ziemi.

Powoli żałobnicy sunęli w stronę Cmentarza. Czarne chmury przesłoniły świat, ukrywały intymną chwilę, pozbycia się zwłok. Oto chwila, w której wszystko jest niewyjaśnione, niedomówione, pozostawione poza percepcją ludzką.

- Przyjdź na stypę do remizy, rodzina zaprasza- usłyszał Paweł za lewym ramieniem, zanim odwrócił się i opowiedział, osoby już nie było, zawiadamiała kolejnych żałobników. Po wysiłku pogrzebu trzeba się pożywić, pomyślał Paweł.

Oto  wspomnieć będziemy zmarłego Jana, chłopa w sile wieku, ukochanego męża, ojca, dziadka, sąsiada. Paweł aż wzdrygnął się po tym, co pomyślał. Jan lubił wypić, na zebraniach wiejskich wykłócał się do ostatka o swoje, osoby o innym kolorze skóry wprawiały go w złość, imigranci dla niego to tylko nieroby czyhające na jego dobra, Geje to osoby żyjące wbrew naturze, których powinno się pozamykać w gettach. Jan zabrał ze sobą swoje poglądy. Tu zostawił ludziom dobre wspomnienia o sobie.

Remiza niedawno odnowiona z funduszy unijnych, informuje o tym tablica przytwierdzona do ściany budynku. Gospodyni i Wdowa witają się z każdym z osobna. Paweł słyszy do ucha- Wuj kochał Cię, pomimo wszystko. Przeszłość znów wbiła się w serce Pawła. – A jednak pamiętają. Jan już nie ma pamięci.

Obiad zjada pospiesznie, boj się przeszłości, oto ludzie, którzy pamiętaj tamten wieczór sprzed wielu lat. Jan o tym nie ma pamięci i on nie ma. Jedynie drżenie raka przypominają o wydarzeniu, którego nie powinno się zdarzyć.

Paweł wstał od stołu. Bez słowa ukłonił się Wdowie. Wyszedł. Niebo nadal zasnute chmurami burzowymi, parne powietrze przygniatało do ziemi.

- już nigdy tu nie przyjadę!

W poszukiwaniu Boga pomógł mi program 12 Kroków






„Zewnętrzny człowiek ma zewnętrznego boga, wewnętrzny człowiek ma wewnętrznego Boga”

Mistrz Eckhart

 

 

        Piękne to zdanie utkwiło w mojej pamięci i zagnieździło się w przemyśleniach. Od dawna staram się z Bogiem jednać wewnętrznie, tylko mam problem, dość poważny, jak w swej strukturze duchowej i materialnej odnaleźć transcendentalnego Boga.

        Oznaki zewnętrznego poszukiwania Boga i jednoczenia się z nim przechodzą w niepamięć. Odczuwam, coraz mniejszą potrzebę przebywania w miejscach kultu i uczestniczenia w nabożeństwach. Zagłębiam się w sobie w poszukiwaniu Boga w sobie i podjęcia dialogu, który pogłębi moją wiarę. Z takiego obrotu sprawy przeszedłem z okazywania swojej wiary poprzez dewocje, do czynnej prezentacji.

        Coraz lepiej rozumiem, co to jest miłosierdzie. Jak ważne jest w naszym życiu? Bez nachylenia się nad drugim człowiekiem, nie ma wiary. Bóg jest w drugim człowieku nawet w tym największym zbrodniarzu, o którym myślisz. Miłosierdziem jest modlitwa za grzesznika. Miłosierdziem jest wskazanie mu drogi naprawy krzywd. Wewnętrzny głos od Boga podpowiada mi drogę ku drugiemu człowiekowi.

        Największym wyzwaniem i miłosierdziem wobec drugiego jest przestanie odczuwania strachu. Przestać, bać się człowieka i oczekiwać z wyciągniętą ręką na gest pojednania. Pójścia w ramie w ramie do szczęścia, które Bóg nam dał. My zaprzepaściliśmy cały dorobek Ewangelii.

        Ogromny wpływ na moje podejście do istoty Boga ma również Program 12 Kroków. To w nim poznałem swojego Boga, który idzie wraz ze mną przez życie, moje życie. Ja w przestrzeni czasu On poza nim. Poczucie obecności Boga w duchowym spotkaniu umacnia mnie w trzeźwym życiu. Kiedyś na kacu modliłem się do Niego żądając pomocy. Teraz wiem, że trzeba poszukać w swoim wnętrzu jego obecności i tam wraz z nim rozwiać problem, bez walki i innych wojennych określeń. Trzeba iść przez życie z podniesioną głowa. Przez wiedze, iż Bóg jest we mnie wiem, że w drugim człowieku również jest Boża istna, więc trzeba otaczać bliźniego miłością.

Grawitacja to film o samotności w kosmosie





Zasiadłem do oglądania „Grawitacja” tylko ze względu na efekty specjalne i piękne zdjęcia naszej planety zrobione z kosmosu.

                Fabuła filmu jak to ostatnio bywa nie zachwyca.  Scenariusz, kolejna wersja relacji między kobietą a mężczyzną umiejscowiona w tym przypadku w kosmosie. Reżyser Alfonso Curaron zapragnął pokazać nam „nieznośność bytu” w przestrzeni kosmicznej. Swoje przemyślenia filozoficzne umieścił na stacji kosmicznej i w przestrzeni nieprzyjaznej człowiekowi. Wielu autorów umieszczało akcje w nieprzyjaznych warunkach. Kosmos poza nielicznymi próbami jest w tej kwestii dziewiczy.

                Samotność powiązana z prawdopodobną utratą życia jest wdzięcznym tematem do realizacji. Reżyser wykorzystuje do przekazania treści scenariusza jedynie dwojgu wspaniałym aktorom. George Clooneya (Matt Kowalsky) gra typowego bohatera amerykańskich filmów akcji, czyli na pierwszy rzut oka lekkoducha, który aż do bólu jest pragmatyczny. Sandra Bullock (Ryan) gra kobietę z „jajami”, jako zjawiskowa aktorka robi to znakomicie. Kunszt  Sandry Bullock jest największym plusem obrazu.

                Wspaniale film został zrealizowany od strony operatorskie, a zwłaszcza kilkunastu minutowa scena wstępna. Autor zdjęć Emmanuel Lubezki jak wykazał jest znakomity operatorem. Zdjęcia w niewielkich pomieszczeniach są znakomite jak i przedstawienie nieważkości i pożaru na stacji kosmicznej.

                Dla mojego gustu brakuje tzw. głębszej treści. Można było więcej wlać treści o znaczeniach egzystencjonalnych czy ostatecznych. To moje postrzeżenia wynikając ze stanu mojego ducha. Tak więc nie jest to zarzut obiektywny, ale subiektywny.

                Na film warto iść do kina i obejrzeć w formacie 3D.

Polecane

Powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2

      Co czyni nas tym, kim jesteśmy?                   Bohaterzy powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2 to malar...