W Programie 12 Kroków jest wsakzówka jak uśmierzyć wyrzuty sumienia





Wyrzuty sumienia, strach, poczucie beznadziejności, jakie odczuwałem nazajutrz rano są nie do opisania.

Anonimowi Alkoholicy Opowieść Billa str. 5

 

       

 

        Przebudzenie po ostrym piciu. Kiedy słońce zaglądało przez okno a ja kolejny raz poległem w nauce kontrolowanego picia jest nie do opisania.

        Picie rozpoczynałem od ustalenia ilości wypitego alkoholu jak i jaki będę spożywał. Zdarzały się nieliczne sytuacje, kiedy umiałem zachować podjęte zobowiązanie. Takie zdarzenia utwierdzało mnie w słuszności myślenia, że można się nauczyć kontrolować picie alkoholu. Teraz wiem, że to tylko kaprys choroby, a nie moja silna wola.

        Poranki, kiedy nie pamiętałem jak dotarłem do domu. Ogólnie jak spędziłem kilka godzin. Urwany film i szamotanina z myślałem.- „Komu ubliżyłem”, „kto widział moje upokorzenie”, „ile przepiłem pieniędzy”? To były pytania bez odpowiedzi a jeśli nawet to oddźwięk był negatywny.

        Znałem jeden sposób radzenia sobie ze stanem kaca moralnego, kolejna porcja alkoholu. Poszukiwanie ukrytego, gdzieś w domowych zakamarkach. Snując się po mieszkaniu otwierałem kolejne szafki, zaglądałem za łóżko, pod wannę, jednocześnie wyklinałem bliski posądzając ich o zabranie moich skarbów alkoholowych. Fizycznie i psychicznie byłem wrakiem człowieka.  Ze strachem w oczach patrzyłem na swoje dłonie, które coraz mocniej drżały i wpadałem w panikę, że dostane delirium.

        Teraz jestem wolny jak ptak na wietrze. Wstaje rano i kłaniam się słonku lub chmurą, z radością witam nowy dzień pamiętając poprzedni. Bym to osiągnął musiałem się wielokrotnie upodlić, sięgnąć dna.

        Przyszedł ten upragniony dzień, kiedy zakręciłem butelkę i zacząłem szukać szczęśliwego życia. Teraz wspieram się mitingami i rozwojem duchowy, by nie popaść w koleiny stan upodlenia. Program 12 Kroków w prosty sposób przekazuje sposób umożliwiający przerwania tańca alkoholowego.

        Pamiętacie swój ostatni dzień picia?

Dziś są moje urodziny pożegnalna sztuka Tadeusza Kantora

              




Wybrałem się do „biednego pokoju wyobraźni” wraz z Tadeuszem Kantorem. Każdy z nas posiada taki pokój, w którym jesteśmy my i nasza wyobraźnia.

                Tadeusz Kantor wielki dramaturg i malarz w swojej sztuce „Dziś są moje urodziny” opowiedział o sobie jak to zawsze robił, lecz oto spektakl, którego już nie obejrzał. Przed premierą zmarł. Na scenie jak to u mistrza bywa przesuwają się, pojawiają się postacie, które trzeba przyporządkować do życia autora. Tadeusz Kantor robi wiwisekcje ze swojego życia w rocznicę urodziny. Mocnym wspomnieniem jest wojna, zabijanie, niszczenie, nietolerancja. A oto autor w swym autoportrecie oczekuje spokoju, ucieka do swojego biednego pokoju wyobraźni gdzie nadal odbywa się spektakl z jego życia. Nie ma możliwości uciec od siebie. Koleiny raz trzeba przezywać traumy dzieciństwa, młodości, wojny, upodlenia powojennego.

                Nigdy nie żałowałem tych kilku chwil dla twórczości Tadeusza Kantora i ty razem ma podobnie. Warto odwiedzić stronę Ninateka, by pobyć w pokoju wyobraźni, choć biednym, ale jednak.

Ostatnia Rodzina opowieść o geniuszach pod jednym dachem






Obiecaj, że sobie nie nic zrobisz, dopóki Mama jest z nami.

Zdzisław Beksiński – do syna

 

 

                Ostatnia Rodzina jak tytuł filmu wskazuje to opowieść o rodzinie ostatecznej, zanikającej, odchodzącej, film o ostateczności.  Czemu ostatnia? Śledząc dzieje rodziny Beksińskich, w której spotykają się  dwaj geniusze, ale też ich dziwactwa, natręctwa, neurozy. Zauważalnym klejem, spoiwem, tworzącym rodzinę to Zofia Beksińska żona, matka. Cała trójka jest oblana miłością ukrytą. Oto cała prawda o rodzinie ostatniej.

                Rodzina Beksińskich żyje jak inne mikro społeczności na blokowisku. Dom to skromne mieszkanie, bez wyposażeniowych fajerwerków, odkrywając pokój Zdzisława, zauważamy, że znajdujemy się w miejscu wyjątkowy. Podobnie z mieszkaniem Tomka tam powala nas ilość płyt, kaset i taśm. Ich wyjątkowość objawia się obrazami Zdzisława i działalnością Tomka na niwie mediów. Relacje rodzinne są dynamiczne w szczególności pomiędzy rodzicami a Tomkiem. Scena zniszczenia kuchni przez niego wyraźnie to podkreśla.

                Reżyser Jan P. Matuszyński znakomicie zaprezentował nam życie rodziny, w której poślednią role odgrywają dwaj geniusze. Wybrał do ról wspaniałych aktorów, a rola Dawida Ogrodnika jest znakomita. Czuć w niej dynamikę i wewnętrzną walkę Tomka Beksińskiego.

                Oto kolejny przykład, iż w „Chamowie” jak pisał Miron Białoszewski, mogą żyć geniusze.

Zasadę lustra zastosowałem łącznie z programem 12 Kroków

     





   Przez lata pijackiego życia w ludziach widziałem jedynie złych pozbawionych uczuć, pełnych nienawiści osobników pragnących mojej zguby. Wszystkie moje niepowodzenia traktowałem, jako złośliwość Świata. Dowiadując się o czyiś sukcesach doszukiwałem się niesprawiedliwości lub nieuczciwej pomocy osób trzecich. Swoje sukcesy dyskredytowałem mówiąc, że to przypadkowe wydarzenia potwierdzające regułę. Moją zasadą było myślenie, że wszyscy są przeciwko mnie. Życie to ciągła walka z przeciwnikami. Armia wrogów składała się z bliskich i znajomych jak również z osób nieznanych. Żyjąc w matni jedynym ratunkiem było uciekanie w krainie Ułudy. Tam w marzeniach żyłem w ciągłej szczęśliwości. Ból istnienia realnego uśmierzałem lekiem na całe zło, czyli alkoholem.

         Alkohol powoli zgłaszał swoje roszczenia, co do mojej osoby. W początkowym okresie dość niewinnie i nie nachalnie. Naliczał odsetki i czekał. Alkohol zna się na ściąganiu długów i wiedział, że będę musiał spłacić.

         Kiedy upomniał się o dług. Miałem wyjście, rozpocząć leczenie i zapomnieć o alkoholu lub pogrążać się w oparach trucizny. Od jakiegoś czasu trzeźwieje.

         Teraz poznaje inną zasadę i zaczynam rozumieć błędy popełniałem w latach pijaństwa. Nazwa jej to; „zasada lustra”. Kiedy dowiedziałem się o regule, która mówi, że to ja mam te wszystkie cechu, które widziałem w osobach z mojego otoczenia. Zeszło ze mnie powietrze. Poczułem się lżejszy i spokojniejszy. Wszystkie etykiety, które przypinałem ludziom, są moimi wyróżnikami.  Egoizm, egocentryzm, buta, pycha, nieuczciwość. Właściwości posiadane za czasów picia nie znikły od tak jak tylko przestałem pić.

         Każdy dzień trzeźwy odkrywał przede mną kolejne moje cech charakteru. Lustro odbijało moją twarz. Rozpocząłem powolny proces zmian mojego postępowania. Przez te zmiany zacząłem dostrzegać drugiego człowieka. Istoty ważnej tak jak i ja. Kolejną zmianą to nauka słuchania, zgodnie z powiedzeniem „aowskim - Wyjmij watę z uszów i włóż do ust”. Pokorom przyjmowałem dary losu wiedząc, że nie mam na nie wpływu. Dalej kroczę tą drogą i przyjmuje otaczający mnie świat. Teraz spostrzegam ludzi sprzyjający mojej trzeźwości. Bez bojaźni zwracam się o pomoc i uczę się okazywania uczuć. Staram się mówić o sobie, swoich uczuciach, przeżyciach. Powoli otwieram się na drugiego człowieka. W pijackim widzie uważałem, że wyrażenie uczuć pozytywnych jest przyznaniem się do słabości. Ukrywałem głęboko emocje, miłość, radość. Teraz w bardzo niewielkim stopniu, ale jednak pozwalam tym uczuciom zaistnieć. W lustrze widzę mężczyznę pragnącego kochać i być kochanym. Kiedy to nastąpi „któż to wie?”. Spełniając podstawowy warunek, czyli trzeźwienie mam szanse zbliżyć się do celu.

         Na próby sprawdzenia, co sądzą o mnie ludzie obecnie. Dostaje lakoniczne odpowiedzi.

- dobrze, że nie pijesz.

- zmieniasz się.

Wiem, że moje zmiany są słabo widoczne. Z tego powodu nie mogę oczekiwać od bliskich zachwytów nad moim rozwojem. Lustro jest moim recenzentem im więcej widzę dobra w odbiciu, tym więcej jest zgody we mnie.

Jeszcze nie tak dawno wszyscy byli wrogami. W odbiciu widzę, coraz więcej ludzi sprzyjającym moim działaniom. Zaczynam rozumieć moich bliskich, z jakich powodów dezawuowali moje niecne poczynania. Przez lata ich winiłem za nasze konflikty. Obecnie patrzę w lustro i widzę krzywdy, jakie wyrządziłem rodzinie.

Oczekiwałem przebaczenia a teraz rozumiem, że jest to nadużycie. Mogę jedynie żyć zgodnie z zasadami moralnymi i liczyć na zrozumienie. Ucząc się, empatii oczekując na odwzajemnienie. Przebaczenie może nastąpić wówczas, kiedy nastąpi moja przemiana.

Poznałem Program 12 Kroków, który prowadzi mnie przez życie. Składające się z dni, w których stosuje Program. To w 12 sugestiach spostrzegłem siebie jakbym stał przed lustrem. Kiedy przy porannym goleniu twarz naprzeciwko jest do mnie nie podobna, pełna złości nie panikuje ze spokojem czytam „Codzienne refleksje”, aby poznać, podpowiedz na dzień. Często moja twarz dzieli się uśmiechem z wizerunkiem naprzeciw. Radosny wizerunek potwierdza zasadność stosowania Programu 12 Kroków. Zasada lustra mówi o nas bez nas.

Czy jest możliwa przemiana?

Zrobiliśmy wnikliwą i odważną osobistą inwenturę moralną.





Mocnym ruchem ręki otworzył Paweł drzwi klatki schodowej. Z pierwszym widokiem ścian, ruszyły wspomnienia. Nie miał ochoty wchodzić na 4 piętro bloku, w którym mieszkał przez kawał swojego życia. Uchwycił się poręczy i mocno podciągał swoje ciało w podążaniu po kolejnych schodach.
-Kiedyś zbiegałem i wbiegałem po nich wielokrotnie. To było kilkanaście razy dziennie. Drzwi  otwierałem z hukiem, niekiedy sąsiadka z parteru groziła pięścią, wychylając się przez okno. Krzyczała-, „jaki ojciec taki syn”. Ojciec otwierał zamaszyście drzwi po ciężkim dniu pracy w fabryce i długim spędzaniu popołudnia z kolegami od kieliszka. Mówią, że źle z nim.
Minął kolejne półpiętro, zakręt, w takich miejscach ojciec przysiadał, kiedy siły już mu brakło w spinacze na szczyt. Paweł, wielokrotnie, wspomagał go w podróży do mieszkania. Ojciec śmierdział przetrawionym alkoholem, moczem. W bełkotliwej mowie wyłuszczał mu prawdy o świecie, życiu, matce, rodzinie i o nim samym.
-Ojciec w jednym miał racje. Wiele lat chlałem jak on. Patrzył mi w oczy i mówił –„będziesz chlał, będziesz leżał w rowie jak ja. Nasza rola takim być”.

Przystanął kolejny raz, na półpiętrze spojrzał przez okno. Widok był inny niż zapamiętał, sprzed 30 lat. Wszystko urosło, zmieniło swój wygląd. Nie było boiska, zrobionego przez niego i kolegów, na którym grali w piłkę, ku wściekłości mieszkańców. Denerwowało ich niszczenie trawy, łamanie młodych drzewek, wrzaski. W szczególności jeden z nich był bardzo złośliwy do młodej gawiedzi. Mieszkańcy się zestarzeli, dzieci urosły poszły na swoje. Na kilku ławka przesiadują emeryci, wspominają lata dawne.
-Po co ja tam idę? Umiera. Każdy kiedyś umrze. Nic z nim mnie nie łączy poza wspomnieniami jego picia. Mocno chlał, dzień w dzień, że przeżył tak długo. Cholera o mnie moje dzieci też tak mówią. Nic, poza moim chlaniem im w pamięci nie pozostało.

Stał przed drzwiami wejściowymi. Numer na nich wisi od lat ten sam. 48. Obok 49 i 50. Trzy mieszkania na piętrze, trzy rodziny i ten sam problem. Alkoholizm. Paweł przypomniał sobie, w którym kto pił i a kto musiał to znosić.
-U mnie pił ojciec, pod 49 pili wszyscy łącznie z dziećmi. Ciekaw jestem, co się dzieje z Janiną. Ostatni raz widziałem się z nią zaraz po terapii, jak przyszedłem do ojca z nadzieją, że przestanie pić. Myślałem, iż mój przykład nakłoni go do abstynencji. Janina, Janka tak wołaliśmy na nią. Najlepsza w grę w gumę. Stała na klace pijana, paliła papierosa, szklistymi oczami, oznajmiła, „nic nie mów”. Pod 50 mieszkało małżeństwo, On szybko trafił do kryminału, pani Gienka przyjmowała klientów. Często wesoło tam było. Ojciec też tam chodził. Pukać czy nie. Zaraz, może jest zamknięty. Przecież z nim teraz nikt nie mieszka, przychodzi raz dziennie ktoś z opieki.
Nacisnął klamkę. Drzwi stęknęły jak zawsze. Ten dźwięk, Pawłowi towarzyszył od dziecka. Otworzył szeroko, stał na progu i lustrował przedpokój. W oddali widział pokój i czubek głowy ojca leżącego na łóżku. Po mieszkaniu rozchodził się zapach potu, mdły wyziew resztek jedzenia. Serce mało nie wskoczyło mu do gardła. Oto ojciec, dawca jego życia leży odłogiem. Strach nie odpuścił na moment. Poczuł fantomowy ból uścisku ojca. Szorstka skór tarła jego naskórek jak papier ścierny. – „Pizda z ciebie” -słyszy słowa ojca cedzone przez zaciśnięte zęby. Oczy pełne płomienia szaleństwa.

Podchodząc do łózka, ojciec powoli wyłaniał się. Odmieniony, nie do poznania. Szary, skóra pergaminowa, w każdej chwili mogła być przecięta przez kości, które domagały się opuszczenia cienkiej powłoki. Miał zamknięte oczy. Trudno było odgadnąć czy śpi. Paweł rozejrzał się po pokoju. Znalazł wzrokiem taboret, poszedł po niego, rozglądaj się dalej, w umeblowaniu nie zmienił się nic od 30 lat. Stolik zapełniony lekami i miskami z niedojedzonym jedzeniem, wokół którego krążyło stado much. Jedna dorodna, widocznie prowiant ojca jej służył. Stawiając taboret, zauważył jak, ojciec mruży oczy.
-Cześć – powiedział Paweł
Cześć- ojciec próbował podnieść rękę na przywitanie. Robił to z ogromnym wysiłkiem. Koścista dłoń miała już opaść, kiedy Paweł ją taktownie uchwycił. Kompletnie inna od tej ze wspomnień delikatna, ze skorą miłą w dotyku. Ta subtelność przeraziła Pawła. Poczuł się nieswojo. Zbierało się mu na wymioty. Odłożył ojca dłoń na pościel. Roztarł ręce, chciał pozbyć się  śladów dotyku.
Milczeli. Unikali swojego wzroku. Paweł czół, że to on musi rozpocząć rozmowę.
-Jak się czujesz? – Zagaił zdawkowo
-synu to nie jest ważne. Przyszła pora na tę rozmowę. Ostatnią. Może jeszcze dziś zamknę oczy, może jutro. Dobrze, że jesteś. Jak powiem przepraszam, to będzie takie pretensjonalne? Ale nie słyszę w głowie innego słowa. Synu, wybacz mi. Matka na łożu śmierci wybaczała. Teraz ja leże, szykuje się do zaświatów. Przebacz – mówił wolno, spokojnie cedząc słowa. Czuć było, że szykował się do odbycia jej.
-Czy ci wybaczę, czy nie, nic to nie zmieni? Byłeś zły, jesteś zły i umrzesz zły. Nie wymagaj ode mnie tak dużo. Takiego ciężaru ja nie udźwignę. Przyszedłem tu by ci powiedzieć, iż to ja jestem pierwszy w rodzinie, który zaprzestał pić wódkę. To ja wprowadzam w życie nowe idee. Każdego dnia staram się tak żyć, aby nie krzywdzić. Mam nadzieję, że moje wnuki pójdą moim śladem. Przyszedłem Ci powiedzieć, iż nie mam żalu. Postępowałeś jak wszyscy wokół. Tak byłeś wychowany, ale nie licz na przebaczenie. Poszedłem w twoim śladem. Zniszczyłem małżeństwo, skrzywdziłem żonę i dzieci. Zostałem sam jak palec. Trudno mi nawiązać relacje, z kimkolwiek. Zakompleksiony, wystraszony. Wiesz, mówią na takich jak ja „dziecko we mgle”
-winisz mnie, za swoje niepowodzenia? Masz takie prawo. – odrzekł ojciec. Paweł podniósł się, stał nad ojcem. Nie wiedział, czy już wyjść, a może jednak zostać, rozmawiać, dążyć do wybaczenia. Przecież on również nie był święty. Sprawiał trudności wychowawcze. Ojciec o niego nie płakał, ale matka wielokrotnie nie przespała nocy. A to w oczekiwania na niego lub ojca pijanego. Paweł pomyślał, że zbyt proste wybrał wytłumaczenie swojej choroby alkoholowej. Łatwo oskarżyć ojca, trudniej odnaleźć w sobie zło.
-Ojcze. Chcę, zamknąć. Dekiel niech opadnie na przeszłość. Co ja mówię?-Zaczął spacerować po pokoju jak Dulski po Plantach- kiedyś wspominałeś, że lubiłeś oglądać ze mną filmy. Jako szczyl obejrzałem z Tobą „Kanał” Wajdy, chwaliłeś mnie, że dobrze oceniłem treść? Wiesz! Ja tego nie pamiętam. Często tak oglądaliśmy filmy?
-No wiesz. Jak byłem trzeźwy to, lubiłem oglądać filmy. Siedziałeś koło mnie. Ja tak mówiłem o tobie?- Głos jak smuga przebiegał po pokoju. Więcej w nim było ciszy niż słów. Paweł musiał się wsłuchiwać.
-A wtedy, kiedy zabroniłeś mi jeść w domu jak ty w nim byleś. Co chciałeś osiągnąć?
-Nie pamiętam synu. Wybacz.
-No tak nie pamiętasz. Ja k…a jadałem u kolegów lub jak była matka. Zresztą połowę tego czasu byłeś pijany.
-Synu wybacz - podniósł rękę. Szukał nią Pawła, chciał go schwycić za przedramię, kiedy przechodził obok łózka.
-Czemu stałem się taki jak ty?
-Nie wiem. Ja jestem taki jak mój ojciec.
Znów Paweł siadł na taborecie, patrzył na ojca. Milczeli. Słowa już nie były potrzebne, wspomnienia odleciały przez uchylone okno. Paweł myślał, co mi zostało? Przebaczyć? Jeżeli mu nie przebaczę, mnie dzieci nie przebaczą. Czy tylko On jest winien? Czy to jednak ja krzywdziłem?
-No nie ma, co. Jak w ogóle sobie radzisz, masz, co jeść? Może coś zrobić?- Niezdarnie Paweł proponował pomoc.
-Opieka społeczna o mnie dba. Jeść nie chcę. Chce od ciebie przebaczenia.
-Co to zmieni? Czasu nie cofniemy.
-Mnie przebaczysz to i dzieci ci przebaczą- te słowa zmroziły Pawła.- Będziesz pierwszy w rodzinie, który zmieni nasz los.
Paweł wiedział, iż od przebaczenia nie ma odwrotu. Pielęgnowanie nienawiści nie przysporzy mu radości. Znów wstał. Ojciec podniósł wzrok na jego już siwiejące włosy. Pięćdziesiątka na karku. A ojciec po siedemdziesięciu latach i nadal ma włosy tylko z kilkoma siwymi kosmykami. Otworzył usta, by nabrać powietrza. Paweł widział jak się męczy. Nastąpiło to nagle, Paweł nawet nie poczuł jak klęczał, przy łóżku ojca i cicho płakał. W głowie miał słowo, wybaczam, ale go nie wypowiedział. Ojciec z całych sił Go ściskał i szeptał – nie mów nic.  Słowa są potrzebne innym nie nam.
-Mam prośbę. Nie chowaj mnie z matką, za życia ją krzywdziłem, niech spoczywa w pokoju. Skremuj i pochowaj mnie z dziadkami. Paweł stał nad ojcem.
-Dobrze. Czuli, iż wszystko jest wyjaśniane. - Przeszłość ani jego, ani ojca nie uwierała. Słowa nie musiały paść, aby zrozumieli się.
-Idź już, jestem zmęczony. – Machnął ręką ojciec.
Paweł odwrócił się na piecie. Wyszedł, nie mówiąc nic. Na klatce poczuł ulgę. Spadło z niego wiele lat życia. Był gotów stanąć do walki o dzieci. Już wiedział, iż warto powalczyć o nie. Teraz potrzeby jest czas do odbudowania uczuć. Paweł poczuł się szczęśliwym. Już na dole przed blokiem spojrzał w okna mieszkania ojca. Wydawało mu się, że ojciec stoi w nim i macha ręką.

Polecane

Powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2

      Co czyni nas tym, kim jesteśmy?                   Bohaterzy powieści noblisty Jon Fosse pt. Drugie imię. Septologia 1-2 to malar...