Nocny spacer Pawła po Starachowicach w kierunku kostnicy - opowiadanie

 

 


 

                                                   Zdjęcie z internetu

Cholerny wiosenny deszcz, a właściwie letni. Ciepły i szorstki, niosący pył z Sahary, transportujący piasek z pustyni oddalonej o tysiące kilometrów. Paweł, z kapturem na głowie, szedł na kolejny spacer – nocną wędrówkę po swoim ukochanym mieście, które z roku na rok pięknieje, ale niestety staje się starą panną bez posagu. Liczba mieszkańców spada bardzo szybko; starzejące się społeczeństwo nie jest motorem inwestycji i zmian.

Dziś wybrał wędrówkę do starego szpitala, obiektu mającego prawie 90 lat, stojącego w ruinie. Przez lata powojenne był pełen smutku, radości, narodzin i śmierci. Paweł szedł sprawdzić, jak obiekt, który zionie historiami ludzkimi, wygląda nocą. Youtuberzy kręcili nocne filmy z eskapad w czeluści szpitala, szukając zjawisk anormalnych. Paweł mocno stąpa po ziemi i nie wierzył w łączenie się światów. Bóg nie jest głupi; stworzył światy, które nie mają połączenia.

                Przechodząc obok pływalni, pomyślał — ładny ten basen wybudowali. Teraz budują nowy stadion. Dzieje się, och dzieje. A jednak miasto umiera, kona z nieprzystosowania do świata tego. Prowincja nie jest potrzebna. Wszystko odbywa się w centralach, krajowych ośrodkach miejskich, dużych. W takiej oto Warszawie jest energia, siła. Nierozpoznane, dziwne, zaskakujące przyciąga do Warszawy młode pokolenie, żyjące na własny rachunek bez planów podobnych do pokolenia dziadków lub rodziców. Rodzina straciła wartość. Portale społecznościowe stają się substytutem wszystkiego. Dobra impreza staje się zamiennikiem rodzinnych świątecznych spotkań. Wirtualna znajomość zastępuje przyjaźnie, rozmowa na komunikatorze zastępuje rzeczywistą przestrzeń do rozmowy. Zostają jeszcze imprezy z alkoholem i narkotykami. Przecież nie jestem taki stary, a już nie rozumiem opowieści snutej przez młode pokolenie. Starzy, rządzący krajem, mający ponad 65 lat życia, gubią się w kierowaniu. Przekaz polityczny płynie z telewizji jak za dawnych lat.

Powoli wyłaniał się szary, pokryty dziką przyrodą budynek. Z łatwością można było wejść do środka, ale Paweł nie miał zamiaru wchodzić w czeluści opustoszałego, zapomnianego budynku. Stojąc przy głównym wejściu, wsłuchiwał się w opowieści ludzi, którzy mieli do czynienia z tą przestrzenią. Tysiące osób z bólem, smutkiem, nadzieją przekraczały bramy szpitalne. W oczach lekarzy szukali ukojenia w chwili, kiedy nauka mówiła: „już nie pomogę, szukaj ratunku w zaświatach, w modlitewnym transie i smarowaniu olejkami". Śmierć — sprawiedliwość nad sprawiedliwościami. Nic, co jest, nie będzie wiecznie. Mające życie w sobie czy martwe i zimne. Nadchodzi koniec.

                – To już zaczyna się. Od pradziejów ludzkość oczekuje unicestwienia. Bliskość zdarzenia, które nastąpi, nie przeraża mnie. Tak ma być. Niech będzie. Szpitalne otchłanie mają wiedzę, jaki będzie koniec. Wystarczy się wsłuchać.

Paweł przeszedł na przeciwległą stronę budynku. Stanął przed wejściem do kostnicy. Nazwiska zawiadowców tego przybytku przybiegły do niego. Czuba i Macios. W ich rękach zwłoki przechodziły w zaświaty. Znało ich całe miasto; do nich się udawało, aby zaspokoić potrzeby wymagań uroczystości pogrzebowych, kościelnych przykazań, ludzkich potrzeb. Mój dziadek umierał w domu i w domu rodzina po śmierci przygotowała ciało do drogi, teraz obcy, bezimienni ludzie tym się zajmują. Śmierć następuje za parawanem na szpitalnym korytarzu. Umieranie nie istnieje. Odhumanizowano ten proces. Chory opuszcza dom, nigdy do niego nie wraca, pojawia się na cmentarzu jako zmarły, którego trzeba dobrze wspominać. Przed dziećmi ukrywa się proces umierania, o pogrzebie się nie wspomina, nie zabiera się brzdąców.

Paweł zapala czołówkę, zagląda do wnętrza. Obdrapane ściany, łuszcząca się farba olejna, posadzka rozbita w poszukiwaniu miedzi i aluminium. Tym korytarzem wózki ze zmarłymi podążały do patologa i grabarzy. Zapach wilgoci i stęchlizny, pisk szczura ukrytego za dużym płatem dykty. Nierealność wrzuca Pawła w zadumę filozoficznego nieuka.

- Szły ciała do wieczności. Stan bez czasu i przestrzeni. Niewyobrażalne – snuł opowieść Paweł. – Wieczność jest nudna, nic w niej się nie dzieje. Co to jest dusza? To magazyn energii i informacji. Zasób ten idzie w zaświaty, religijne opowieści nie trzymają się kupy. Jesteśmy energią i informacją.  Przyjdzie czas i nauka wyjaśni całe zagadnienie. Płacz i zgrzytanie zębów, raj niewyobrażony – oto kij i marchewka. Kulturowa definicja moralności. W genach zapisane mamy dobro i zło. Religia staje się tylko kulturowym zwyczajem. Moralność to decyzja kory mózgowej, wynikająca ze zdobytego doświadczenia. Świadomość nie ma nic do powiedzenia. Co to jest świadomość?

Deszcz mocniej zaczyna padać, penetruje zakamarki odzieży Pawła. Postanawia wrócić do rzeczywistości z nadzieją. Bo umiera ostatnia, jak powiedział filozof. Szedł obok okna życia. Tu można było pozostawić zlepek kilku pierwiastków, które nie przystają do naszego wymyślonego życia. Dziecko to obowiązki, troski i materialne wyzwania. Barki nie zawsze mogą unieść zadanie.

Wraca nowo wybudowaną drogą. Powraca do tu i teraz. Przekształca się w robotnika pracującego w fabryce, montera przykręcającego śrubki. Według podziału ról w społeczeństwie jemu wystarczyć powinny strawa i błyskotki z telewizora. Paweł do tego świata nie przystaje. Wędruje, spaceruje, obserwuje i wie, że ma rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane

Trudno powiedzieć. Co nauka mówi o rasie, chorobie, inteligencji, płci - Łukasza Lamży

    „W autodiagnozowaniu się, jako »aspie«, jak pieszczotliwie określa się czasem osoby z zespołem Aspergera, może, więc chodzić o zakom...