Dokąd idę? Do słońca.
To chyba jasne.
Wszystko jest
poezja.
„Opowieść-rzeka”
Edward Stachury
Lubię
wędrować. Gdziekolwiek jestem, nachodzi i wdziera się przeogromna chęć, poruszania, przemieszczania. Polne drogi, wiejskie ścieżki, leśne trakty, to mój żywioł. Wkładam wygodne buty. To niezbędny atrybut piechura i w drogę. Czy muszę ujrzeć
przepiękne górskie widoki, odwiedzić historyczne miejsce z piękną legendą, czy
muszę być w miejscach obleganych przez turystów? O nie!!! Potrzebuje przestrzeni,
drogi, a może i bezdroża. Powietrza, aury dobrej i złej. Potrzebuje słyszeć
swój oddech, miarowy, pewny i wytrwały. Potrzebuje kapliczki na rozstajach,
samotnego drzewa przycupniętego na miedzy.
Nadarzyła
się okazja, aby pozwiedzać, równinę radomską. Wyruszyłem z Ciepielowa wsi w powiecie
zwoleńskim w drogę, między polami zasypanymi śniegiem. Biel wbija się w oczy,
taki to rzadki widok w obecnym czasie, kiedy zmienia się klimat. Pogoda
mglista, wilgotna z mokrym klejącym się śniegiem. Z Ciepielowa idę lasem i polami w kierunku
Jasieńca Soleckiego. Moja wiedza o wsi, do której podążam, jest znikoma, zerowa
wręcz, lubię takie wędrówki, ideę i oczekuje zaskoczenia (czy można oczekiwać
na zaskoczenie). W moim wędrowaniu tak jest. Jasieniec Solecki wieś jak wieś.
Chałupa obok domu murowanego, bieda z bogactwem się przeplata. Trzeba odwiedzić
kościół najważniejsze miejsce.
Parafia
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Matki Pańskiej istnieje od ponad 100 lat.
Murowany kościół powstał w miejscu murowanej kaplicy wybudowanej przez hrabiego
Tadeusza Matuszewskiego właściciela okolicznych włości. Budowla przylega do
parku, pamiętającego zamierzchłe czasy, dworku szlacheckiego i rozpaczy
Hrabiego. Nad strumykiem znajduje się pusty grobowiec postawiony dla ukochanej żony
Matuszewskiego. Czemu nie sprowadzono szczątków Hrabiny niestety nie dowiedziałem
się? Z napisów na nagrobku wynika, że Hrabia darzył mocnym i szczerym uczuciem połowice.
„Jej czułemu
przywiązaniu łagodnej cnocie
niezmiennej słodyczy winienem, żem skosztował”
Miłość,
wyobrażenie uczucia rozgrzało moje ciało. Wiatr ustał, mglisto coraz mgliście. Opuszczam
Jasieniec, kieruje się do Baryczy. Zachodzę na chwile na cmentarz odwiedzić znajomego,
nieznajomego. Choć się nie poznaliśmy, wiemy o sobie wszystko.
Asfalt
zabija wędrowanie. Ciągnie mnie w pola, w śnieżne zaspy. Idę dalej szosą.
Godzina mija na rozmyślaniu. Wędrowanie to nie tylko nogami przebieranie, to
myślami meandrowanie, kluczenie. Poszukiwanie. Chłopski filozof nie opuści
nawet metra na rozmyślanie.
Wchodzę
do Sycyny miejsca urodzenia Jan Kochanowskiego. Poety renesansowego piszącego w
łacinie, jak i w języku polskim. Po ostatnich lekturach o życiu chłopa
polskiego zastanawiam się, jakim był człowiekiem poeta renesansowy. Jan
Kochanowski pan nad zwoleńską ziemią. Nie spodziewam się, aby z szacunkiem
podchodził do swoich poddanych. Życie chłopów pańszczyźnianych nie interesowało
go zupełnie. Może jak wielu jemu podobnych traktował chłopstwo jak podludzi. Stoję
przy obelisku ufundowanym przez Piotra Kochanowskiego na pamiątkę bitew pod
Chocimiem. Słyszę szczęk oręża, walkę rycerzy i ich giermków, czuje zapach
krwi. Śnieg staje się czerwony. Kule głowę, wilgotne powietrze pełznie po
karku. Wojna to zło pod każdą postacią. Czas dalej wędrować do miejsca
narodzenia się Jana Kochanowskiego. W
parku piję kawę, szukam w Internecie wierszy Jana Kochanowskiego. Czytam treny.
Wpada myśl. W czasach współczesnych Janowi Kochanowskiego śmierć dziecka nie
była wyjątkowa. Dzieci umierały na potęgę, nieliczne dożywały do pełnoletności.
Poeta pomimo tego zjawisk nie zatracił uczuć. Cierpiał.
Czas
wracać do Ciepielowa. Idee drogą przez Pcin. W polach zaśnieżonych wyglądam
saren. Mijam ich spore stada. Mokry, zmęczony. Pełny pozytywnej energii. Warto
wędrować.