XVIII rocznica grupy AA Uwolninienie z Wąchocka









Czy teraz stać mnie już na szczerość i uczciwość?


         Tak brzmiało pytanie do uroczystego mitingu AA grupy Uwolnienie w Wąchocka. To 18 rocznica wspólnoty, z która się utożsamiam. To tu w tych klasztornych murach wąchockiego klasztoru wśród Cystersów zakwitała myśl w mojej głowie o życiu w trzeźwości. Na mitingach w Wąchocku otrzymałem pierwsze sugestie pomagające w życiu bez alkoholu.
         Miałem ten miting zaszczyt prowadzić. Widziałem przed sobą wielką rzesze ludzi tak jak ja chorych, ale szczęśliwych, że dziś jesteśmy trzeźwi. Pragnący nie wiele więcej jak kolejnych 24 godzin bez alkoholu.
         Z uwagi na przestrzeganiu zasady anonimowości nie przytoczę wypowiedzi żadnego z uczestników. Podzielę się za to swoimi spostrzeżeniami, co do głównego tematu spotkania.
         Uczciwość i szczerość to bardzo ważne cechy każdego z nas. Bez uczciwości i szczerości życie jest nie pełne. Brak w nim elementu prawdy, który jest znów nieodzowny do życia zgodnie z zasadami moralnymi. Kiedy piłem nie miałem zasad, może inaczej miałem je, tylko, że je ciągle łamałem. Nie było świętości, której nie poszargałem. Najważniejsze stało się zaspakajanie moich potrzeb związanych z uzależnieniem. Potrafiłem zrobić każde świństwo by osiągnąć cel np. zgromadzić potrzebne pieniądze na kolejne pijaństwo. Długo mógłbym przytaczać przykłady mojego upodlenia.
         Lecz dzięki Sile Wyższej od de mnie samego moje życie powoli zaczęto się zmieniać.  Poznałam inny świat, bez alkoholu, pełen wartościowych ludzi. We mnie zaczęła się rodzić chęć rozwoju osobistego. By się rozwijać rozpocząłem poznawanie siebie. Program12 Kroków stał się oczyszczeniem, które przeszedłem by stać się nowo narodzonym.
         W nowym życiu uczciwość i szczerość to ważne zagadnienia, które nakreślaną ramy mojego życia.
         Czy jestem szczery i uczciwy?
         Nadal jest we mnie element starego życia, który ciągle się odzywa i podpowiada nieuczciwe rozwiązania. Nadal zdarza się mi obrazić człowieka.
         Czy kiedykolwiek będę mógł powiedzieć jestem uczciwym człowiekiem? Na czym polega uczciwość i szczerość. Przecież życie pisze takie scenariusze, w których lepiej zachować tajemnice. Lepiej iść przez życie wiedząc, że ktoś jest na nas obrażonym, bo tak jest lepiej.
         Iść przez życie by już przeze mnie nie płakano. W moim wypadku nie jest to możliwe, zrobię jednak wszystko by łez było jak najmniej. Dość już krzywd na wyrządzałem z powodu braku szczerości i uczciwości.
         Moja grupa macierzysta Uwolnienie tu będę szukał wsparcia i ukojenia. Klasztor Cystersów w Wąchocku to magiczne miejsce, gdzie mury grube na metr potrafią dać odpór złu, które ma się dobrze. Ludzie siedzący, co niedziela na mitingu to moja nowa rodzina. To siostry i bracia, w których mam oparcie.

Po raz czwarty przeszedłem Ekstremalną Drogę Krzyzową.


        





     To już, a może dopiero czwarty raz wyruszam w trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Wybieram najdłuższy dystans, ze Starachowic na Św. Krzyż, 42 lub 43 km w zależności od źródła. Na ile to jest ważne, można się przekonać na ostatnim odcinku trasy idąc pod górę w stronę klasztoru. Ale to dopiero przede mną.
         Jak zawsze rozpoczynam wędrówkę ku duchowości od mszy w Kościele pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Msza szybko mija i nadchodzi czas, aby wyruszyć. Pogoda jest wymarzona do pieszych wędrówek, pierwszy raz sprzyja mi natura.
         W EDK nie chodzi o pieszą wyprawę, sport. Celem wędrówki jest zbliżenie się do Boga. Rozważenie śmierci Chrystusa i jaki ja maiłem na to wpływ.
         Pierwsza stacja. Oto nowa kaplica, staję przy niej i czytam rozważania. Odnoszę je do siebie. Ile to razy byłem (jestem) oskarżycielem? Ile razy będę? W lesie ostatnie śpiewy ptaków przed ich snem. Ta piękna muzyka daje rytm krokom.
         Milczenie jest regułą EDK, staram się bezwzględnie tego przestrzegać. Skupiam się na rozważaniach. Idę dalej. Jak zawsze początek nie zapowiada tego, co nastąpi. Wiem dokładnie jak to będzie. Kiedy przyjdzie ból i zmęczenie. Czytane rozważania będą się wbijać w umysł. Przed oczyma grzechy będą tańczyć chocholi taniec, a Szatan, który w tym wszystkim bierze udział, uśmiecha się z pode łba i mówi „Ty do mnie wrócisz”.
         Las, spokój i cisza. Mijają mnie pierwsze młode osoby. Moja kondycja jest marna. Może to i lepiej, zmęczę się mocniej i ból intensywniejszy przybliży mnie do Istoty Boga.
         Wyzwania to nie moja bajka. Nie jestem człowiekiem czynu. Schowany za zasłoną życia, obserwuję. Powinienem to zmienić, zacząć żyć pełną piersią, czyli dla ludzi.
         Mijam kolejne stacje. Każda z nich przelana jest cierpieniem Chrystusa i mojego grzechu. Szatan przysiadł na kamieniu rosą oblanym. Pyta – i po co Ci to? Jutro będziesz ze mną. Nie chcę z nim rozmawiać. Czytam rozważania, idę dalej. Niedługo wyjdę na drogę między domy. 
         Zapada noc. Ludzie idą spać, odpocząć przed zadaniami kolejnego dnia. Krok za krokiem podążam do miejsca, gdzie chcę znaleźć ukojenie i przebaczenie. Przychodzi pierwsze zmęczenie. Drogę znam i wiem, że jeszcze wiele kilometrów przede mną. Odpocznę przy wejściu do Świętokrzyskiego Parku Narodowego.
         W ciemnościach siedzę na schodach do pomnika, nie wiem, na jaką pamiątkę został postawiony. Grupka piechurów rozmawia, rozprasza mnie. Przychodzi zdenerwowanie. W innych okolicznościach pewnie zwróciłby uwagę. Zdaję sobie sprawę, że najważniejsze jest moje zaangażowanie. Batony energetyczne smakują. Chrystus cierpiał, nie pił i nie jadł. Czemu ja to robię? Staram się nie pozostawać obojętny na cierpienie innych. Niewiele, ale zawsze. Czy to zmazuje, choć jeden mój grzech? Dużo tych pytań jak na jedną noc.
         Teraz już przede mną ciemny las aż do podnóża szczytu Św. Krzyża. Kocham las, jaki on inny teraz w nocną porę, w rozgwieżdżonym niebie. W świetle latarki czołówki drzewa stają się ludźmi, tworzącymi szpaler, podążam między nimi. Gałęzie jodeł puszczy dotykają moich policzków, zapach lasu uspokaja. Cisza. Bicie serca. Krok za krokiem z rozważaniami w głowie. „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic” tak pytają filozofowie? Dokładam kolejne pytanie, swoje. Czemu ja raczej jestem niż mnie nie ma?
         Biczowanie, koronowanie cierniem, opluwanie, widok Matki płaczącej, poczucie niewinności, pogarda, strach, cierpienie – rzeczy ludzkie w boskiej postaci.
         Osamotnienie.
         Szymon z Cyreny pomaga. Boi się. Może i jego powiodą na miejsce kaźni. Boję się iść za słowem Bożym, łatwiej powiedzieć: mnie to nie dotyczy.
         Nadeszła pora wspinaczki na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Łysica, moja katorga. Wszyscy mnie wyprzedzają, zostaję sam na szlaku. Nogi już mocno bolą, idę siłą woli.
         Ten ból to za grzechy. Niebo nadal świeci gwiazdami.
         Docieram. W klasztorze tłumy ludzi. Rozmodlonych, czekający na swoją kolej do spowiedzi. Przeszedłem kolejny raz EDK. Czy na darmo? Kolejne pytanie. Ekstremalna Droga Krzyżowa pełna pytań.

To nie Piotr siedział przed nim


             



   - Wiesz. Muszę Ci się do czegoś przyznać – powoli dbając, by był dobrze słyszany, mówił Piotr. Młody na oko trzydziestolatek, z bujnymi włosami zaczesanymi do tyłu, odsłoniętymi uszami, dbał o słomkowe włosy, jak by były talizmanem. Okrągła twarz z oczami mocno w niej osadzonymi. Piotr dbał o siebie, odkąd przestał pic i to było widać w jego wyglądzie. Sąsiedzi wręcz przystawali, przyglądali się i przypominali sobie go sprzed lat, kiedy upity leżał z głową na chodniku a nogami na jezdni. Samochody Go mijały, aż ktoś się zdecydował Piotra przenieść na ławkę, z której odebrała go matka.
- Wal śmiało – odpowiedział Paweł – siedzieli naprzeciw siebie w kawiarni nad zalewem w Wąchocku. Miłe miejsce w zimne dni, kiedy było w niej pusto. Tu Pawła zaprosił Piotr. W rozmowie telefonicznej tajemniczo powiedział, że chce z Pawłem podzielić się informacją.
- wiesz, dlaczego piłem?
- no mniej więcej o tym przecież mówisz na mitingach- Paweł był trochę zszokowany pytaniem Piotra. Od kilku lat spotykają się regularnie na mitingach i wiedzą o sobie bardzo dużo. Co ukrywał do tej pory Piotr?
- to, co mówię na mityngach, nie w pełni jest prawdą – Piotr sączył kawę, która była niesmaczna. Piotr znał się na parzeniu kawy to jego hobby, od kiedy przestał pić. Potrafił pół dnia mielić i parzyć kawę o odpowiednim smaku, by później smakować, jej aromat siedzą nad kolejną książką.
- ok. Chcesz się przyznać do zapicia?
- nie. To nie o to chodzi. Widzisz, ja piłem. Bo – Piotr spuścił głowę, oparł wzrok o filiżankę kawy. W czarnej cieczy szukał słów jak zacząć pierwszy raz opowiedzieć o sobie jak nigdy dotąd.
Paweł był zdziwiony zachowaniem Piotra. Mało, kiedy miał kłopoty z wyrażeniem swoich myśli, a teraz Paweł słyszał wyraźnie, jak Piotr ma trudności. Zaczął zdawać sobie sprawę, że to nie zwykłe pogaduchy po mitingu. Do tego ewidentnie Paweł został wybrany z wielu, by dowiedzieć się o przyczynie uzależnienia Piotra.
- ja jestem inny – kontynuował Piotr. Zawiesił znów głos. Paweł nie przerywał mu. Czekał na dalszy ciąg opowieści. Oczekiwał długiej wypowiedzi, jak to potrafił Piotr na mitingach- no chodzi mi o to, że ja.
- co Ty?
- no ja jestem inny- powtórzył Piotr. Teraz miał chwile zawahania się. Czy powinien przyznać się do swojej tajemnicy? Paweł jest prawym człowiekiem, co do tego jest przekonany, ale czy dochowa tajemnicy? Balast chce zrzucić na razie na jedną osobę, wybrał Pawła. Z czasem podzieli się z innymi tajemnicą. Paweł nadal milczał, oczekiwał spokojnie, widział po Piotrze, że jest to dla niego ważne i trudne.
- przez tę inność piłem – mówił Piotr – ja jestem, no wiesz – schylił głowę Piotr – ja jestem Gejem. Paweł wyprostował się na krześle. Siedzi przed nim nie Piotr a Gej.

Musi się dopić


     


    - jutro możesz być szczęśliwy – powiedziała Marzena. Paweł pijanym wzrokiem patrzył na twarz kobiety swojego życia. Marzena pomimo wielu lat picia i swój wiek, nadal była atrakcyjną kobietą. Czarne włosy w artystycznym nieładzie, piwne oczy pełne oceanu niedomówień, usta mocno zarysowane szminką, krwiste. Arbuzowe pełne piersi. Uśmiech w grymasie niedowierzania. Marzena zdawała sobie sprawę ze swej atrakcyjności i niejednokrotnie wykorzystywała swój seksapil w sytuacjach z mężczyznami. Podobnie postępowała z Pawłem. Lubiła patrzeć w jego oczy pełne żądzy. Lubi flitować z mężczyznami, by doprowadzać do zazdrości partnera. Paweł doświadczył tego wielokrotnie, godził się na to, aby nie stracić Marzeny.
- ja już nie daje rady – odpowiedział Paweł, głaszcząc prawy policzek. Unikał wzroku Marzeny – znów pijany jestem, kolejny raz przegrałem z wódką.
Siedzieli naprzeciw siebie przy kuchennym stole. Marzena piła poranną kawę. Paweł o niczym innym nie marzył jak o kolejnej setce.
- przestań rozpaczać. Trzeba walczyć o siebie i rodzinę – dziwnie brzmiały te słowa w ustach kochanki.
- ja nie mam rodziny, jesteś tylko Ty – mówił Paweł, a jego oczy zamglone zaczęły ronić łzy, nie rozpaczy, ale pijackiego widu, bezsilności i pogardy.
Marzena oparła się o blat stołu, Paweł wzrokiem przebieg po jej biuście. Pomyślał, że dla tego widoku warto być trzeźwym. Rodzina już Go nie interesowała, zresztą oni na mim już dawno postawili krzyżyk. Wielokrotnie tracili do niego zaufanie. Jego zapewnienia przed koleiną terapią- „teraz to już będzie dobrze” i trzeźwość w jego życiu zawita na stałe. Jedyną osobą, która była jeszcze przy nim to Marzena tak jak On, alkoholiczka.
Spotkali się na mitingu AA. Od pierwszej chwili poczuli, że ich coś łączy. Niewidzialna nić bratnich duszy. Niewinny romans pięćdziesiątaków. Paweł szalał, kupował kwiaty, czekoladki obiecywał, że spełni każdą zachciankę Marzeny. Ona się uśmiechała i pytała, "czy dla mnie zbudujesz dom?" Paweł zapewniał o szybkim rozwodzie, pozostawieniu rodziny dla niej, miłości jego życia.
- Paweł spójrz na mnie – ujęła jego dłoń- wiem, że jesteś mądrym człowiekiem i powtórzę, jeszcze może być przepięknie pod jednym warunkiem, że przestaniesz pić i wrócisz do rodziny. Nasz związek nie ma sensu, ja szukam kogoś innego, wolnego. Takiego, który będzie tylko dla mnie.
- ja tak chce – zaszlochał Paweł – znów przestane pić, teraz na wieki, będę tylko Twój- znów potarł policzek. Promienie słoneczne zaczęły wpadać do kuchni. Kurz zaczął tańczyć w ich blasku. Marzena paliła papierosa, zaciągając się mocno. Dym mieszał się z kurzem, roznosił aurę przygnębienia. Paweł nie lubił jak pali Marzena, przypominała mu jego Matkę, która dużo paliła i piła też niezgorzej.
       - Wezmę rozwód, odejdę z domu. Na początku wynajmę jakichś kont, z czasem kupię mieszkanie. Zobaczysz, ja wiem jak to zrobić. Oczywiście już nie będę pił.
Paweł sam nie wierzył, w co mówi, ale utrata Marzeny wydawała, mu się taka niewiarygodna.  Teraz to miał być koniec z gorzałą na zawsze. Czuł w sobie moc i siłę, niestety zapomniał, że nie chodzi tu o moc a o pokorę.
- ile razy obiecywałeś to żonie?
- Marzenka nie mów tak. Przecież mi wierzysz?
- nie wierzę Ci, jestem alkoholiczka i wiem, że takim jak ja się nie wierzy. Wracaj do rodziny, tam jest twoje miejsce. Możesz u mnie być do wytrzeźwienia.
Mieszkanie Marzeny było skromne, ale miało to coś, czego brakował w domu Pawła. Tu czuł się zawsze dobrze. Wszystko miało swoje miejsce wyjątkowe i jedyne. Półka pełna słoników była właśnie tu gdzie powinna być a pod nią półka z pamiątkami z turystycznych wypraw Marzeny. Dom pełen bibelotów i pamiątek, o których Marzena mogłaby opowiadać bez końca.
Paweł zakrył twarz dłońmi. Zapanowało milczenie.
- czas na mnie – wstał i wyszedł. Na klatce schodowej zachwiał się i o mało nie spadł ze schodów. W głowie kołatała się jedna myśl „zapić się”. Wielokrotnie tego próbował i kończyło się jednym. Detoksem.
Marzena nie próbowała Go zatrzymywać, choć serce płakało. „Musi się dopić” pomyślała. Zgasiła papierosa. Wstała, wyjrzała przez okno. Na ulicy już nie było Pawła.

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...