Zasadę lustra zastosowałem łącznie z programem 12 Kroków

     





   Przez lata pijackiego życia w ludziach widziałem jedynie złych pozbawionych uczuć, pełnych nienawiści osobników pragnących mojej zguby. Wszystkie moje niepowodzenia traktowałem, jako złośliwość Świata. Dowiadując się o czyiś sukcesach doszukiwałem się niesprawiedliwości lub nieuczciwej pomocy osób trzecich. Swoje sukcesy dyskredytowałem mówiąc, że to przypadkowe wydarzenia potwierdzające regułę. Moją zasadą było myślenie, że wszyscy są przeciwko mnie. Życie to ciągła walka z przeciwnikami. Armia wrogów składała się z bliskich i znajomych jak również z osób nieznanych. Żyjąc w matni jedynym ratunkiem było uciekanie w krainie Ułudy. Tam w marzeniach żyłem w ciągłej szczęśliwości. Ból istnienia realnego uśmierzałem lekiem na całe zło, czyli alkoholem.

         Alkohol powoli zgłaszał swoje roszczenia, co do mojej osoby. W początkowym okresie dość niewinnie i nie nachalnie. Naliczał odsetki i czekał. Alkohol zna się na ściąganiu długów i wiedział, że będę musiał spłacić.

         Kiedy upomniał się o dług. Miałem wyjście, rozpocząć leczenie i zapomnieć o alkoholu lub pogrążać się w oparach trucizny. Od jakiegoś czasu trzeźwieje.

         Teraz poznaje inną zasadę i zaczynam rozumieć błędy popełniałem w latach pijaństwa. Nazwa jej to; „zasada lustra”. Kiedy dowiedziałem się o regule, która mówi, że to ja mam te wszystkie cechu, które widziałem w osobach z mojego otoczenia. Zeszło ze mnie powietrze. Poczułem się lżejszy i spokojniejszy. Wszystkie etykiety, które przypinałem ludziom, są moimi wyróżnikami.  Egoizm, egocentryzm, buta, pycha, nieuczciwość. Właściwości posiadane za czasów picia nie znikły od tak jak tylko przestałem pić.

         Każdy dzień trzeźwy odkrywał przede mną kolejne moje cech charakteru. Lustro odbijało moją twarz. Rozpocząłem powolny proces zmian mojego postępowania. Przez te zmiany zacząłem dostrzegać drugiego człowieka. Istoty ważnej tak jak i ja. Kolejną zmianą to nauka słuchania, zgodnie z powiedzeniem „aowskim - Wyjmij watę z uszów i włóż do ust”. Pokorom przyjmowałem dary losu wiedząc, że nie mam na nie wpływu. Dalej kroczę tą drogą i przyjmuje otaczający mnie świat. Teraz spostrzegam ludzi sprzyjający mojej trzeźwości. Bez bojaźni zwracam się o pomoc i uczę się okazywania uczuć. Staram się mówić o sobie, swoich uczuciach, przeżyciach. Powoli otwieram się na drugiego człowieka. W pijackim widzie uważałem, że wyrażenie uczuć pozytywnych jest przyznaniem się do słabości. Ukrywałem głęboko emocje, miłość, radość. Teraz w bardzo niewielkim stopniu, ale jednak pozwalam tym uczuciom zaistnieć. W lustrze widzę mężczyznę pragnącego kochać i być kochanym. Kiedy to nastąpi „któż to wie?”. Spełniając podstawowy warunek, czyli trzeźwienie mam szanse zbliżyć się do celu.

         Na próby sprawdzenia, co sądzą o mnie ludzie obecnie. Dostaje lakoniczne odpowiedzi.

- dobrze, że nie pijesz.

- zmieniasz się.

Wiem, że moje zmiany są słabo widoczne. Z tego powodu nie mogę oczekiwać od bliskich zachwytów nad moim rozwojem. Lustro jest moim recenzentem im więcej widzę dobra w odbiciu, tym więcej jest zgody we mnie.

Jeszcze nie tak dawno wszyscy byli wrogami. W odbiciu widzę, coraz więcej ludzi sprzyjającym moim działaniom. Zaczynam rozumieć moich bliskich, z jakich powodów dezawuowali moje niecne poczynania. Przez lata ich winiłem za nasze konflikty. Obecnie patrzę w lustro i widzę krzywdy, jakie wyrządziłem rodzinie.

Oczekiwałem przebaczenia a teraz rozumiem, że jest to nadużycie. Mogę jedynie żyć zgodnie z zasadami moralnymi i liczyć na zrozumienie. Ucząc się, empatii oczekując na odwzajemnienie. Przebaczenie może nastąpić wówczas, kiedy nastąpi moja przemiana.

Poznałem Program 12 Kroków, który prowadzi mnie przez życie. Składające się z dni, w których stosuje Program. To w 12 sugestiach spostrzegłem siebie jakbym stał przed lustrem. Kiedy przy porannym goleniu twarz naprzeciwko jest do mnie nie podobna, pełna złości nie panikuje ze spokojem czytam „Codzienne refleksje”, aby poznać, podpowiedz na dzień. Często moja twarz dzieli się uśmiechem z wizerunkiem naprzeciw. Radosny wizerunek potwierdza zasadność stosowania Programu 12 Kroków. Zasada lustra mówi o nas bez nas.

Czy jest możliwa przemiana?

Zrobiliśmy wnikliwą i odważną osobistą inwenturę moralną.





Mocnym ruchem ręki otworzył Paweł drzwi klatki schodowej. Z pierwszym widokiem ścian, ruszyły wspomnienia. Nie miał ochoty wchodzić na 4 piętro bloku, w którym mieszkał przez kawał swojego życia. Uchwycił się poręczy i mocno podciągał swoje ciało w podążaniu po kolejnych schodach.
-Kiedyś zbiegałem i wbiegałem po nich wielokrotnie. To było kilkanaście razy dziennie. Drzwi  otwierałem z hukiem, niekiedy sąsiadka z parteru groziła pięścią, wychylając się przez okno. Krzyczała-, „jaki ojciec taki syn”. Ojciec otwierał zamaszyście drzwi po ciężkim dniu pracy w fabryce i długim spędzaniu popołudnia z kolegami od kieliszka. Mówią, że źle z nim.
Minął kolejne półpiętro, zakręt, w takich miejscach ojciec przysiadał, kiedy siły już mu brakło w spinacze na szczyt. Paweł, wielokrotnie, wspomagał go w podróży do mieszkania. Ojciec śmierdział przetrawionym alkoholem, moczem. W bełkotliwej mowie wyłuszczał mu prawdy o świecie, życiu, matce, rodzinie i o nim samym.
-Ojciec w jednym miał racje. Wiele lat chlałem jak on. Patrzył mi w oczy i mówił –„będziesz chlał, będziesz leżał w rowie jak ja. Nasza rola takim być”.

Przystanął kolejny raz, na półpiętrze spojrzał przez okno. Widok był inny niż zapamiętał, sprzed 30 lat. Wszystko urosło, zmieniło swój wygląd. Nie było boiska, zrobionego przez niego i kolegów, na którym grali w piłkę, ku wściekłości mieszkańców. Denerwowało ich niszczenie trawy, łamanie młodych drzewek, wrzaski. W szczególności jeden z nich był bardzo złośliwy do młodej gawiedzi. Mieszkańcy się zestarzeli, dzieci urosły poszły na swoje. Na kilku ławka przesiadują emeryci, wspominają lata dawne.
-Po co ja tam idę? Umiera. Każdy kiedyś umrze. Nic z nim mnie nie łączy poza wspomnieniami jego picia. Mocno chlał, dzień w dzień, że przeżył tak długo. Cholera o mnie moje dzieci też tak mówią. Nic, poza moim chlaniem im w pamięci nie pozostało.

Stał przed drzwiami wejściowymi. Numer na nich wisi od lat ten sam. 48. Obok 49 i 50. Trzy mieszkania na piętrze, trzy rodziny i ten sam problem. Alkoholizm. Paweł przypomniał sobie, w którym kto pił i a kto musiał to znosić.
-U mnie pił ojciec, pod 49 pili wszyscy łącznie z dziećmi. Ciekaw jestem, co się dzieje z Janiną. Ostatni raz widziałem się z nią zaraz po terapii, jak przyszedłem do ojca z nadzieją, że przestanie pić. Myślałem, iż mój przykład nakłoni go do abstynencji. Janina, Janka tak wołaliśmy na nią. Najlepsza w grę w gumę. Stała na klace pijana, paliła papierosa, szklistymi oczami, oznajmiła, „nic nie mów”. Pod 50 mieszkało małżeństwo, On szybko trafił do kryminału, pani Gienka przyjmowała klientów. Często wesoło tam było. Ojciec też tam chodził. Pukać czy nie. Zaraz, może jest zamknięty. Przecież z nim teraz nikt nie mieszka, przychodzi raz dziennie ktoś z opieki.
Nacisnął klamkę. Drzwi stęknęły jak zawsze. Ten dźwięk, Pawłowi towarzyszył od dziecka. Otworzył szeroko, stał na progu i lustrował przedpokój. W oddali widział pokój i czubek głowy ojca leżącego na łóżku. Po mieszkaniu rozchodził się zapach potu, mdły wyziew resztek jedzenia. Serce mało nie wskoczyło mu do gardła. Oto ojciec, dawca jego życia leży odłogiem. Strach nie odpuścił na moment. Poczuł fantomowy ból uścisku ojca. Szorstka skór tarła jego naskórek jak papier ścierny. – „Pizda z ciebie” -słyszy słowa ojca cedzone przez zaciśnięte zęby. Oczy pełne płomienia szaleństwa.

Podchodząc do łózka, ojciec powoli wyłaniał się. Odmieniony, nie do poznania. Szary, skóra pergaminowa, w każdej chwili mogła być przecięta przez kości, które domagały się opuszczenia cienkiej powłoki. Miał zamknięte oczy. Trudno było odgadnąć czy śpi. Paweł rozejrzał się po pokoju. Znalazł wzrokiem taboret, poszedł po niego, rozglądaj się dalej, w umeblowaniu nie zmienił się nic od 30 lat. Stolik zapełniony lekami i miskami z niedojedzonym jedzeniem, wokół którego krążyło stado much. Jedna dorodna, widocznie prowiant ojca jej służył. Stawiając taboret, zauważył jak, ojciec mruży oczy.
-Cześć – powiedział Paweł
Cześć- ojciec próbował podnieść rękę na przywitanie. Robił to z ogromnym wysiłkiem. Koścista dłoń miała już opaść, kiedy Paweł ją taktownie uchwycił. Kompletnie inna od tej ze wspomnień delikatna, ze skorą miłą w dotyku. Ta subtelność przeraziła Pawła. Poczuł się nieswojo. Zbierało się mu na wymioty. Odłożył ojca dłoń na pościel. Roztarł ręce, chciał pozbyć się  śladów dotyku.
Milczeli. Unikali swojego wzroku. Paweł czół, że to on musi rozpocząć rozmowę.
-Jak się czujesz? – Zagaił zdawkowo
-synu to nie jest ważne. Przyszła pora na tę rozmowę. Ostatnią. Może jeszcze dziś zamknę oczy, może jutro. Dobrze, że jesteś. Jak powiem przepraszam, to będzie takie pretensjonalne? Ale nie słyszę w głowie innego słowa. Synu, wybacz mi. Matka na łożu śmierci wybaczała. Teraz ja leże, szykuje się do zaświatów. Przebacz – mówił wolno, spokojnie cedząc słowa. Czuć było, że szykował się do odbycia jej.
-Czy ci wybaczę, czy nie, nic to nie zmieni? Byłeś zły, jesteś zły i umrzesz zły. Nie wymagaj ode mnie tak dużo. Takiego ciężaru ja nie udźwignę. Przyszedłem tu by ci powiedzieć, iż to ja jestem pierwszy w rodzinie, który zaprzestał pić wódkę. To ja wprowadzam w życie nowe idee. Każdego dnia staram się tak żyć, aby nie krzywdzić. Mam nadzieję, że moje wnuki pójdą moim śladem. Przyszedłem Ci powiedzieć, iż nie mam żalu. Postępowałeś jak wszyscy wokół. Tak byłeś wychowany, ale nie licz na przebaczenie. Poszedłem w twoim śladem. Zniszczyłem małżeństwo, skrzywdziłem żonę i dzieci. Zostałem sam jak palec. Trudno mi nawiązać relacje, z kimkolwiek. Zakompleksiony, wystraszony. Wiesz, mówią na takich jak ja „dziecko we mgle”
-winisz mnie, za swoje niepowodzenia? Masz takie prawo. – odrzekł ojciec. Paweł podniósł się, stał nad ojcem. Nie wiedział, czy już wyjść, a może jednak zostać, rozmawiać, dążyć do wybaczenia. Przecież on również nie był święty. Sprawiał trudności wychowawcze. Ojciec o niego nie płakał, ale matka wielokrotnie nie przespała nocy. A to w oczekiwania na niego lub ojca pijanego. Paweł pomyślał, że zbyt proste wybrał wytłumaczenie swojej choroby alkoholowej. Łatwo oskarżyć ojca, trudniej odnaleźć w sobie zło.
-Ojcze. Chcę, zamknąć. Dekiel niech opadnie na przeszłość. Co ja mówię?-Zaczął spacerować po pokoju jak Dulski po Plantach- kiedyś wspominałeś, że lubiłeś oglądać ze mną filmy. Jako szczyl obejrzałem z Tobą „Kanał” Wajdy, chwaliłeś mnie, że dobrze oceniłem treść? Wiesz! Ja tego nie pamiętam. Często tak oglądaliśmy filmy?
-No wiesz. Jak byłem trzeźwy to, lubiłem oglądać filmy. Siedziałeś koło mnie. Ja tak mówiłem o tobie?- Głos jak smuga przebiegał po pokoju. Więcej w nim było ciszy niż słów. Paweł musiał się wsłuchiwać.
-A wtedy, kiedy zabroniłeś mi jeść w domu jak ty w nim byleś. Co chciałeś osiągnąć?
-Nie pamiętam synu. Wybacz.
-No tak nie pamiętasz. Ja k…a jadałem u kolegów lub jak była matka. Zresztą połowę tego czasu byłeś pijany.
-Synu wybacz - podniósł rękę. Szukał nią Pawła, chciał go schwycić za przedramię, kiedy przechodził obok łózka.
-Czemu stałem się taki jak ty?
-Nie wiem. Ja jestem taki jak mój ojciec.
Znów Paweł siadł na taborecie, patrzył na ojca. Milczeli. Słowa już nie były potrzebne, wspomnienia odleciały przez uchylone okno. Paweł myślał, co mi zostało? Przebaczyć? Jeżeli mu nie przebaczę, mnie dzieci nie przebaczą. Czy tylko On jest winien? Czy to jednak ja krzywdziłem?
-No nie ma, co. Jak w ogóle sobie radzisz, masz, co jeść? Może coś zrobić?- Niezdarnie Paweł proponował pomoc.
-Opieka społeczna o mnie dba. Jeść nie chcę. Chce od ciebie przebaczenia.
-Co to zmieni? Czasu nie cofniemy.
-Mnie przebaczysz to i dzieci ci przebaczą- te słowa zmroziły Pawła.- Będziesz pierwszy w rodzinie, który zmieni nasz los.
Paweł wiedział, iż od przebaczenia nie ma odwrotu. Pielęgnowanie nienawiści nie przysporzy mu radości. Znów wstał. Ojciec podniósł wzrok na jego już siwiejące włosy. Pięćdziesiątka na karku. A ojciec po siedemdziesięciu latach i nadal ma włosy tylko z kilkoma siwymi kosmykami. Otworzył usta, by nabrać powietrza. Paweł widział jak się męczy. Nastąpiło to nagle, Paweł nawet nie poczuł jak klęczał, przy łóżku ojca i cicho płakał. W głowie miał słowo, wybaczam, ale go nie wypowiedział. Ojciec z całych sił Go ściskał i szeptał – nie mów nic.  Słowa są potrzebne innym nie nam.
-Mam prośbę. Nie chowaj mnie z matką, za życia ją krzywdziłem, niech spoczywa w pokoju. Skremuj i pochowaj mnie z dziadkami. Paweł stał nad ojcem.
-Dobrze. Czuli, iż wszystko jest wyjaśniane. - Przeszłość ani jego, ani ojca nie uwierała. Słowa nie musiały paść, aby zrozumieli się.
-Idź już, jestem zmęczony. – Machnął ręką ojciec.
Paweł odwrócił się na piecie. Wyszedł, nie mówiąc nic. Na klatce poczuł ulgę. Spadło z niego wiele lat życia. Był gotów stanąć do walki o dzieci. Już wiedział, iż warto powalczyć o nie. Teraz potrzeby jest czas do odbudowania uczuć. Paweł poczuł się szczęśliwym. Już na dole przed blokiem spojrzał w okna mieszkania ojca. Wydawało mu się, że ojciec stoi w nim i macha ręką.

Pasternik może nic nie zmieniajmy

             







  Korzystając z dobrej pogody, która woła do siebie, zaprasza na wypad, tu, blisko, aby pobyć wśród przyrody. To takie banalne przez to piękne.

                Wybrałem się na groble. Powstała w początkach XX w. Zadaniem nasypu było oddzielenie powstałego zbiornika wodnego od rzeki Kamiennej, naszej połowicy, która dzieli gród na dwie części. Od zawsze pamiętam pytanie – z której strony rzeki mieszkasz?. Należy do tej grupy mieszkańców Starachowic, którzy mieli okazje zamieszkiwać w kilku miejscach. Przez większość życia mieszkałem po stronie południowej.

                Zbiornik Pasternik powrastał, jako akwen przemysłowy. Miał zabezpieczać przemysł jak i mieszkańców w wodę. Obecnie stanowi użytek ekologiczny, który upiększa miasto nad Kamienną.

                Kiedyś latem na Pasterniku można było plażować, pływać kajakami, rowerkami wodnymi jak równie małymi łódkami z żaglami (typ ich mi nie jest znany). Przy ul. Kieleckiej znajdowała się stanica i niewielka plaża. Nawet była niewielka budowla, która imitowała latarnie. Z głośników grała muzyka, niosąca się po wodzie w stronę Starachowic Zachodnich. Kiedy byłem dzieckiem ojciec zabierał mnie, aby popływać rowerkiem lub kajakiem. Wokół rozlokowani byli wędkarze liczący na karpie, leszcze i inne biedne ryby, które przez nieuwagę dały się złapać wędkarzowi. Bardzo często grobla była przerwana podczas powodzi. Ostatnim czasem miasto naprawiło nasyp, dzięki czemu mogłem się wybrać na przejście jej całej i dotrzeć do Wygody. Kiedyś wioski pomiędzy Starachowicami a Wąchockiem. Przypomniałem sobie żart o Sołtysie Wąchocki. Oto on. –Co ma sołtys Wąchocka jak stanie między Starachowicami a Wąchockiem?

                Tak było, a jak jest?

                Jest pięknie po kilku chwilach już jestem w królestwie ptaków, żab i innych małych mieszkańców szuwarów, trwa i bagien. Ten śpiew przekomarzanie się zwierząt urzekł mnie niezmiernie. Przysiadłem, na brzegu, aby wsłuchać się w cywilizację stworzoną przez Naturę. W obecnej sytuacji, kiedy Natura mówi nam dość niszczenia środowiska zasmuciłem się, iż jest planowane oczyszczanie zbiornika.  Ładnie to brzmi, ale mnie kojarzy się z ingerencję w środowisko zwierząt i zniszczenia ich miejsca bytności. Kto dał nam  prawo zmienić ich środowisko? Które stworzyły po opuszczenia Pasternika przez ludzi.




Irlandczyk Martina Scorsese opowiada o gagsterze

              





Kiedy siadasz do oglądania filmu wyreżyserowanego przez mistrza kina gangsterskiego masz w głowie efektowne sceny przynależne do tego gatunku. Niestety Martin Scorsese jest nieprzenikniony. Prezentuje nam film, w którym przemoc jest na drugim planie. Do tego celu zatrudnia aktorów – gangsterów 100-lecia filmu, czyli De Niro, Al Pacino i Joe Pescie. Znakomici aktorzy w wieku emerytalnym znakomicie nadawali się do tego obrazu.

    Irlandczyk to film nie o zbrodni a przyjaźni, zasadach i tym, z czym każdy z nas się kiedyś będzie musiał zmierzyć, czyli odchodzeniu i rozliczeniu się z przeszłością. Zaraz po zakończeniu oglądania filmu miałem jedną myśl, czemu ten film został nakręcony tak długi? Po ochłonięciu już wiem, odchodzenie to proces, który trwa całe życie. Irlandczyk główny bohater opowiada o swoim życiu w kręgach mafii. Poznajemy prozaiczność zbrodni. Egzekutor nie ma wyrzutów sumienia, traktuje zadania jak zlecenie, które dają mu kapitał do prowadzenia rodziny. W chwilach ostatnich przed księdzem przyznaje się, że jednego w życiu żałuje – telefonu do wdowy po zabitym przez niego chlebodawcy.

                Stare przysłowie sprawdza się w opowieści przestawione w dramacie. Zaczynasz od kozika a kończysz na morderstwie. Kryminalista nie zauważalnie pokonuje kolejne szczeble w drabinie poznawania smaku przestępstwa. Za każdym razem jego skóra twardnieje, zbrodnia nie dociera do sumienia.

                Warto film obejrzeć, aby poszperać w ludzkich sumieniach. Mam jedno, ale do realizacji filmu. Komputerowe odmładzanie głównych bohaterów nie przypadło mi do gustu. Lepszym rozwiązaniem byłoby, by w scenach retrospekcji zagrali młodzi aktorzy.

                „Słyszałem, że malujesz domy”

Zasadę odpowiedzialności poznałem w programie 12 Kroków





Zasada odpowiedzialności poznałem po kilku miesięcznym utrzymywaniu abstynencji. Stało się to dość prozaicznie, musiałem podjąć decyzje i przyszło dość łatwo, co mnie zastanowiło. Przyczyną było zaprzestanie rozpatrywania skutków mojej decyzji. Oczywiście nie chodzi mi o podejście do życia, jako lekkoduch. Zrozumiałem, że skutki mojego rozstrzygnięcia nie zawsze muszą być zgodna z moimi przewidywaniami i nie może być to pretekst do picia. Życie polega na dokonywaniu wyborów i branie za nie odpowiedzialności.

Jak świat światem nie ma człowieka, który dokonywał zawsze dobrych wyborów. Jeżeli jednak jest odpowiedzialny ponosi konsekwencje złych wyborów, staje się wiarygodnym człowiekiem.

Alkoholik czynny jest kompletnie niewiarygodny jego huśtawka emocjonalna, fobie, zakompleksienie prowadzi do złych wyborów i ucieczkę w picie. Następstwem pijaństwa są konsekwencje niejednokrotnie poważne. Znamienne jest to, że każde niepowodzenie traktowałem, jako porażkę spowodowaną przez działania innych. Nie potrafiłem wziąć odpowiedzialność za moje działania. Słynne tłumaczenie, że ilość wypitego alkoholu nie zależała ode mnie. Przekonywanie o namówieniu mnie do picia czy wręcz do zmuszenia.

Obecnie zdaje sobie sprawę, że ówczesne tłumaczenia były podpowiedzią choroby alkoholanowej. Bez alkoholu w organizmie z dużą łatwością przyjmuje odpowiedzialność za całe moje życie. Pamiętam, że wpływ mam na siebie i nie mogę brać odpowiedzialności za decyzje innych.

Zrozumiałem, że bez wódki łatwiej poruszać się po ziemskim padole. Co nie oznacza życia w pełnym szczęściu. Alkoholik jak każdy człowiek ma życie usłane różami z kolcami.

Teraz poruszę najważniejsza kwestie. To nie moje przemyślenia doprowadziły mnie do zasady odpowiedzialności a program 12 Kroków, który poznałem na mitingach AA. Anonimowi Alkoholicy to społeczność mająca jeden wspólny cel mieć pragnienie niepicia alkoholu i dzielenie się radością z cierpiącymi alkoholikami. Zaprezentowanie swoją postawą, iż można żyć bez alkoholu i co najważniejsze odpowiedzialnie. Mało jest ludzi, którzy stosują program 12 Kroków a nie są odpowiedzialni.  

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...