Czego nieraz
uczymy się, patrząc na umierających? Umierający na początku myśli o najbliższych,
ale kiedy już umiera, obojętny mu jest ojciec, i matka, i dziecko. Kto to
widział, zapamiętał: umierający odchodzi do Boga, ważniejszego od Ukochanych
ludzi.
Ks. Jan
Twardowski "Wszystko darowane. Myśli na każdy dzień".
Zgadzam się z twierdzeniem księdza Jana. Kiedy
już sami zrozumiemy, że jest to nasz czas ostateczny, zwracamy się do Siły
Wyższej. Myśl o zaświatach staje się ostatnią deską ratunkową, która daje,
nadziej na istnienie w innej rzeczywistości.
Osoby wierzące mający światopogląd
mówiący o istnieniu świata poza naszą rzeczywistością, mają o wiele łatwiej w
takiej sytuacji. Poznają ostatnie chwile życia i jednocześnie szykuje się do
przejścia do „Boga, jakkolwiek go pojmują”.
Ateiści pewnie trwający w swych
poglądach do ostatniej chwili, zmieniają zdanie. Przykłady ostatnich spowiedzi
i pogrzebów chrześcijańskich polityków polskich mocno określających się, jako
niewierzący świadczy, iż wycofują się ze swoich poglądów. To takie chwytanie
się brzytwy.
Umierający skupia się na swoim
przeszłym życiu, a w nim przypomina sobie wartości, które ostrzej są wyrażane w
procesie umierania. W zakamarki świadomości idą wszystkie troski i kłopoty
związane z materialnymi aspektami życia. Skupia się na bliskich i o nich
rozmyśla. Bez wątpienia z tych wspomnień przechodzi się do myślenia o rzeczach
ostatecznych.
Umieranie, śmierć została
odhumanizowana. Teraz w społecznej logice nie ma śmierci, jest młodość, radość,
dostatek. Śmierć jak wstydliwa, choroba została zamknięta za parawanem
szpitalem. Rzadko się zdarza by rodzina była przy ostatnich chwilach życia bliskiego.
Umieramy w samotności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz