Mocnym ruchem ręki otworzył Paweł drzwi klatki schodowej. Z
pierwszym widokiem ścian, ruszyły wspomnienia. Nie miał ochoty wchodzić na 4
piętro bloku, w którym mieszkał przez kawał swojego życia. Uchwycił się poręczy
i mocno podciągał swoje ciało w podążaniu po kolejnych schodach.
-Kiedyś zbiegałem i wbiegałem po nich wielokrotnie. To było kilkanaście razy
dziennie. Drzwi otwierałem z hukiem, niekiedy sąsiadka z parteru groziła
pięścią, wychylając się przez okno. Krzyczała-, „jaki ojciec taki syn”. Ojciec
otwierał zamaszyście drzwi po ciężkim dniu pracy w fabryce i długim spędzaniu
popołudnia z kolegami od kieliszka. Mówią, że źle z nim.
Minął kolejne półpiętro, zakręt, w takich miejscach ojciec przysiadał, kiedy
siły już mu brakło w spinacze na szczyt. Paweł, wielokrotnie, wspomagał go w
podróży do mieszkania. Ojciec śmierdział przetrawionym alkoholem, moczem. W
bełkotliwej mowie wyłuszczał mu prawdy o świecie, życiu, matce, rodzinie i o
nim samym.
-Ojciec w jednym miał racje. Wiele lat chlałem jak on. Patrzył mi w oczy i
mówił –„będziesz chlał, będziesz leżał w rowie jak ja. Nasza rola takim
być”.
Przystanął kolejny raz, na półpiętrze spojrzał przez okno.
Widok był inny niż zapamiętał, sprzed 30 lat. Wszystko urosło, zmieniło swój
wygląd. Nie było boiska, zrobionego przez niego i kolegów, na którym grali w
piłkę, ku wściekłości mieszkańców. Denerwowało ich niszczenie trawy, łamanie
młodych drzewek, wrzaski. W szczególności jeden z nich był bardzo złośliwy do młodej
gawiedzi. Mieszkańcy się zestarzeli, dzieci urosły poszły na swoje. Na kilku
ławka przesiadują emeryci, wspominają lata dawne.
-Po co ja tam idę? Umiera. Każdy kiedyś umrze. Nic z nim mnie nie łączy poza
wspomnieniami jego picia. Mocno chlał, dzień w dzień, że przeżył tak długo.
Cholera o mnie moje dzieci też tak mówią. Nic, poza moim chlaniem im w pamięci nie pozostało.
Stał przed drzwiami wejściowymi. Numer na nich wisi od lat
ten sam. 48. Obok 49 i 50. Trzy mieszkania na piętrze, trzy rodziny i ten sam
problem. Alkoholizm. Paweł przypomniał sobie, w którym kto pił i a kto musiał
to znosić.
-U mnie pił ojciec, pod 49 pili wszyscy łącznie z dziećmi. Ciekaw jestem, co
się dzieje z Janiną. Ostatni raz widziałem się z nią zaraz po terapii, jak
przyszedłem do ojca z nadzieją, że przestanie pić. Myślałem, iż mój przykład
nakłoni go do abstynencji. Janina, Janka tak wołaliśmy na nią. Najlepsza w grę
w gumę. Stała na klace pijana, paliła papierosa, szklistymi oczami, oznajmiła,
„nic nie mów”. Pod 50 mieszkało małżeństwo, On szybko trafił do kryminału, pani
Gienka przyjmowała klientów. Często wesoło tam było. Ojciec też tam chodził.
Pukać czy nie. Zaraz, może jest zamknięty. Przecież z nim teraz nikt nie
mieszka, przychodzi raz dziennie ktoś z opieki.
Nacisnął klamkę. Drzwi stęknęły jak zawsze. Ten dźwięk, Pawłowi towarzyszył od
dziecka. Otworzył szeroko, stał na progu i lustrował przedpokój. W oddali
widział pokój i czubek głowy ojca leżącego na łóżku. Po mieszkaniu rozchodził
się zapach potu, mdły wyziew resztek jedzenia. Serce mało nie wskoczyło mu do
gardła. Oto ojciec, dawca jego życia leży odłogiem. Strach nie odpuścił na
moment. Poczuł fantomowy ból uścisku ojca. Szorstka skór tarła jego naskórek
jak papier ścierny. – „Pizda z ciebie” -słyszy słowa ojca cedzone przez
zaciśnięte zęby. Oczy pełne płomienia szaleństwa.
Podchodząc do łózka, ojciec powoli wyłaniał się. Odmieniony,
nie do poznania. Szary, skóra pergaminowa, w każdej chwili mogła być przecięta
przez kości, które domagały się opuszczenia cienkiej powłoki. Miał zamknięte
oczy. Trudno było odgadnąć czy śpi. Paweł rozejrzał się po pokoju. Znalazł
wzrokiem taboret, poszedł po niego, rozglądaj się dalej, w umeblowaniu nie
zmienił się nic od 30 lat. Stolik zapełniony lekami i miskami z niedojedzonym
jedzeniem, wokół którego krążyło stado much. Jedna dorodna, widocznie prowiant
ojca jej służył. Stawiając taboret, zauważył jak, ojciec mruży oczy.
-Cześć – powiedział Paweł
Cześć- ojciec próbował podnieść rękę na przywitanie. Robił to z ogromnym
wysiłkiem. Koścista dłoń miała już opaść, kiedy Paweł ją taktownie uchwycił.
Kompletnie inna od tej ze wspomnień delikatna, ze skorą miłą w dotyku. Ta
subtelność przeraziła Pawła. Poczuł się nieswojo. Zbierało się mu na wymioty.
Odłożył ojca dłoń na pościel. Roztarł ręce, chciał pozbyć się śladów
dotyku.
Milczeli. Unikali swojego wzroku. Paweł czół, że to on musi rozpocząć rozmowę.
-Jak się czujesz? – Zagaił zdawkowo
-synu to nie jest ważne. Przyszła pora na tę rozmowę. Ostatnią. Może jeszcze
dziś zamknę oczy, może jutro. Dobrze, że jesteś. Jak powiem przepraszam, to
będzie takie pretensjonalne? Ale nie słyszę w głowie innego słowa. Synu, wybacz
mi. Matka na łożu śmierci wybaczała. Teraz ja leże, szykuje się do zaświatów.
Przebacz – mówił wolno, spokojnie cedząc słowa. Czuć było, że szykował się do
odbycia jej.
-Czy ci wybaczę, czy nie, nic to nie zmieni? Byłeś zły, jesteś zły i umrzesz
zły. Nie wymagaj ode mnie tak dużo. Takiego ciężaru ja nie udźwignę.
Przyszedłem tu by ci powiedzieć, iż to ja jestem pierwszy w rodzinie, który
zaprzestał pić wódkę. To ja wprowadzam w życie nowe idee. Każdego dnia staram
się tak żyć, aby nie krzywdzić. Mam nadzieję, że moje wnuki pójdą moim śladem.
Przyszedłem Ci powiedzieć, iż nie mam żalu. Postępowałeś jak wszyscy wokół. Tak
byłeś wychowany, ale nie licz na przebaczenie. Poszedłem w twoim śladem.
Zniszczyłem małżeństwo, skrzywdziłem żonę i dzieci. Zostałem sam jak palec.
Trudno mi nawiązać relacje, z kimkolwiek. Zakompleksiony, wystraszony. Wiesz,
mówią na takich jak ja „dziecko we mgle”
-winisz mnie, za swoje niepowodzenia? Masz takie prawo. – odrzekł ojciec. Paweł
podniósł się, stał nad ojcem. Nie wiedział, czy już wyjść, a może jednak
zostać, rozmawiać, dążyć do wybaczenia. Przecież on również nie był święty.
Sprawiał trudności wychowawcze. Ojciec o niego nie płakał, ale matka wielokrotnie
nie przespała nocy. A to w oczekiwania na niego lub ojca pijanego. Paweł
pomyślał, że zbyt proste wybrał wytłumaczenie swojej choroby alkoholowej. Łatwo
oskarżyć ojca, trudniej odnaleźć w sobie zło.
-Ojcze. Chcę, zamknąć. Dekiel niech opadnie na przeszłość. Co ja mówię?-Zaczął
spacerować po pokoju jak Dulski po Plantach- kiedyś wspominałeś, że lubiłeś
oglądać ze mną filmy. Jako szczyl obejrzałem z Tobą „Kanał” Wajdy, chwaliłeś
mnie, że dobrze oceniłem treść? Wiesz! Ja tego nie pamiętam. Często tak oglądaliśmy
filmy?
-No wiesz. Jak byłem trzeźwy to, lubiłem oglądać filmy. Siedziałeś koło mnie.
Ja tak mówiłem o tobie?- Głos jak smuga przebiegał po pokoju. Więcej w nim było
ciszy niż słów. Paweł musiał się wsłuchiwać.
-A wtedy, kiedy zabroniłeś mi jeść w domu jak ty w nim byleś. Co chciałeś
osiągnąć?
-Nie pamiętam synu. Wybacz.
-No tak nie pamiętasz. Ja k…a jadałem u kolegów lub jak była matka. Zresztą
połowę tego czasu byłeś pijany.
-Synu wybacz - podniósł rękę. Szukał nią Pawła, chciał go schwycić za przedramię,
kiedy przechodził obok łózka.
-Czemu stałem się taki jak ty?
-Nie wiem. Ja jestem taki jak mój ojciec.
Znów Paweł siadł na taborecie, patrzył na ojca. Milczeli. Słowa już nie były
potrzebne, wspomnienia odleciały przez uchylone okno. Paweł myślał, co mi
zostało? Przebaczyć? Jeżeli mu nie przebaczę, mnie dzieci nie przebaczą. Czy
tylko On jest winien? Czy to jednak ja krzywdziłem?
-No nie ma, co. Jak w ogóle sobie radzisz, masz, co jeść? Może coś zrobić?-
Niezdarnie Paweł proponował pomoc.
-Opieka społeczna o mnie dba. Jeść nie chcę. Chce od ciebie przebaczenia.
-Co to zmieni? Czasu nie cofniemy.
-Mnie przebaczysz to i dzieci ci przebaczą- te słowa zmroziły Pawła.- Będziesz
pierwszy w rodzinie, który zmieni nasz los.
Paweł wiedział, iż od przebaczenia nie ma odwrotu. Pielęgnowanie nienawiści nie
przysporzy mu radości. Znów wstał. Ojciec podniósł wzrok na jego już siwiejące
włosy. Pięćdziesiątka na karku. A ojciec po siedemdziesięciu latach i nadal ma
włosy tylko z kilkoma siwymi kosmykami. Otworzył usta, by nabrać powietrza.
Paweł widział jak się męczy. Nastąpiło to nagle, Paweł nawet nie poczuł jak
klęczał, przy łóżku ojca i cicho płakał. W głowie miał słowo, wybaczam, ale go
nie wypowiedział. Ojciec z całych sił Go ściskał i szeptał – nie mów nic. Słowa
są potrzebne innym nie nam.
-Mam prośbę. Nie chowaj mnie z matką, za życia ją krzywdziłem, niech spoczywa w
pokoju. Skremuj i pochowaj mnie z dziadkami. Paweł stał nad ojcem.
-Dobrze. Czuli, iż wszystko jest wyjaśniane. - Przeszłość ani jego, ani ojca nie
uwierała. Słowa nie musiały paść, aby zrozumieli się.
-Idź już, jestem zmęczony. – Machnął ręką ojciec.
Paweł odwrócił się na piecie. Wyszedł, nie mówiąc nic. Na klatce poczuł ulgę.
Spadło z niego wiele lat życia. Był gotów stanąć do walki o dzieci. Już
wiedział, iż warto powalczyć o nie. Teraz potrzeby jest czas do odbudowania
uczuć. Paweł poczuł się szczęśliwym. Już na dole przed blokiem spojrzał w okna
mieszkania ojca. Wydawało mu się, że ojciec stoi w nim i macha ręką.