Refleksje na temat Starachowic. Inwestycje, komunikacja społeczna i wyzwania.

               

 


 


    Pod jednym z postów na Facebooku wymieniłem poglądy z panią Marta Szperlich-Kosmalą, a że nie jestem gramoty w szybkim pisaniu, postanowiłem napisać post na blogu.
Zacytuję kilka zdań z postów pani Marty:
    W poprzednich wpisach na blogu przestrzegałem o tym zagrożeniu. Nie minął rok, a pieniędzy na inwestycje brakuje. Patrzę jednak z innego punktu widzenia. Wstrzymując inwestycje, pozbawiamy się środków zewnętrznych, których kolejny raz Starachowice nie otrzymają. Pozostawienie rozgrzebanych dziur w ziemi nie jest dobrym rozwiązanie. Marek Materek zaryzykował i postanowił zaciągnąć kredyt. Przeoczył moment, kiedy był czas na inwentaryzacje inwestycje i odłożenie na przyszłość niektórych z nich.  Okres wyborczy nie sprzyja takim posunięciom Jestem pełen obaw, czy decyzja o zadłużeniu miasta jest rozważna. Rozumiem jednak tę decyzję.
    „Fasadowa partycypacja, w rzeczywistości brak słuchu społecznego (pierwszy z brzegu, ostatni epizod z przystankami, w wyniku czyjejś pomyłki osoby 60+ są zmuszone drałować pod jeszcze jedną górkę z przystanku)”
    Pomyłki popełniamy wszyscy. Złem jest ich nienaprawianie. Z moich obserwacji wynika, że od czasu prezydentury Marka Materka w tym względzie jest spora poprawa. Komunikacja z wyborcami, mieszkańcami miasta, jest poprawna. Można mieć zastrzeżenia tylko do czasu reakcji na postulaty mieszkańców.
    „A spalarnia śmieci? A wykonawcy schodzący z placów budowy? A zajawkowe zarządzanie? Długo, długo by wymieniać...”
     Spalarnie śmieci mogą przekształcać odpady w energię elektryczną i ciepło. Proces spalania jest wykorzystywany do wytwarzania energii, która zasila elektrownie i dostarczać energię do sieci elektroenergetycznej. Dzięki temu zredukujemy zużycie tradycyjnych paliw kopalnych, takich jak węgiel, co przyczynia się do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych.
    Spalarnie śmieci pomagają zmniejszyć objętość odpadów. Proces spalania redukuje wielkość odpadów i zmienia je w popiół, co zajmuje znacznie mniej miejsca w porównaniu do pierwotnej ilości odpadów. Dzięki temu można zmniejszyć potrzebę składowania odpadów na wysypiskach, które często są przeciążone.
    Spalarnie śmieci są wyposażone w systemy kontroli emisji, które pomagają w minimalizacji wpływu na środowisko. Technologie takie jak filtry przeciwpyłowe i oczyszczanie spalin pomagają w redukcji emisji zanieczyszczeń do atmosfery. Odpady niebezpieczne, takie jak niektóre chemikalia czy odpady medyczne, mogą być również bezpiecznie spalane w kontrolowanych warunkach.
    Niektóre spalarnie śmieci mogą odzyskiwać energię z odpadów, takich jak drewno, biomasa lub biogaz, które są uważane za odnawialne źródła energii. Wykorzystanie tych odnawialnych surowców pozwala zmniejszyć zależność od tradycyjnych źródeł energii i przyczynia się do bardziej zrównoważonego systemu energetycznego.
    Budowa i utrzymanie spalarni śmieci może przyczynić się do generowania miejsc pracy w lokalnej społeczności. Procesy związane z prowadzeniem i obsługą spalarni, jak również recyklingiem i sortowaniem odpadów, mogą wymagać zaangażowania wykwalifikowanych pracowników.
    Należy jednak pamiętać, że spalarnie śmieci mają również pewne wady i mogą wywoływać kontrowersje ze względu na emisję gazów cieplarnianych, problem z odpadami popiołowymi oraz ewentualne negatywne skutki dla zdrowia i środowiska. Dlatego ważne jest przeprowadzenie szczegółowych analiz i monitorowanie, aby zapewnić bezpieczne i zrównoważone funkcjonowanie spalarni śmieci. Konieczne jest staranne planowanie, projektowanie i utrzymanie spalarni zgodnie z najnowszymi normami i przepisami dotyczącymi ochrony środowiska. Ważne jest również uwzględnienie opinii lokalnej społeczności i transparentne informowanie jej o potencjalnych zagrożeniach i korzyściach związanych z budową spalarni śmieci. Ponadto, inwestycje w badania i rozwój powinny być prowadzone w celu doskonalenia technologii spalania, poprawy skuteczności oczyszczania spalin oraz minimalizacji negatywnego wpływu na środowisko i zdrowie ludzi.
    Moim zdaniem plan budowy spalarni śmieci poległ na polu komunikacji ze społeczeństwem. Za mało konsultacji i rozmów a za dużo mówienia „Będzie po mojemu”. Swego czasu pisałem, iż powinien powstać komitet społeczny, który będzie na każdym etapie kontrolował inwestycję i jej późniejsze działanie.
    Spalarnia śmieci to przeżytek – tak wynika z najnowszych ocen specjalistów od środowiska. W najbliżej perspektywie czasowej UE zabroni budowaniu takich instalacji. Teraz kwestia wycofania się z inwestycji. Myślę tu o kosztach zaniechania budowy?
    Pierwszą budową, która bardzo długo była kończona to ul. Konstytucji 3 Maja. Wiedzy pewnej w tym temacie nie mam, ale myślę, że miasto płaci za nie w ratach i każde opóźnienie prowadzi do zatrzymania budowy. Znamienne jest to, iż dotyczy to wszystkich budów w mieście.
    Z zajawkowym zarządzaniem w pełni się z panią zgadzam. Prezydent lubi wielkie bum, a potem cisza bez echa. Wspomniała pani o pszczołach, ja pisałem na blogu o winnicy. Ogólnie rzecz biorąc, dbałość o  wykonane inwestycje, porządek w naszym mieście, są pod psem. Spółdzielnia Socjalna Starachowiczanka ma za mały potencjał, aby należycie zadbać o nasze miasto. Naprawy wykonywane są niejednokrotnie po interwencjach mieszkańców. Przyglądam się nowym przystankom autobusowym. Oby nie stały się miejscem suchych badyli.
 
    „Sorry, ale wodotrysków za sukces nie uważam, bo z mojej perspektywy ważniejsze jest, żeby ludzie mieli pracę, gdzie mieszkać, żeby były rozwiązania prokobiece (np. żłobki) i żeby wszędzie była kanalizacja niż żeby mi fontanna tryskała pod oknem”.
     Tylko pieniędzy na wodotrysk nie da się przesunąć na budowę kanalizacji. Czy mam tłumaczyć dlaczego? Pracownicy miasta aplikują o różne środki w różnych dziedzinach. Sukces w pozyskaniu środków oznacza wykonanie inwestycji. Osobiście cieszy mnie pełen park spacerowiczów. Kilka działających fontann. Odbywające się imprezy plenerowe. Przeglądając wykonane inwestycje drogowe, można wyszczególnić takie, w których wykonywano instalację wodno-kanalizacyjną. Moim zdaniem w tym temacie pani się myli.
    Magistrat nie ma możliwości bezpośredniego tworzenia miejsc pracy. Działania w zakresie drogownictwa (wiadukt, obwodnica) sprzyjają biznesowi, który chętnie dociera do Starachowic. Dzielnica Bugaj powoli jest przekazywana Stefie Ekonomicznej, co zakiełkuje nowymi firmami i miejscami pracy.  Wystarczy sprawdzić bezrobocie w ościennych miastach. Starachowice wychodzą na czoło, jeżeli chodzi o niski poziom bezrobocia. Mamy jedno z najniższych w województwie. Żłobek to strzał w dziesiątkę. Wstyd, aby miasto tej wielkości nie miało publicznego żłobka.
„Za sukces nie uznaję także sprzedanie gruntu prywatnemu inwestorowi pod mieszkania deweloperskie bez negocjacji przeznaczenia części lokali na mieszkania gminne. Nie rozumiem za bardzo, czym tu się można chwalić?”
    Takie rozwiązanie istnieje we Francji. Powstała ustawa, która zobowiązuje dewelopera do przekazania 10% mieszkań na zasoby czynszowe. W Polsce nie ma taki przepisów, wiec wątpię, aby jakiś budowniczy miał ochotę negocjować. Rozwiązanie francuskie bardzo mi się podoba, wręcz poszedłbym dalej. Mieszkania socjalne również powinny być umiejscowione w takich osiedlach. Przestano by tworzyć getta mieszkańców o niskich zarobkach i niezaradnych życiowo. Pisałem również o tym na blogu.
„Miasto się zmienia wizualnie, przyznaję. Nie zawsze na lepsze (przypomnę, że mamy kryzys klimatyczny). Ale jednocześnie drastycznie się wyludnia. Ludziom jest coraz gorzej i to widać w kolejce u lekarza, w sklepie, w kontaktach międzyludzkich: nieuprzejmość, chamstwo idzie często w parze z brakiem (pieniędzy, pracy, czasu itd.). Czy uznałby Pan Starachowice za miasto, w którym fajnie się żyje? A ma potencjał!” 
    Starachowice są miastem pełnym zieleni i trzeba to utrzymać. Doprowadzenie Lubianki do stanu używalności uważam za dobre posunięcia. Jeżeli chodzi o Pasternik, mam odmienne zdanie od Marka Materka. Zalew, który był zbiornikiem retencyjnym, przez lata zaniedbanym, stał się enklawą ekologiczną, miejscem życia dla wielu zwierząt. Oczyszczenie zbiornika zabiło tę bioróżnorodność. Musimy dbać o każdy skrawek natury i starać się przywrócić im pierwotny kształt. Uważam, iż trawniki powinny być koszone jak najrzadziej. Oddajmy trawniki naturze, ona już najlepiej będzie wiedzieć, jak przestrzeń zagospodarować. Otrzymamy miejsca cieniu z dodatkowymi zasobami wody.
    Prezydent miasta i jego pracownicy nie wiele mogą zrobić w sprawie służby zdrowia, inflacji, kryzysu gospodarczego. Starachowice nie odbiegają od innych miast. Odwiedzając Skarżysko-Kamienna, Ostrowiec Świętokrzyski, oceniam, że to my jesteśmy liderem trójmiasta nad Kamienną.  
Pisze pani również o wyludnianiu miasta. Exodus młodych ludzi do dużych aglomeracji.  Zjawisko dotyczy całej Polski, a można rzec całego świata. Osobliwość towarzyszącą ludzkości od początku.             Kwestia czy administracja lokalna może  trend odmienić. Moim zdaniem zatrzymać młodych ludzi w mieście może jedynie system mieszkalnictwa czynszowego, dostępność pracy i obsługa w postaci żłobków i przeszkoli. Budżet miejski nie jest w stanie zaspokoić tych potrzeb. Zastanawiam się, czy może, zamiast starać się zatrzymać młodych mieszkańców, stwórzmy Starachowice, jako miejsce przyjazne straszymy obywatelom. Społeczeństwo się starzeje. Emerytów będzie coraz więcej i zaczną szukać miejsca do spokojnego spędzenia jesieni życia. Nie unikniemy napływu emigrantów (czy to nam się podoba, czy nie), tu wiedzę szanse dla miasta. Zachęcając młodych uchodźców do osiedlania w naszym grozie, możemy uniknąć wyludnienie.
      Moim zdaniem jest jeszcze jedna kula u nogi, która hamuje rozwój Starachowic. Chorobą, która toczy starachowiczan, jest alkoholizm. Magistrat niestety nie stworzył kompleksowego programu walki ze zjawiskiem alkoholizmu. Oczywiści jest Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, która składa piękny coroczny raport, z którego nic nie wynika. Potrzeba odważnych decyzji. Marek Materek nie jest politykiem z wizją i śmiałych ruchów nie wykona. To nie jego wina. Społeczeństwo świata demokratycznego głosuje na tych, co więcej obiecają.  Aby rozwiązać problem pijaństwa,  trzeba ograniczyć dostępność alkoholu. Rozwinąć profilaktykę, mocno mobilizować do działania poradnie leczenia alkoholizmu.
 


Zaklęte wspomnienia w słońcu

 

 


 

                Sławek stał przed remizą. Mały z oczami kocimi, niewypowiedzianymi. Palił papierosa. Sporty bez ustnika. Kto dał taką głupią nazwę dla papierosów? Parny wieczór, wakacyjny, żniwny. Kapela ala-ludowa bębniła, tłukła w instrumenty. Grali utwory Bayer Full, Akcenty i innych kapel disco polowych. Podałem mu rękę. Poczułem w dłoniach małe sztywne palce, szorstkie poduszki dłoni jak papier ścierny. W garściach  była praca, robota, pot i znój i była, niesamowite, delikatność. Taka ukryta za zasłoną.  Sławek, jako jedyny ze wsi chłop niezabijający zwierząt. Oczywiście mięso jadł, ale kury nie uśmiercił, przy świniobiciu nie uczestniczył. Wynajmował rzeźnika, który robił mokrą robotę. Następnie Sławek przystępował do zadania. Ze świniom schodziło mu 4 godziny pracy. Pocił się przy tym niemiłosiernie. Używał dużo wrzątku, parzył ścierwo wieprza jak dla wielu ponad miarę.

- cześć – powiedziałem już nie trzymając go za dłoń. Przyglądał się mojej twarzy. Sondował, czy już coś piłem.

- mam, co nie, co – wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki, butelkę wina.

- od czegoś trzeba zacząć- wyciągnąłem rękę po wino marki wino. Trunek popularny w PRL. Młodzi pili go na każdej imprezie. Trunek o owocowym smaku, który nie miał nic wspólnego z winem. Głównym składnikiem były nadgnite owoce, sfermentowane z dodatkiem spirytusu. Mocno pociągnąłem łyk, w gardle poczułem nieprzyjemne pieczenia, ale w żołdaku ciepła energia rozchodziła się znakomicie.

Oddając butelkę zgadnąłem – dziewuchy są?

- no jak! Już Cukierskie są, i Jadźka, Dorota, Agata, Marzena

- a twoja siostra

- ty Paweł ją zostaw w spokoju, zawrócisz w głowie, wytarmosisz w sianie i pojedziesz do tych swoich Starachowic.

- no, ale lepiej swój niż obcy

- bo przywalę – zamachnął się Sławek – w oczach miał złość. Tak naprawdę to strapienie, Aneta jak to się mówi ma swoje lata jest straszą od Sławka o, dwa, czyli ma już 23 wiosny. Jeszcze jeden rok i wejdzie w okres staropanieństwa. Niekiedy wspomniał, iż kreci się jakiś amant. Tylko Sławek widział jakieś jego wady, a to, że gołodupiec, to najmocniejszy argument, aby się nie zgodzić, a to mieszczuch robotnik z fabryki mieszkający w bloku taki jak ja. Sławek miał zawsze swoje zdanie, częstokroć oderwane od rzeczywistości.

Stanąłem w drzwiach. Oparłem się o futrynę. Obserwowałem.

 

 Sobota wieczorem w małej wsi na Mazowszu. Wszyscy mieszkańcy czekali na tę noc - na wiejską zabawę. Remiza położona w centrum wsi była przygotowana na tę okazję. Złote, kolorowe girlandy były zawieszone na ścianach, a okna były ozdobione kolorowymi lampeczkami. W środku remizy stał duży stół z serami, kiełbasami i chlebem, a przy ścianie ustawiono beczkę piwa. Wszyscy uczestnicy wiejskiej zabawy już czekali, aby zacząć tańczyć i bawić się do białego rana.

Kiedy muzycy rozpoczęli granie muzyki, ludzie zaczęli tańczyć. Na parkiecie pojawiły się pary, które bawiły się w rytm muzyki. Wszyscy mieli na sobie swoje najlepsze stroje, a kobiety miały ozdobione włosy w piękne fryzury. W tle słychać było śmiech i głośne rozmowy ludzi, którzy bawili się dobrze.

Z każdą kolejną piosenką parkiet był coraz bardziej zapełniony tańczącymi ludźmi. Nastroje były wspaniałe, a atmosfera na wiejskiej zabawie była niezapomniana. Kiedy o świcie kończyła się impreza, wszyscy byli zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi i zadowoleni z niesamowitej zabawy. Po krzakach, rowach dogorywali ci, co przeholowali z alkoholem. Chrapali, stękali, wymiotowali. Cierpieli, w cichości zarzekali się, że nigdy w życiu. Oczywiście do następnego razu.

 

 

 

 

 

 

Naprzeciwko siedzieli młodzi ludzie, przytuleni do siebie, słońce głaskało ich policzki, cienie kładły się na blasku oczu. Pociąg spokojnie podążał, zawoził nas do celu. Każdy podróżował w swojej wyjątkowej sprawie. Młodzi wyglądali na zakochanych, poza sobą nie potrzebowali niczego. Westchnął Paweł. Zakochanym być. Nieosiągalny dla niego stan. Stary już jest, a miłości nie poznał. Zresztą czas szybciej zaczął biegnąć. Krótka informacja o trzustce. Teraz Paweł wie, iż on to nie tylko, co widać słychać, ale również całe wnętrze, trzewia. Czas toczy sie kołem nieuniknionego i mówi, jeszcze możesz to zrobić, niewiele jest sekund, minut, godzin, ale próbuj. Miłości nie pozna tego był świadom. Czas przeciekał przez palce. Trzeba dać czas czasowi. Chłonął widoki za okna. Już niedługo nie zobaczy świata, który mu towarzyszy prawie 60 lat. Przyjdzie  na inny byt, istnienie.  

Stacja kolejowa. Radom. Miasto robotników z 1976 roku. Warchołów, zadymiarzy. Rządy Edwarda Gierka zatrząsały się w posadach. W zachodnim świecie bili barwa, dźwięki klaskania uderzył w Moskwę. Poprawił się na siedzeniu. Za oknem pusty dworzec, podróżni zmienili środek lokomocji. Wspominał Sławka.

 - Czemu Sławek, przybiegł do moich myśli. Co to myśl jest. Przybiega, rozsiadła się jak u siebie i zamęcza wspomnieniami, marzeniami, planami, zadziwieniem. Po cholerne myśli, a tym bardziej wspomnienia. Kiedy naukowcy odkryją fakt, który potwierdzi, iż zwierzęta też myślą? Ile lat już nie żyje Sławek? Będzie ze 20? Nie byłem na pogrzebie, grobu nie odwiedziłem, zdrowaśki nie omówiłem. Czemu właśnie teraz, kiedy podróżuje przyszedł do mnie i zasiadł obok mnie? W pociągu nie potrzebuje wspomnień. Lubię obserwować pasażerów. Tak jak tą zakochaną parę. Jak kobietę z dzieckiem śpiącym w jej ramionach, jak kierownika pociągu stojącego przy wyjściu z wagonu. Właśnie, czemu on tam stoi? Sławek, kumpel. Spotykaliśmy się kilka razy w roku, kiedy jechałem na wieś. Sławek to sąsiad mojej ukochanej Babci. Od niepamiętnych czasów go znałem. Uczyliśmy się chodzić, biegać, jeździć na rowerze, pływać. Razem. Pamiętam jak kiedyś na zabawę, przyjechali milicjanci. Nysę postawili za remizą. Weszli od tyłu. Poczatowali się winem grzanym w kotle. Sławka ich zachowanie rozsierdziło, dobiegł do nich, wytrącił butelkę i przyłożył po razie, krew jak z wulkanu wybuchła z ich nosów, pochlapała ścianę i podłogę. Ta na ścianie była jaśniejsza. Do dziś nie wiem, czy zmiana koloru wynika od jej pochodzenia, czy od nikłego światła rozchodzącego się od żarówki zakurzonej.  Bili go przed wejście, równo, rytmicznie po cały ciele, guma znaczyła ścieżki na jego plecach. Zakrywał głowę, stał i czekał jak się zmęczą. Aneta wołała zrób coś. Co ja miałem zrobić, swoje plecy nastawić. Leżał później przy bramie, pił wino i krzyczał, żaden milicjant nie będzie mojego ruszał. Wtedy byłem w polach z Anetą, straciła dziewictwo. Już nigdy nie powtórzyliśmy tego. Szybko wyszła za mąż. Szło jej 24 lata. Staropanieństwo na wsi było źle widziane. Marek dbał o nią z tego, co mi mówiono. Też zamknął oczy, dwa lata temu. Tak, dwa lata jak go nie ma. Aneta stała nad trumną, delikatnie głaskała sukno, na którym leżał Marek. Opuchnięta, cicha bez szlochania, płakania, łkania. Śmierć uwolniła Marka i ją od cierpienia, była zadowolona. 

Wspominam, a przecież jadę załatwiać przyszłość. Planuje, realizuje i staje się przyszłość, która jest wiecznie teraźniejszością. Gładzę aktówkę, jakbym chciał w ten sposób sprawdzić, czy mam wszystkie dokumenty.

 

Sławek wchodząc do izby powiedział – pochwalony – siadł na ławce przy piecu chlebowym. Nie podszedł do mnie, aby się przywitać. Spojrzał na Babcie, moją ukochaną. – Wygońcie tego Pawła z chałupy, tyle ciekawości na świecie, a on dulczy w izbie u was.

- no i racja dulczy. Ino pole go tera interesuje. Robota, żniwa, to chyba i dobrze – wyrokowała Babcia.

Milczałem nie znając kontekstu rozmowy. Co Sławkowi chodziło po tej kędzierzawej głowie. Kiedyś często dostawał gnid. W jego włosach miały cichy, bezpieczny dom. Matka go goliła na łyso, chodził tak z pokaleczoną łysą łepetyną. Cala wieś wiedziała, że dzieciak od Pastuszków miał gnidy. Teraz z obawy, aby nie wydarzyło się to znów, myję głowę szamponem pokrzywowym.   W zimnej deszczowej wodzie.

- wyjdziemy – powiedział i machnął na mnie ręką.

Staliśmy w sieni, półmroku i kusz tworzył aurę tandetnego horroru. Pomimo, iż był dzień, ba południe w sieni było chłodno, szaro z zapachem stęchlizny wydobywającym się z piwnicy, w której gniły resztki ziemniaków zeszłorocznych.

Pogładził się po głowie, wbił suche mocne palce w pęki włosów, pociągną je mocno jakby chciał wydobyć słowa z wnętrza czaszki.

- jedziemy w niedziel na giełdę do Słomczyna!

- do Słomczyna, samochód  chcesz kupić?

- jaki samochód. Będą dziewczyny

- jakie dziewczyny?

- no wiesz przecież

Starałem się pokojarzyć słowa, które wypowiedział do mnie Sławek. Milczałem.

- jedziemy – zapytał ponownie

- no. Ile taka przyjemność kosztuje.

- mówią, ze pięćdziesiąt złotych. Do tego bus z Iłży. Zabawa będzie wieczorem.

- no tak – Postanowiłem zrobić sobie żart ze Sławka – no wiesz, ja tak w ogóle to wolę twoją Anetę.

Pchnął mnie z całej siły, oparłem się o kredens po jeszcze babci mojej Babci, ledwo stał, pootrzymywały go ściany, korniki nie miały już, co jeść.  Porzuciły tą stołówkę. Przeniosły się na drugą stronę sieni, gdzie skrobały stary kuchenny kredens. Bo ten, na który poleciał był pokojowy.

- kurwa odczep się od niej. Nie jest dla ciebie. Z tobą będzie jej źle.

 

Warszawa stolica polski. Piękne miasto. Paweł źle się czuł. O jakiegoś czasu, określenie śmieszne i nie precyzyjne.  Pamiętać, kiedy się to zaczęło. Kiedy zaczął odczuwać dyskomfort w oddawaniu stolca. Od kiedy robienie kupy w kiblu stało się problemem. Od kiedy odbyt zaczął go swędzić, od kiedy pieczenie doskwierało i od kiedy krew w kale stała się normą.

Wróćmy do Warszawy. Miasto, ah stolica Polski, pełna ludzi, którzy w noszą na ten teren wory swojej materialności. Rozkładają ją i chwalą - "To ja mam więcej, to ja mam lepiej". Są też ci, co rozkładają swoje wory intelektualne, kulturalne, artystyczne - "Wołają ja jestem, nie chce posiadać".  Z czasem posiadają, ale nadal krzyczą, że nie chcą poosiadać.

 

Staliśmy przed autobusem, przystosowanym na burdel. Płaciło się, po wybraniu kurewki. Sutener otwierał drzwi i można było zabawić się z młodą rumuńską dziewczyną, niekiedy Ukrainką, Białorusinką. Sławek wybrał wysoką kobietę. Dobrze zbudowaną. Wybór wskazywał, iż kierował się okiem gospodarza. Prawdziwy chłop lubi moc, chce ściskać, dłońmi, ramionami, przywierać do ciała, które równie mocne jest. Seks to walka jak u krów, czy świń. Raz dwa i koniec, bez ceregieli.

- już – powiedziałem jak po minucie wzszedł z autobusu. Czerwony, to blady jak babciny obrus na stole.

- nie mogę! – To był płacz.  Oto czerstwy chłop,  przyznaje się do porażki.

               

 

Sławek się zapił. Kilka lat temu znaleźne, go w swoim barłogu. Usnął. Wątroba powiedziała mam dość.

                Nigdy nie założył rodziny. Samotnik, odludek.

                - Sławek, kurwa. Wiem, teraz wiem, czemu tak się stało. Tu w tym pociągu, podczas podróży do lekarza onkologa zrozumiałem, że ty kochałeś inaczej, kochałeś mężczyzn. Przypomniałem sobie jak mnie, gładziłeś po ramionach. Wielokrotnie czułem na karku twój ciepły, kwaśny oddech. Nigdy po męsku nie poklepałeś po ramieniu, delikatnie muskałeś, moje ciało.  Zrozumiałem, że nie przystawałeś to świata. Ciekawe, czy znalazłeś podobnego do siebie? Czy kochałeś się? Seks jest fajny, zajebisty. Nie zaznaliśmy miłość.

 

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...