Paweł korzystając
z urlopu wyruszył na samotną wyprawę po górach. Wybrał Bieszczady. Sentyment?
Zapamiętane widoki z młodych lat?
Powoli podchodzi zboczem. Czuje mocne
bicie serca. Krople rosy spadają z liści drzew. Szedł, bo iść trzeba. W tym
upatrywał swoją radość. Niezrozumiany przez otoczenie, w sumie nieoczekujący
akceptacji. Często mu doskwiera osamotnienie. Tak się czół, choć nie był
samotny, wielu przyjaciół nie dawało mu tego, czego oczekiwał. Pięćdziesiątka
na karu mu doskwiera. W marzeniach sięga do czasu z przed kilkunastu laty,
kiedy choroba alkoholowa się zaczynała.
Nogi spokojnie
znajdują w błotnistej drodze punkty podparcia, idzie dość mocnym tempem (jak na
niego). Myśli przelatują przez jego jaźń, jak kamienie wyrzucane z procy. Nie
zdążył zapoznać się z treścią, a jej już nie było.
Pragnienie
miłości mocno Go rozprasza. Czuje potrzebę pokochania, zakochania W jego wieku
to pragnienie niestosowne. Fanaberie w postaci samotnych wędrówek, posiadanie
odwagi wyrażającej się kontrowersyjnymi poglądami, to jest do zaakceptowania w
jego środowisku, ale miłość. Czas na wnuki, tak powtarzał, a nie miłowanie
kobiety jak nastolatek.
Od kiedy Paweł
przestał pić i poczuł się lepiej, ciągle odwiedza inne obszary swojej
świadomości. Idąc na Tarnicę pomyślał o
miłości. Może uczucie pomyślało o nim? Wokół niego tyle działo się. Nie mógł opanować, ogarnąć otoczenia . Miłość to temat, w którym działo się, co raz
mnij. Miłości nie było w jego życiu. Wówczas, jak pił i teraz na trzeźwo.
Paweł nie był kochany,
jako dziecko i sam nigdy nie kochał. Z literatury i filmu wiedział coś nie coś
o tym uczuciu. Nawet kilkakrotnie powiedział słynne słowa, „kocha Cię”. Obecnie
Paweł, wie dobrze, że nie były to słowa prawdziwe. Mógł je zamienić słowami,
choć pieprzyć się.
Las dostawał
kolorów jesieni. Co jakiś czas Paweł widział ogniska barw o tej pięknej porze
roku. Dotykał śliskich liści by poczuć ich odcień. Zawsze uważał, że kolor można
poznać przez dotyk. Sam nie wiedział, dlaczego miał takie zdanie. Miał i już. Z
Pawłem tak zawsze było. Zanim poznał zagadnienie miał już o nim opinie. Z
czasem poznawania tematu zmieniał zdanie lub je weryfikował. Z odbieraniem
kolorów również tak było. Paweł uważał, że barwy trzeba dotknąć a nie tylko
upajać nimi wzrok. Idąc dotykał liści, rozcierał w dłoniach wąchał. Pragnął
rozpuścić się w naturze. Zatopić się w drzewach i tak trwać po mimo zmiennej
aury, zmieniających się pór roku. Zimą grzęznąć w śniegu a wiosną w błocie, aby
latem czerpać energie z promieni słońca i znów ugrząźć w jesiennym błocie. Być
drzewem przyglądać się piechurom dawać ochronne przed drobnym deszczem. Niekiedy
przystawał na szlaku by posłuchać, co ludzie podczas wspinaczki do siebie
mówią, o czym rozmawiają? Sam tego nie doświadczył, rozmawia sam ze sobą. Dużo
tych ludzkich rozmów krąży wokół pracy, czego kompletnie Paweł nie rozumiał.
Nigdy praca nie była ważna w jego życiu. Ot tak świat ułożony, przymus pracy jest. Opowiadają historie swojego życia. Opowiadają o znajomych. Dla Pawła
rozmowa podczas wspinaczki to profanacja. Ubliżanie górze, z, która się mierzy.
- Antek to stary Pryk – usłyszał głos za sobą. Kobiecy mocny
jak dzwon, przeleciało mu przez myśl, że osoba to mówiąca niedługo będzie miała
raka krtani od dymu papierosowego. – Nie mam zamiaru z nim się dłużej męczyć. Spojrzał
w oczy mijającej Go Niewiasty, błękitne zamglone. Pot wokół oczu tworzył zatoki
i jeziora. Wyobrażał sobie pana Antoniego, który jest Prykiem. Pewnie jest
gruby i mało mówny, marudzący od pierwszego rannego dotknięcia podłogi stopą.
Przyszły
wspomnienia. Przypominał sobie kobiety jego życia. Najważniejsza to Żona, z
którą spędził wiele lat i kiedy myślał, o zadośćuczynieniu jej z błędy i lata
pijaństwa okazało się, że niestety nie był w jej guście, jako trzeźwy facet. Żona
to jego rówieśniczka, takie miał szczęście do kobiet równolatkami lub starszym
od siebie. Kiedyś z zabójczą figurą teraz w pozie gruszki. Nacierpiała się przy
nim a On nie umiał jej zadośćuczynić. Cierpiał z tego powodu, ale zdawał sobie
sprawę, że na to nie ma wpływu. Wspominał jeden wypad w góry, kiedy Żona dawała
się na mówić na wędrówki. Do dziś czuje zapach lasu sosnowego i włosów
małżonki. Lubił nosem zagrzebywać się w jej długie włosy, kiedy budził się
rano. Dzień był świąteczny nie musiał się zrywać. Leżał na boku wtulony w jej
pośladki z ręka na piersi i wdychał zapach upojenia radością. We włosach były
wszystkie nuty zapachowe świata. Jako wytrawny pijak żonę poznał na imprezie.
Siedziała obok Pawła przy stole. Od zawsze zwracał uwagę na piersi kobiety a
Ona miał właśnie takie dojrzałe jabłka, które wypychały bluzkę a dekolt kusił,
choć o milimetr odchylić ubranie.
Usiadł na
granicy lasu i patrzył na „siodło” Tarnicy. W dole słychać innych piechurów
idących od Wołosatego. To już rodzina rozwrzeszczana. Paweł wiedział, że dzieci
mają swoje prawa, jednak to Go denerwowało, hałasujące, co nie miara.
Nawołujące się nawzajem, matka ich dyscyplinująca i ojciec idący sam na
przedzie jak przewodnik stada.
Żona nie była
wstanie wybaczyć. Wiedział, że to była przyczyna ich oddalania się. Winił
siebie za to. Ze wszelkich sił starał się zrozumieć. Patrząc w dół na turystów.
Dochodził do wniosku, że jako człowiek bez miłości nie może oczekiwać
wybaczenia. Jestem pusty – szeptał Paweł – pusty dzban cicho brzmiący. Nie ma
we mnie życia. Wypełnia mnie pustka, choćby wiatr górski wdarłby się w moje
trzewia.
Głośno
powiedział – odnaleźć miłość. Cholera poznać ją.
Pierwszy
piechur podniósł głowę, ale nie wiedział czy Paweł coś powiedział, czy lasu to dźwięk.
Paweł popatrzył w górę. Przypomniał
sobie pierwszą miłość jego życia. Nie
był oryginalny, była to jego nauczycielka z pierwszych klas podstawówki. Pani
Z., taka kochana. Lubił się wtulać, czuć nauczycielki bicie serce. Nie dostał
miłości w domu, łapczywie jak ryba na bezdechu szuka powietrza tak on od
dziecka miłości. Już wtedy doceniał kunszt malowania ust przez kobiety. Pani miała
pięknie podkreślone usta, tak bardzo chciał je pocałować. Nocami śnił, że to
Ona jest jego matka, z która śpi wtulony w jej piersi i usta, zarysowane
czerwienią, krwista. Jeszcze nie rządzą męską a dziecinnym zewem, którego
jeszcze nie rozumiał. Głaskała Pawła po głowie i mówiła „nie martw się”.
Cholera jemu nigdy nie wychodziły szlaczki. Czemu te rysowanie bazgrołów jest
takie trudne? Ślęczał nad zeszytem z piórem z gderającą matką;
- ty tumanie jeden.
Paweł teraz wie,
że nie jest tylko jedynym głupkiem na tym świecie. Wielu podążą po globie. A Z.
pomimo braku umiejętności przez Pawła rysowania szlaczków tuliła Go do siebie,
czego nigdy nie robiła matka. Rodzicielka, krzyczała z odwiecznym papierosem i
nieumalowanymi ustami. Podkreślała tylko rzęsy tuszem, który by położyć na
włoski trzeba było na niego napluć i mocno rozetrzeć pędzelkiem. Uderzała w kartki zeszytu i krzyczała – tu
tumanie zobacz, przekroczyłeś linie, nic z ciebie nie będzie, po co się ja tym
przejmuje.
Poprawiając
plecak przypomniał sobie I. Strzepał błoto z butów. Poszedł dalej.
Koleżanka z
klasy. Długo się zastanawiał, co z nim się dzieje, kiedy w pobliżu jest I. To
było takie szczeniackie zachowanie pełne agresji i chęci oddania siebie w
niewole. Moda w wówczas była na pisanie kartek i puszczania poprzez ławki do adresata.
Taką kartkę napisał do I. Prosił w niej o spotkanie. Oczywiście narobił wiele
błędów ortograficznych a I. była najlepszą uczennicą w klasie. Ku jego
zaskoczeniu I. Przyjęła zaproszenie. Na kartce czerwonym flamastrem poprawiła
błędy. W mieście były dwa kina i Paweł zaprosił I. do jednego z nich nie
zwracając uwagi na repertuar. Seans się nie odbył z powodu braku frekwencji. Oj
jak się on wówczas wstydził. I. Się śmiała, szerokimi ustami łapała powietrze.
To była zimowa pora, spacer w duży mróz nie wchodził w grę. Lata
siedemdziesiąte ubiegłego wieku, szarość wypływała ze wszystkich zakątków
małego powiatowego miasta. Godzina dziewiętnasta ludzie zamykają bramy
zasłaniają okna grubymi zasłonami. Cisza. – Kurczę wpadłem wtedy w panikę – powiedział
głośno Paweł. Zabrał w tym wypadku I. Na
frytki do jedynej frytkarni w tym mieście. Później nie miał odwagi zaprosić I. Gdziekolwiek.
Po kilku tygodniach dostał kartkę z pytaniem „Czy to jest przyjaźń, czy to jest
kochanie”. Dziś pojmuje to pytanie, wówczas niestety nic nie rozumiał.
Znajomość się skończyła. Po skończeniu szkoły z I. Się nigdy nie spotkał. Idąc
w górę pomyślał, - teraz to bym umiał odpowiedzieć na Mickiewiczowskie pytanie.
Schody. Schody
do nieba. W tym roku na Tarnicę wybudowano schody. Szedł nimi Paweł, jak drogą
parkową. Przypominał sobie kolejną kobietę. To była J.
Kolejna
koleżanka ze szkoły. Z nią zrobił to pierwszy raz. Aż stęknął jak o tym
wstydzie pomyślał. Przyśpieszył kroku by uciec od wspomnień o J. Cholera
pomyślał z nią również nie widziałem się ponad 30 lat. J. to pierwsza kobieta, która
Pawłowi podobała się od „stóp do głów”. Miała przepiękne piwne oczy, kucyk
czarnych włosów, które skrzyły w promieniach słonecznych. Zawadiacki uśmiech. Chodziła
w glanach, tak jak on była punkiem, słuchali muzyki i całowali się namiętnie aż
przyszedł dzień, kiedy powiedział, choć i pobiegli w parkowe krzaki. Po chwili
Paweł powiedział przepraszam i odszedł rozpalony do czerwoności. J. niezrażona pierwszym
niepowodzeniem dążyła do kolejnego zbliżenia. Paweł zaczerwienił się, serce
mocniej mu zaczęło bić, kiedy przypomniał sobie jak stali w tatarakach nad
zalewem Pasternik, wsłuchani w śpiew ptaków, szum wiatru muskający wysokie
trawy. Całował J. w usta chciał się w nią wbić, zawładnąć, stać się jednym ciałem.
Mówiła będziesz mój do końca moich dni. Teraz to zrozumiał, co znaczą te słowa.
Paweł dla J. był też pierwszym mężczyzną i nigdy się to już nie zmieni. Razem
przeszli tą granice i wkroczyli w świat, którym barwy zmieniają się jak w
kalejdoskopie. – Kurczę miałem 16 lat J. też tyle. Poznawaliśmy się fizyczne.
Nasze ciała odkrywały przed nami swoje tajemnice. Jak było inaczej! Bez seksu w
Internecie i poznawania sfer intymnych w wulgarny sposób.
Ołowiowe chmury
zaczęły tworzyć korytarz dla promieni słonecznych. Paweł instynktownie
skierował w nie swoją twarz. Wierzył, że tak ładuje się energią. W kroczu
poczuł znak swojej męskości. Dawno nie było mu to dane. Libido przepite
pomyślał kiedyś i nie liczył na zmianę stanu rzeczy. Czy to wspomnienie J., czy
promienie słoneczne tak zadziałało nie zastanawiało to Pawła. Tak naprawdę nie
zależało mu na seksualności. Chciał doznać miłości.
Uczucie
opisywane od początków istnienia pisma. Pierwszy człowiek piszący, pisał o
miłości takie przekonanie miał Paweł. Nie mógł tego udowodnić, ale był do tego
przekonany. Idąc w górę szukał w pamięci tych iskier, które świadczyły o
istnieniu w nim miłości. Odnajdywał seksualność.
Po J. przyszła
pora na A. Z nią to już seks był akurat. Paweł przypominał sobie ile to razy
robili w dziwnych miejscach. Spojrzał w słońce i uśmiechnął się na wspomnienie
uniesień miłosnych na ławce w parku, mimo obawy nadejścia przechodniów.
Opuszczonych domach, na stertach łachów w namiocie nad rzeka, wijącą się wśród
łąk z wieloma zakolami z niewielkimi plażami. Nad rzeką latem spędzał Paweł
każda wolną chwile. Do A. Paweł mówił wiele razy kocham, odmieniał
określenie uczucia miłości jak tylko potrafił. Niestety A. Powiedziała
wiosennego dnia; „Paweł nie kocham Cię”. Do dziś ją widuje. Przygląda się jej wizerunkowi,
który mówi o jej ciężkim losie. Z zemną miła by lepiej myśli Paweł widząc ją targająca
siaty lub zestaw butelek piwa dla męża. Był już na Tarniczce, pomyślał jednak
żonę kocham nadal.
Żona to
ostatnia kobieta w jego życia. Przysiągł przed ołtarzem i tak trwał. Kochał? By
odpowiedzieć na to pytanie w pierw muszę poznać definicje miłości- wyszeptał.
Kiedy powziął decyzje o skończeniu z piciem liczył na rozwiązaniu problemu
komunikacji z żoną jak i okazywaniu uczuć. Niestety nic nie wychodziło z jego
założeń a i żona nie miała ochoty zapomnieć „czas pogardy”. Tkwiła w
przeszłości, a Paweł wybiegał w przyszły czas czując potrzeba wielu zmian.
Przemiany nie współgrały z wizjami żony. Miłość nie wybuchała na nowo. Może nigdy jej nie było? Tak myślał Paweł i
szedł do krzyża na Tarnicy. Bardzo czuł potrzebę komunikacji z Bogiem. Modlitwy.
Miał przekonanie, że odmówienie Ojcze Nasz przy krzyżu da mu odpowiedź na pytanie,
co to jest miłowanie. Często tak miewał, przekonanie, że modlitwa rozwiąże
sprawę. Tak naprawdę nigdy to nie nastąpiło, ale Pawłowi było tak łatwiej żyć.
Siadł na ławce
rozejrzał się po piechurach, którzy dotarli na szczyt. Naliczył jeszcze dwóch
mężczyzn i jedną kobietę wyglądających na samotnych turystów, znamienne, że
byli w przybliżonym wieku. Czy oni wszyscy przeżywają kryzys wieku średniego?
Zamknął oczy skupił się na modlitwie. Traktował Ojcze Nasz za modlitwę
rozwiązująca wszystkie problemy. Odmawiał modlitwę i myślał o miłości.
Jednoczył się z Bogiem. Poszukiwał odpowiedzi na pytania. Znał dobrze relacje z
Bogiem i wiedział, że nie dostanie od raz odpowiedzi. Odpowiedz przyjdzie przez
drugiego człowieka. Wielu ludzi w jego życiu miało wpływ na jego decyzje,
koleje losu. Przez wódę nie rozpoznawał tych przesłanych przez Boga od tych
Szatańskich. Złe wybory oto kwintesencja pijaństwa. Los podły, pisany przez
wybór podłych podpowiedzi. Cienie przesuwały się po przystrojonych w czerwień i
brąz bukach. Rozbrykane dzieci jak stado kucyków wpadło na szczyt. Paweł
wybudzony z kontemplacji, cicho zaklął. Trzeba się z ludźmi dzielić wszystkim.
Nawet przestrzenią w górach. Miłość to akceptacja kochanej taka, jaka jest i
danie jej wolności. Miłość to nie motyle w brzuch, to zadanie. Zaczął schodzić
Tarnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz