Sięgając po
książkę Marii Konwickie „Byli sobie raz” byłem przekonany, że będę czytał o
wielkim polskim reżyserze i pisarzu Tadeuszu Konwicki a przeczytałem książkę o
rodzinie Leniców i Konwickich. Autorka to córka wybitnego artysty sama parająca
się działalnością artystyczną. Przybliżyła nam atmosferę domu przepełnionego
duchem artystycznym, magią, metaforą. Rodzina Tadeusza Konwickiego to jego żona
Danuta z Leniców i dwie córki Maria i Anna.
Maria opisuje
relacje między bliskim, jak również przekazuje ich postrzeganie Polski
powojennej z jej siermiężnym życiem, w który nie było miejsca na skupianiu się
na artystycznym aspekcie egzystencji, duchowości czy zwykłej ciekawości.
Czytałem książkę
z zazdrością. Bark jest w moim życiu tych czynników, które wpłynęły na rodzinę
Konwickich.
Maria Konwicka
opisuje, też swój wieloletni pobyt w USA. To tam poznaje wielu polskich
artystów emigracyjnych. Opisuje ich tęsknotę jak i swoje nieprzystosowanie to
popkulturowego charteru Ameryki. Przeciwstawia
temu wizerunkowi opowieść o swoim ojcu, który żyjąc w rytmie, jaki sobie
stworzył, poza głównym nurtem życia filmowego. Konwicki celebruje spotkania z
Holoubkiem, czy Morgensternem. Codzienne spacery tą samą drogą. Obserwowanie
zmiany warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza to rytuał Tadeusza Konwickiego.
Czerpał radość z tych niewinnych spacerów. Świat, biegnie, a On jak Stoik podąża
swoim szlakiem.
Takim odpowiednikiem życia poza
nawiasem w USA jest polska aktorka Ewa Czyżewska, która prowadzi dom otwarty, miejsce
spotkań emigracji polskiej.
Czytając
książkę ,zacząłem zadawać sobie pytanie. Czy świat opisany przez Marię Konwicką
odchodzi w niepamięć? Odchodzą od nas ludzie, dla których być jest ważniejsze
od mieć. Ilu jest ich?
Książka warta
polecania dla tych, którzy nie gonią za sensacją i plotką, a chcą, poznać życie
wielkich twórców kultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz