–
Czy zawsze musi być tak samo? Rozpoczyna się we wnętrzu, koło wątroby, tu
gdzieś jak żołądek. Lekki uścisk, kiszki marsza grają, choć jeść się nie chce –
marudził Paweł, stojąc przy wieczornym oknie, spoglądając na jarzącą się lampę.
Ludzi jak na lekarstwo. Czas snu. Czas Pawła spacerów.
– Idę. Dziś udam się na ul.
Staszica. Pod filary, swoiste ucho igielne. Jak u Myśliwskiego miejsce
spotkania miłości, czasu młodości, tykania starości, zadumy. Wspomnień,
rozważania, wybiegania w przyszłość – Wiosna jeszcze kilka dni temu niosła
zapach rozkwitu, budzenia się do życia przyrody. Teraz wycofała się,
przycupnęła, schowała się za jeszcze szarymi drzewami.
– O! Teraz bez przekleństw
zakładam buty. Proste urządzenie, a takie przydatne – uśmiechnął się Paweł na widok
szybko założonych trzewików, odłożył łyżkę do butów. Zatrzasnął drzwi, zamknął
na dwa zamki. Dokładnie potrząsnął klamką.
–
Co oni mogą mi ukraść, telewizor stary, od lat nie włączany, radio sprowadzone
z Chin. Cholera, jak to jest, radio za 10 złotych płynie oceanami, morzami,
przez kanał Sueski i jest to opłacalne dla sprzedającego – przed wyjściem z
klatki schodowej poprawił kołnierz.
–
Majówka, dzielnica młodości. Gdzie to ja nie mieszkałem? – idąc, na palcach
ręki liczył dzielnice, w których mieszkał – wychodzi pięć. Fajnie.
Ul.
Staszica, obecnie deptak i centrum miasta. Starachowice nie mają tytularnego
centrum, Staszica udaje takowe. Główne miejsce to Sąd Rejonowy, a wokół
adwokaci, radcy prawni, prawnicy, komornicy, notariusze. Paweł wzdrygnął się,
kiedy wspomniał o komornikach. Kiedyś tej maści prawnik odwiedzał go
wielokrotnie, wzywał do kancelarii. Paweł obiecywał, przepraszał i nie płacił.
Kobieta komornik bez ceregieli z dochodu ściągała należność i przekazywała
dłużnikowi. Zły był to czas. Taka grzeczna pani zza parawanu tłumaczyła, iż
długi trzeba spłacać. To był ciężki czas. Cierpiał i widział cierpienie ludzi i
to nie tylko dłużników, ale i wierzycieli, którzy nie mają za co żyć, bo ktoś
nie zwraca długu.
– Ach te pieniądze. Nigdy nie było mi z nimi po drodze. Teraz też wydaję bez
zastanowienia. Dobrze, że nie ma ich za wiele. Nigdy nie nauczyłem się
oszczędzać. Wiecznie na kredytach.
Przysiadł
na ławce obok popiersia patrona ulicy. Jak to w nocy, ławka zimna i wilgotna.
Latem, kiedy są upały, szczeble drewniane oddają ciepło. Obecnie zimno
rozchodzi się po udach, dociera do wnętrza, wyrywa z zadumy. Siedzi, choć Paweł
czuje, iż dzisiejszy spacer będzie prowadził od ławki do ławki. Jest ich tu
trochę, można wytyczyć szlak. Szlak zamyślenia, pomyślunku, wspomnienia,
powidoków.
–
Kto pamięta bibliotekę dla dzieci naprzeciwko? Czas dawny, chodziłem,
wypożyczałem i na drugi dzień oddawałem książkę. Bibliotekarka, młoda, z
końskim ogonem, uśmiechem nieśmiałym, w sukience kolorowej, sprawdzała wiedze,
pytała o treść. Opowiadałem, wypożyczałem, czytałem i oddawałem. Powiedziała z
troską – „Ja nie mam co ci wypożyczyć”. Napisała kartę do biblioteki dla
dorosłych, do tej dziś istniejącej. Iż oto młody człowiek przeczytał cały zbiór
biblioteczny. Kocham czytać. W wieku czternastu lat dostąpiłem zaszczytu
korzystania z biblioteki dla dorosłych – brak ludzi, przechodniów, gwaru,
sprawiał Pawłowi wielką radość. Cisza nocna, bez dźwięków śpiewu ptaków. Gwizd
pociągu wybijał z zamyślenia, wspominania.
–
Zamknęli bibliotekę dla dzieci. Otworzyli kawiarnie. Chciałem się ustatkować
jak w piosence Ryśka Rydla. Zaprosiłem damę jedną, drugą, trzecią, na kawę i
ciastko z bitą śmietaną. Kawiarnie zamknięto i ja zaprzestałem szukać, jak to
mówią – bratniej duszy. Samotność ma przywileje, sam ze sobą się nie pokłócę.
Sam ze sobą sobie radzę. Porozmawiam, wyciągnę z rozmowy wnioski. Nigdy się nie
rozstanę, będę w parze ze sobą – przesiadł się na ławkę obok, patrzył w okna, z
których snuło się świtało. Szukał oznak życia, cieni poruszających się,
załamujących światło, zmieniających bieg historii, każdy ruch rozbija porządek
rzeczy. Przypadek wpływa na przypadek, ciągły ruch jak w fizyce kwantowej.
–
W nocy nikomu nie przeszkadza moja włóczęga, podglądactwo niewinne. Mogę ze
spokojem poszukiwać powidoków przeszłości. Osiemdziesiąt lat temu. Przez
zasieki uciekła Ryfka z obozu pracy. Chciała żyć, wróciła po dwóch dniach, za
drutem kolczastym nie było miejsca dla niej, miłości, smutku, radości, złości.
Nie było miejsca na ziemi dla Żydów. Czuję pod pietami bicie tamtego
historycznego czasu, słyszę nawoływania, krzyki strażników i płacz Ryfki,
chciała żyć, dla siebie, dla przyszłości. Chciała bezwiednie tworzyć przypadki,
które będą zmieniać losy świata. Już jej nie ma. Obecni mieszkańcy zapomnieli o
swych sąsiadach. Raz w roku robią spektakl, odwiedzają Kirkut, aby sumienie
oczyścić. Ulmów na ołtarze powołali. Katolicki kraj i ot takie zwyczaje.
Wstał,
zeszedł w dół pod skałki do Rachtana partyzanta, patrioty. Żołnierz AK siedzi
na ławce, spogląda na Góry Świętokrzyskie, tajemnicze pomimo swej małości. W
puszczy jest zapomnienie. Dotknąć pomnika zimnego, martwego. Poczuć więź z
przeszłością. Wojna to zło, nie ma wygranych moralnie, uczuciowo, religijnie,
są tylko przegrani.
–
Łatwo oceniać, oskarżać. To potrafimy najłatwiej. Czas wojny, pogardy, to czas
niewyjaśniony, bez oceny powinien być zostawiony. Suma lat tamtych, przypadków,
wydarzeń, wpływa na obecny czas.
Historia się toczy kołem, zawsze kogoś przygniecie, uniesie inne życie. Pamięć
jest odkryciem zagadki. Spoglądajmy w przeszłość. Spacerujmy po nocnych
Starachowicach. Zegar odmierza czas do zmian cywilizacyjnych. Kończy się era
„więcej” i nie dotyczy tylko dobrobytu, ale również więcej nauki, szkoleń,
artyzmu, zabawy, zdobywanych szczytów, odwiedzanych krajów, wypitego alkoholu,
uprażonych kiełbas na grillu – Paweł rozważał, zimno przenikało. Szybkie
wyjście z domu kończy się szybko. Czas powrotu pustymi ulicami. Spacer czas
kończyć.