Chrześcijanin jest zobowiązany do budowania mostów

 

 

                  Że każdy uczeń Jezusa powinien budować mosty, a nie mury.

Cytat z Tygodnika Powszechnego nr 9 z 26.02.2017  Art. Skandal na nieszporach

 

 

 

 

        To zdanie zostało wypowiedziane przez ks. Jacka Dziele proboszcza Sanktuarium, którym opiekują się alkoholicy i narkomani.

        Bóg dał nam wolną wole byśmy schodzili ze ścieżki nadziei, ale też byśmy na nią wracali. Każdy dobry człowiek miły Jezusowi powinien być gotowy na udzielanie pomocy wracającym, a nie oddzielaniu się od nich murem.

        Obowiązkiem Chrześcijanina jest być gotowym do pomocy. Nie odrzucajmy innych, chorych, uzależnionych. W każdym zobaczmy człowieka takiego jak my. To tylko kwestia kilku zdarzeń, iż nie jesteśmy na ich miejscu. Nie odrzucajmy grzesznych, bo w ten grzech my równie możemy wpaść. Empatia, poznanie i akceptacja to powinno wyróżniać Chrześcijanina.

        Przez kraj przetacza się fala protestu społeczności LGBT, kobiet i środowisk feministycznych nie budujmy muru przed nimi a drogę do porozumienia. Wsłuchajmy się w ich racje. Można w najgorszych sytuacjach budować konsensus. Poznawanie i pozwalanie się poznać. Protestujące to też patrioci i patriotki, nie można zabierać im prawa wypowiedzi i stanowienia o sobie. Uchwycić sens ich retoryki daje ogromne pole pojednania.

        Gotowość do porozumienia to znak szczególny Chrześcijanina. Omijamy wielkim łukiem księży, którzy wygrażają z ambon. Kiedy kazanie jest przepełnione nienawiścią i pouczaniem.

        Chrześcijanin ma obowiązek patrzeć na drugiego człowieka z empatią bez względu na to skąd pochodzi, jakiej religii jest wyznawcą i co w życiu złego zrobił lub jakie ma poglądy.

        Chrześcijanin ma obowiązek stawiać opór agresji. Bronimy się przed złym, który jest w człowieku do czasu jego obezwładnienia a wtedy zacznijmy budować most. Wobec zła nie możemy być bierni. Trzeba go wytykać i dobrem zastępować.

 

Uwierzyliśmy książkowa wersja mitingu AA

           

 Zakończyłem lekturę kolejnej pozycji z biblioteki AA. Publikacja „Uwierzyliśmy”, składa się z wielu opowieści alkoholików o ich dotarciu do Wspólnoty i rozwoju duchowym niezbędnym w zdrowieniu za pomocom Programu 12 Kroków. Każdy z rozdziałów zawiera przesłanie i sugestie alkoholików na temat programu zdrowienia. 

Zasada 12 Kroków to sposób opisany przez pierwszych Anonimowych Alkoholików pod przewodnią rolą Billa W. W dwunastu zasadach zwanych krokami Billi W opisał sposób wychodzenia z uzależnienia. Główną osią jest przyznanie się do bezsilności wobec alkoholu i przekonaniu, że bez siły duchowej nie można wykaraskać się z choroby. Kolejnym etapem jest rozliczenie się z przeszłością i rozpoczęcie kroczenie przez życie z zasadami moralnymi przyjętymi w społeczeństwie.

W książce zgromadzono ogromna ilość opowieści alkoholików. Każda z nich przedstawia skomplikowaną drogę chorego do rozpoczęcia działania na programie 12 Kroków.

To kolejna pozycja mówiąca o uniwersalności filozofii 12 Kroków jak i Wspólnoty AA. Warto przeczytać, by zrozumieć słowa kluczowe w AA jak „Duchowość”,Doświadczenie Duchowe”, ”Przebudzenie Duchowe”, ”Siła Wyższa”, ”Rozwój Duchowy”.

Będąc alkoholikiem „Uwierzyliśmy” przybliża mnie do zrozumienia zasad dwunastokrokowych. Mój buntowniczy charakter i kroczenie swoimi ścieżkami nie sprzyja wprowadzeniu tych zasad w moim życiu.  

„Uwierzyliśmy” jest książkową wersją mitingu. Spotkanie alkoholików odbywają się na całym świecie od osiemdziesięciu lat. Spotkanie Billa W z doktorem Bobem to pierwszy uznany miting przez Wspólnotę AA. Oni pierwsi uwierzyli w siłę pomocy jednemu choremu na alkoholizm drugiemu alkoholikowi. Przez kilka lat krystalizowała się idea wspólnoty AA i tak powstało podstawowe dzieło wspólnoty AA książka pt. „Anonimowi Alkoholicy” inaczej zwaną „Wielka księga”.

„Uwierzyliśmy” to kontynuacja tamtej publikacji. To świadectwo alkoholików, którzy skorzystali z dobrodziejstwa programu 12 Kroków. 

 


 

Rozaważnia nad pogladami ks. Jana Twardowskiego



Myślę po prostu o czasie, w którym dojrzewałby w nas człowiek serdeczny, kochający, życzliwy, otwarty, przyjmujący ze wzruszeniem łaskę uśmiechu i łaskę nowego cierpieniu.

Ks. Jan Twardowski Wszystko darowane. Myśli na każdy dzień.

 

 

            Żyjemy w czasach, kiedy postawa typowo ludzka przestała być sylwetką oczekiwaną. Przestaliśmy być Homo Sapiens a staliśmy istnieniem z przypiętą etykietą. Staliśmy się postrzegani przez rasę, pochodzenie, język, wiedze, poglądy, religie i wiele innych etykiet.

            Główną obecnie metką przypiętą do naszej postaci jest wyznawana wiara, religia, do jakiej się przyznajemy. Sama nazwa determinuje zachowanie otoczenia. Nie nasze postępowanie, czyny, czy postawy życiowe dla odbiorcy są ważne, ale deklaracja religijna, polityczna. Dla większości chrześcijan muzułmanie to terroryści a dla muzułmanów chrześcijanie to niewierni, którzy zagrażają ich tożsamości. Poglądy prospołeczne nastawiony na jednostkę są traktowane, jako lewicowe bez względu na nasze deklaracje w innych dziedzinach życia. Oczywiście wyrażenie poglądów stawia nas po jednej ze stron barykady. Eskalujemy konflikty, by pokonać przeciwnika. Czas z cytatu ks. Twardowskiego obecnie nie jest osiągalny. Kolejnym znacznikiem jest rasa, kolor skóry, język, kultura narodowa, tu też działa syndrom przekonań. Przed wzajemnym poznaniem stajemy już przed sobą z konkretnymi deklaracjami.

Zamiast odczytywania etykiet powinniśmy się poznawać. Przez zgłębianie wiedzy na temat drugiego człowieka tracimy z oczu metki powieszone przez oszalałe społeczeństwo pędzące ku zagładzie. Poznając akceptujemy postepowanie człowieka w wielokrotnie trudne do zrozumienia. Życzliwość, serdeczność, wyciągnięta ręka do zgody i pomocy. Takich postaw nam trzeba. Odrzucimy przekonania. Z sercem miłości idźmy do drugiego człowieka, kochajmy, akceptujmy i pozwólmy żyć.

Wśród trzeźwiejących alkoholików jest powiedzenie „Każdy musi sięgnąć swojego dna”

              




Wśród trzeźwiejących alkoholików jest powiedzenie „Każdy musi sięgnąć swojego dna”.

Gdzie jest moje dno? Kiedy postanowiłem przestać pić nie zastanawiałem się czy sięgnąłem dna? Z czasem jednak wraz z uczestnictwem w terapii i w mitingach zadałem sobie pytanie -, czy ja osiągnąłem dno?. Doszedłem do wniosku, jeżeli nie osiągnąłem dna to ewidentnie wrócę do picia.

                Strach powrotu do picia wytworzył u mnie ciąg myślowy, który dowodził, że nie mogło być gorzej. To, co straciłem przez picie jest stratą największą i tym sposobem osiągnąłem swoje dno.

                Teraz kiedy moje trzeźwienie jest bardziej stabilne dochodzę do wniosku, że „osiągnięcia dna” jest przereklamowane.        Przez całe trzydziestojednoletnie picie nie doprowadziłem się do całkowitego upadku moralnego i materialnego. Rodziny nie postradałem, choć ją strasznie poharatałem. Finansowo potrafiłem sobie radzić.

To nie konsekwencje poniesione w głównej mierze zmobilizowały mnie do zaprzestania picia, a utrata wolności. Wolność jest darem od Boga. Szybko uświadomiłem sobie utratę wolności. Osoby, które tylko z uwagi na konsekwencje swojego pici zaprzestają spożywanie alkoholu, często wracają do uzależnienia. Po dotarciu do mnie faktu utraty wolności przez picie łatwiej przyszło mi wdrażać zmiany w moim życiu. Uczestnictwo w terapii i mitingach zacząłem traktować, jako lekarstwo i miły obowiązek. Niepowodzenia, coraz mniej wywoływały we mnie frustracje. Poczucie wolności i co się z tym wiąże możliwość realizacji swoich zamierzeń stało się ważnym elementem mojego życia. Uznanie się za chorego otworzyło mi oczy na straty poniesione nie przez picie a utratę wolności.  Człowiek wolny ma ogromne zasoby energii, która może wykorzystać w celu rozwoju osobistego, realizacji celi rodzinnych, zawodowych.

                Program 12 Kroków jest sposobem na odzyskanie wolności. Wyzwolony człowiek jest pogodzony z przeszłością, zadośćuczynił skrzywdzonym jak i wybaczył krzywdzicielom. Zna swoje zalety i wady. Podąża w trzeźwym życiu drogą wolności. To program pomógł mi odnaleźć siebie i pokochać

Czekoj na mnie tam




Słońce mocno grzało Pawłowi w prawy policzek. Stał z kilkoma osobami przed baldachimem w kolorze kiedyś niebieskim, obecnie mocno wyblakłym, pewnie od promieni słonecznych. Pod brezentem stała najbliższa rodzina zmarłego, mężczyzny w sile wieków, rolnika a co za tym idzie chłopa całe życie ciężko pracującego. Odszedł nagle jak żył, robił wszystko szybko. Odkąd go Paweł pamięta był to człowiek prędki. Z głośników słychać słowa modlitwy, różaniec, żałobnicy powtarzają słowa jak w transie. Niebo znów zasnuło się deszczową chmurą. Powietrze ciężkie od wilgoci opadało na ludzi okrywając ich jak trawę rosa. Co rusz ktoś wyciągał chusteczkę do przetarcia twarzy. Kilku mężczyzn miało chusteczki, jakich Paweł nie widział od lat. Ogromne w szarych kolorach, zajmujące całą kieszeń spodni. Modlitwy cichły, nadchodził moment rozstania. Ksiądz wypowie słowa pożegnania i nastąpi ostateczna czynność, zamknięcia wieka. Panowie z obsługi wynurzyli się z różnych zakątków posesji przygotowani do wykonania zadania. Jeszcze chwila dla rodziny. Płacz rozchodzi się po podwórku, na którym nie ma żadnego zwierzęcia. Może w kurniku, chlewie, oborze opłakują swojego dobroczyńcę.

Nad trumną nachla się Wdowa, wtula się w trupa jak słodkiego kochanka. Całuje w usta, szlocha płacze, dzieci zmarłego odsuwają zrozpaczoną matkę.

-czekoj na mnie tam!- Wykrzykuje żona. Tylko gdzie to „tam”. Czy to wyznanie wiary? A może pobożne życzenia, zaklinanie rzeczywiści i udawanie, że wierzy się o istnienie poza światem widzialnym. Naszym światem. Czy „tam” jest podobnie jak tu, a może nie ma materii, która przekształca się obecnie w proch? Pozostanie z człowieka oto tylko niewidoczne. Wszystkie przyklejone etykiety, nazwy, pseudonimy, określenia na osobowe „Ja” rozpłynie się w przestrzeni pozostanie jedynie Duch nieokreślony.

Teraz nie biją młotkiem gwoździ w wieko. Nie ma  odgłosu zamykania czyjegoś życia. Odchodzenie jest bardziej cool. Oto jest na pogrzebie gdzie kultywuje się pożegnanie ze zmarły na obejściu gospodarstwa, tu gdzie spędził swoje życie. Całują zmarłego, klepią po zimnych skostniałych dłoniach. Twarz w grymasie radosnym, odchodził pogodzony ze światem tak pomyślał Paweł. By mieć taki wyraz twarzy po śmierci trzeba być świadomy swoje roli na ziemi. Pogodzonym, iż nadejdzie kres tułaczki po ziemi.

Paweł wraz z pozostałymi ustawia się w kondukcie żałobnym, będą towarzyszyć niesionej trumnę do kościoła. Nastąpi pożegnanie wobec Boga. Krocząc tak w z uczestnikami pogrzebu Paweł zaczął rozmyślać o swoim pogrzebie. - W pierwszej kolejności nie chciałbym umierać sam. Odchodzenie w samotności to jak seks sam ze sobą. Oczy trzeba zamknąć w obecności człowieka. Jakbym mógł napisać scenariusz swojego pogrzebu i go zrealizować, wyreżyserować na pewno byłby skromny w liturgii. Skupiony na odchodzeniu. Pożegnaniu.

Msza przebiegła szybko i sprawnie. Ksiądz celebrant śpieszył się. Niebo mocno zasnute z grzmotami od zachodu. Proza życia zmuszała do przyspieszenia uroczystości. Bliscy po przyjęciu komunii delikatnie dotykali trumny, ostatni gest, obietnica dotarcia tam, gdzie zmarły przebywa. Już na schodach kościelnych słychać pierwsze komentarze;

-pięknie gadał ksiądz, on to umie powiedzieć

-Janek dobry był, to i co miał gadać

-ale pieniądze jak od wszystkich wziął

Paweł wspominał pogrzeby, w jakich uczestniczył, wszystkie podobne do siebie, łzy, rozpacz lub cisza. Ten miał tę różnicę w słowach – „czekoj tam na mnie”. Prośba spełniona? W jakim stopniu swojego ziemskiego „Ja” przenosimy na tamten świat? Może jak niemowlę przychodzimy w zaświaty z czystą kartą bez wiedzy o życiu na ziemi.

Powoli żałobnicy sunęli w stronę Cmentarza. Czarne chmury przesłoniły świat, ukrywały intymną chwilę, pozbycia się zwłok. Oto chwila, w której wszystko jest niewyjaśnione, niedomówione, pozostawione poza percepcją ludzką.

- Przyjdź na stypę do remizy, rodzina zaprasza- usłyszał Paweł za lewym ramieniem, zanim odwrócił się i opowiedział, osoby już nie było, zawiadamiała kolejnych żałobników. Po wysiłku pogrzebu trzeba się pożywić, pomyślał Paweł.

Oto  wspomnieć będziemy zmarłego Jana, chłopa w sile wieku, ukochanego męża, ojca, dziadka, sąsiada. Paweł aż wzdrygnął się po tym, co pomyślał. Jan lubił wypić, na zebraniach wiejskich wykłócał się do ostatka o swoje, osoby o innym kolorze skóry wprawiały go w złość, imigranci dla niego to tylko nieroby czyhające na jego dobra, Geje to osoby żyjące wbrew naturze, których powinno się pozamykać w gettach. Jan zabrał ze sobą swoje poglądy. Tu zostawił ludziom dobre wspomnienia o sobie.

Remiza niedawno odnowiona z funduszy unijnych, informuje o tym tablica przytwierdzona do ściany budynku. Gospodyni i Wdowa witają się z każdym z osobna. Paweł słyszy do ucha- Wuj kochał Cię, pomimo wszystko. Przeszłość znów wbiła się w serce Pawła. – A jednak pamiętają. Jan już nie ma pamięci.

Obiad zjada pospiesznie, boj się przeszłości, oto ludzie, którzy pamiętaj tamten wieczór sprzed wielu lat. Jan o tym nie ma pamięci i on nie ma. Jedynie drżenie raka przypominają o wydarzeniu, którego nie powinno się zdarzyć.

Paweł wstał od stołu. Bez słowa ukłonił się Wdowie. Wyszedł. Niebo nadal zasnute chmurami burzowymi, parne powietrze przygniatało do ziemi.

- już nigdy tu nie przyjadę!

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...