Kolejne wspomnienie Starachowic Dolnych



         

 Kolejne moje wspomnienie związane ze „Starachowicami Dolnymi”. Na północnym skraju tego rejonu rozpoczyna się Park Miejski, obecnie bardzo zaniedbany. W okresie mojej młodości było miejscem naszych zabaw letnich jak i zimowych. Z uwagi na porę roku kiedy to pisze, wspomnę nasze zimowe zabawy na terenie parku.
         Oczywiście wspomnienie związane jest z jazdą na sankach i pakarynach ( kto wie co to za ślizg?). Do zjazdów wykorzystywaliśmy górkę przy muszli koncertowej (nieistniejącej). Kiedy zjeżdżalnia była dobrze wyślizgana można było dojechać do samego strumienia , który wówczas był ściekiem, bo jego korytem spuszczano nieczystości z FSC.
         W latach siedemdziesiątych zimy były śnieżne i dla tego całymi dniami biegaliśmy po okolicy nie tylko, bawiąc się na sankach, ale budując fortece śnieżne i tocząc boje miedzy sobą, w tym celu wykorzystywaliśmy „kamyki” . Plac z orzechem włoskim na środku ,który wyznaczał granice terytorium.
         Boje na śnieżki często mieliśmy z mieszkańcami ulicy Robotniczej i Widok a pod koniec lat siedemdziesiątych z mieszkańcami ul. Zakładowej, która dopiero co powstawała. Zdarzało się ,że takie zabawy kończyły się regularną wojną.
         Pakaryna to inaczej małe sanki zrobione z łyżew przykręcanych do butów. Łyżwy przytwierdzano do deski, na której sadzano cztery litery i w ten sposób zjeżdżano z górki. Wielu kolegów miało pakaryny , zapragnąłem i ja ją mieć. Nie mając pieniędzy na łyżwy, postanowiłem do tego celu wykorzystać ślizgi od hokejówek, które kupili mi rodzice. Pod pretekstem , że są, na mnie za małe odkręciłema wręcz oderwałem od butów i wykorzystując sklejkę znalezioną na placu SPPD ( Zakłady Drzewne na Bugaju), zrobiłem siedzisko. Kolegi mama pracowała, w Spółdzielni „Postęp” szyjąc tapicerkę samochodową i zgodziła się obszyć mi mój wehikuł. Pamiętam ,że służył mi kilka lat. Łyżwy były szybkie, dzięki temu wygrałem kilka razy  wyścigi. Teraz najważniejsze, ojcu przypomniały się moje hokejówki i z uwagi na to,  że  są za małe, chciał je odprzedać . Kiedy dowiedział się , że je zniszczyłem,  bardzo zachował się nie pedagogicznie. Chyba tego niemusze już tłumaczyć. Wszystko to się działo jak miałem 12 – 14 lat. Czy teraz  młodzi ludzie są tak kreatywni jak my?

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście, masa dzieciaków/młodzieży miała takowe pakaryny. Teraz okazuje się, że w Polsce mało kto zna taki świętokrzyski wynalazek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta pakaryna to inaczej pryca. Tak się mowiło.

    OdpowiedzUsuń

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...