Piewrwsza rozmowa w drodze do pracy


              

 

  Podróżowanie pociągiem stało się moim codziennym obowiązkiem. Nowa praca wymusiła na mnie skorzystanie z tego środka komunikacji. Pierwsze dojazdy do pracy były poznawaniem, przyglądanie się jak działa komunikacja kolejowa. Zdziwienie okazałem, kiedy dowiedziałem się, iż po torach między Starachowicami a Skarżyskiem turlają się różne składy, o różnych nazwach i niespokrewnionych ze sobą właścicielach. Jedną firmą jechałem do pracy, inną wracałem. Rano zasiadałem do kilkuosobowych przedziałów, a wracałem jednym długim wagonem. Musiałem się nauczyć korzystania z aplikacji w celu zakupu biletu. Pierwszy tydzień szukałem wolnych całych przedziałów, unikałem siadania blisko innych współpasażerów. Nie stanowiło to problemu, składy niekiedy wyglądały jak widma, puste. Siadałem raz z jednej strony, następnym razem  po przeciwnej stronie przedziału. Chciałem mieć na przemian różne widoki, horyzont. Ranne wędrówki, przyglądanie się wschodzącemu słońcu, które goni mój pędzący pociąg. Powroty ze słońcem chylącym się ku zachodowi, liżące moje policzki i kark. Dni, kiedy niebo pokrywało się chmurami, też dawało ciekawy widok. Obłoki tworzyły na nieboskłonie, konfiguracje nie do opisania.

                Po jakimś tygodniu postanowiłem się przysiadać do innych pasażerów. Z czasem rozpoczynałem konwersacje.

- dzień dobry – przywitałem młodego. Przesadziłem, już nie tak młodego, może młodszego ode mnie powiedzmy o 15 lat mężczyznę. Przerzedzone blond włosy, dobrze przycięta broda, bez wystających kłaków, ze smukłą sylwetką, błękitne oczy, które uniósł na mój widok, przypominało błękit nieba, który kilkukrotnie widziałem przez szybę wagonu.

- szczęść boże – odpowiedział. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w dłoniach książkę, właściwie książeczkę. Usłyszałem religijne powitanie i skojarzyłem, że oto jedzie ze mną ksiądz i czyta brewiarz. To znaczy, odmawia brewiarz.

Siadłem naprzeciwko, omiotłem wzrokiem, pierwsze domy, które przesuwały się w oknie wagonu. Poprawiłem spodnie, mocno pociągnąłem nogawki w dół, nie lubię jak mam kostki odsłonięte.

- a ja nie wierzę w Boga. Ja po prostu wiem, że on jest – zacząłem. Współpasażer, zaskoczony, spojrzał w okno, na mnie. Odłożył brewiarz na stolik między nami. Uśmiechnął się. Czułem, narastające napięcie. Zastanawiał się, co opowiedzieć, czy w ogóle podjąć konwersacje. Moja wypowiedz, wyglądała jak atak, w obecnych czasach pandemii i wychodzenie na światło dzienne skandali pedofilskich w kościele Katolickim, współpasażer mógł czuć się nie swój. Czekałem na odpowiedź. Chwila milczenia. Stukot kół, rozpędzającego pociągu namawiał do konwersacji. Cóż można robić w wagonie innego niż rozmawianie.

- nie trzeba wierzyć w Boga a uwierzyć mu?- Wyciągnął rękę w kierunku Brewiarza i pogłaskał brzeg modlitewnika.

- no tak – odpowiedziałem, zbity z tropu, zapędzony w kozi róg.- Czyli moje przekonanie o istnieniu Boga nic nie zmienia?

- Też mam przekonanie o istnienie Boga, ale też wierze, że wszytko, co się dzieje, jest planem jego.

- czyli zło na ziemi jest działaniem Boga- miałem go, trzymałem za gardę, teraz czekać,  aż starci oddech.

- byłoby tak, gdyby ludzie nie mieli wolnej woli. Bóg od zarania dziejów, ludziom pozwoli poczynać sobie według  uznania – to nie jest ksiądz, pomyślałem. Czyta tylko modlitewnik.

- moim zdaniem, przekonaniem – zacząłem wygadywać swoje nieudolne filozoficzne przemyślenia. Od dawna na mnie mówią „chłopski filozof” - Bóg jest tylko, a może aż, przyczynkiem stworzenia świata, wszechświata, całej materii, stworzył prawa fizyki, które rozpoczęły proces, który trwa do dziś. My ludzie, aby zrozumieć otoczenie, wymyśliliśmy sobie bóstwa, bogów. Łatwiej nam poruszać się po świecie, w którym wszystko jest przewidywalne. Moim zdaniem Bóg uruchomił całą procedurę i tyle. Religia, moralność, standardy to już nasz wymysł modyfikowany w zależności, jakie jest zapotrzebowania polityczne. Religia to forma ucisku, sterowania społeczeństwa.

- mnie nie interesuje polityka. Modle się do Boga i mam dowody z mojego życia, iż On wsłuchuje się w nią. Modlitwa to rozmowa. Bez niej nie byłoby mnie, nie byłbym tym, kim jestem. W słowach modlitwy jest ukryta moc, kanał łączności z Bogiem – nabrał powietrza, potarł czoło- nie mówię o modlitwie, jako rytuale religijnym a o spotkaniu z Bogiem w rozmowie. Dzielę się z Bogiem swoimi myślami i proszę o wskazówki jak żyć. Bóg odpowiada mi poprzez drugiego człowieka. Oto ty jesteś wysłannikiem Boga.

Zmieszałem się. Traktować moją osobę, jako wysłannika Boga.

- każdy z nas ma swojego Boga. Mój Bóg nie komunikuje się ze mną. Dał mi Prawa Natury, które jasno mówią, nie cierp i nie sprawiaj cierpienia. Zaraz powiesz, że to egoistyczne myślenie. Nie zgadzam się z tym. To objaw asertywności. Każdy z nas jest indywidualną, niespotykaną jednostką i ma prawo do takiego pojmowania Boga. Moje jego rozumienie nie musi by jednakie z twoim. Mam prawo do indywidualnej historii. Modlitwa jest środkiem do przeniesienie się stan transcendencji. Człowiek nie jest wyjątkowy. Składamy się z tych samych cząstek, co wszechświat. Zastanawiam się tylko, czemu mamy samoświadomość?

-Świadomość to dar od Boga – zawyrokował – Świadomość, to wolność. Ta znów jest pełna, kiedy sam siebie ograniczasz dla dobra innych i na chwałę Boga.

- Ja mówię o samoświadomości.  Samoświadomość dla mnie to początek poznania siebie. Od urzeczywistnienia siebie zaczyna się życie pełne, to, które dał mi Bóg. Wszystko rozgrywa się w samoświadomości. Aby ta rozmowa odbyła się, musimy być samoświadomi. Stajemy się podmiotami. Tym się różnimy od całej pozostałej materii - odwiedził nas konduktor. Poznawał już moją osobę, uśmiechnął się lekko na znak przywitania. Od interlokutora zażądał biletu. W pospiechu odszedł do kolejnych pasażerów. Jeżeli tacy byli.

- jesteśmy dziećmi Boga i musimy ufać jego zamierzeniom. Świadomość jest po to, by wielbić jego i jego dziełu – miałem ochotę zaatakować jego wypowiedź, oskarżeniami o pedofilię, złodziejstwo, i inne zbrodnie popełnione przez przedstawicieli kościoła. Od jakiegoś czasu byłem agresywny w stosunku do przedstawicieli kościoła.

- Właściwość religii to nie rytuał wspólnotowy a moje indywidualne spotkanie z Bogiem, tam nie jest potrzebny kapłan wręcz wówczas, jest intruzem – szybko powiedziałem. Miałem ochotę zamknąć tę rozmowę. Zdawałem sobie sprawę, że dla swojego bezpieczeństwa nie przyzna mi racji. Będzie bronił swojego kapłaństwa.

- kapłan jest od sprawowania posługi, udzielaniu sakramentów. Powinien towarzyszyć człowiekowi w jego trudach życia.

- zaskoczyłeś mnie. Powinieneś powiedzieć „towarzyszyć grzesznikowi”. Ciągle straszycie grzechem. Dla instytucji kościoła grzech to forma ucisku, zniewolenia. Mając władze nad ludźmi, możecie nimi sterować, a następnie prowadzić przez życie tak, aby społeczeństwo było ukształtowane na waszą modę. Wiecie, że trzeba tak sterować ludźmi, aby wzbudzić w nich strach przed samoświadomością, co prowadzi do ucieczki, wpędzanie się w kłopoty, agresja. Im macie grzeszne społeczeństwo. Można grozić ludziom nad ich głowami i straszyć piekłem. Samoświadomość to ja, bez niej nie ma istnienia, staje się żywym przedmiotem.

Wstał, poprawił kołnierzyk białej koszuli.

-Wysiadam, idę do klasztoru pomodlić się za ciebie- podał mi rękę, delikatnie uścisnął. Wyszedł z przedziału, w drzwiach powiedział – może jeszcze porozmawiamy.

- codziennie jeżdżę tym pociągiem

- może i ja będę częściej korzystał z komunikacji torowej w podróży do klasztoru w Wąchocku.

Już do samego Skarżyska z nikim nie rozmawiałem. Czułem, że byłem zbyt agresywny w wypowiadaniu swojego zdania. Moja wiedza jest tak nikła, a rzucam się jak piskorz w dłoniach wędkarza.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...