Opowieść miłości to nieodłączny element każdego filmu. Podobnie jest w Kamerdynerze Filipa Bajona. Reżyser opowiada nam o uczuciu z mezaliansem i niewyjaśnioną sprawą o podłożu moralnym. Uczucia głównych bohaterów, towarzyszą nam w opowieści o historii relacji trzech społeczności Niemców, Polaków i Kaszubów. Podobnie jak w opowieści Wołyń Smarzowskiego, tu również relacje są poprawne do czasu, kiedy wydarzenia polityczne, wojenne, nie podniosły pokrywy, która odsłoni, tygiel waśni, odmienności kulturowych, mentalnych i intelektualnych.
Oto mieszkańcy regionu Kaszub określają swoja przynależność narodową, z tym glejtem idą przez życie i losy, choć posplatane wyniku wydarzeń oddalają się. Głowni bohaterowie pomimo wielkiej miłości podają się wyrokom historycznym i obyczajowym. Kontekst polityczny początku XX w. reżyser opisuje poprzez życie dwóch bohaterów. Niemca Hermana von Krausse i Kaszuba Bazylego Miotke. Oto Niemiec poszukuje mocne sprzymierzeńca w swoich poczynaniach, takiego odszukuje w państwie niemiecki, a Kaszub poczuwa się do określenia, że jest „tutejszy” bez poszukiwania poplecznika. Zmienia zdanie, kiedy widzi, że tożsamość jego nacji jest zagrożona ze strony narodowości niemieckiej. Wsparcia poszukuje w młodym państwie polskim.
Warto obejrzeć film, który naświetla relacje panujące między sąsiadami i zastanowić się, czy nie lepiej tworzyć wśród mieszkańców lokalna społeczność, która łączy.
Oczywiście opowiedziana historia miłosna jest nieszczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz