Wędrowanie na Babią Górę. Refleksje podróżnika

    


 

     „No i po co tam synu idziesz?” — Na zadane pytanie, zdawkowo odpowiadam — odpocząć. Zresetować, wyciszyć uczucia i emocje.

    Kolejny raz wchodzę na Babią Górę. Wilgoć przedziera się przez bluzę, czuje ją na karku, otula mnie jak mokry ręcznik. Na złote promienie słońca nie ma szans. Ponuro, chodź rześko. Na szlak wchodzę z Przełęczy Krowiarki, idę w stronę schroniska na Markowych Szczawinach (brak szczawiu jak i mirabelek). Długa spacerowa część szlaku. Drzewa pokryte kroplami rosy połyskujące pomimo szarość. Rozgrzewka. Mijam się z turystami, którzy po nocy w schronisku wracają w dolinę. Zdawkowo dzień dobry. Bez pytań o pogodę tam w górze i deszcz tam w dole. Krok równy i miarowy z wierszykiem, recytowanym; To dla ojczyzny trzeba robić tak, najpierw palce, potem pięty, głowa do góry, brzuch wciągnięty. Pod schroniskiem gwar, turyści, piją poranną kawę, jedzą śniadanie. Na uboczu przysiadam jak wystraszony wróbel gotowy do lotu. Zjadam śniadanie. Batony słodkie, kawa. Tu zaczynana się podejście. No to w górę na przełęcz Brona.


 

    Kamienie szkliste, połyskujące, niewielkie kałuże w zapadlinach między głazami. Poblask w szarości. Krok za krokiem i przychodzi zmęczenie. Poznaje go, zaznajamiam się z szybszym oddechem, biciem serca. Słyszę zmęczenie. Żyje. Wracam do pytania … no i po co idę? W jakim celu organizm męczę. Jaka w tym jest chęć, wchodzić kolejny raz, ujrzeć zamglone niebo, wiatr niemiłosiernie dmący. Przełęcz Brona osiągnięta. Proste rozwiązanie nie jest w moim stylu. Przysiadam na chwilę. Kieruje się na Małą Babią Górę. Oddalam się od Diablaka. Miejsca wiatrem zawładnięte. Świszczące, dmące, chmurami otoczone. Tu spokój i cisza. Pójdę dalej na Słowacką stronę. Diabeł przegrał zakład Góralem. Dusza chłopa wolna wieje, dmie na szczycie stoczonej rozgrywki. Wędrowanie moje, takie od dziecka nigdy nie miało celu. Samo w sobie jest celem. Chodzić, podążać. Być w ruchu, jak Bieguni. Te bajki o resetowaniu, przepięknych widokach, zdobyciu kolejnych szczytów, odwiedzeniu szczególnych miejsc. To nic. Po prostu trzeba iść.

     W drodze myślę. Przestrzeń wypełnia śpiew ptaków. Ich imion nie znam. Wsłuchuje się w arie i sonety. Solówki. Trele. Nie wiem, po co jest myślnie. Czemu oto to rozważanie przybiegło i przycupnęła na ramieniu, czemu to pojęcie znowuż idzie za mną. Czuje jej oddech, ale nie widzę. Są myśli czekające za rogiem. Siedzę na ławce, wpatrując się na szczyt Babiej Góry obok siadła idea – zadała pytanie. Czemu boimy się innych? Inaczej wyglądających, mówiących, zachowujący się nie zgodnie z naszymi normami. Obcy. Przybyły. Etykietujemy ludzi. Wypisujemy nazwy karteluszkach wymiętego papieru i zaklejamy jestestwo człowieka. Pierwsza etykieta kobieta, mężczyzna. Druga etykieta wypisuje wiek osoby. Trzecia etykieta pierwsze wrażenie. W tej etykiecie zawarte są nasze strachy, lęki, przekonania, opinie zasięgnięte od tzw. autorytetów.

    Idę ponad 25 kilometrów. Wchodzę w stan niemyślenia. Odpoczywam. Nie ma widoków, ciekawych miejsc. Nogi w marszowym kroku, rytmicznym, umysł wyciszony. Milczę. Przyroda opowiada o sobie. Wiatr szumi w konarach, gałęzie ocierają się o siebie w miłosnym uniesieniu. Ptaki snują melodie o swoich losie. Czy aborcja i eutanazja jest złem? Wspominam spektakl „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak tego żałuje”. W opisanym losie ludzkim, opowiedzianym słowami syna. Eutanazja powinna być dopuszczona? Aborcja temat sztandarowy ludzi nienawidzący innych. Bronią zakazu jak reduty. To ostaniec ich ideologii. Zabicie dziecka jest złe. Wybór należy do zainteresowanych. Trzeba pamiętać o ojcu dziecka. W całej kłótni zapominamy o płodzącym nowe życie. Kobieta jest ważniejsza i już. Ich bóg niech daje kolejne życie, jak jest taki władny.

    Oto Babia Góra (Diablak) kobieta kapryśna i złośliwa. Dzielę miłość do niej i do Caryńskiej Połoniny. Kobiety mojego życia. Siadam po południowej stronie muru z kamienia. Cisza, tego potrzebuje. Zamykam oczy. Widzę powidoki. Czy ja wiem, po co tu wszedłem? O nie. Byłoby to proste. Wiedzieć nie znaczy zdawać sobie sprawę. Trzeba iść. Dojść i nie zadawać pytań. Dziś chmury zasłaniają dal. Schodzę. Krok za krokiem w dół. Powrót. Pomimo zmęczenia myśli znów przybiegają. Rozsiadają się wokół mojej drogi i opowiadają o świecie, który jest tam w dolinie. Uśmiecham się na myśl o problemach. Czekają na mnie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...