To już, a może
dopiero czwarty raz wyruszam w trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Wybieram
najdłuższy dystans, ze Starachowic na Św. Krzyż, 42 lub 43 km w zależności od
źródła. Na ile to jest ważne, można się przekonać na ostatnim odcinku trasy
idąc pod górę w stronę klasztoru. Ale to dopiero przede mną.
Jak zawsze
rozpoczynam wędrówkę ku duchowości od mszy w Kościele pw. Matki Boskiej
Nieustającej Pomocy. Msza szybko mija i nadchodzi czas, aby wyruszyć. Pogoda jest
wymarzona do pieszych wędrówek, pierwszy raz sprzyja mi natura.
W EDK nie
chodzi o pieszą wyprawę, sport. Celem wędrówki jest zbliżenie się do Boga.
Rozważenie śmierci Chrystusa i jaki ja maiłem na to wpływ.
Pierwsza
stacja. Oto nowa kaplica, staję przy niej i czytam rozważania. Odnoszę je do
siebie. Ile to razy byłem (jestem) oskarżycielem? Ile razy będę? W lesie
ostatnie śpiewy ptaków przed ich snem. Ta piękna muzyka daje rytm krokom.
Milczenie jest
regułą EDK, staram się bezwzględnie tego przestrzegać. Skupiam się na
rozważaniach. Idę dalej. Jak zawsze początek nie zapowiada tego, co nastąpi.
Wiem dokładnie jak to będzie. Kiedy przyjdzie ból i zmęczenie. Czytane
rozważania będą się wbijać w umysł. Przed oczyma grzechy będą tańczyć chocholi
taniec, a Szatan, który w tym wszystkim bierze udział, uśmiecha się z pode łba
i mówi „Ty do mnie wrócisz”.
Las, spokój i
cisza. Mijają mnie pierwsze młode osoby. Moja kondycja jest marna. Może to i
lepiej, zmęczę się mocniej i ból intensywniejszy przybliży mnie do Istoty Boga.
Wyzwania to nie
moja bajka. Nie jestem człowiekiem czynu. Schowany za zasłoną życia, obserwuję.
Powinienem to zmienić, zacząć żyć pełną piersią, czyli dla ludzi.
Mijam kolejne
stacje. Każda z nich przelana jest cierpieniem Chrystusa i mojego grzechu.
Szatan przysiadł na kamieniu rosą oblanym. Pyta – i po co Ci to? Jutro będziesz
ze mną. Nie chcę z nim rozmawiać. Czytam rozważania, idę dalej. Niedługo wyjdę
na drogę między domy.
Zapada noc.
Ludzie idą spać, odpocząć przed zadaniami kolejnego dnia. Krok za krokiem
podążam do miejsca, gdzie chcę znaleźć ukojenie i przebaczenie. Przychodzi
pierwsze zmęczenie. Drogę znam i wiem, że jeszcze wiele kilometrów przede mną.
Odpocznę przy wejściu do Świętokrzyskiego Parku Narodowego.
W ciemnościach
siedzę na schodach do pomnika, nie wiem, na jaką pamiątkę został postawiony.
Grupka piechurów rozmawia, rozprasza mnie. Przychodzi zdenerwowanie. W innych
okolicznościach pewnie zwróciłby uwagę. Zdaję sobie sprawę, że najważniejsze
jest moje zaangażowanie. Batony energetyczne smakują. Chrystus cierpiał, nie
pił i nie jadł. Czemu ja to robię? Staram się nie pozostawać obojętny na
cierpienie innych. Niewiele, ale zawsze. Czy to zmazuje, choć jeden mój grzech?
Dużo tych pytań jak na jedną noc.
Teraz już
przede mną ciemny las aż do podnóża szczytu Św. Krzyża. Kocham las, jaki on
inny teraz w nocną porę, w rozgwieżdżonym niebie. W świetle latarki czołówki
drzewa stają się ludźmi, tworzącymi szpaler, podążam między nimi. Gałęzie jodeł
puszczy dotykają moich policzków, zapach lasu uspokaja. Cisza. Bicie serca.
Krok za krokiem z rozważaniami w głowie. „Dlaczego istnieje raczej coś niż
nic” tak pytają filozofowie? Dokładam
kolejne pytanie, swoje. Czemu ja raczej jestem niż mnie nie ma?
Biczowanie,
koronowanie cierniem, opluwanie, widok Matki płaczącej, poczucie niewinności,
pogarda, strach, cierpienie – rzeczy ludzkie w boskiej postaci.
Osamotnienie.
Szymon
z Cyreny pomaga. Boi się. Może i jego powiodą na miejsce kaźni. Boję się iść za
słowem Bożym, łatwiej powiedzieć: mnie to nie dotyczy.
Nadeszła
pora wspinaczki na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Łysica, moja katorga.
Wszyscy mnie wyprzedzają, zostaję sam na szlaku. Nogi już mocno bolą, idę siłą
woli.
Ten
ból to za grzechy. Niebo nadal świeci gwiazdami.
Docieram.
W klasztorze tłumy ludzi. Rozmodlonych, czekający na swoją kolej do spowiedzi.
Przeszedłem kolejny raz EDK. Czy na darmo? Kolejne pytanie. Ekstremalna Droga
Krzyżowa pełna pytań.