Zasadę odpowiedzialności poznałem w programie 12 Kroków





Zasada odpowiedzialności poznałem po kilku miesięcznym utrzymywaniu abstynencji. Stało się to dość prozaicznie, musiałem podjąć decyzje i przyszło dość łatwo, co mnie zastanowiło. Przyczyną było zaprzestanie rozpatrywania skutków mojej decyzji. Oczywiście nie chodzi mi o podejście do życia, jako lekkoduch. Zrozumiałem, że skutki mojego rozstrzygnięcia nie zawsze muszą być zgodna z moimi przewidywaniami i nie może być to pretekst do picia. Życie polega na dokonywaniu wyborów i branie za nie odpowiedzialności.

Jak świat światem nie ma człowieka, który dokonywał zawsze dobrych wyborów. Jeżeli jednak jest odpowiedzialny ponosi konsekwencje złych wyborów, staje się wiarygodnym człowiekiem.

Alkoholik czynny jest kompletnie niewiarygodny jego huśtawka emocjonalna, fobie, zakompleksienie prowadzi do złych wyborów i ucieczkę w picie. Następstwem pijaństwa są konsekwencje niejednokrotnie poważne. Znamienne jest to, że każde niepowodzenie traktowałem, jako porażkę spowodowaną przez działania innych. Nie potrafiłem wziąć odpowiedzialność za moje działania. Słynne tłumaczenie, że ilość wypitego alkoholu nie zależała ode mnie. Przekonywanie o namówieniu mnie do picia czy wręcz do zmuszenia.

Obecnie zdaje sobie sprawę, że ówczesne tłumaczenia były podpowiedzią choroby alkoholanowej. Bez alkoholu w organizmie z dużą łatwością przyjmuje odpowiedzialność za całe moje życie. Pamiętam, że wpływ mam na siebie i nie mogę brać odpowiedzialności za decyzje innych.

Zrozumiałem, że bez wódki łatwiej poruszać się po ziemskim padole. Co nie oznacza życia w pełnym szczęściu. Alkoholik jak każdy człowiek ma życie usłane różami z kolcami.

Teraz poruszę najważniejsza kwestie. To nie moje przemyślenia doprowadziły mnie do zasady odpowiedzialności a program 12 Kroków, który poznałem na mitingach AA. Anonimowi Alkoholicy to społeczność mająca jeden wspólny cel mieć pragnienie niepicia alkoholu i dzielenie się radością z cierpiącymi alkoholikami. Zaprezentowanie swoją postawą, iż można żyć bez alkoholu i co najważniejsze odpowiedzialnie. Mało jest ludzi, którzy stosują program 12 Kroków a nie są odpowiedzialni.  

Twój ból wiekszy niż mój - Staszewski odpowiada Kaczyńskiemu



Józef miał ojca, żonę i syna
I tego się dnia dla nich czas ten zatrzymał.
Józef nie wspomni dzisiaj dnia tego.
Twój ból jest lepszy niż jego,

Twój ból jest lepszy niż jego.


 

 

                Kazik wielokrotnie udowadniał, że sprawy Polski i Polaków nie są mu obojętne, chcąc potwierdzić to stwierdzenie tytułami piosenek musiałbym przytoczyć ich bardzo wiele. Kazik miał odwagę zaśpiewać Prezydentowi Wałęsie by oddał mu pieniądze. Bez retuszy zaśpiewać o Polsce i naszych przywarach. Komentuje nasze życie społeczne, polityczne od wielu lat.

                Obecnie zareagował na arogancje władzy wobec obywatela. Czym wywołał ogromny tumult w mediach i wśród polityków. Działania dyrekcji radia, która zdjęła utwór z anteny doprowadziły do upadku Programu 3 Polskiego Radia. Unaocznił, do czego jest władza zdolna w wykreowaniu rzeczywistości. Cenzura, która kojarzy się z dawnymi czasami w Polsce lub z krajami o autorytarnych rządach zawitała pod strzechy naszych domów.

                Utwór „Twój ból jest większy niż mój” opisuje sytuacji z 10 kwietnia, kiedy to pomimo zakazu lider partii rządzącej odwiedza cmentarz Powązkowski. W trafnych słowach Kazik opisuje powyższe wydarzenie. Z odpowiednim komentarzem. Piosenka nie jest wysokim lotów muzycznych, ale w całej akcji nie o to chodzi. Kazik Staszewski wskazał arogancje władzy i ich intencje.

                Polityk, który chce być wodzem narodu porównywalnym do Józefa Piłsudskiego moim zdanie w takiej chwili powinien wyjść i powiedzieć:

- „moi kochani dziś jest dziesiąta rocznica katastrofy smoleńskiej. Moje serce krwawi, tak bardzo chciałbym odwiedzić groby tragicznie zmarłych. Niestety musimy się podporządkować zalecenia kwadranty. Bądźmy razem w modlitwie. Zostańmy w domach”.

Świeczka zgasła jednoaktówka Aleksandra Fredry

              






Kto by pomyślał, że sztuka z połowy XIX w autorstwa Aleksandra Fredry w dobie pierwszej kwarantanny XXI w będzie tak aktualna.

                Oto para podróżnych z przyczyn od siebie niezależnych musi spędzać noc w leśnej chacie. Aleksander Fredro rozpoczyna jednoaktówkę od kłótni. W swój rozpoznawalny sposób autor pokazuje, jak różnie kobiety i mężczyźni spostrzegają świat, kiedy jest on prezentowany w blasku świecy. Po wygaśnięciu świecy wszystkie rozbieżności przestają mieć znaczenie.

                Wielu autorów podejmuje temat pochodzenia kobiety i mężczyzny. Każdy z nich dochodzi do tego samego wniosku kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa. Ta niezgodność pozwala budować całe społeczeństwa. Różnorodność jest twórcza.

                Kiedy tak wiele małżeństwie przebywa na przymusowej kwarantannie warto poświeci pół godziny na jednoaktówkę Fredry, który podpowiada jak rozwiać domowe napięcia.  Zwłaszcza że w sztuce grają znakomici aktorzy Maciej Stuhr i Agnieszka Radzikowska w reżyserii Jerzego Stuhra.

                Portal Ninateka to znakomity pomysł, pozawala zaznajomić się z wieloma znakomitymi sztukami. Warto tu zaglądać.

Babci wymodlenie






- wyjrzyj no przez okno, sąsiady światło palą? -  Pytała Babcia Pawła zasiadając w kącie przy piecu, sadowiła się, mościła jak kura na grzędzie. W dłoniach ściskała, otulała różaniec. Przychodził wieczór. Był czas po obrządku. W oborze krowa „Smolicha” dojadała sieczkę z koryta. Wydojona z pustymi wymionami gotowymi przyjąć kolejną porcję mleka. Świnie ocierające się o żerdzie chlewika, szykowały się do snu. Kury już dawno spały. Babcia sposobiła się na odmówienie codziennego różnica. Niosła troski do Boga za pośrednictwem Matki Boskiej. Paweł wówczas siedział na stołku i czytał książkę. Okno na świat jak to Babcia mówiła. Szybko wstał, spojrzał przez szybę w kierunku domu sąsiadów mieszkający naprzeciwko.

- palą Babciu

-a Wojtas też już świecą – zapytała dla pewności

Paweł mocno skręcił głowę w lewo, aby zobaczyć, czy sąsiedzi ze skraju również zapalili światło

-palą Babciu

-to i ty prztyknij

Paweł podbieg do włącznika z i zapalił żarówkę, która była jedynym oświetleniem całej izby. Z mroku wyłaniał się pół mrok, w który babcia Pawłowa cicho szeptała modlitwę.

W jakich intencjach modliła się Babcia?

Do dziś zastanawia się Paweł, czy kiedykolwiek Babcia w swym ciężkim losie wymodliła sobie, choć dzień spokoju. Bez znoju i ciężkiej pracy. Bez oddania się całemu światu i nieotrzymaniu za to żądnej zapłaty.

Patrzył na swój żyrandol składający się z wielu żarówkę, mógł zapalać światło w różnych konfiguracjach. Kompletnie nie było ważne, czy sąsiedzi rozświetlają swoje mieszkania. Babcia nie lubiła się wyróżniać. Zapalenie świtała, jako pierwsza wśród sąsiadów było nie do pomyślenia. Ukrytą być, nie wyrównać się bogactwem, nie epatować biedą. Zasklepiać się w modlitwie wieczorową porą. Paweł podejrzewał, że kiedy jego nie było Ona nie świeciła światła, w mroku odmawiał kolejne cząstki różnica.  Jasność do łączności z Bogiem nie jest potrzebna. Zrozumiał to Paweł po latach. Teraz wie, że nie ma potrzeby być w szczególnych miejscach i wyjątkową celebracją, aby odbyć modlitwę życia. Każdego dnia taką modlitwę przeprowadzała Babcia. Przycupnięta na skraju ławki, oparta o piec chlebowy, niekiedy rozgrzany, co nie było przyjemne letnią porą. Nigdy nie widział Paweł by zmieniła z jakiegoś powodu miejsce modlitwy. Kolejno Różaniec, rozważania z książeczki, otrzymanej w dzieciństwie od swojej babci, to dla Pawła dwukrotna prababcia z datą na tytułowej stronie 1864. Z jakichś powodów z czasem dołączyła Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Może to było po wyborze Karola Wojtyły na Papieża?. Nigdy nie przynaglała Pawła do modlitwy. Cichym szeptem wymawiała słowa, które same zachęcały do wtórowaniu Babci.

-teraz rozumiem siłę modlitwy. Po tylu latach pojąłem, iż modlitwa nie może być o coś lub po coś. Modlitwa to rozmowa z moim Bogiem jakkolwiek go rozumie.- Szeptał Paweł rozglądając się po pokoju w cichy spokojny wieczór. Wspominał dzieciństwo, które miało aurę niedopowiedzenia. Babcia nie była wylewna, w krótkich zdaniach komunikował się ze światem. – Lubię dużo mówić, ocierać się o świat. Wołać do niego, pomstować, a ona cicho szeptała modlitwę.

Czytając zerkał na kiwającą się Babcię, skupioną twarz poorana zmarszczkami, każda ścieżka przez policzek to kolejny rok życia, miała ich sporo. Lat i zmarszczek. W tym widoku, była tajemnica, której Paweł nie mógł rozpoznać, odkryć do dziś. Kot niekiedy schodził zza pieca i łasił się do nóg Babci jakby i on odmawiał modlitwę. Żaden dźwięk nie wyrywał Babci z modlitewnego trasu. Chyba cała wieś wiedziała, że w okresie zachodzenia słońca Pawłowej się nie odwiedza. Muchy przycupnięte wokół pieca milkły. Jeżeli kuchnia wykonywała swoje zadanie, blaski płomieni tańczyły na suficie i ścianach w rytm Babcinej mantry.

-nie pamiętam by podczas modlitwy odwiedziła ją sąsiadka lub sąsiad. Nikt nie przeszył po zapałki. To było częste zdarzenie. Przed domem był przystanek autobusowy. Oczekujący na przyjazd pojazdu wpadali po zapałki, aby odpalić papierosa, napić się zimnej wody. Lub zagadać jak u Pawłowej dzień płynie. – Wstał obszedł pokój jakby szukał pieca z babcinego domu. Lubił podchodzić do ciepłego muru grzać dłonie w zimny wieczór i patrzeć jak jej sztywne palce od przepracowania przesuwają paciorki różniąca. W równym rytmie mierzonym metronem jej serca.

-później siadaliśmy do kolacji. W zależności od pory roku na stole pojawiały się skromne potrawy. Podstawa to chleb. Do tego masło, jajka. Niekiedy kiełbasa, kaszanka, salceson. Najbardziej smakował mi chleb ze słoniną. Surową, osoloną, krojona z chlebem w małe kwadraty. W starym dzbanku stało mleko zaraz po udojeniu krowy. Ciepłe pachnące oborą. Kurcze, są tacy, co uważają, iż mleko śmierdzi obornikiem- uśmiechnął się na wspomnienie byłej żony, która dostawała torsji na opowieści Pawła.

-jedliśmy w milczeniu. Niekiedy Babcia pytała - „a co tera czytosz”. Opowiadałem w najlepszy sposób jak umiałem, aby przybliżyć jej Tomka przygody, smutki Nel, odwagę i roztropność Pana Samochodzika. Przyszedł czas czytania Tatarkiewicza i miałem problem z opowiedzenie tych historii. Teraz wiem, iż ona wiedziała bez traktatu profesora, co to szczęści jest.  Raz nakrzyczała na mnie, kiedy opowiadałem jej o powieściach Hłaski i Stachury- snuł Paweł opowieść już nie do Babci a samego siebie.

-latem na stole pojawił się szczypiorek, pomidory, ogórki, jagody, poziomki, truskawki- aż mlasnął językiem- rano wyprowadzaliśmy Smolichę na pastwisko a sami szliśmy do lasu na zbiór runa leśnego. W milczeniu każdy zbierał w swój dzbanek. Babcia się modliła. Bez różańca szeptała zdrowaśki - otworzył lodówkę wyjął, jogurt z jagodami. Za każdym kęsem zamykał oczy odszukiwał smaki dzieciństwa, aurę i miłość płynącą ze skromnego życia. 

Żyj i daj żyć innym dobre motto dla alkoholika





Znaleźliśmy sposób, który aprobujemy i w imię, którego możemy połączyć się w braterskiej i harmonijnej akcji.

Anonimowi Alkoholicy rozdział Jest sposób str.14

 

 

                Kiedy przyszedł czas na moje zdrowienie. W głowie już nie świtały, nie dawały znaku, ale zaczęły rozpalać się myśli o moim uzależnieniu. Przestałem się łudzić, że sam poradzę sobie z problemem, udałem się do specjalistów. Zbieg okoliczności i Siła Wyższa doprowadziła do mojego spotkania ze Wspólnotą AA.

                Po zakończeniu leczenia i powrocie do domu. Poczułem się bardzo samotnym człowiekiem, stygmatykiem. Moim stygmatem stał się alkoholizm, a co za tym idzie moim zadaniem było zmiana stylu życia. Zdałem sobie sprawę, że w środowisku, z którego się wywodzę takiej przemiany nie uczynię. Podpowiedzi i sugestie otrzymane podczas leczenia w Stalowej Woli kierowały mnie do Wspólnoty.

                Jako pragmatyk i racjonalista nie miałem przekonania do AA. Cała duchowa otoczka w początkowym okresie odpychała mnie. Indywidualista ze mnie, co za tym idzie wspólne działanie jest moją kulą u nogi. Z czasem zrozumiałem, czemu tak jest, poznałem wspólne cechy alkoholików, w których egoizm zajmuje poślednie miejsce.

                Moje pierwsze mitingi na tzw. wolności były przymusem. W głowie przyświecało mi hasło innym pomogło pomoże i mnie. Traktowałem miting, jako spotkanie towarzyskie. Elementy Programu 12 Kroków był złem koniecznym, informacje o sposobie zdrowienia puszczałem mimo uszów.

                Zgodnie z przysłowiem, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Podstawowa to zmiana mojego myślenia o mitingu. Obecnie nie jest dla mnie tylko spotkanie alkoholików bez konkretnego celu. Miting to praca na Programie 12 Kroków. Książka Anonimowi Alkoholicy zawiera pełen zestaw narzędzi do wykorzystania w trzeźwym życiu. Korzystając z tych narzędzi staram się postępować zgodnie z zasadami 12 kroków. Wspólnota to wspólne dobro wszystkich uczestników spotkań mityngowych i każdy z nas jest zobowiązany dbanie o to dobro. Niesienie posłania to nie tylko zaspokojenie swoich ambicji. Każdy uwolniony człowiek z alkoholizmu z naszą pomocą jest darem dla boga „jakkolwiek Go pojmuje”. Pomoc drugiemu z wykorzystaniem sugestii, czyli proponowaniu drogi, jaką samemu się pokonało jest znakomitym rozwiązaniem umacniającym każdą ze stron.

                Teraz pora, co mnie nie przekonuje we Wspólnocie AA to przeświadczeniu części środowiska o nieomylności Wielkiej Księgi i wręcz traktowanie, jako dzieła objawionego a Program 12 Kroków, jako jedyny sposób umożliwiający życia w trzeźwości. Podobnie jest z powiedzeniem, że bez „Sponsora” nie można w pełni zrozumieć Programu 12 Kroków. Jak pisałem wyżej o krowie, z czasem może zmienię zdanie? Wielokrotnie obruszam się na widok łączenia Wspólnoty z konkretną religią.  Bynajmniej ze mną jest tak, że lubię kombinować. Wiem jedno podstawą wszystkiego, w moim życiu jest fundament z abstynencji. Co na nim zbuduje na pewno będzie dobre, jeżeli nie sprzeniewierzę się zasadzie „żyj i daj żyć”.

               

Polecane

Recenzja spektaklu „Dowód na istnienie drugiego”

                                                                                               Zdjęcie TVP        Spektakl „Dowód na i...