W oczekiwaniu na spotkanie z lekarzem

        



 Kiedy zdrowie szwankuje, trzeba udać się, do lekarza. Tak postąpiłem i podczas pobytu w lecznicy wykorzystałem doświadczenie zasięgnięte z mitingów AA. Zaraz po zajęciu kolejki spokojnie siadłem na wolnym miejscu i rozpocząłem czytanie książki.
         Co rusz unosiłem głowę, by sprawdzić, w jakim miejscu jest moja kolejka. Przyglądałem się przy okazji ludziom będącym wraz ze mną w kolejce. Muszę stwierdzić, że jedno odróżniała mnie od nich, ja byłem spokojny. Pozostali czujnie pilnowali swojej kolejki, zważając na próby wejścia bez kolejki.
         W czasach pijaństwa powyższa sytuacja byłaby dla mnie standardową okazją do wywołania pretekstu do picia. Ile to ja bym się na użalał w temacie polskiej służby zdrowia i niegodziwości ludzkiej.
Obecnie mając wiedze, z Wielkiej Księgi stosując zalecenia, z niej wiem, że nie mam wpływu na zaistniałą sytuację, ale mam wpływ na moje podejście do niej. Z tego powodu zająłem się lekturą i kontrolowaniem mojej pozycji w kolejce. Bez zbędnych nerwów nie zajmowałem się przepychankami między ludźmi. Nie zajmowałem stanowiska na temat organizacji przychodni. Ograniczyłem się do kilku wymian zdań, by nie zostać potraktowany jak ignorant.
W pewnej chwili do przychodni przyszedł młody człowiek bardzo zdenerwowany. Po ustaleniu swojej kolejki bardzo nerwowo chodzi po korytarzu. Z ciekawością zacząłem się przyglądać jego zachowaniu jak i jemu samemu. Wydedukowałem, że jest On odzwierciedleniem mojej osoby sprzed 2 lat, kiedy to ja przybiegał do lekarza nie po lekarstwo a jedynie po L – 4. Na twarzy miał wyrysowane nocne pijaństwo a może nawet kilkudniowy ciąg. Zespól abstynencki, już działał, drżałem cały. Miałem już wstać i powiedzieć, że mam lekarstwo na jego dolegliwość. Opowiedzieć swoją historię. Niestety jakaś siła przykuła mnie do krzesła. Zagłębiłem się w książce, nie podałem ręki koledze. Poprosił kolejkowiczów o wpuszczenie bez kolejki. Zgodzili się. Po chwili wyszedł od lekarza zadowolony ze zwolnieniem. Poszedł, a ja siedziałem zły na siebie, bo nie wykorzystałem 12 kroków.
Ta sytuacja udowodniła mi, jak trudno jest przejść z teorii do praktyki. Pełen wiary w słuszność przesłania Wielkiej Księgi nie umiałem tego wykorzystać. Odmówiłem modlitwę o pogodę ducha. Zdałem się na wole Boga. Może właśnie tak miało być?

Opowieści Babci


         



 Jestem ciekaw świata. Taka moja natura od urodzenia. Od najmłodszych lat ciągle zdawałem pytania, by móc pojąć otaczającą mnie rzeczywistość.
         Pierwszą osobą, która starała się przybliżyć mojej małej osobie otaczający świat, była babcia Antonina.
         Pamiętam jak, zdawałem jej pytanie, o pochodzenie nazw miast wokół Wólki Modrzejowej.
         Oto jej opowieść;
         Nazwy miejscowości związane są z podróżą Matki Boskiej. I tak Ostrowiec Świętokrzyski ma swoją nazwę od historii, kiedy Matka Boska wraz z maleńkim Jezusem uciekała z Nazaretu. W tym miejscu, gdzie leży Ostrowiec Świętokrzyski, ostro szła i stąd nazwa.
         Następnie mijała Starachowice, gdzie bardzo się bała (strachała) o Jezusa.
         Skarżysko-Kamienna to znów związane jest z żalami Marii na swój los. Czyli skarżyła się, a w Iłży płakała i roniła łzy.
         Tak oto moja Babcia opisywała otaczający nas świat. Oczywiście były to opowieści z kwiecistym opisem ze szczegółami, w co była ubrana Matka Boska i jak wyglądał maleńki Jezus. Znała odpowiedź na wiele pytań, choć nie ukończyła żadnej szkoły, a czytać nauczyła się na książęce do nabożeństw. Wiele było takich opowieści, dziś ich nie pamiętam, jak i również zapomniałem śpiewną gwarę Babcinych opowieści.
         Niektóre z nich pokrywały się z wynikami badań. Nazwa Wólka Modrzejowa pochodzi od pola, zarośniętego modrzewiami tak mi babcia tłumaczyła i pokrywa się to z opiniami etnografów.

Miłosierdzie tak trudno je realizować





       



 „Chrześcijanin ma kochać innych ludzi, ale to jest takie trudne”.
Wszystko darowane. Myli na każdy dzień ks. Jan Twardowski



         Kościół podaje, że w nasz kraju żyje 96 % katolików. Powinno z tego wynikać, że miłość do bliźniego jest powszechna a te jednostki, które mają problem z pokochaniem człowieka, mogą liczyć na wsparcie osób wprowadzających w życie Przykazanie Miłości.
        Co widzimy w centralnej Europie na ziemiach Słowian. Krzyk ze strachu przed innymi. Naród, który ma chlubną kartę walki najeźdźcami. Szczycący się walkami partyzanckimi. Mający Żołnierzy Wyklętych. Boi się garstki terrorystów, którzy mogą dotrzeć do Polski wraz z uciekinierami z Syrii, czy z Afryki.
        Rząd katolicki ( niechrześcijański) usta ma pełne frazesów o miłości bliźniego. Pani Premier ma syna księdza, na pewno zna przykazania. Publicznie grzeszy, bo jej urząd nie niesie pomocy. Przyjęcie kilku tysięcy uciekinierów jest dla niej za trudne do zrealizowania. Widok pani Premier przed obrazem Jasnogórski był niesmaczny. Modliła się, o co? Spokój w Polsce? Boi się podjąć decyzji chrześcijańskiej z obawy na bunt społeczeństwa, które nie zna Przykazań Chrystusa.
        Wynika z tego, że Biskupi katolicy źle niosą nowinę o Jezusie Chrystusie. Jaki to koszt jest by każda, parafia przyjęła jedną rodzinę chrześcijańską z Syrii? Tak duży?
        Martwię się o nasze społeczeństwo tak przesiąkłe strachem przed „innymi”. Modlę się do Boga Chrześcijańskiego (niekatolickiego) o naprawę narodu Polskiego.
        Sam niewielkie, a jednak wysyłam kwoty pieniędzy na Polską Akcję Humanitarną, oddaje honorowo krew. Każdy z nas wydałby na pomoc 10 złotych, uczyniłby ogromny gest miłosierdzia. Jeżeli nie ma ochoty tego czynić, dla obcokrajowców niech uczyni dla Polskich dzieci. Wielu Polaków chodzi, co niedziela do kościoła i odmawia modlitwy, ale by pomóc drugiemu, nie widzi potrzeby.
        Św. Jan Paweł II stał się plastikowym świętym. Wszyscy na pytanie o naszego rodaka odpowiadają, że Go kochają. Kiedy zacytować im wypowiedź Papieża Polaka na temat uchodźców, stawiają wielkie oczy. Wręcz przy każdej parafii jest miejsce dla św. Jana Pawła II, nie ma jednak żadnego przekazu jego myśli i miejsca dla uciekinierów.
        Wiem, że pomoc drugiemu jest przekazanie miłości Bogu.

Kto pije i pali będzie to robił zawsze


         Paweł stał na „kole fortuny”. Deszcz siąpił, chmury o kształcie głazów przetaczały się po niebie. Słonice schowane za nimi nie wyłaniało się na jedną nawet chwile. Deszcz drobnymi kroplami otaczał całą przestrzeń. Paweł oparty o ścianę budynku patrzył na ludzi wchodzących i wychodzących ze sklepu Nowaka. Marzył o znajomym, który poratowałby groszem na piwo i papierosa. Dłuższą chwilę czekał, zaczął się niecierpliwić.
- k***a nikt nie przychodzi. Tkwię tu już tyle. K***a, co za dzień. Ten deszcz jeszcze siąpi. Przemokłem do suchej nitki. Nie mogę wejść do sklepu, bo Nowak jeszcze nie wyszedł. Skurwiel wygania, nie pozwala postać i ogrzać się.
         Paweł z oddali zobaczył zbliżające się znów Stasia.
- k***a znów On. Będzie gadał o tym AA, że mu życie uratował i mnie będzie namawiał do zaprzestania picia. Przecież wiadomo, że kto pije i pali będzie robił to nadal. On też niedługo będzie pił. Znam ich wszystkich, stają się świętoszkami, a później chlają jak  talala.
         By uniknąć spotkania, wszedł w bramę. Oparł plecy o zimny śliski mur. Zamalowany farba olejną. Czół zapach moczu. Zamknął oczy i wyobrażał sobie miłe chwile, jakie mogłyby go spotkać. We wszystkich z nich pierwszoplanową rolę odgrywał alkohol pod wszystkimi postaciami. Widział się nad wodą, tu niedaleko, jak łowi ryby i siąpi zimne piwo. Albo siedzieć w knajpie i piękna kelnerka podaje zimne piwo. Jego marzenia przerwało skrzypnięcie drzwi. Do środka weszła mieszkanka kamienicy, z pogardą omiotła wzrokiem Pawła.
- da pani 2 zł- Zagadnął Paweł
- oj dziecko. Dziecko, co z ciebie się zrobiło – powiedziała Staruszka. Otworzyła torebkę i z portfela wyjęła 2 zł i podała Pawłowi.
- dziękuje bardzo – Paweł uchwycił bilon i wybiegł z bramy. Od razu skierował się do sklepu. Kupił butelkę piwa. Po wyjściu ze sklepu pierwszego lepszego przechodnia poprosił o papierosa i o dziwo dostał. Sprzyjało mu szczęście. Poszedł za sklep, by nikt mu nie przeszkadzał w wypiciu piwa.
- k***a jest dobrze – powiedział Paweł po pierwszym łyku – teraz mogę czekać na przyjście kolegów – zapalił papierosa – poczuł się o wiele lepiej, nawet deszcz mu przestał przeszkadzać. – Będę żył. Dziś jest poniedziałek, koło południa przyjdzie Dziobaty. On zawsze ma pieniądze. O! Może załatwi robotę, przy jakiejś rozbiórce? Będzie dobrze – sączył piwo.
Po niebie kłębiły się stalowe rumaki, otwierając, co chwile słońce, które chciało przekazać promienie nadziei. Paweł zadowolony z obrotu sprawy siedział na starej skrzynce na owoce. Piwo powali się, kończyło, a Dziobatego nie było. Zaczął Go to martwić.
- k***a znów będę musiał wyjść przed sklep i sępić od ludzi.

"Przygoda" Sandro Marai w reżyserii Jana Englerta


         Jan Englert to wspaniały aktor, który stał się tez znakomitym dyrektorem Sceny Narodowej, mający ogromny talent reżyserski. Z tego powodu warto było poświecić półtorej godziny, by obejrzeć spektakl telewizyjny „Przygoda”.
         Dramat węgierskiego pisarza Sandro Marai jest przestawieniem życia ludzi sukcesu, lecz po bliższym przyjrzeniu się można zdanie zmienić.
         Prof. Kadar ( Jan Englert) to znakomity lekarz, który na niwie medycznej odniósł ogromny sukces naukowy jak i finansowy. Dzięki temu zapewnił, dostanie życie swojej żonie, co uważa, za swój obowiązek.  Wraz ze śledzeniem losów bohaterów okazuje się, że Anna (Beata Ścibakówna) żona profesora ma romans z jego asystentem Zoltanem ( Piotr Adamczyk).
         Przysłowiowego gwoździa do trumny dokłada wiadomość o śmiertelnej chorobie Anny. Plany wszystkich bohaterów ulegają diametralnej zmianie po powyżej informacji. Kadar stara się zachować twarz człowieka sukcesu i do końca chce rozdawać karty.
         Sztuka pokazuje jak w jednej chwili, można stracić wszystko. Warto pamiętać o tym, gdy wydaje się, że Boga złapaliśmy za nogi. Nasze plany, marzenia, dążenia powinny być cały czas weryfikowane, tak wynika z opowieści Węgierskiego autora. Postrzeganie osób nam bliskich jak i tych z szerokiego otoczenia nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością. Profesor medycyny wielki autorytet nie tylko w dziedzinie, w której się specjalizuje,  okazuje się bezradny w sprawach rodzinnych. Żona Profesora opływająca w luksusach ma ogromne potrzeby uczuciowe i emocjonalne, a otrzymuje realizacje potrzeb materialnych. Uczeń profesora poszukuje miłości,a otrzymuje szanse kariery naukowej. 
         Każdy z nas ma coś w nadmiarze i czegoś pragnie. To jeden z elementów rozwoju ludzkości.

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...