Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk





Ty mówisz: prawo trzeba łamać niejawnie, w swoich alkowach, na zewnątrz udawać, że się mu podporządkowało. Łamać prawo w sypialni i buduarach! – Thomas czuję, że się w krytyce wuja zapędził, i ton jego głosu trochę się obniża. – Ja mówię odwrotnie: prawo, jeśli jest niesprawiedliwe i stanowi dla ludzi nieszczęście, trzeba zmienić, działać jawnie, odważnie, bez żadnych kompromisów.





„Księgi Jakubowe” nie są powieścią do czytania podczas podróży pociągiem. Autorka (Olga Tokarczuk) postawiła wysoko porzeczkę dla czytelnika. Przystępując do czytania, trzeba się, przygotować. Księgi Jakubowe to nie „Potop” Sienkiewicza.

                Olga Tokarczuk z wielką starannością oddała realizm XVIII w. Polski. Kraju wielu kultur, religii, języków. W tym tyglu narodów na kresach wschodnich swoje idee wśród Żydów zaczyna głosić Jakub Frank. 
                 Bohater powieści jest w ciągłym poszukiwaniu ideału Boga. Miesza religie. Rozpoczyna od judaizmu, przechodzi na sabeizm, by przejść na islam, zahaczyć o katolicyzm i skończyć na prawosławiu. W każdej z religii poszukuje wartości mówiących o równości wszystkich ludzi. 
                 Rzeczpospolita w XVIII w. to kraj niewolniczy. Szlachta, jako jedynie wolna nacja ciemięży wszystkie pozostałe stany społeczne. Na końcu drabiny znajdują się Żydzi, którzy poszukują swojej ziemi obiecanej. Jakub Frank chce takie miejsce dla swych wyznawców znaleźć i udaje się mu to zrobić dla garstki najbliższych wyznawców.

                Jakub Frank nie dąży do rewolucji, stara się wpisać, w prawo istniejące społeczność żydowską, by stała się wolna i mogła żyć według swoich zasad. Zewnętrznie przyjmuje kanony innych religii, ale we swych wspólnotach nadal kultywują stare wierzenia zmodyfikowane przekonaniem o swym mesjanizmie.

                Olga Tokarczuk wykonała benedyktyńską pracą by powstała powieść epicka przybliżająca nam realizm polski szlacheckiej pełnej niesprawiedliwości, podłości i sobie państwa. Przedstawia realia epoki nie pomijać takich zagadnień jak architektura, ubiór, zapach, kulinaria, zabawki dla dzieci czy higiena intymna.

                Powieść jest warta nagrody Nike jak i kłótni wśród części społeczeństwa polskiego, które nie rozumie przekazu dzieła. Środowiska narodowe rozpętały wojnę przeciwko autorce, co przysporzyło autorce nowe rzesze czytelników .

Krótka wędrówka po Beskidzie Niskim


         




 Wszystko, co dobre szybko się kończy takie kiedyś usłyszałem stwierdzenie, autora nie znam, ale przyznaje mu racje.  Tygodniowy urlop postanowiłem spędzić w Beskidzie Niskim pod wpływem książki, którą przeczytałem autorstwa Moniki Sznajder „Pusty Las”. Zachwycony lekturą rozpocząłem penetrowanie tych niewysokich gór niewiele większych od moich rodzinnych Gór Świętokrzyskich. 


         Za bazę wypadową wybrałem wieś Wysowa Zdrój. Dotarłem tu w poniedziałek po południu, po zakwaterowaniu w przytulnym pokoju, rozpocząłem wędrówkę po wsi słynącej z uzdrowiskowych źródeł. Popróbowałem wszystkich smaków, które leczą wiele schorzeń, ale co ja o wodach. Rozglądałem się po okolicznych górach porośniętych drzewami liściastymi jak i iglastymi. 


         Wtorek to dzień wędrówki ku najwyższemu szczytowi, Lackowej o wysokości 997 m. Wędrówka sprawia mi wielką radość z uwagi na samotność na szlaku. Krótkie intensywne podejścia przypominają mi o pobycie w górach. W Górach Świętokrzyskich jest podobnie, wędrówkę można odbyć w samotności nie napotykając nikogo. Czas wędrówki zajmuje mi przemyślenia o tym i tamtym ja już tak mam na łonie natury wśród ścieżek leśnych, śpiewu ptaków moje myśli biegają po różnych tematach. Wracając z Lackowej przechodzę prze wieś Ropki, która kiedyś była zamieszkała przez Łęków. Obecnie po wyglądzie domów raczej nie mieszkają tu rolnicy a uciekinierzy z gwarnych miast. Kolejne dni postanawiam poświęcić na zwiedzanie cerki, które teraz głównie są kościołami rzymsko-katolickim.  W środę udaje się szlakiem do nieistniejącej wsi Bieliczna przy okazji zaliczam kolejne szczyty, Ostry Wierch, Biła Skała. Na miejscu, kiedy odwiedzam kaplice obecnie Greckokatolicką przeżywam stan, który można nazwać zagłębienie się w mojego Boga Nienazwanego. Dotarł do mnie, kiedy odmawiałem w skupieniu modlitwy siedząc w starych drewnianych ławkach. Kolejny raz dostałem wskazówki od mojej Siły Wyższej jak żyć by nieś dobro innym ludziom. Osobna sprawą jest czy podołam realizować sugestie. Tu też jak w Ropach jest kilka starych kamiennych krzyży pamiątką po byłych mieszkańcach. Chodząc po cmentarzu słyszałem gwar wiejski, gnanie krów, wołanie sąsiadek, dzieci bawiące się na drodze pełnej kurzu. Widziałem jak słońce się uśmiecha do tych ludzi. 


         Jeden dzień poświęciłem by odwiedzicie okoliczne miejscowości z cerkwiami. Na widok kunsztu artystycznego byłych mieszkańców Beskidu Niskiego wpadłem w zachwyt.


         Te kilka dni spędzonych w tych skromnych górach bez wielu turystów ładowało moje akumulatory i dawał nadziej na dalsze życie w pośpiechu, który towarzyszy nam w tych czasach pełnych gonitwy. Tu mogłem siąść na szlaku pośród drzew i dumać, patrząc na konary. Słuchać ptaki nieznane z imienia, śpiewają pieś radości życia. Ach cudne manowce zakrzyczałoby się za Stachurą, niech kurz unosi się z spod stup, bo droga i marsz to jedno, bez nich nie ma filozofii i nie ma wiary w Absolut.
Wrócę tu na pewno, by odwiedzić kolejne miejsca. Do zobaczenia na szlaku.

Rzuć kamień w wodę i żyj w trzeźwości


       





  Paweł usłyszał szum morza i przypomniał sobie nastoletnie lata, kiedy wędrował z kolegą plażą w stronę Świnoujścia, na niej jadł, spał i zachwycał się błękitem morza jak i nieba. Wróciły do niego zapachy z przed lat w nozdrza uderzyły wilgotne wonności morza. Fale rozbijały się o brzeg wołając wejdź do mnie. Z czego skwapliwie nie skorzystał, bo to już wrzesień. Plaże puste po sezonie, nieliczni samotni wczasowicze jak Paweł zadumani i zachwyceni Bałtykiem. Teraz kolor Bałtyku był szmaragdowy jak oczy nieznajomej, z którą rozmawiał w Karpaczu, sączyli lurowatą kawę, uśmiechali się do siebie. Paweł opowiadał Ona słuchała i uśmiechała się oczami morskimi. Opowiadał o czasie upodlenia, kiedy rozżalony na swój los zaczął znów pić. Jak to mówią, kasacyjne.  Zniszczył kolejny raz swoje życie do cna. Teraz odbudowuje kamień po kamieniu. Układa ściany domu a w nim chce zamieszkać. Dom zbudowany z trzeźwości.
         Jeszcze dwa dni temu był na Śnieżce ośnieżonej. Stał na szczycie ledwo łapiąc oddech. Góry to inne widoki, zapachy, smaki. Ten obrót sprawy, że był w górach a teraz jest nad Bałtykiem cieszył Pawła. Tak powinno stać się w moim życiu. Pełna przemiana – myślał. Jak na młyńskim kole z ogromnego szczytu w dół, by poczuć życie.
- nie piję i mam nagrodę – cicho szeptał- warto być trzeźwym, by móc tak dogłębnie przeżywać naturę. Móc widzieć potęgę gór i zew wiatru nad morzem. Stać na brzegu oblewany zimną bałtycką wodą, pod zamkniętymi powiekami widzieć Tatry ze szczytu Babiej Góry. Myśli niezmącone alkoholem, pełne wiary w postanowieniu o utrzymaniu abstynencji. Tego chcę! Trwać w trzeźwości. – Pomyślał o modlitwie, zrezygnował jednak, bo czół, że jego oczy wpatrzone w błękit nieba i lazur morza stają się najlepszą modlitwą.
         Naprzeciw szła para z małym sznaucerem. Kafka Pawła kundel mały z ochotą zabawy pobiegł do psa. Kafka to jego pijacki pies, został przyniesiony do domu, rzekomo dla córki, ale Paweł chciał mieć pretekst do wychodzenia, aby móc oddać się spożywaniu alkoholu. Kafka skakał szczęśliwie i obwąchiwał kompana zabawy. Przyglądając się harcom psów wymienił zdawkowe uśmiechy ze spacerowiczami.  Najchętniej plaże wynająłby dla siebie i w samotności kontemplować piękno.
- jeszcze nie tak dawno leżałem pod sklepem osiedlowym zamroczony alkoholem – wspominał – nic mnie nie interesowało poza kolejną dawką wódki lub innego trunku, który by wstrząsnął głową. Jutro rano znów wyjdę na plaże i zapłaczę ze szczęścia a kilka miesięcy temu płakałem jak nie miałem grosza na alkohol- poczuł kłucie w okolicach serca i smutek, że tyle lat stracił na picie i zajmowaniem się sobą. Piasek przylepiał się do butów, Kafka cały w piachu szczęśliwie merda ogonem.
- warto żyć, choć nierozpieszczany jestem, warto żyć na trzeźwo. – Słonice przechodziło w zachodnią stronę. Na horyzoncie statki płynęły dostojnie. Przez niebo przesuwały się białe bałwany, ścigając się z falami. – Unieść się w przestworza jak Rybitwy patrzeć na świat z wysokości nieba. – Marzył Paweł a serce miał przepełnione radością.
Zachodzące słońce wzywało do siebie. Szum, dźwięk ukojenia. Siadł na wilgotnym piasku, sypał kopczyk. Nigdy, jako dziecko nie był nad morzem. W wieku młodzieńczym wybrał się pierwszy raz na obóz harcerski. Frajdę wielką sprawiało mu stawiania namiotów, przygotowanie obozowiska. Poznał wówczas „Wafla” chłopaka, tubylca, który oprowadzał Go po lesie i opowiadał o rybackim życiu jego wioski. Czy jeszcze jest ten dom na skraju lasu odwrócony w stronę morza, sieci wiszące koło domu, krytego gontem? „Wafel” mówił, iż Dziad budował rodzinne schronienie. „Wafel” tkwił w tej wiosce, jedynym łącznikiem ze światem byli harcerze, którzy przyjeżdżali do miejsca obok jego chaty na letni wypoczynek. Paweł opowiadał młodemu Rybakowi jak żyje się w centralnej Polsce.
- jak ta wieś się nazywała? – Powiedział poszukując nazwy. Sam sobie odpowiedział – Jantar
Pod dłonią poczuł twardy przedmiot. Kamień. Rzucając go w kierunku wody, patrzył na cienie, chmury niosły zapomnienie.
-Jak długo będę żył w trzeźwości?

Serial Czarnobyl. Czy tak było?







No to i ja dołączyłem do oglądających seriale na platformach internetowych. To dobre rozwiązanie z prostej przyczyny to ja decyduje, kiedy i jak długo oglądam. Ale ja nie o tym.
         Przeczytałem ciekawe informacje o serialu Czarnobyl i sam postanowiłem obejrzeć to dzieło.
         To typowy twór specjalistów od bajek filmowych. Reżyserem filmu jest John Reneck a scenariusz napisał Craig Mazin. Jak to w bajce prawda nie jest najważniejsza a przekaz, i to autorom się udało.  Film trzyma w napięcia i z ciekawością zaczyna się oglądać koleiny odcinek. Każda bajka ma morał lub przekaz.
         Dla mnie morałem z filmu jest opowieść o systemie totalitarnym, z którym jest bardzo trudno wygrać. System nie może zrobić jednego zabić prawdy. Ona istnieje cały czas przekazywana przez ludzi. Istnieje podskórnie. Poza obiegiem i odnajduje drogę do wypłynięcia na wierzch jak w przysłowiu z oliwą. Zawsze znajdą się osoby, które staną z orężem potężnym, czyli z prawdą przed aparatem ucisku.
         Takim bohaterem jest profesor energii jądrowej Walery Legasow. On mówi prawdę o przyczynie wybuch w elektrowni atomowej, te informacje pozwalają naprawić błędy w innych reaktorach. Niestety nie przynosi mu to splendoru a wręcz wykluczenie i z tego powodu ponosi najwyższą cenę.
         W czasie wybuchu w elektrowni Czarnobyl byłem w wojsku. Pamiętam ten czas, jako okres strachu i leku o siebie jak i swoich bliskich. Oby nigdy więcej nie powtórzył się ten scenariusz.
         Trzeba oddać twórcą hołd za wierne odzwierciedlenie realiów życia w ZSRR. Poczynając od scenografii, kostiumów, zachowani aż po palenie papierosów i picie alkoholu, które towarzyszy nam przez cały serial. Relacje między ludzkie w systemie totalitarnym są bardzo dobrze zaprezentowane. Podobne relacje obserwowałem również w PRL.
         Warto obejrzeć serial, by  poszukać swojej puenty.

Hans Joachim Lange „Kobiety z Bloku 10”


       




  Auschwitz- Birkenau miejsce kaźni. Nieopodal Krakowa Niemcy budują obóz, w którym z premedytacją eksterminuje się   ludzi, według nomenklatury nazistowskiej są niepotrzebni.
         Hans Joachim Lange w książce „Kobiety z Bloku 10” opowiadam nam historie niewielkiej grupy kobiet, około 800, które w wymienionym bloku poddawane są eksperymentom medycznym. Pseudo lekarze niektórzy tytułowani profesorami z zimną premedytacją wykonują zabiegi na kobietach, by znaleźć metodę szybkiej sterylizacji.
         Dokładność i precyzja, z jaką autor przestawia nam same eksperymenty i życie kobiet zasługuje na wielkie uznanie. Los kobiet większości z Holandii i Grecji jest tragiczny. Wiele z nich nie doczekała wolność, a które mogły się, nią cieszyć zaczęły się borykać z traumą poobozową jak i chorobami związanymi z próbami sterylizacji.
         Dobija zakończenie książki, gdzie Lang opisuje próby otrzymania odszkodowania dla więźniarek od władz RFN. Znieczulica urzędników powala. Również fakt, że żaden z lekarzy nie poniósł konsekwencji swojego bestialskiego działania, daje dużo do myślenia.
         To kolejna pozycja warta przeczytania by w przyszłości nie dopuści do hekatomby. A w obecny czasie tak nie wiele brakuje, byśmy znów zaczęli się zabijać pod niewiarygodnymi pretekstami.

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...