Muzeum Archeologiczne i Rezerwat Krzemionki w dawnej wsi Krzemionki


      







   Nuda nigdy nie jest wskazana. Pomiędzy jednym a drugim postem przeczytanym, łykiem kawy i ugryzieniem pączka. Postanowiłem odwieźć Muzeum Archeologiczne i Rezerwat Krzemionki, który kilka dni temu został wpisany na listę UNESCO.
         To rzut kamieniem od miejsca gdzie mieszkam. Podróż trwała krótko. Pogoda sprzyja przejażdżce. 





         Samo zwiedzanie jest ciekawie przygotowane, przechodzi się podziemnymi korytarzami by poznać prace neolitycznych górników wydobywających krzemień pasiasty, z którego wykonywano narzędzia. Przeciskając się wąskimi korytarzami wyobrażałem sobie jak ciężka to była praca. Rejon Krzemionek był eksploatowany 2300 lat. To przykład jak świat przyśpieszył. Obecnie zmiany następują, co kilka lat a w erze przed obróbką żelaza kamień ludziom, jako narzędzie towarzyszył kilka tysięcy lat.
         Podnóże Gór Świętokrzyski jest regionem, gdzie od tysiąca lat człowiek eksploruje ziemie. Człowiek Pierwotny wydobywał ochrę w rejonie Wąchocka, Krzemionki to kopalnie krzemienia i ostatni okres to wydobycie rudy żelaza i w prymitywnych piecach (dymarkach) wytop żelaza i jego obróbka. 




         Warte podkreślenia jest to, że to tu znajduje się najstarszy rysunek naskalny znaleziony na ziemiach polskich. Przez wielu naukowców uważany za wizerunek kobiety. Krzemionki są też związane z pierwszym rysunkiem znalezionym na ceramice kultury pucharków lejkowych wyobrażający wóz kołowy. Wręcz to cała historia wyrysowana na naczyniu, w której główną role odgrywa wóz czterokołowy.
         Zawsze jak to ze mną bywa podczas takich wycieczek padam w trans i biegnę myślami w czasy odległe i wyobrażam sobie siebie, jako uczestnika życia w czasach kamienia łupanego. 
         W muzeum jest tez prezentowana wystawa prac uczestników Uniwersytetu Trzeciego Wieku a wśród nich zdjęcia mojego znajomego, który para się fotografią ptaków. Wpadłem w podziw. Sam robię zdjęcia, ale nie czuje się na siłach próbować w tak pięknych ujęciach prezentować zwierzęta.
         Teraz tylko zakup krzemienia na pamiątkę w i powrót do domu. Warto zwiedzać, warto zachwycać się nad otaczającym nas światem. Ile zobaczymy tyle będzie nas więcej.

Spotkajmy się w Jerozolimie dramat Andrzeja Lenartowskiego


       







  Obejrzałem sztukę na podstawi dramatu Andrzeja Lenartowskiego "Spotkajmy się w Jerozolimie" o Pogromie Kieleckim.
          Wydarzenie z 4 lipca 1946 r to ciemna plama na historii miasta. Mieszkańcy prowincjonalnego miasteczka wykorzystując plotkę o tzw. „Mordzie Rytualnym” napadli na mieszkańców kamienicy przy ul. Planty 7, przy cichym przyzwoleniu władzy a nawet współuczestnictwu zabito 35 osób pochodzenia Żydowskiego.
         Autor dramatu nie wnika w przyczyny pogromu jak i nie opisuje dokładnie przebiegu wydarzeń. Przestawił nam mieszkańców jednej izby w kamienicy. Każdy z nich opowiada swoje wojenne losy i bieg zdarzeń, który pozwolił im przeżyć II Wojnę Światową. Zamknięci w czterech ścianach oczekują końca swojego życia widząc tłum, który pragnie ich zabić tylko z powodu tego, że mają pochodzenie żydowskie.
         Lipiec to miesiąc w historii naszego kraju, który jest przesiąknięty krwią ludzką. To właśnie w tym miesiącu zdarzyły się trzy wydarzenia, myślę tu o Pogromie Kieleckim, Mordzie w Jedwabnym i Rzezi Wołyńskiej. W tych wydarzeniach giną niewinni ludzie tylko dla tego, że są innego pochodzenia. Wystarczy plotka, stare zatargi, przesądy, aby jeden człowiek napadł na drugiego. We wszystkich tych faktach bardzo ważną role odgrywa tzw. wiara w boga.
         Jeden z bohaterów sztuki wypowiada słowa, „Jaki to interes palić pończochy”. Zabicie człowieka jest interesem, jego dobra materialne należą się mordercy. Żydzi ginęli tak w pogromach ich majątek z ochotą został przejmowany przez morderców podobnie działo się na Wołyniu z Polakami.
         Dramat został napisany w 1991 a premiera odbyła się w 1996 r, czyli to pierwsze głosy, które chciały się rozliczyć z naszą straszną przeszłością. W następnych latach artyści wypowiedzieli się o Jedwabnem i Wołyniu. Te wypowiedzi łączy jeden wątek osoby mordujące, to sąsiedzi, znajomi. Mordercy znali doskonali swoje ofiary i nie mieli żadnych skrupułów by dokonać tak straszliwej zbrodni. Ich celem jest przejecie majątku zabitych. Nieprawdopodobne jest zachowanie bierności kapłanów, którzy dopiero po Pogromie Kieleckim zabierają głos i piętnują wydarzenia.  Pozostałych dwóch przypadkach wręcz namawiają wiernych do napadania na bezbronnych sąsiadów.
         Musimy pamiętać o wydarzeniach lipcowych i przekazywać o tym informację następnym pokoleniom, aby miejmy nadzieję nigdy więcej nie wydarzyły się zbrodnie mordów sąsiedzkich.
         Tylko, co zrobić z hasłem, który słyszę -  „Polska dla Polaków”

Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk





Ty mówisz: prawo trzeba łamać niejawnie, w swoich alkowach, na zewnątrz udawać, że się mu podporządkowało. Łamać prawo w sypialni i buduarach! – Thomas czuję, że się w krytyce wuja zapędził, i ton jego głosu trochę się obniża. – Ja mówię odwrotnie: prawo, jeśli jest niesprawiedliwe i stanowi dla ludzi nieszczęście, trzeba zmienić, działać jawnie, odważnie, bez żadnych kompromisów.





„Księgi Jakubowe” nie są powieścią do czytania podczas podróży pociągiem. Autorka (Olga Tokarczuk) postawiła wysoko porzeczkę dla czytelnika. Przystępując do czytania, trzeba się, przygotować. Księgi Jakubowe to nie „Potop” Sienkiewicza.

                Olga Tokarczuk z wielką starannością oddała realizm XVIII w. Polski. Kraju wielu kultur, religii, języków. W tym tyglu narodów na kresach wschodnich swoje idee wśród Żydów zaczyna głosić Jakub Frank. 
                 Bohater powieści jest w ciągłym poszukiwaniu ideału Boga. Miesza religie. Rozpoczyna od judaizmu, przechodzi na sabeizm, by przejść na islam, zahaczyć o katolicyzm i skończyć na prawosławiu. W każdej z religii poszukuje wartości mówiących o równości wszystkich ludzi. 
                 Rzeczpospolita w XVIII w. to kraj niewolniczy. Szlachta, jako jedynie wolna nacja ciemięży wszystkie pozostałe stany społeczne. Na końcu drabiny znajdują się Żydzi, którzy poszukują swojej ziemi obiecanej. Jakub Frank chce takie miejsce dla swych wyznawców znaleźć i udaje się mu to zrobić dla garstki najbliższych wyznawców.

                Jakub Frank nie dąży do rewolucji, stara się wpisać, w prawo istniejące społeczność żydowską, by stała się wolna i mogła żyć według swoich zasad. Zewnętrznie przyjmuje kanony innych religii, ale we swych wspólnotach nadal kultywują stare wierzenia zmodyfikowane przekonaniem o swym mesjanizmie.

                Olga Tokarczuk wykonała benedyktyńską pracą by powstała powieść epicka przybliżająca nam realizm polski szlacheckiej pełnej niesprawiedliwości, podłości i sobie państwa. Przedstawia realia epoki nie pomijać takich zagadnień jak architektura, ubiór, zapach, kulinaria, zabawki dla dzieci czy higiena intymna.

                Powieść jest warta nagrody Nike jak i kłótni wśród części społeczeństwa polskiego, które nie rozumie przekazu dzieła. Środowiska narodowe rozpętały wojnę przeciwko autorce, co przysporzyło autorce nowe rzesze czytelników .

Krótka wędrówka po Beskidzie Niskim


         




 Wszystko, co dobre szybko się kończy takie kiedyś usłyszałem stwierdzenie, autora nie znam, ale przyznaje mu racje.  Tygodniowy urlop postanowiłem spędzić w Beskidzie Niskim pod wpływem książki, którą przeczytałem autorstwa Moniki Sznajder „Pusty Las”. Zachwycony lekturą rozpocząłem penetrowanie tych niewysokich gór niewiele większych od moich rodzinnych Gór Świętokrzyskich. 


         Za bazę wypadową wybrałem wieś Wysowa Zdrój. Dotarłem tu w poniedziałek po południu, po zakwaterowaniu w przytulnym pokoju, rozpocząłem wędrówkę po wsi słynącej z uzdrowiskowych źródeł. Popróbowałem wszystkich smaków, które leczą wiele schorzeń, ale co ja o wodach. Rozglądałem się po okolicznych górach porośniętych drzewami liściastymi jak i iglastymi. 


         Wtorek to dzień wędrówki ku najwyższemu szczytowi, Lackowej o wysokości 997 m. Wędrówka sprawia mi wielką radość z uwagi na samotność na szlaku. Krótkie intensywne podejścia przypominają mi o pobycie w górach. W Górach Świętokrzyskich jest podobnie, wędrówkę można odbyć w samotności nie napotykając nikogo. Czas wędrówki zajmuje mi przemyślenia o tym i tamtym ja już tak mam na łonie natury wśród ścieżek leśnych, śpiewu ptaków moje myśli biegają po różnych tematach. Wracając z Lackowej przechodzę prze wieś Ropki, która kiedyś była zamieszkała przez Łęków. Obecnie po wyglądzie domów raczej nie mieszkają tu rolnicy a uciekinierzy z gwarnych miast. Kolejne dni postanawiam poświęcić na zwiedzanie cerki, które teraz głównie są kościołami rzymsko-katolickim.  W środę udaje się szlakiem do nieistniejącej wsi Bieliczna przy okazji zaliczam kolejne szczyty, Ostry Wierch, Biła Skała. Na miejscu, kiedy odwiedzam kaplice obecnie Greckokatolicką przeżywam stan, który można nazwać zagłębienie się w mojego Boga Nienazwanego. Dotarł do mnie, kiedy odmawiałem w skupieniu modlitwy siedząc w starych drewnianych ławkach. Kolejny raz dostałem wskazówki od mojej Siły Wyższej jak żyć by nieś dobro innym ludziom. Osobna sprawą jest czy podołam realizować sugestie. Tu też jak w Ropach jest kilka starych kamiennych krzyży pamiątką po byłych mieszkańcach. Chodząc po cmentarzu słyszałem gwar wiejski, gnanie krów, wołanie sąsiadek, dzieci bawiące się na drodze pełnej kurzu. Widziałem jak słońce się uśmiecha do tych ludzi. 


         Jeden dzień poświęciłem by odwiedzicie okoliczne miejscowości z cerkwiami. Na widok kunsztu artystycznego byłych mieszkańców Beskidu Niskiego wpadłem w zachwyt.


         Te kilka dni spędzonych w tych skromnych górach bez wielu turystów ładowało moje akumulatory i dawał nadziej na dalsze życie w pośpiechu, który towarzyszy nam w tych czasach pełnych gonitwy. Tu mogłem siąść na szlaku pośród drzew i dumać, patrząc na konary. Słuchać ptaki nieznane z imienia, śpiewają pieś radości życia. Ach cudne manowce zakrzyczałoby się za Stachurą, niech kurz unosi się z spod stup, bo droga i marsz to jedno, bez nich nie ma filozofii i nie ma wiary w Absolut.
Wrócę tu na pewno, by odwiedzić kolejne miejsca. Do zobaczenia na szlaku.

Rzuć kamień w wodę i żyj w trzeźwości


       





  Paweł usłyszał szum morza i przypomniał sobie nastoletnie lata, kiedy wędrował z kolegą plażą w stronę Świnoujścia, na niej jadł, spał i zachwycał się błękitem morza jak i nieba. Wróciły do niego zapachy z przed lat w nozdrza uderzyły wilgotne wonności morza. Fale rozbijały się o brzeg wołając wejdź do mnie. Z czego skwapliwie nie skorzystał, bo to już wrzesień. Plaże puste po sezonie, nieliczni samotni wczasowicze jak Paweł zadumani i zachwyceni Bałtykiem. Teraz kolor Bałtyku był szmaragdowy jak oczy nieznajomej, z którą rozmawiał w Karpaczu, sączyli lurowatą kawę, uśmiechali się do siebie. Paweł opowiadał Ona słuchała i uśmiechała się oczami morskimi. Opowiadał o czasie upodlenia, kiedy rozżalony na swój los zaczął znów pić. Jak to mówią, kasacyjne.  Zniszczył kolejny raz swoje życie do cna. Teraz odbudowuje kamień po kamieniu. Układa ściany domu a w nim chce zamieszkać. Dom zbudowany z trzeźwości.
         Jeszcze dwa dni temu był na Śnieżce ośnieżonej. Stał na szczycie ledwo łapiąc oddech. Góry to inne widoki, zapachy, smaki. Ten obrót sprawy, że był w górach a teraz jest nad Bałtykiem cieszył Pawła. Tak powinno stać się w moim życiu. Pełna przemiana – myślał. Jak na młyńskim kole z ogromnego szczytu w dół, by poczuć życie.
- nie piję i mam nagrodę – cicho szeptał- warto być trzeźwym, by móc tak dogłębnie przeżywać naturę. Móc widzieć potęgę gór i zew wiatru nad morzem. Stać na brzegu oblewany zimną bałtycką wodą, pod zamkniętymi powiekami widzieć Tatry ze szczytu Babiej Góry. Myśli niezmącone alkoholem, pełne wiary w postanowieniu o utrzymaniu abstynencji. Tego chcę! Trwać w trzeźwości. – Pomyślał o modlitwie, zrezygnował jednak, bo czół, że jego oczy wpatrzone w błękit nieba i lazur morza stają się najlepszą modlitwą.
         Naprzeciw szła para z małym sznaucerem. Kafka Pawła kundel mały z ochotą zabawy pobiegł do psa. Kafka to jego pijacki pies, został przyniesiony do domu, rzekomo dla córki, ale Paweł chciał mieć pretekst do wychodzenia, aby móc oddać się spożywaniu alkoholu. Kafka skakał szczęśliwie i obwąchiwał kompana zabawy. Przyglądając się harcom psów wymienił zdawkowe uśmiechy ze spacerowiczami.  Najchętniej plaże wynająłby dla siebie i w samotności kontemplować piękno.
- jeszcze nie tak dawno leżałem pod sklepem osiedlowym zamroczony alkoholem – wspominał – nic mnie nie interesowało poza kolejną dawką wódki lub innego trunku, który by wstrząsnął głową. Jutro rano znów wyjdę na plaże i zapłaczę ze szczęścia a kilka miesięcy temu płakałem jak nie miałem grosza na alkohol- poczuł kłucie w okolicach serca i smutek, że tyle lat stracił na picie i zajmowaniem się sobą. Piasek przylepiał się do butów, Kafka cały w piachu szczęśliwie merda ogonem.
- warto żyć, choć nierozpieszczany jestem, warto żyć na trzeźwo. – Słonice przechodziło w zachodnią stronę. Na horyzoncie statki płynęły dostojnie. Przez niebo przesuwały się białe bałwany, ścigając się z falami. – Unieść się w przestworza jak Rybitwy patrzeć na świat z wysokości nieba. – Marzył Paweł a serce miał przepełnione radością.
Zachodzące słońce wzywało do siebie. Szum, dźwięk ukojenia. Siadł na wilgotnym piasku, sypał kopczyk. Nigdy, jako dziecko nie był nad morzem. W wieku młodzieńczym wybrał się pierwszy raz na obóz harcerski. Frajdę wielką sprawiało mu stawiania namiotów, przygotowanie obozowiska. Poznał wówczas „Wafla” chłopaka, tubylca, który oprowadzał Go po lesie i opowiadał o rybackim życiu jego wioski. Czy jeszcze jest ten dom na skraju lasu odwrócony w stronę morza, sieci wiszące koło domu, krytego gontem? „Wafel” mówił, iż Dziad budował rodzinne schronienie. „Wafel” tkwił w tej wiosce, jedynym łącznikiem ze światem byli harcerze, którzy przyjeżdżali do miejsca obok jego chaty na letni wypoczynek. Paweł opowiadał młodemu Rybakowi jak żyje się w centralnej Polsce.
- jak ta wieś się nazywała? – Powiedział poszukując nazwy. Sam sobie odpowiedział – Jantar
Pod dłonią poczuł twardy przedmiot. Kamień. Rzucając go w kierunku wody, patrzył na cienie, chmury niosły zapomnienie.
-Jak długo będę żył w trzeźwości?

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...