Moja zawodówka z ulicy Szkolnej


                 


 Wspominam moje miasto. Czy to oznaka starości, przygotowania się odchodzenia? Nie moja w tym głowa. Lubię wspominać. Dziś chciałbym wspomnieć szkołę zawodową, do której chodziłem w latach osiemdziesiątych przez dwa lata. Musiałem opuścić szkołę na polecenie słynnej nauczycielki matematyki. Wyraźnie oświadczyła, że ja jestem tuman, matury nie zrobię, a nawet szkoły nie skończę. Pani D. miała racje, ze mnie żaden matematyk, ale egzamin dojrzałości zdałem.
                Teraz trzy razy dziennie nie zważając na pogodę (spacer z psem), przechodzę obok opustoszałego budynku szkoły. Nie ma uczniów, bo panuje pandemie. Z drugiej strony losy budynku są przesadzone, szkoła ma być przeniesiona w inną lokalizację.
                Uczęszczałem do liceum zawodowego o profilu obróbka skrawania, mieszkałem na Majówce, pieszo przemierzałem krótki dystans do szkoły, zważając, by nie zahaczyć o osiedle Stadion. Wówczas byłem dzieckiem „diabelskiego podwórka” i klubu Giermek. Chłopaki z Harcerskiej nie lubili nas, z wzajemnością.
                Tak jak wspomniałem wyżej, jestem tuman matematyczny. Znam ją na tyle, aby policzyć wypłatę i wiedzieć ile zapłacić w sklepie. Z pozostałych przedmiotów również nie byłem orłem. Zawsze kochałem czytać i przypadek sprawił, że uczyła mnie wspaniała nauczycielka języka polskiego. Można było z nią prowadzić luźne rozmowy na temat literatury. Historii uczył mnie, dyrektor szkoły straszny ideowiec nie było mi z nim po drodze. Chemii uczył mnie nieżyjący już profesor, u którego zdawałem poprawkę. Na żadne pytanie nie odpowiedziałem, groziła mi dwója. Błagałem go o postawienie trojki, tłumacząc to tak – panie profesorze ja nigdy w życiu nie będę zajmował się chemia, będę tokarzem. Łaskawie postawił stopień umożliwiający mi dalszą naukę. Mówiąc- pamiętaj, co znaczy H2O. Pamiętam do dziś, ale niestety od lat pracuje przy procesie chemicznym. Mam nadzieje, że profesor mi wybaczy. Dziwnym przedmiotem był PDŻ, ( kto pamięta pełną nazwę łapka do góry?). Przedmiot bez regułek, tabelek, dat. Mówiliśmy często o miłości i to nie takiej literackiej, ale takiej naszej młodzieżowej.
                Teraz rozumie jak ważni są nauczyciele w moim życiu. Nie chodzi tylko o tych, których miło wspominam, lecz też, którzy mocno dali mi się we znaki.
                Minęło 35 lat, od kiedy tornister rzuciłem w kąt, ale w pamięci dalej mam tamten czas. Pomijając tortury nauki, było wspaniale.
                Pierwszy blok przy szkole było naszą palarnią, często wyganiał nas pan z pierwszego pietra i zmuszony do ostateczności, doniósł dyrektorowi. Zmieniliśmy miejsce delektowania się sportami, popularnymi, klubowymi na pobliski las. Modne były wówczas dyplomatki. Taką miałem teczkę, w której mieściło się kilka książek, kanapka i często niestety wino.
                Czasu nie wrócę, wielu już nie ma wśród nas. W pamięci nadal słyszę gwar na korytarzach, smród w toaletach, spory muzyczne, kinowe, literackie i opornik w klapie na tyle było mnie stać w oporze przeciw komunizmowi. I głos matematyczki – roberttof przestań patrzeć w to okno, co ty tam widzisz? Pani profesor ja tam widziałem starszego pana, który bardzo wolno spacerował i przed wejście do szkoły robił sobie popas, siadał na łańcuchach. Kibicowałem mu codziennie, to było ważniejsze niż równanie z dwiema niewiadomymi.
                W głowie muzyka punk grała a w sercu słowa Norwida, przeplatane z Edwarda Stachury Całą jaskrawością. W harmiderze szkolnych korytarzy tworzyła się moja osobowość tak skomplikowana i trudna. Teraz kiedy widzę młodych szesnastoletnich, głośnych chłopców uśmiecham się pod nosem, bo oni są tacy jak ja i moi koledzy przed laty. Idąc ul. Harcerska dużo i głośno mówią o swoich nauczycielach większości niepochlebnie, za 30 lat zmienią zadnie. W dużym stopniu to belfrom z tej szkoły muszę podziękować za ukształtowanie mojej osoby nie idealnej, ale mam nadzieje, że przyzwoitej.

Pandemia na spacerze






             

   Poszedłem na nielegalny spacer. W dobie panowania SARS-CoV-2 przechadzki bez wyraźnej potrzeby są nielegalne. Chcę widzieć ludzi, przyglądać się ich twarzom i wnioskować jak się czują w tej niespotykanej sytuacji. 39 Lat temu Stan Wojenny niósł ze sobą podobną atmosferę. Teraz mocniej czuć zapach śmierci. W moim małym mieście wówczas strach nie był namacalny, on był gdzieś w stoczni, kopalni, stolicy. Teraz w moim mieście jest wojewódzki szpital zakaźny, tu przywożą wszystkich chorych z całego województwa. Hotel zostaje przekształcony w lazaret dla zarażonych. Starszy pan zagaduje mnie pod hotelem z pytaniem, czy to prawda. Kiedy potwierdzam smutno mu i widać na jego twarzy strach, taki nie nazwany, nie opisany, trawiący od środka. Na moje stwierdzenie, że lepiej, aby takie miejsce było w Warszawie, staj się zagubiony. Wolałby takie rozwiązanie, tak po prostu z przerażenia rozprzestrzeniającym się wirusem. Dusza podpowiada, że nie można tak myśleć, lęk chce postawić granice, odegnać potwora. Cierpienie zbliża się, widzę je na twarzach przechodniów, już nie na ekranie telewizora. Przytłacza niepewność, co będzie dalej? Nikt nie umie odpowiedzieć na to pytanie. Wierzyliśmy w niemożliwe, nam się nie może nic stać, natura powiedziała, że to magiczne myślenie.  Ludzie chodzą w rękawiczkach i maseczkach. Karnie stoją przed sklepami w oczekiwaniu na możliwość wejścia na zakupy. W czasach schyłku komuny sprzedawczyni to była szycha, mogła stać w jednym szeregu z prawnikiem, lekarzem i księdzem. Teraz sprzedawczyni stoi na pierwszej linii frontu obok lekarzy, pielęgniarek i całego personelu medycznego. Słyszę głos młodego mężczyzny z kolejki – ja bym żonie zabronił pracować w obecnym czasie w sklepie, albo bym kazał w nim spać.

                Odwiedzam kościół, można wejść do przedsionka, patrzę na tabernakulum. Modle się. Bóg spogląda z krzyża. On jeden wie, dlaczego się tak dzieje. Hierarchowie kościelni wpadają w panikę, sypie im się cały ustrój finansowy instytucji. Ludzie odkrywają wartość dobrego księdza. Można korzystać w wielu propozycji kapłanów w obchodzeniu Triduum Paschalnego. Kapłani mówią, nie wiem, strach ich też dopada. Boją się śmierci,a przecież gdzieś jest raj.

                Politycy nie zaprzestają walki o  władzę. Obóz rządzący nie liczy się ze zdrowiem społeczeństwa bez pardonu prze do wyborów prezydenckich. Koszmar. Jarosław Gowin kompletnie się ośmieszył.

                Piękny dzień, wyborny na spacer. Na moje osiedle przywędrowała para kaczek krzyżówek. To znak, że mało nas porusza się po mieście. Zwierzęta mają czas dla siebie. Natura wystawia rachunek społeczeństwu, cywilizacji Homo Deus. To przyroda jest władczynią planety, my dzierżawcy okazaliśmy się miernymi gospodarzami. 



Wałęsa w Kolonos spektakl z teatru Łażnia Nowa





 „Najlepiej byłoby umrzeć wtedy, od razu po zabiciu Sfinksa. I prosto na pomnik, na karty historii. Bez żadnych, «ale»” – mówi Jerzy Stuhr grający Lecha Wałęsę.

                Mamy kwarantannę, społeczeństwo jest uwiezione w domach. Artyści, by nie utracić kontaktu z widownią, prezentują swoje dzieła w świecie wirtualnym. Tym sposobem skorzystałem i obejrzałem spektakl teatru Łaźnia Nowa z Krakowa „Wałęsa w Kolonos” w reżyserii Bartosza Szydłowskiego.

               

Wałęsa: , „Po co ja pana ministrem zrobiłem? To był mój błąd”.
Kreon: „A po co ja pana prezydentem?”.

                Na ciemnej scenie, która wygląda jak arena antycznego amfiteatru, poruszają się bezładnie i sensu ludzie kobiety, mężczyźni, dzieci nagle wśród nich pojawia się główny bohater, jeszcze młody, przepełniony energią, chęcią walki to on ukierunkuje poruszanie się ludzi, da im nadzieje. Wałęsa z czasem staje się z bohatera zgorzkniałym starcem, gubiącym się w politycznej rzeczywistości. Jego przywództwo uwiera Kreonowi, który pragnie przejąć pełnie władzy. Kreon w swoim dążeniu do władzy jest śmieszny, ale przy tym bardzo skuteczny. Pacyfikuje Wałęsę jak i Tezeusza. Główny bohater odchodzi w zaświaty, pozostawiając po sobie heroizm i pastisz bohatera. W spektaklu obserwujemy znakomitą grę Jerzego Stuhra w roli Wałęsy, już dla tego tylko faktu warto obejrzeć dramat.

                Wałęsa w Kolonos jest spektaklem, o nas.  Napisałem banał, bo każda sztuka jest o ludzkim wnętrzu. Tu jednak dogłębnie pokazuje, o ile jesteśmy bezwzględni, jeżeli chodzi o sprawowanie władzy. Mieć rząd dusz to nas podnieca i prowadzi do wielu niegodziwości. Rodzi się też pytanie. Czy Herosowi, można wybaczyć plugastwa w imię jego zasług? Polska scena polityczna jest zdeterminowana dwubiegunowością. Nasze decyzje są podporządkowane poglądom politycznym. W spektaklu mamy zaprezentowaną wojenkę Wałęsy z Kronem a ich pierwowzorem jest Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński. Agresja tego drugiego rozbija Wałęsę i dezawuuje.

                Bartosz Szydłowski swym spektaklem włączył się w nurt dyskusji o stanie naszej polityki. Choć dramat miał premierę kilka lat temu, nadal jest aktualny. W dobie pandemii a co za tym idzie, w chorobie i śmierci wielu ludzi politycy nadal rozgrywają, swoje polityczne gierki nie zważając na sytuacje. Kryzys, który dotknął nas, tak mocno rozjaśnia naszą moralność, która jest pełna sprzeczności, Warto ten czas wykorzystać do oglądania podobnych spektakli, by móc lepiej zrozumieć siebie i zdobyć się na więcej empatii wobec drugiego. Co nie znaczy, że odniesie się jakikolwiek sukces. Wart jednak starać się żyć, tak aby codziennie rano móc spojrzeć w lustro i powiedzieć – „fajny jesteś”.

Gdzie jest Bóg podczas pandemii





-Gdzie jest Bóg podczas pandemii?
W chorych. W umierających. W lekarzach. W wolontariuszach. W każdym z nas. W każdym z nas jest miłość.
ABP. Grzegorz Ryś

                Przyszedł czas, który mówiąc językiem pokerowych, usłyszeliśmy „sprawdzam”. Ludzie modlą się ze strachem w oczach. Głosem rozsądku jak ten wypowiedziany przez ABP. Rysia ginie we wrzawie wierzeń mitologicznych. Katolicy boja się śmierci. Tego jednego elementu bytności na ziemi, na którego nie mają wpływu. Zapominają o obietnicy Chrystusa –„Jeszcze dziś będziesz w raju”.


Jeśli Bóg milczy, to znaczy - jak pisał Benedykt XVI - że powinniśmy przemyśleć kilka słów, które powiedział wcześniej. On nie milczy przez całe życie.
ABP.  Grzegorz Ryś
                Bóg od lat mówił. Krzyczał do cywilizacji-„Opamiętajcie się. Planetę prowadzicie do zguby”. Ludzie władzy i biznesu nie zważając na głos Boga, tworzą prawa, które mają jeden cel, pomnażać majątek. Wpajać ludziom, iż posiadanie to szczęście. Snują tę opowieść od 200 lat. Wczytani w ich bajki, mitologię jak baranki ofiarne idziemy w kierunku wskazanym, przez ideologie materializmu.
Dla Boga śmierć człowieka nie jest tajemnicą i tragedią. On zna początek i koniec. Wie, co jest poza czasem i przestrzenią.  Dla nas jest to niedostępne, niemożliwe do wyobrażenia. Tworzymy wizje raju, jako krainy mlekiem i miodem płynącej, w której prawa natury odgrywają główną rolę. Na który w ludzki sposób możemy zasłużyć, przez wzajemnie ocenianie sumień.  Zapominamy, że Bóg nasze wskrzeszenie zakrył kotarą niewiedzy. Nie znamy sposobu jego oceny! Dla tego uważam, że nie mamy mocy nikogo pozbawiać prawa do Raju. W każdym jest Bóg, nawet w największym zbrodniarzu. Tylko Bóg ma wgląd w nasze sumienie. Tam jest wszystko, jest nasze "Ja" bez naleciałości, etykiet, przekonań.
Mamy, więc wielu proroków ogłaszających, że Pan Bóg karze ludzi za grzechy i zatrzaskuje rozdział Ewangelii tytułowanej „miłosierdzie”.
ABP. Grzegorz Ryś

                Śmierć jest sensem życia. To ona nam wskazuje drogę. Upiększanie podróży modlitwą jest miłe i piękne. Naszą drogę mamy obowiązek barwić dobrem wobec drugiego człowieka bez oceny jego życia.  Różańcem nie zasłonimy Bogu widoku naszej nienawiści, agresji, braku empatii.
                Magiczne myślenie tak promowane i głoszone przez wielu kapłanów zostaje ośmieszone wydarzeniami ostatnich dni. Proces zrozumienia Ewangelii, pojęcia, iż Pismo Święte to nie zbiór zaklęć i wskazań rytuałów magicznych będzie długi, ale on się rozpoczął i powoli będzie jak kropla drążył skałę.

Pandemia, mój nowy członek rodziny




            








Chciwi zysku daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, Panie, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety.
                                  Papież Franciszek


    Pandemia zadomowiła się na dobre.  Je, pije, odpoczywa na mojej kanapie, chodzi ze mną na spacery. Towarzyszy mi zawsze i wszędzie. SARS-CoV-2 to moja nowa rodzina. Sam sobie radze z moim nowych członkiem rodziny.
                Kościół instytucja zaczyna dopiero się do nowej sytuacji przyzwyczajać. Zrozumiał, że ich modlitwy nie uchronią przed zachorowaniem i trzeba na jakiś czas zrezygnować z dochodów. Robi to rakiem i niechętnie. Media donoszą o kolejnych kapłanach wykazujących symptomy choroby psychicznej i dalej z uporem maniaka namawiają ludzi do zachowania ryzykownego. Dzięki Bogu jest ich ogromna mniejszość. W tym wszystkim jest lud, który karmiony przez lata mitami religijnymi żąda rytuału. Głos rozsądku jednak zaczyna płynąć, myślenie magiczne zaczyna, być wypierane.  Podejście wierzących nie zmieni się w ciągu najbliższego okresu, ale jest to dobry prognostyk na przyszłość. Papież Franciszek w modlitwie na placu Św. Piotra wyraźnie wykazał błędy ludzkości i gdzie Bóg jest. W jakim stopniu to zostało zrozumiane przez nas, poczekamy, zobaczymy.
                Politycy zajmują się wyborami. Jarosław Kaczyński prze do wyborów, nie zważając na przestrogi. Nie dopuszcza do siebie opcji przesunięcia wyborów. Skutek takiej decyzji jest jeden, zwiększenie osób zarażonych.  Boi się utraty prezydentury, a to byłby początek końca. Z obozu władzy zaczęłyby uciekać szczury, a bez nich Kaczyński nie umie prowadzić polityki. Opozycja bez lidera nie jest charyzmatyczna. Polaryzacja społeczeństwa nadal następuje. Władza i opozycja zarządza strachem, nie ma debaty merytorycznej.
                Kończy się epoka, w której uważaliśmy się za niepodzielnych władców świata. Natura opowiada atakiem, burząc gmach cywilizacji. Wracamy do granic, każdy obcy to wróg. Plemienność, pochodzenie, religijność to puszki Pandory, w których się zamykamy. Kto ją otworzy?. Pandemia już niedługo będzie prowadzić do konfliktów w pierwszej kolejność do wojen celnych.
                Gospodarka jest drążona przez wirus SARS-CoV-2 jak najzłośliwszym rakiem. Z każdym dniem traci miliony. Dalsze utrzymanie kwarantanny w państwie doprowadzi do zapaści. To jest jeden obraz, drugi to bardzo duża mobilność biznesu i przystosowania do obecnej sytuacji.  Branże, które mogą, przenoszą swoje biznesy do internetu. Dopasowują się do zaleceń Rządu. Duży biznes raczej idzie na przeczekanie. W najbliższych dnia nastąpi skokowy przyrost bezrobotnych.
                Mamy kwarantannę ogólnonarodową. Siedzimy po domach, wychodzimy tylko w warunkach wyżej konieczności. Nie spodziewałem się takiej reakcji społeczeństwa. Poza nielicznymi przypadkami ludzie przestrzegają obostrzeń.
                SARS-CoV-2 zawitał do nas na wiele lat. Musimy się nauczyć z nim żyć, jak nauczyliśmy się żyć z innymi plagami świata.

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...