Wśród trzeźwiejących alkoholików jest powiedzenie „Każdy musi sięgnąć swojego dna”

              




Wśród trzeźwiejących alkoholików jest powiedzenie „Każdy musi sięgnąć swojego dna”.

Gdzie jest moje dno? Kiedy postanowiłem przestać pić nie zastanawiałem się czy sięgnąłem dna? Z czasem jednak wraz z uczestnictwem w terapii i w mitingach zadałem sobie pytanie -, czy ja osiągnąłem dno?. Doszedłem do wniosku, jeżeli nie osiągnąłem dna to ewidentnie wrócę do picia.

                Strach powrotu do picia wytworzył u mnie ciąg myślowy, który dowodził, że nie mogło być gorzej. To, co straciłem przez picie jest stratą największą i tym sposobem osiągnąłem swoje dno.

                Teraz kiedy moje trzeźwienie jest bardziej stabilne dochodzę do wniosku, że „osiągnięcia dna” jest przereklamowane.        Przez całe trzydziestojednoletnie picie nie doprowadziłem się do całkowitego upadku moralnego i materialnego. Rodziny nie postradałem, choć ją strasznie poharatałem. Finansowo potrafiłem sobie radzić.

To nie konsekwencje poniesione w głównej mierze zmobilizowały mnie do zaprzestania picia, a utrata wolności. Wolność jest darem od Boga. Szybko uświadomiłem sobie utratę wolności. Osoby, które tylko z uwagi na konsekwencje swojego pici zaprzestają spożywanie alkoholu, często wracają do uzależnienia. Po dotarciu do mnie faktu utraty wolności przez picie łatwiej przyszło mi wdrażać zmiany w moim życiu. Uczestnictwo w terapii i mitingach zacząłem traktować, jako lekarstwo i miły obowiązek. Niepowodzenia, coraz mniej wywoływały we mnie frustracje. Poczucie wolności i co się z tym wiąże możliwość realizacji swoich zamierzeń stało się ważnym elementem mojego życia. Uznanie się za chorego otworzyło mi oczy na straty poniesione nie przez picie a utratę wolności.  Człowiek wolny ma ogromne zasoby energii, która może wykorzystać w celu rozwoju osobistego, realizacji celi rodzinnych, zawodowych.

                Program 12 Kroków jest sposobem na odzyskanie wolności. Wyzwolony człowiek jest pogodzony z przeszłością, zadośćuczynił skrzywdzonym jak i wybaczył krzywdzicielom. Zna swoje zalety i wady. Podąża w trzeźwym życiu drogą wolności. To program pomógł mi odnaleźć siebie i pokochać

Czekoj na mnie tam




Słońce mocno grzało Pawłowi w prawy policzek. Stał z kilkoma osobami przed baldachimem w kolorze kiedyś niebieskim, obecnie mocno wyblakłym, pewnie od promieni słonecznych. Pod brezentem stała najbliższa rodzina zmarłego, mężczyzny w sile wieków, rolnika a co za tym idzie chłopa całe życie ciężko pracującego. Odszedł nagle jak żył, robił wszystko szybko. Odkąd go Paweł pamięta był to człowiek prędki. Z głośników słychać słowa modlitwy, różaniec, żałobnicy powtarzają słowa jak w transie. Niebo znów zasnuło się deszczową chmurą. Powietrze ciężkie od wilgoci opadało na ludzi okrywając ich jak trawę rosa. Co rusz ktoś wyciągał chusteczkę do przetarcia twarzy. Kilku mężczyzn miało chusteczki, jakich Paweł nie widział od lat. Ogromne w szarych kolorach, zajmujące całą kieszeń spodni. Modlitwy cichły, nadchodził moment rozstania. Ksiądz wypowie słowa pożegnania i nastąpi ostateczna czynność, zamknięcia wieka. Panowie z obsługi wynurzyli się z różnych zakątków posesji przygotowani do wykonania zadania. Jeszcze chwila dla rodziny. Płacz rozchodzi się po podwórku, na którym nie ma żadnego zwierzęcia. Może w kurniku, chlewie, oborze opłakują swojego dobroczyńcę.

Nad trumną nachla się Wdowa, wtula się w trupa jak słodkiego kochanka. Całuje w usta, szlocha płacze, dzieci zmarłego odsuwają zrozpaczoną matkę.

-czekoj na mnie tam!- Wykrzykuje żona. Tylko gdzie to „tam”. Czy to wyznanie wiary? A może pobożne życzenia, zaklinanie rzeczywiści i udawanie, że wierzy się o istnienie poza światem widzialnym. Naszym światem. Czy „tam” jest podobnie jak tu, a może nie ma materii, która przekształca się obecnie w proch? Pozostanie z człowieka oto tylko niewidoczne. Wszystkie przyklejone etykiety, nazwy, pseudonimy, określenia na osobowe „Ja” rozpłynie się w przestrzeni pozostanie jedynie Duch nieokreślony.

Teraz nie biją młotkiem gwoździ w wieko. Nie ma  odgłosu zamykania czyjegoś życia. Odchodzenie jest bardziej cool. Oto jest na pogrzebie gdzie kultywuje się pożegnanie ze zmarły na obejściu gospodarstwa, tu gdzie spędził swoje życie. Całują zmarłego, klepią po zimnych skostniałych dłoniach. Twarz w grymasie radosnym, odchodził pogodzony ze światem tak pomyślał Paweł. By mieć taki wyraz twarzy po śmierci trzeba być świadomy swoje roli na ziemi. Pogodzonym, iż nadejdzie kres tułaczki po ziemi.

Paweł wraz z pozostałymi ustawia się w kondukcie żałobnym, będą towarzyszyć niesionej trumnę do kościoła. Nastąpi pożegnanie wobec Boga. Krocząc tak w z uczestnikami pogrzebu Paweł zaczął rozmyślać o swoim pogrzebie. - W pierwszej kolejności nie chciałbym umierać sam. Odchodzenie w samotności to jak seks sam ze sobą. Oczy trzeba zamknąć w obecności człowieka. Jakbym mógł napisać scenariusz swojego pogrzebu i go zrealizować, wyreżyserować na pewno byłby skromny w liturgii. Skupiony na odchodzeniu. Pożegnaniu.

Msza przebiegła szybko i sprawnie. Ksiądz celebrant śpieszył się. Niebo mocno zasnute z grzmotami od zachodu. Proza życia zmuszała do przyspieszenia uroczystości. Bliscy po przyjęciu komunii delikatnie dotykali trumny, ostatni gest, obietnica dotarcia tam, gdzie zmarły przebywa. Już na schodach kościelnych słychać pierwsze komentarze;

-pięknie gadał ksiądz, on to umie powiedzieć

-Janek dobry był, to i co miał gadać

-ale pieniądze jak od wszystkich wziął

Paweł wspominał pogrzeby, w jakich uczestniczył, wszystkie podobne do siebie, łzy, rozpacz lub cisza. Ten miał tę różnicę w słowach – „czekoj tam na mnie”. Prośba spełniona? W jakim stopniu swojego ziemskiego „Ja” przenosimy na tamten świat? Może jak niemowlę przychodzimy w zaświaty z czystą kartą bez wiedzy o życiu na ziemi.

Powoli żałobnicy sunęli w stronę Cmentarza. Czarne chmury przesłoniły świat, ukrywały intymną chwilę, pozbycia się zwłok. Oto chwila, w której wszystko jest niewyjaśnione, niedomówione, pozostawione poza percepcją ludzką.

- Przyjdź na stypę do remizy, rodzina zaprasza- usłyszał Paweł za lewym ramieniem, zanim odwrócił się i opowiedział, osoby już nie było, zawiadamiała kolejnych żałobników. Po wysiłku pogrzebu trzeba się pożywić, pomyślał Paweł.

Oto  wspomnieć będziemy zmarłego Jana, chłopa w sile wieku, ukochanego męża, ojca, dziadka, sąsiada. Paweł aż wzdrygnął się po tym, co pomyślał. Jan lubił wypić, na zebraniach wiejskich wykłócał się do ostatka o swoje, osoby o innym kolorze skóry wprawiały go w złość, imigranci dla niego to tylko nieroby czyhające na jego dobra, Geje to osoby żyjące wbrew naturze, których powinno się pozamykać w gettach. Jan zabrał ze sobą swoje poglądy. Tu zostawił ludziom dobre wspomnienia o sobie.

Remiza niedawno odnowiona z funduszy unijnych, informuje o tym tablica przytwierdzona do ściany budynku. Gospodyni i Wdowa witają się z każdym z osobna. Paweł słyszy do ucha- Wuj kochał Cię, pomimo wszystko. Przeszłość znów wbiła się w serce Pawła. – A jednak pamiętają. Jan już nie ma pamięci.

Obiad zjada pospiesznie, boj się przeszłości, oto ludzie, którzy pamiętaj tamten wieczór sprzed wielu lat. Jan o tym nie ma pamięci i on nie ma. Jedynie drżenie raka przypominają o wydarzeniu, którego nie powinno się zdarzyć.

Paweł wstał od stołu. Bez słowa ukłonił się Wdowie. Wyszedł. Niebo nadal zasnute chmurami burzowymi, parne powietrze przygniatało do ziemi.

- już nigdy tu nie przyjadę!

W poszukiwaniu Boga pomógł mi program 12 Kroków






„Zewnętrzny człowiek ma zewnętrznego boga, wewnętrzny człowiek ma wewnętrznego Boga”

Mistrz Eckhart

 

 

        Piękne to zdanie utkwiło w mojej pamięci i zagnieździło się w przemyśleniach. Od dawna staram się z Bogiem jednać wewnętrznie, tylko mam problem, dość poważny, jak w swej strukturze duchowej i materialnej odnaleźć transcendentalnego Boga.

        Oznaki zewnętrznego poszukiwania Boga i jednoczenia się z nim przechodzą w niepamięć. Odczuwam, coraz mniejszą potrzebę przebywania w miejscach kultu i uczestniczenia w nabożeństwach. Zagłębiam się w sobie w poszukiwaniu Boga w sobie i podjęcia dialogu, który pogłębi moją wiarę. Z takiego obrotu sprawy przeszedłem z okazywania swojej wiary poprzez dewocje, do czynnej prezentacji.

        Coraz lepiej rozumiem, co to jest miłosierdzie. Jak ważne jest w naszym życiu? Bez nachylenia się nad drugim człowiekiem, nie ma wiary. Bóg jest w drugim człowieku nawet w tym największym zbrodniarzu, o którym myślisz. Miłosierdziem jest modlitwa za grzesznika. Miłosierdziem jest wskazanie mu drogi naprawy krzywd. Wewnętrzny głos od Boga podpowiada mi drogę ku drugiemu człowiekowi.

        Największym wyzwaniem i miłosierdziem wobec drugiego jest przestanie odczuwania strachu. Przestać, bać się człowieka i oczekiwać z wyciągniętą ręką na gest pojednania. Pójścia w ramie w ramie do szczęścia, które Bóg nam dał. My zaprzepaściliśmy cały dorobek Ewangelii.

        Ogromny wpływ na moje podejście do istoty Boga ma również Program 12 Kroków. To w nim poznałem swojego Boga, który idzie wraz ze mną przez życie, moje życie. Ja w przestrzeni czasu On poza nim. Poczucie obecności Boga w duchowym spotkaniu umacnia mnie w trzeźwym życiu. Kiedyś na kacu modliłem się do Niego żądając pomocy. Teraz wiem, że trzeba poszukać w swoim wnętrzu jego obecności i tam wraz z nim rozwiać problem, bez walki i innych wojennych określeń. Trzeba iść przez życie z podniesioną głowa. Przez wiedze, iż Bóg jest we mnie wiem, że w drugim człowieku również jest Boża istna, więc trzeba otaczać bliźniego miłością.

Grawitacja to film o samotności w kosmosie





Zasiadłem do oglądania „Grawitacja” tylko ze względu na efekty specjalne i piękne zdjęcia naszej planety zrobione z kosmosu.

                Fabuła filmu jak to ostatnio bywa nie zachwyca.  Scenariusz, kolejna wersja relacji między kobietą a mężczyzną umiejscowiona w tym przypadku w kosmosie. Reżyser Alfonso Curaron zapragnął pokazać nam „nieznośność bytu” w przestrzeni kosmicznej. Swoje przemyślenia filozoficzne umieścił na stacji kosmicznej i w przestrzeni nieprzyjaznej człowiekowi. Wielu autorów umieszczało akcje w nieprzyjaznych warunkach. Kosmos poza nielicznymi próbami jest w tej kwestii dziewiczy.

                Samotność powiązana z prawdopodobną utratą życia jest wdzięcznym tematem do realizacji. Reżyser wykorzystuje do przekazania treści scenariusza jedynie dwojgu wspaniałym aktorom. George Clooneya (Matt Kowalsky) gra typowego bohatera amerykańskich filmów akcji, czyli na pierwszy rzut oka lekkoducha, który aż do bólu jest pragmatyczny. Sandra Bullock (Ryan) gra kobietę z „jajami”, jako zjawiskowa aktorka robi to znakomicie. Kunszt  Sandry Bullock jest największym plusem obrazu.

                Wspaniale film został zrealizowany od strony operatorskie, a zwłaszcza kilkunastu minutowa scena wstępna. Autor zdjęć Emmanuel Lubezki jak wykazał jest znakomity operatorem. Zdjęcia w niewielkich pomieszczeniach są znakomite jak i przedstawienie nieważkości i pożaru na stacji kosmicznej.

                Dla mojego gustu brakuje tzw. głębszej treści. Można było więcej wlać treści o znaczeniach egzystencjonalnych czy ostatecznych. To moje postrzeżenia wynikając ze stanu mojego ducha. Tak więc nie jest to zarzut obiektywny, ale subiektywny.

                Na film warto iść do kina i obejrzeć w formacie 3D.

Zsiadłe mleko z ziemniakami okraszone słoniną

             




  Zaraz po otworzeniu oczów, zrobieniu siku Paweł sprawdził, czy mleko zsiadło się ostatecznie. Czyli musi być gęste jak masło, mieć konstytucje nadająca się do krojenia. Wyszedł na balkon, rozejrzał się po niebie. Na nim ani jednej chmurki. Słońce od wschodu zapowiada żar niemiłosierny.

-oto dziś raj utracony, przychodzi na mój ból. Zjem mleko zsiadłe z młodymi ziemniakami okraszone słoniną i posypane koperkiem- spojrzał na Kafkę wiernego psa- to nie dla psa jedzenie. Choć znając Cię nie zdziwiłbym się, że połknąłbyś i zsiadłe mleko.

Wrócił do mieszkania. Zsiadłe mleko włożył do lodówki. Wrócił do łazienki, aby twarz obmyć z nocnego snu. Od kilku dni śni mu się picie wódki. Mocne chlanie na „mecie”. Spojrzał w lustro zrobiło mu się niedobrze, nie na wspomnienie samego picia, ale kobiet, które odwiedzały przybytek w starej dzielnicy robotniczej. „Metę” prowadził Tadek Wątroba, który bezbłędnie recytował „Pana Tadeusza” Mickiewicza. Tym sposobem zarabiał na kieliszek chleba. Mówił z pamięci jedną z ksiąg i dostawał zapłatę. Kiedyś Paweł postanowi sprawdzić pamięć Tadka. W tym celu przyniósł arcydzieło Mickiewicza. Jakie było jego zdziwienie? Tadek pomijając kilka niewielkich błędów recytował wszystko znakomicie.

Mył twarz zimną wodą, która najlepiej zmywa koszmar nocy. Spojrzał na szczoteczkę do zębów, uśmiechnął się i wyszedł z łazienki.

- nie jestem czyścioch. Pamiętam czasy, kiedy mycie ciała było świąteczną czynnością. Ale ten świat się zmienił. Raz w tygodniu kąpiel w wodzie po myciu barci. Majtki też zmienione w odstępach siedmiodniowych. Teraz kąpiele codzienne, prysznice z myciem dupy po każdym korzystaniu z klopa. To zresztą nieważne. Dziś dzień gajny, jem rarytas dzieciństwa. Najsmaczniej jadł oto danie polskiej swojskiej wsi wuj Jan. Nabierał kopiastą łyżkę ziemniaków głęboko wkładał do ust, zabierał następnie zsiadłe mleko i robił najpiękniejszą czynność, oblizywał łyżkę z każdej ze stron.

Mówił – idz, nie ma nic lepszego na świcie od zsiadłego mleka z kartoflami i okrasą- śmiał się swym szelmowskim uśmiechem.

Siadałem obok niego i jego talerza, wraz z nim jadłem potrawę letnią. Niekiedy i zimą Babcia podawała ziemniaki z mlekiem. Smak letni jest nie do zapomnienia. Muchy odganiane od talerza potwierdzały o wyjątkowości potrawy.

Paweł siedział na balkonie i pił poranną kawę. Tabletka od bólu głowy zaczynała działać.

-może ten gól głowy nie jest spowodowany snami alkoholowymi? A jakimś guzem? Mam guza! Niedługo umrę. – Odruchowo spojrzał w kierunku Kafki, leżący pies nie wiedział, o co chodzi. Paweł automatycznie pomyślał, co będzie z jego pupilem, kiedy on pójdzie do świętego Pietra grać w karty.

Paweł ostatnim czasy żył wspomnieniami z dzieciństwa, letnich wojaży na wieś zabitą deskami, gdzie psy dupami szczekały a wrony zawracały. Wstawał rano pił kawę na balkonie, patrzył z wysokości czwartego pietra na ulice puste. Sytuacja z kwarantanną przysparzała mu wiele kłopotów. Obieżyświat, lubiący podróżować. Teraz zamknięty w swych ścianach, oczekujący przejścia pandemii, czuł się nie swój.

-mogłoby się skończyć to cholerstwo – cedził słowa ze złością – Skończyłem czytać książki Harariego i oto przyszło, o czym autor wspominał. Pozwalają wychodzi raz dziennie do sklepu. Widzisz Kafka- spojrzał kolejny raz na psa- dzięki tobie mogę dodatkowo wychodzić jeszcze 3 razy. Jak zachoruje to będzie kłopot? Wiesz nie mam pomysłu, co wówczas z tobą uczynić. Kto się tobą zajmie?

Wiatr ochłodził kark Pawła. – Powinienem mieć kogoś bliskiego. Przepiłem wszystkie przyjaźnie. Nie będę narzekał i pisał czarne scenariusze- wstał od stolika i poszedł do kuchni, by popatrzeć na stojące w lodówce zsiadłe mleko. Nachylony, opary o drzwi lodówki uśmiechnięty- jak niewiele trzeba by zadowolony być. Wspomnienie dzieciństwa, beztroski.

Zaraz jednak przyszły wspomnienia, które powinny iść w niepamięć. Po głowie Pawła biegały wspomnienie, kiedy wyszedł rano na targ, aby zakupić mleko, na zsiadłe. Oczywiście nieszczęście przychodzi ze spotkanym kolegą na placu targowym. Teraz dokładnie Paweł wie, że to nie znajomy był winien jego pijaństwa, ale jego choroba. Wrócił wówczas po 3 dniach na ogromnym kacu alkoholowym i moralnym.

Odruchowo podszedł do biblioteczki, odszukał książkę, która pomogła mu odnaleźć siebie. Na głos przeczytał tytuł – Anonimowi Alkoholicy - pogładził grzbiet książki-Co ja bym zrobił bez Wspólnoty AA?

Powietrze stawało się coraz cięższe. Muchy pochowały się w swych schronach, cisza poranka w pełnym słońcu.

Wyjął z szafki na zlew siatkę z ziemniakami. Zaczął obierać. Przybiegły wspomnienia. Kiedyś wraz z Babcią szedł w pole zabierali z sobą motyki i koszyk. Kopali ziemniaki, dobrze ocierali z ziemi i wrzucali do koszyka. Pole pachniało latem, stonka otrzepywana z liści ziemniaczanych opadał na redlonke i tam była twardą stopą Babci unicestwiana.  Od wiosny do późnej jesieni chodziła boso. Jej stopy były twarde jak kamień, a zwłaszcza pięty. Skrobała często je nożem, w jakim celu Paweł nie pamiętał. W domu następowało obieranie, polegało nie tylko na pozbyciu się tworzącej się skóry ziemniaka, ale też określenia, kto je będzie spożywał. Część małych nieudanych bylin trafiało na stół świń. Parowane w parowniku, zmieszane z ospą były przysmakiem marketu mięsnego z chlewni. – Ach słonina! To był rarytas, gruba na dwa palce, rozpływająca się w ustach, skwiercząca w rondlu pamiętającym II wojnę światową. Zapach rozchodzący się po izbie, mieszał się z zapachem ziół wiszących na piecu chlebowym, zwłaszcza mięta mocno rozchodziła się po kuchni - szeptał Paweł. Wyjął słoninę z lodówki, na jej widok skrzywił usta, cienka jak skóra biednego zwierzęcia, które zginęło, aby oto on zjadł potrawę przypominającą mu dzieciństwo. Wielokrotnie Paweł zastanawiał się nad sensem przejścia na wegetarianizm. Definitywnie jest przeciwnikiem polowań i łowienia ryb dla przyjemności. Zabijanie, aby adrenalina podniosła ciśnienie krwi kompletnie Pawła nie interesuje.

-i tak przy przygotowaniu prostej potrawy można płynąc myślami po swoim życiu. Wspominać dzieciństwo, pijaństwo, cieszyć się z poznania programu 12 Kroków i przygotowywać się na podjęcie decyzji o zaprzestaniu jedzenia mięsa- snuł opowieść Paweł. Odkąd mieszka sam lubi chodzić po mieszkaniu i mówić sam do siebie. Czy to objaw choroby sierocej?

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...