Która to godzina? Namacałem telefon, spojrzałem na, wyświetlacz jest 5.05. Oczami przebiegłem po pokoju. Żyje. Sięgnąłem ręką w szparę między ścianą a łóżkiem. Pusta. Ból istnienia dopadł mnie. Opuściłem nogi na zimną podłogę. Znów spojrzałem na wyświetlacz telefonu.
Napisałem SMS do Marzeny - „Witaj o Poranku”. Za chwile przyszła odpowiedz - „Spadaj”.
Kończy się koleiny rozdział mojego życia. Podbiegł pies. Gładząc go, zacząłem się zastanawiać, jak, dojdę do stacji benzynowej, by kupić płyn utrzymujący mnie przy życiu.
Czuje się przeraźliwie. W moim wnętrzu trzepocze ptak, taki z powieści Olgi Tokarczuk. Dłońmi obejmuje ramiona. Kiedy to się skończy. Od dziś. Koniec z planowaniem i obiecywaniem - "od jutra nie piję". Wypiję jedną setkę i piwo, to mnie postawi na nogi i koniec. Plan przeze mnie stworzony wydawał się wiarygodny. Dostałem energii. Zacząłem się ubierać. Pies merda ogonem. Powiedziałem – Borys zostajesz, nie idziesz. - posmutniał i poszedł na swoje legowisko. Szkoda mi się go zrobiło. Zresztą to nieważne. Mam plan. Wiem, co mam zrobić. Idę wypijam jedną setkę, no i piwo i koniec z piciem do końca życia.
Przed klatką schodową uderza mnie
duszna atmosfera. Cholerne gorące lato. Nie dojdę. Spojrzałem na samochód.
Dam radę muszę się tylko skupić. Patrole policji są na Komedzie o tej porze.
Dłońmi głaszczę kierownicę jakby, to miało mi, dopomóc w prawidłowej jedzie.
Staje w pewnej odległości od stacji
benzynowej. Niech nie widzą, że przyjechałem samochodem. Zaspany sprzedawca
patrzy na mnie wzrokiem pełnym pogardy. Po twarzy widać, że też lubi wypić.
Takich poznaje na odległość. Czterdziestolatek pijący tylko weekend.
Udający dobrych męża i ojca, klęczący w kościele. Ubrany w dresy uszyte przez dzieci w Chinach.
Pachnący dezodorantem z Biedronki. Fryzura na "zapałkę". Brzuch piwny wsparty o ladę. Za paznokciami bród. Jak On śmie patrzeć na mnie z
pogardą.
No tak nie goliłem się od kilku dni,
a koszule założyłem dwa tygodnie temu. Od tamtego czasu piję. Dziś, jest ostatni dzień zwolnienia. Jak dobrze się składa, idę do
pracy i przestaję pić.
-setkę i piwo żubr proszę – powiedziałem
wyciągając kartę z portfela
-
jaką setkę – zapytał sprzedawca, delikatnie opierając się o
ladę.
-
Gorzką żołądkową — odpowiedziałem, zaraz dodałem- podaj pan dwie — zmieniłem zdanie.
-
Coś taki nie zdecydowany
-tak bywa. Daj te dwie setki i piwo i idę.
-
Ok
Chowam setki do kieszeni. Piwo
niosę w dłoni. Drzwi zaskrzypiały. Znów uderzył we mnie zaduch. Szedłem w
stronę samochodu. Za sobą usłyszałem wołanie:
-e ty inteligent – wołał koleiny 40-latek. Ujrzałem znajomą twarz. Zaczął iść w moją stronę
- no
co nie pamiętasz mnie, razem byliśmy na „Michałowie”, na odwyku- był już koło
mnie. On śmierdzi tak jak ja. Czyli jesteśmy jedno. Dwaj tacy sami. Nie trzej
tacy sami. Za nim stał Koleiny „menel”. Starszy od nas. Sześćdziesięcioletni.
Wychudzony w kurtce skórkowej tak nieodpowiedniej o tej porze roku.
-
A tak pamiętam- odpowiedziałem, kłamiąc. Nie mogę
Go kompletnie skojarzyć z odwykiem. - nie pamiętam Twojego imienia. Przypomnij
mi – odrzekłem
-
Paweł. A to Antek – powiedział, wyciągając za
siebie dziwoląga. - Napijemy się. - pokazał niedopitą flaszkę czystej wódki
-
ok. - wyjąłem swoją setkę z kieszeni i bez zbędnych
ceregieli wypiłem. Paweł podał butelkę Antkowi, ten pociągnął łyk. Oddał
butelkę, Robert powtórzył to samo. Przez chwile staliśmy w milczeniu.
Słońce już mocno grzało. Liście na wietrze nie drgały. Gorące powietrze unosiło
się w nad nami. Robert szukał w kieszeni brudnych spodni, zapałek. Antek z uwagą
patrzył na poczynania kolegi. Dwaj kumple od kieliszka. Razem szukali
alkoholu, nie kupowali, ale wynajdywali sposoby zdobycia alkoholu
w każdej postaci. Robert był w tym lepszy i Antek korzystał z tych umiejętności.
Zapalili po skręcie. Mnie w głowie szumiało. Mówili. Nie słuchałem. Moje myśli
uleciały, pofrunęły do Marzeny. Oczami wyobraźni zobaczyłem jej piękną postać. Krucze
czarne włosy w pięknym artystycznym
nieładzie. Oczy piwne, węgle rozżarzone. Usta delikatne nietknięte pomadką.
Piersi pełne ogromne. Zamknąłem oczy i w duchu powiedziałem – kocham Cię.
-E! Ty inteligent – zagadnął Robert- długo nie
piłeś po terapii?
-3 miesiące- odpowiedziałem.
-
O Boże ! 3 Miesiące! Jak bym nie pił tyle czasu,
to kurwa bym się nie napił nigdy w życiu.
- Kurwa 3 miesiące! - podniecał się Antek. Stąpając z nogi na nogę.
- Kurwa 3 miesiące! - podniecał się Antek. Stąpając z nogi na nogę.
-
Widzisz Antek. Można. - zawyrokował Robert- ja
jeszcze przestanę pić. No może od tych no – kręcił głową, by odnaleźć
słowo, które uciekło z jego słownika- no kurwa od tego no- drapała się po
głowie.
-
Od postu – powiedział Antek
-
No – przytaknął
-
Od postu — powtórzyłem. Dobre postanowienie.
Masz jeszcze 7 miesięcy picia. A ja przestaje pić od dziś- mocno powiedziałem.-
koniec z tym. Mam jeszcze jedną setkę i to piwo i kończę. Jutro wracam do
pracy. - mówiłem z takim przekonaniem,
że o mało nie cisnąłem butelką z piwem o ścianę sklepu.
-
No to napijmy się pod to postanowienie-
powiedział Robert
-No – pochwycił Antek. Wyjmując ręce z
kieszeni kurtki. Tak nieodpowiedniej o
tej porze. Pomyślałem, że musi mu być bardzo gorąco. Antek jeszcze się
wyróżniał jednym elementem w wyglądzie, miał tylko dwa zęby na przedzie. U
góry jedynkę a na dole dwójkę. Dwie szpilki, którymi pewnie rozrywał pokarm, by
połknąć.
Wyjąłem swoją setkę żołądkowej
gorzkiej. Zręcznie odkręciłem, wsłuchując się w dźwięk pękającej zakrętki.
W tym czasie Robert podał butelkę Antkowi, który podniósł ją do góry, aby, ocenić
ile jeszcze zostało alkoholu, aby wypić odpowiednią ilość, Robert uważnie się temu przyglądał. Spojrzałem na nich i jednym ruchem ręki
uniosłem do ust moją setkę. Znów poczułem ten podniecający stan, kiedy alkohol
powoli rozchodzi się po ciele. Wiem, że teraz mogę przenosić góry, uczynić
świat lepszym i co najważniejsze sprawić by Marzena wróciła do mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz