Kolejny raz.
Znów popełniłem błąd. Jaki? Znów uwierzyłem w siebie. Znów pomyślałem, że
jestem silniejszy od wódki. Podstawowy błąd w chorobie alkoholowej jest uwierzenie
w swoją siłę, moc, która pozwoli pokonać alkoholizm. Każdy z uzależniony myśli,
że może nauczyć się picia kontrolowanego. W głowie układamy konfiguracje myślowe,
w których często walczymy z chorobą. Pierwszym etapem w walce z uzależnieniem
jest przyznanie się przed sobą o swej bezsilności wobec choroby. Ciągle sam
siebie okłamuje. Staje do walki z chorobą, ona tak silna i powala mnie. Nie
wyciągnąłem wniosków ze swoich upadków.
Dzień minus trzy
Jak to było?
W piątek wieczorem żona oznajmia mi, że jesteśmy
zaproszeni na osiemnaste urodziny w jej rodzinie. Szybko kończę temat, mówiąc, ja
nie idę. W głowie tworzą się zlepki myślowe, wydawałoby się, niezwiązane z
alkoholem, z pijaństwem. Wyliczam gości, którzy będą, którzy będą pić,
o czym będą rozmawiać. Wuj pewnie będzie wspominał stare dobre czasy komunistyczne.
–
Kiedyś to było lepiej.
Łatwiej. Co teraz mają młodzi, zero szans na mieszkanie, prace? - Oczywiście
jeszcze o zdrowiu będzie mówił
–
mężczyzna musi
orzechy jeść, włoskie orzechy jeść i pestki jeść słonecznika dla zdrowia kilka
dziennie a dzieci chipsów nie mogą jeść i koli pić, bo to odrdzewiacz.
Będą ciotki miliczance. Przyglądające się pijaństwu. Oczywiście
będą rodzinne wspomnienia, kiedy to albo tamto, kiedy to i tamto. Alkohol
będzie się lał strumieniami. Dla mnie miejsca brak. Tak jestem tego pewny. Miejsca
barak. Nie idę. Zostaje w domu, małżonka niech zastąpi mnie. Z tą myślą układam
się do snu. Zatapiam się w marzenia o lepszym piękniejszym życiu a na pewno w trzeźwym.
Dzień minus dwa
W sobotę
znów wraca temat, teściowa twierdzi, że tak nie wypada. Żona dopytuje, jaka
jest moja decyzja. Czuje się podenerwowany. Wyczuwam gęstą przestrzeń wokół
mojej osoby, bliscy są rozczarowani moją chorobą, przeze mnie mają problemy,
dla mnie jest to śmieszne. W czasach, gdy piłem, to mieli problemy, och mieli, zdecydowałem się pójść i nie pić. Czułem się
na tyle silny, uważałem, że poradzę sobie z widokiem pijących ludzi. Zaraz po
wejściu na uroczystość uświadomiłem sobie, że nie będę umieć tłumaczyć wszystkim,
dlaczego nie pije.
–
Co Ty nie pijesz,
chory jesteś?
–
Jak alkoholik?
–
Nie ściemniaj, jeden
nie zaszkodzi!
–
Może słabego
winka się napijesz?
W ułamku
sekundy podejmuje decyzję – Piję!!! Niech tam. Dam rade. Wypijam kilka
kieliszków, jest fajnie, rozmawiam. Jestem wesoły. Po dwóch godzinach wychodzimy.
Wypiłem kilka kieliszków. Żona uśmiechnięta. Wierzy we mnie. Teraz tylko
przetrzymać ten napór głodu. Powinien w ciągu kilku godzin minąć. Jutro będę zdrów.
Dzień minus jeden
Niedziela
rano. Nie mam kaca, jest dobrze. Wychodzę na spacer z psem. Prowadzę go do
sklepu, wczoraj się udało dziś też, wypije tylko piwo. W środku stara wiara jest
Stasiu, Rysiek, Bioły i Ernest buja się na flekach. Podchodzę do lady, kupuje piwo. Rozmawiamy. Dobrze tak stać z kolegami. Piwo będę pił
powoli by długo z nimi być.
Bioły wypytywał o terapię;
–
Już zakończyłeś leczenie?
Słaby jesteś jak my wszyscy. - Powiedział
–
Tak jestem słaby.
Nie ma we mnie odwagi. Strach przed trzeźwym życiem. Muszę Ci powiedzieć, jednak fajnie jest trzeźwym być.
Patrzył na mnie wzrokiem, w którym był strach. Zrozumiał,
że On również jest słaby.
–
Co oni tam wiedzą
o piciu? Ja to wiem. Bez picia nie ma życia. Poklepał mnie po ramieniu.
–
Wiesz szkoda
czasu na picie. Fajnie było trzeźwym być - oznajmiłem
Jak do domu wróciłem, nie pamiętam. Szkoda psa biegał w
deszczu i błocie kilka godzin.
Dzień zero
Poniedziałek
rano. Mam dziś jechać na Michałów (Ośrodek Odwykowy). Czy jest sens?! Kac męczy
niemiłosiernie. Mam wymioty. Ręce drżą. Och jak mi się chce pić. Leżę w łóżku
przykryty kocem. W głowie przeskakują myśli. Pytanie rozbija się. Co dalej? Wystarczyła
chwila nie uwagi i znów jestem na początku drogi. W głowie słyszę słowa
terapeutki „w tej chorobie upadanie i powstawanie jest normą „. Podnoszę głowę.
Ciężko.