Wędrówka do Obozu Langiewicza


                

 

 Oto rozporządzeniem rządu RP za oddanie honorowo krwi obecnie ma się dwa dni wolne od pracy. Drugi dzień postanowiłem wykorzystać do czynnego wypoczynku.

                Wybrałem się ze Starachowic czarnym szlakiem w stronę Polany Langiewicza. Zboczyłem ze szlaku już na początku drogi, chciałem odwiedzić krzyż stojący na wzniesieniu przy ul. Górnej w Wąchocku, obecnie to teren budowy drogi nr 42. W niedługim czasie krzyż zostanie przeniesiony w inne miejsce. Przez lata stał wśród drzew, a zwłaszcza dorodnego dęba, który leży ścięty obok znaku Boga. Krzyż to pozostałość po kościele pod wezwaniem św. Elżbiety z Wąchocka, który popadał w ruinę i na polecenie burmistrza Wąchocka Macieja Sławęckiego został rozebrany, działo się to w 1845 r. Mieszkańcy, którzy nie chcieli się z tym pogodzić, w ten sposób zostawili ślad po świątyni. 


 

 

                Oto naga góra z krzyżem na szczycie, obok ścięty ogromny dąb. Kolejny raz natura musi oddać ludziom swoje dobra. Nawet znak Boga nie może pozostać na swoim miejscu. Smutne to, choć zdaje sobie sprawę, że mamy coraz większe potrzeby. Z tego miejsca roztacza się piękny widok na Starachowice, zalew Pasternik, dzielnice starych domów robotniczych. W oddali kościół w Wierzbniku. 

 


 

                Wyruszam dalej, wracam na ścieżkę czarnego szlaku, który niedawno został poprowadzony nowym śladem z uwagi na przebudowę ulicy Moniuszki, kiedyś zwanej Chojnacka.

                Miło się idzie w spokojny dzień w pogodzie dla piechura idealnej. Przy okazji tej wędrówki uczę się korzystać z kijków. Czy się do nich przekonam, czas pokarze? 

 


 

                Docieram do Polany Langiewicza, często też określanej, jako Obozu Langiewicza. Zachwyca ogromna sosna, która prawdopodobnie pamięta czasy Powstania Styczniowego. Historycznie miejsce nie jest związane z powstańcami. W 1924 roku weterani powstania wskazali to miejsce, jako obóz. Po latach nie trafili odpowiednio. Usiadłem obok źródełka z krystalicznie czystą wodą.  O tyle ciekawe źródło, iż nie zamarza przy minusowych temperaturach. Odpoczywając, wyobraziłem sobie powstańców pobierających wodę. O czym rozmawiali? Zapewne byli to chłopi pańszczyźniani, którzy większości brali udział w walkach pod przymusem. Wysyłał ich panowie, aby samemu nie barć udziału w walkach. Niektórzy szli sami, ufając przywódcom poswatania, że w wolnej ojczyźnie nastąpi uwłaszczenie. Na pewno nie mieli świadomości o swojej narodowości, było im obojętne, kto nimi pomiata, wykorzystuje, czy On mówi po polsku, rosyjsku, czy po niemiecku. Trzeba wiedzieć, że chłop pańszczyźniany był niewolnikiem, nie mógł opuścić wioski, uczyć się, zmienić zawód, obowiązkiem chłopa było wykonywanie poleceń właściciela ziemskiego, którego był własnością. Niektórzy uciekali z roli i szli do miast, gdzie zaczynały powstawać manufaktury. Tu również nich spotykało zniewolenie nie mniejsze niż na wsi. Rejon doliny rzeki Kamiennej był taki miejscem, od lat wydobywano tu rude żelaza i ją przetapiano w metal.

                Oto wędrówka krótka, wręcz spacer, a ile historii opowiedziały lasy, łąki, górki i artefakty. Powracam groblą zalewu Pasternik, który związany jest z przemysłem Starachowickim. 

 


 

Początek film o naszych przodkach


           

     Początek to film sci-fi, który jako nieliczny z tego gatunku obejrzałem do końca z dużą ciekawością. Reżyser  zadaje pytanie o  pochodzenie  gatunku Homo Sapiens i przez cały film szuka   odpowiedzi. Podążam wraz z nim w tej opowieści, choć ja znam odpowiedź.

                W filmie Mike Cahilla najbardziej ujęło mnie właśnie zadane pytanie i szukanie odpowiedzi. Budowanie fabuły i kluczenie między dramatem, melodramatem, horrorem a filmem fantazji.

                Od wieków ludzie zajdą sobie pytanie, czy jesteśmy tworem istoty wyższego rzędu, czy dziełem przypadku? Szukamy początku naszego "Ja". Dotarcie do startu naszego istnienia ma być pomocna wiedza na temat oka. Ten idealnie skonstruowany organ jest celem badań młodego naukowca pragnącego znaleźć odpowiedź na pytanie fundamentalne.

                Reżyser wplata w fabułę filmu o młodym naukowcu romans. Opowiadanie prowadzi, wykorzystując konwekcje różnych gatunków filmowych. By znów wrócić do pytania z początku filmu.

                Ciągle oczekujemy na następne dane, by móc wreszcie poznać odpowiedź.

                Wspaniale dobrane aktorki to majstersztyk reżysera w szczególności rola Astrid Berges-Frisby jest wspaniała. Aktorka przykuwa uwagę swoją grą. Obraz jest bardzo zimo podany, a Astrid rozgrzewa go do czerwoności, co daje mu specjalnego uroku. Momentami oczekuje się przerodzenia filmu w melodramat.

                Nie oczekiwałem odpowiedzi, zresztą reżyser nie udziela odpowiedzi. Film jednak zapada w pamięci i zmusza do powrotu do zadanego pytania.

 


 

Kamerdyner Filipa Bajona czy tylko historia miłosna


             

 

   Opowieść miłości to nieodłączny element każdego filmu. Podobnie jest w Kamerdynerze Filipa Bajona. Reżyser opowiada nam o uczuciu z mezaliansem i niewyjaśnioną sprawą o podłożu moralnym. Uczucia głównych bohaterów, towarzyszą nam w opowieści o historii relacji trzech społeczności Niemców, Polaków i Kaszubów. Podobnie jak w opowieści Wołyń Smarzowskiego, tu również relacje są poprawne do czasu, kiedy wydarzenia polityczne, wojenne, nie podniosły pokrywy, która odsłoni, tygiel waśni, odmienności kulturowych, mentalnych i intelektualnych.

                Oto mieszkańcy regionu Kaszub określają swoja przynależność narodową, z tym glejtem idą przez życie i losy, choć posplatane wyniku wydarzeń oddalają się. Głowni bohaterowie pomimo wielkiej miłości podają się wyrokom historycznym i obyczajowym. Kontekst polityczny początku XX w. reżyser opisuje poprzez życie dwóch bohaterów. Niemca Hermana von Krausse i Kaszuba Bazylego Miotke.  Oto Niemiec poszukuje mocne sprzymierzeńca w swoich poczynaniach, takiego odszukuje w państwie niemiecki, a Kaszub poczuwa się do określenia, że jest „tutejszy” bez poszukiwania poplecznika. Zmienia zdanie, kiedy widzi, że tożsamość jego nacji jest zagrożona ze strony narodowości niemieckiej. Wsparcia poszukuje w młodym państwie polskim.

                Warto obejrzeć film, który naświetla relacje panujące między sąsiadami i zastanowić się, czy nie lepiej tworzyć wśród mieszkańców lokalna społeczność, która łączy.  

                Oczywiście opowiedziana historia miłosna jest nieszczęśliwa.

 

Jak najdalej stąd


                 

Piotr Domalewski po raz koleiny zajmuje się w swoim autorskim filmie tematyką pracy za granicą i wpływu tego na życie rodzinne.  Poprzedni to Cicha noc, obecny to Jak najdalej stąd.

                Ola pomimo bardzo młodego wieku musi podjąć się trudnego zdania sprowadzenia zwłok ojca z Irlandii. Opisana historia pozwala nam poznać całe spektrum przyczyny wjazdów zagranicę, kosztów uczuciowo emocjonalnych ponoszonych przez osoby zmuszone do rozłąki.

                Twórca filmu nie przestawia nam bohaterów na zasadzie doby - zły, sprawiedliwy – niesprawiedliwy. Postępowanie każdej postaci można rozpatrywać jedynie po poznaniu całego wachlarza zdarzeń, a i tak nie jest jednoznaczny. Młoda kobieta staje przed trudnymi wyborami, matka chce zachować twarz. Film o kobietach, które mają własne pragnienia, złudzenia. Uczucia i emocje to wstydliwy temat. Złość to uczucie, które mocno artykułują.

                Wspaniały dobór aktorów a w szczególności gra Kingi Preis i Arkadiusza Jakubika jest plusem obrazu. Debiut filmowy Zofii Stafiej można uznać za sukces reżysera, jak i aktorki. Ola grana przez debiutantkę pali papierosy jak znakomita polska aktorka Krystyna Janda, co wróży wspaniałą karierę młodej aktorce.

                Okres transformacji naszego kraju wymaga mocnej analizy poprzez film jak inne dziedziny artystyczne. Rozłąka, życie na walizkach, zerwane więzi dotyczą sporej grupy społeczeństwa Polskiego. Pogoń, a raczej przymus zabiegania po materialną sferę życia zabiera wielu mieszkańcom naszego kraju wartość nadrzędną, uczucia. W nich jest sen bytu, życia. Wytwory materialne mają tylko zaspokoić podstawowe potrzeby. Nieszczęściem jest zastąpienie materializmem życia uczuciowego.

 

Spacerkiem po Starachowicach w poszukiwaniu wiosny

 




„Wiosna, wiosna ach to ty” – chciałoby się zakrzyczeć za autorem tekstu nawołującego do przyjścia wesołej pory roku. Wiosna to odrodzenie się przyrody. Z tego powodu wychodzę częściej na mój balkonowy ogród (w budowie). Szukam oznak budzenia. Niestety, obecny rok nie sprzyja szybkiemu zatopieniu Marzanny i wykrzyknięciu radosnego zawołania na przyjście wiosny. Starachowice nadal osnute szarością. Śnieg zalegający, przykrywający zieleń trawników w początkowych dniach kwietnia nie napawał radością. Wzrok oczekuje żywej zieleni, a tu mamy nadal aurę zimową. Spacer po mieście nie jest tak miły, jak sobie wyobrażałem.

Oto na ulicy 1 Maja powstaje stacja paliw. Od zawsze pamiętam, iż to był parking pobliskiej fabryki FSC. Przezeń przechodziłem w podróży do szkoły i z powrotem. Niekiedy widziałem wyglądającego ojca z okna nieistniejącego budynku wydziału maszyn analitycznych. Z zaistniałej sytuacji zadowoleni są kierowcy tirów przyjeżdżających do pobliskich zakładów. Klną pracownicy MAN-a, bo utracą sporo miejsc parkingowych. Firma MAN nie pokusiła się o zakup placu. Magistrat tworzy płatne miejsca parkingowe na ul. Zakładowej. Robotnicy z MAN-a traktują to, jako prztyczek, brak zrozumienia.

27 marca 1926 z połączenia dwóch klubów powstaje Star Starachowice. Właśnie minęło 95 lat od tego faktu. SKS Star zapisał się chlubnie w dzieje naszego miasta. Kiedyś wielosekcyjny. Teraz zachowała się jedna dyscyplina – piłka nożna. Od lat nie śledzę poczynań naszych piłkarzy. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku z ojcem wielokrotnie byłem na meczach zielonoczarnych. Miło wspominam tamtą atmosferę. Pełny stadion bez wyzwisk i zadym, choć alkohol lał się strumieniami. Lubiłem lody sprzedawane przy kasach biletowych. Życzę klubowi rozwoju, choć sceptycznie patrzę na finansowanie zawodowego futbolu przez administrację lokalną. Pieniądze z podatków przeznaczone na sport powinny iść na działania klubów amatorskich i młodzieżowych. Jeżeli ktoś chce zarabiać na sporcie, powinien zadbać o budżet.

Stowarzyszenie Inicjatywa dla Starachowic nie odpuszcza na temat budowy spalarni śmieci. Osobiście jestem za budową, głos sprzeciwu Stowarzyszenia ubogaca dyskusje. Żadna władza, jak świat światem, nie rządzi dobrze bez opozycji. Prezydent Starachowic Marek Materek potrzebuje krytyki. Jeżeli jego sprawowanie władzy jest cnotą, to krytyki się nie boi. Pod koniec kwietnia ma się odbyć debata publiczna na temat budowy spalarni. Świadoma cześć społeczeństwa miejskiego po takim spotkaniu będzie miała jasną sytuację. Choć Magistrat definitywnie wskazuje, że od budowy nie odstąpi. Przetarg został rozstrzygnięty i budowa za 100 mln ma ruszyć lada chwila.

Prezydent Miasta udowadnia, jak potrafi przekonywać do swoich pomysłów władze centralne. Z szybkością karabinu maszynowego ogłasza uzyskanie kolejnych dofinansowań dla miasta. Już pisałem, że najbardziej cieszą mnie inwestycje mieszkaniowe. Starachowice potrzebują tanich mieszkań na wynajem. Cieszy remont domów na ul. Widok. Za jakiś czas z przeciwległego wzniesienia pięknie będzie wyglądało osiedle Wzgórze. Z tego przyspieszenia Prezydent zapomniał o mieszkańcach, którzy nie chcą zmian albo na nie godzą się. W tej grupie są Starachowiczanie chcący nadal mieć w swoim sąsiedztwie szkoły i przedszkola. Nadal toczy się spór dotyczący lokalizacji nowych bloków na terenie obecnie zajmowanym przez instytucje oświatowe. Chodzi o tereny wokół Szkoły Podstawowej nr 11 i przedszkola miejskiego na ul. Górnej. W ostatnich dniach kwietnia sprzedano teren po szkole naprzeciwko zalewu Pasternik. Dużą zmianą będzie, sprzedasz PEDETU. Dobry duch miasta mówi o wybudowaniu w tym miejscu kolejnego super marketu, sieci, której jeszcze nie ma w Starachowicach.

W polityce krajowej nadal trwa grillowanie społeczeństwa. PiS traktuje mieszkańców Polski jak żabę wrzuconą do wody, którą powoli podgrzewana aż do ugotowania gada. Szara masa nie odczuwa powolnej utraty wolności. Obudzi się, jak braknie pasztetowej w sklepie osiedlowym. Powtórzy się historia z lipca 1980 r. Posłanki Lewicy zapragnęły dowiedzieć się, kto podejmuje decyzje w sprawie szczepień, a zwłaszcza nocnych manewrów 1 kwietnia, kiedy to każdy mógł się zarejestrować na szczepienie. Władza tłumaczy to błędem systemu, ale niestety nie chce tego udowodnić. Oj, śmierdzi mi to panie Michale Dworczyk. Krysia Pawłowicz, znacie ją mili. To ta pani, która spożywając sałatkę, mlaska i jeździ do SPA w okresie obostrzeń epidemiologicznych. Ale ja nie o tym. Krystyna Pawłowicz to sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia tak ważnej instytucji stojącej na straży konstytucji powinien cechować się bardzo wysoką kulturą osobistą, empatią, uczciwością, swoim dotychczasowym życie budować wokół siebie atmosferę zaufania. Unikając wypowiedzi niegodnych statutu sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Pani Krysia jak najgorszej klasy przekupka (wybaczcie przekupki) na jednym z portali społecznościach pisze bzdury, ale co tam. Potrafi jednak swoim wpisem skrzywdzić niewinne dziecko. Żal mi Krysi, choć głupota nie boli to jednak ją widać. Całej sytuacji nie będę opisywał, bo jest to żenujące. Polityk Antoni Macierewicz, ten, co zrywał plakaty Jacka Kuronia podczas kampanii wyborczej w 1989, nadal opowiada bzdury na temat katastrofy samolotu pod Smoleńskiem. Jarosław Kaczyński wykorzystuje brednie Komisji Smoleńskiej do wojny politycznej. Posunęli się do tego, że zgodzili się na publikacje w filmie o katastrofie ostatnich chwil życia pasażerów. Nie potrafię sobie wyobrazić cierpienia osób, które słyszały krzyk swoich bliskich! W przestrzeni politycznej istnieje zasada poprawności politycznej. Czyli nie mówi się, że ktoś kłamie, a mija się z prawdą. Mamy taką sytuację z Europosłem Czarneckim, który wyłudził pieniądze z budżetu Parlamentu Europejskiego. Wszelkiej maści politycy unikają takiego stwierdzenia. Podobnie jest z wystąpieniem Sędziego Trybunału Konstytucyjnego Stanisława Piotrowicza (były prokurator za PRL-u) w sprawie konstytucyjności dalszego zajmowania stanowiska przez Rzecznika Praw Obywatelskich po upłynięciu kadencji moim skromnym zdaniem to stek bzdur, politycy określają uzasadnienie, jako niemerytoryczne Trzeba stwierdzić, iż Polscy Parlamentarzyści to permanentni kłamcy. Premier Mateusz Morawiecki nawet dorobił się dwóch wyroków za kłamstwa.

Dwóch hierarchów kościelnych Głódź i Janiak zostali strasznie ukarani za ukrywanie pedofilii w Kościele Katolickim. Pisze to z sarkazmem. Dla mnie to żadna kara. Kościelna instytucja sama siebie nie uzdrowi. Dobry duch tego miasta poinformował mnie, iż niejeden ksiądz z naszych stron odetchnął z ulgą na wieść o karach.


 

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...