Wszystko
miało być po taniości. Czyli spanie w samochodzie, jedzenie suchego prowiantu i
kapusty z grochem zrobionej przez zemnie do słoika. Samotna wyprawa bez
przygotowania.
Wyruszyłem
w poniedziałek w południe. Miałem do przejechania 240 km. Czyli trzy godziny
jazdy, nie uniknąłem jazdy przez zakorkowany Kraków. Nawet
wrzuciłem na portal kojarzących podróżnych swoją trasę, niestety nikt się nie
odezwał.
Podróż
minęła bez sensacji a mój samochód „dziadek" mało spalił gazu. Naprawdę
wychodzi po taniości. Zatrzymałem się w Zawoi na parkingu przy cmentarzu z
myślą o nocowaniu tu. Zjadłem obiad przygotowanym na kuchence turystycznej. Obszedłem senną mieścinę. Kusiło mnie odwiedzenie z któryś z domów
oferujących noclegi. Powstrzymałem się. Po powrocie z rekonesansu po Zawoi podjąłem decyzje , iż
dojadę do przełęczy, z której będę wyruszał, aby zdobyć Babią Górę. Na Przełęczy
Krowiarki jest dwa parkingi skorzystałem
z tego drugiego, stanąłem przy skraju lasu i tu postanowiłem zanocować. Do zapadnięcia zmroku poświeciłem się
lekturze.
Przyszła
pora by „Dziadka” przygotować do spania po rozłożeniu tylnego siedzenia okazało
się, że jak planowałem będzie na tyle miejsca, aby się dobrze wyciągnąć. Nie
przewidziałam jednego, iż moja karimata nie wyrówna nierówności. Oj będzie ciężka
noc wówczas pomyślałem.
Położyłem
się spać koło 22 i za pierona nie mogłem zasnąć, nierówności ciągle gniotły
moje ciało. Dotrwałem do rana z postanowieniem docięcia odpowiednio grubej gąbki
i kupieniu nowego śpiwora, bo ten na lato jako tako.
Na
śniadanie zjadłem zupkę chińską produkowaną w Radomiu , to jedna rzecz nieprodukowana w azjatyckim państwie.
Kawkę i herbata do termosu. Samochód zamknięty , opłata parkingowa uiszczona
i w drogę.
Lubię
początek drogi kiedy jest człowiek pełen nadziej wyjątkowości wyprawy. Na obecną chwilę jestem rozczarowany parkingami, w Bieszczadach jest pełen węzeł
sanitarny tu brudne śmierdzące sławojki.
Szlak
prowadzi spokojnie do góry. Droga jest wybrukowana kamieniami. Bardzo szybko
osiągam strefę końca lasu , zaczęły mnie otaczać kosodrzewiny. Wiatr zaczął
mocniej wiać. Niebo co rusz się rozpogadzało. Bardzo szybko dotarłem do Sokolicy.
Widoki już tu przepiękne, choć chmury swoje robiły. Odpoczywając na ławce
uciekałem w myśli o ostatnich wydarzeniach w moim życiu. Wyprawy w góry nie
traktuje jako tylko wypady turystyczne, to też wyprawa w duchowość. Dotarcie do
swojego ja, a następnie do Świadomości, która jest początkiem wszechrzeczy.
Pogoda
jest coraz łaskawsza i zaczynam się powoli rozbierać z całego majdanu , który
założyłem na siebie na dole. Na każdym wzniesieniu odpoczywam, kontempluję,
czasu mam dość. Po zejściu wracam do domu. Już jestem pewny, że zdradzę
Bieszczady na rzecz Beskidu Żywieckiego.
Na
szczycie wieje a myśli złych nie wywiewa. Tak chciałem się zmęczyć by zmienić
swoje myślenie niestety nie udało się.
Powrotna droga to niebieski szlak wręcz spacerowy.
Obiad ze słoika. Porządki w aucie i powrót do domu. Taki wypad odbyłem pierwszy raz.
Po pewnych korektach w samochodzie częściej będę wyruszał w góry .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz