Po
obejrzeniu kilku filmów zaproponowanych przez syna, postanowiłem obejrzeć film
z serii słodko – gorzki. Przez przypadek trafiłem na jednym z kanałów
telewizyjnych na film pt. „Weekend ostatniej nadziei”.
Obraz
w reżyserii Rogera Michella opowiada o małżeństwie z trzydziestoletnim
stażem, które pragnąc odnowić lub rozpalić na nowo uczucia wyrusza w
sentymentalną podróż do Paryża. Bohaterowie jeżeli chodzi o staż małżeński są
bliscy mojej osobie, różni nas wiek. Niezmiennie w pewnym sensie rozumiałem
zabiegi angielskiego małżeństwa.
Nick
(Jim Broadbent) i Meg (Lindsay Duncan) traktują miasto Paryż ze swoją tajemniczością za najlepsze miejsce do rozbudzenia miłości.
Uczucia, które w raz z latami zostaje przysypany popiołem życia dnia
codziennego. Autor scenariusza wspaniale pokazuję nam różnice powstałe
przez lata wspólnego życia.
Paryż
jest wspaniałym miastem nadającym się do odnawiania związków, które przeżywają
kryzys. Swego czasu oglądałem film, w którym główni bohaterowie również byli
starszym małżeństwem mieszkającym w Paryżu tytuł tego dramatu to „Amur”.
Powstaje jeden problem nie wszystkich stać na odwiedzenie Paryża.
Film
ogląda się miło, warto go obejrzeć wraz z druga połową a później zanurzyć się
otchłaniach wspomnień by związek choć na chwile rozgrzał się do czerwoności. W
tym rozbieganym świecie, gdzie estetyka jest tak ważna a miłość dozwolona do 40
roku życia ważne jest przesłanie filmu mówiące, że w każdym wieku jest
dozwolone szaleństwo. Chwile zapomnienia, popełnienie kolejny raz tych
niewinnych grzeszków typu nie zapłacenie za rachunek w restauracji.
Jeszcze
raz polecam świetny film na wieczór przy świecach .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz