Wyjrzałem przez okno. Aura była niesprzyjająca. Krople deszczu wolno opadały. Słońce ze strachu, aby, nie zmoknąć nie
wychyliło swej twarzy. Ci, co mieli iść do pracy to, uczynili. Pozostali
poukrywani w czterech ścianach oczekiwali rozpogodzenia. Czułem się senny. Głowa ciężka od wypitego
alkoholu. A jaka była wczoraj pogoda, zadałem sobie pytanie? Obserwując widok z
okna, wysilałem swoją pamięć, by odnalazła wczorajszą pogodę. Niestety moja
pamięć jest zawodna.
Od 25 lat co
dzień, no prawie co dzień, wyglądam przez okno, oczami przeczesuje okolice.
Moją ciekawość zaspakaja tylko widok kolegów, kompanów od spędzania dnia.
Siadłem w fotelu. Naprzeciw na ścianie wiszą pamiątki z górskich wędrówek. Moje ukochane Bieszczady. Zamknąłem oczy. Widziałem piękną Połoninę Caryńską. Czułem ten zapach czosnku niedźwiedziego. Słońce muska rozwiane włosy. Och kiedy ja tam byłem? Zadaje sobie pytanie, na które nie znam odpowiedzi. W wyobraźni dotykam gładkie kamienie, przez wiatry uformowane. Głaszczę miejsca ostre. Kamienie w swej pamięci mają każdego piechura. Dostawiam ucho do jednego z nich, pragnę usłyszeć opowieść dającą nadzieje.
Siadłem w fotelu. Naprzeciw na ścianie wiszą pamiątki z górskich wędrówek. Moje ukochane Bieszczady. Zamknąłem oczy. Widziałem piękną Połoninę Caryńską. Czułem ten zapach czosnku niedźwiedziego. Słońce muska rozwiane włosy. Och kiedy ja tam byłem? Zadaje sobie pytanie, na które nie znam odpowiedzi. W wyobraźni dotykam gładkie kamienie, przez wiatry uformowane. Głaszczę miejsca ostre. Kamienie w swej pamięci mają każdego piechura. Dostawiam ucho do jednego z nich, pragnę usłyszeć opowieść dającą nadzieje.
Siedzę z zamkniętymi oczami. Przychodzą, są już
myśli. Gdzie jest mój ukochany trunek? Gdzie wczoraj schowałem ostatnią setkę.
Idę do przedpokoju otwieram pawlacz. Stoi dumna setka żytniówki. Delikatnie
odkręcam nakrętkę. Wącham, by wywołać odruch wymiotny. Żołądek nie reaguje.
Postanawiam upić łyk, by organizm zareagował. Czemu tak robię? Wypicie całej butelki naraz może spowodować wymioty. Szkoda tak dobrego
trunku. Pije niewielką kroplę. Dostaje torsji, choć żołądek jest pusty.
Usmarkany wyprostowuje się, przerażający widok w
lustrze. Glut przy nosie, zarośnięty,
opuchnięty, czerwony na twarzy. Głowa podskakuje od torsji. Zamykam oczy.
Dłoniom wycieram smarki. Później garść obcieram o spodnie. Szybki, ruchem
podnoszę butelkę do ust. Pije jednym łykiem. Jest. Tak, jest, dociera do mnie
ciepło trunku szlachetnego, w którym jest całe dobro świata i niestety też w
płynie błękitnym jest zło owego. Rękami opieram się o komodę. Delektuję się ciepłem
rozchodzącym się po ciele. Już jest
w żołądku, jeszcze chwila będzie wódka
płynęła we krwi. Jaka pogoda była wczoraj staje się nieważne. Obecna nieistotna jest. Wbijam się w fotel. Rękę wkładam w spodnie, żongluje
jądrami. Teraz mogę stanąć, ze słońcem w twarzą w twarz. Mam siłę, by pokonać Gołotę. Rozpiera mnie
energia. Wódka już dociera do mózgu.
Przychodzi myśl jak nieznany ptak.
Kołuje nad głową. To ostatnia setka była. Wykrzykuję!!! Wstając, wyciągam rękę ze spodni. Rozglądam się po pokoju. Widok przerażający. Meble z lat 70 XX wieku.
Jeszcze po rodzicach. Wokół walają się puste butelki po różnych trunkach. To
wszystko nieważne jest. Muszę działać, od dziś nie pije. Od teraz. To pierwsze
sekundy życia w abstynencji. Dostaje ogromnej ochoty do działania. Co się robi
w trzeźwym życiu? Znów zadaje sobie trudne pytanie.
Wykorzystuje monet działania alkoholu. Postanawiam umyć się, ogolić,
założyć czystą koszulę. Chce spojrzeć w lustro i nie bać się.
Czuje jak płynie ciepła woda po moim ciele. Delikatnie głaszczę moje wiotkie ramiona. Obmywa rzęsy. Dociera do miejsc intymnych, rozbija złogi brudu tygodniowego. Może dłuższego? Staram się skupić na czynności. W każdej chwili mogę paść na ryj. Golenie to jazda figurowa na lodzie. Palce sztywne, dłoń drżące. Maszynka wyposażona w ostre ostrze. Z całych sił skupiam się na czynności. Przez okno wpada muzyka ulicy. Powoli gole swoje policzki. Od dziś. Tak właśnie od dziś podążę droga trzeźwości. Zero alkoholu. Ręcznikiem wycieram twarz. Odkładam go na wieszak, staje przed lustrem. Widzę zapuchniętą, czerwoną twarz pijaka. Gówno dała ta metamorfoza. Nadal jestem tym zimnym pijakiem Pawłem, który nigdy się nie zmieni. Opieram czoło o lustro, wyrzekam Bogu. Idę w miasto.
Czuje jak płynie ciepła woda po moim ciele. Delikatnie głaszczę moje wiotkie ramiona. Obmywa rzęsy. Dociera do miejsc intymnych, rozbija złogi brudu tygodniowego. Może dłuższego? Staram się skupić na czynności. W każdej chwili mogę paść na ryj. Golenie to jazda figurowa na lodzie. Palce sztywne, dłoń drżące. Maszynka wyposażona w ostre ostrze. Z całych sił skupiam się na czynności. Przez okno wpada muzyka ulicy. Powoli gole swoje policzki. Od dziś. Tak właśnie od dziś podążę droga trzeźwości. Zero alkoholu. Ręcznikiem wycieram twarz. Odkładam go na wieszak, staje przed lustrem. Widzę zapuchniętą, czerwoną twarz pijaka. Gówno dała ta metamorfoza. Nadal jestem tym zimnym pijakiem Pawłem, który nigdy się nie zmieni. Opieram czoło o lustro, wyrzekam Bogu. Idę w miasto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz