Wzloty i upadki: Moje wspomnienia nauczycieli

        


       

 

     Dziennikarz pochodzący ze Starachowic, Grzegorz Sajór, w bezpłatnym wydawnictwie Starachowice Dobry Adres zadał pytanie, na które postaram się odpowiedzieć. Grzegorz Sajór jest autorem książki Korzenie i Skrzydła o starachowiczanach, którzy rozwinęli skrzydła i wylecieli, hen wysoko poza gniazdo narodzenia. W publikacji wspominają swoich nauczycieli.

                „A Państwo, nasi czytelnicy – których nauczycieli wspominają najlepiej?”

 

Rozpocznę moje wspomnienie od stwierdzenia, że moja ścieżka edukacyjna nie prowadziła do szczytu wiedzy permanentnej. Podobnie jak mój ojciec i dziadek,  zostałem robotnikiem. Nauczyciele, których teraz wspomnę, zapewne nie pamiętają mnie, a jeśli, to nie w pozytywnym kontekście.

Moja edukacja zakończyła się na szkole średniej. Ukończyłem liceum zawodowe na Maja, choć spędziłem dwa lata na Szkolnej. W tej drugiej znajdowała się  przyzakładowa zawodówka, gdzie uczyła matematyki surowa i wymagająca pani profesor Alicja Dąbrowska. Na moją prośbę zgodziła się przepuścić mnie do trzeciej klasy,  pod warunkiem że opuszczę szkołę. Trafiłem na Maja. Mój nowy wychowawca, profesor Stanisław Piętak, także matematyk, zapytał mnie, przyjmując  do klasy:

– Dlaczego się przeniosłeś?

– Chcę zmienić swoją ścieżkę zawodową.

– A może chodzi o matematykę?

Przyznałem się bez wahania, że matematyka nie jest moją mocną stroną. Poprosił mnie o rozwiązanie zadania, które, ku mojemu zdziwieniu, udało mi się rozwiązać. Chciałem tym przykładem pokazać postawę nauczycieli. Pomimo mojej niewiedzy i lenistwa, pani Alicja Dąbrowska dała mi szansę, a pan Piętak ją podtrzymał. Udało mi się zdać maturę z matematyki.

Jako młody człowiek, którego nie cechowały wielkie osiągnięcia, zawsze miałem trudności, szczególnie w szkole. Często uciekałem z lekcji, spędzałem czas w okolicznych miastach, włócząc się po parku i zaglądając do parkowej speluny. Jednak na Maja spotkałem nauczycielkę, która nie postrzegała mnie tylko jako łobuza. Zachęcała mnie do udziału w szkolnych akademiach i namawiała do udziału w regionalnym konkursie recytatorskim. Brałem udział w tych wydarzeniach, aby być traktowany łagodniej na lekcjach języka polskiego. Pani Jolanta Miernik,   widziała we mnie młodego człowieka, a nie tylko łobuza. W korytarzach szarej szkoły ucząc się wierszy, czasami przeklinając kolejną akademię, kształtowałem swój charakter. Duży wkład w to miał właśnie profesor Miernik. Nigdy nie podziękowałem jej za to.

Chciałbym jeszcze wspomnieć innego wyjątkowego nauczyciela, profesora Aleksandra Tkaczyka, który uczył mnie historii. Pewnego dnia, wchodząc do klasy przed zajęciami, zauważyłem, jak Profesor czytał Tygodnik Powszechny. To właśnie zainspirowało mnie do sięgnięcia po ten tygodnik, który czytam do dziś. To tylko drobna sytuacja, ale pozostawiła trwałe wrażenie.

Patrząc teraz na te wspomnienia z perspektywy lat, widzę, że nie są one naznaczone buntem, niezgodą czy aferami. Spotkałem kilku wspaniałych nauczycieli, którzy mimo moich trudności i doświadczeń zawsze byli dla mnie wsparciem. Opisani przeze mnie Profesorowie mieli duży wpływ na to, co we mnie dobre.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...