„Dzienniki . Zeszyty podróżne” Edwarda Stachury


                



 Zakończyłem czytać „Dzienniki . Zeszyty podróżne” Edwarda Stachury, są to zapiski autora w formie dzienników opracowanych przez Dariusza Pachockiego.
         Z każdą stroną przeczytaną utwierdzałem się w przekonaniu, że owe dzienniki są kolejną kreacją Edwarda Stachury.
         Ten wspaniały poeta , literat , tłumacz ,słaby piosenkarz i gitarzysta zawładną moja dusza w latach osiemdziesiątych, wówczas już nie żył. Chciałem ,żyć jak On. W ciągłej wędrówce. Z dzienników wypływa inny obraz Stachury. To człowiek zorganizowany, wiedzący czego chce. Dbający o swoje finanse i wszystkie przyziemne sprawy.
         Ostatni okres jego życia to paranoja , która Go zabiła. Traci poczucie realności i ucieka od życia.
         Nadal jestem zafascynowany jego pisarstwem jak i życiem. Co rok wyruszam na kilkudniową wędrówkę w „cudnych manowcach”, by dojść do „całej jaskrawości”.
         Edward Stachura kreował swój wizerunek, z obecnymi dostępnymi środkami przekazu pewnie osiągnąłby większy sukces. Po przeczytaniu dzienników stwierdza, że Stachura jak żył tak pisał i pisał jak żył.
         Warto przeczytać książkę, by poznać bliżej życie poety.

Głód i nawroty są nieodłącznym elementem choroby alkoholowe














Głód i nawroty są nieodłącznym elementem choroby alkoholowej. Wyznacznikiem wręcz. Głód alkoholowy doprowadza do zapić. Alkoholik czynny nie ma objawów głodu z uwagi na zaspakajanie swoich potrzeb w  alkohol zaraz po wystąpieniu łaknienia.

         Problemy z głodem występują w czasie próby zaprzestania picia. Kiedy chory to czyni bez wsparcia poradni, terapeutki lub mitingu. Staje się zagubiony wobec objawów głodu.

         Objawy głodu jak każdy z nas jest inny, tak i one są różne. Choroba wykorzystuje nasze słabości i przyzwyczajenia. Podpowiada rozwiązania, które doprowadzają do picia. Wykorzystuje nasze stany emocjonalne i te radosne jak i smutne. Piciem regulowaliśmy swoją amplitudę emocji. Po ostawieniu alkoholu uzależniony czuje się rozdrażniony, smutny w ciągłej emocjonalnej huśtawce. Choroba stara się naprowadzać chorego na jedno rozwiązanie, by się napić. Bardzo często po początkowym okresie abstynencji chory zaczyna odczuwać radość z nie picia. Znakomicie wykorzystuje to głód, który podpowiada „jesteś tak silny, że jednego możesz się napić”. Choroba alkoholowa jest chorobą  zakłamania. Objawy głodu starają się problemy i radości przekuć na potrzebę napicia. Głód wykorzystuje objawy kaca. Potrafi organizm doprowadzić do takiego stanu bez spożywania alkoholu. Myślę, tu o tzw. suchym kacu, drżeniu rąk i innych objawach somatycznych. Alkoholik takim obrotem sprawy czuje się zaskoczony. Do tego dochodzą sny alkoholowe i myśli skierowane na picie po oglądaniu półek sklepowych, reklam itp. „Obrona” choroby podpowiada odrzucenie wszystkich zaleceń terapeutycznych. Wielkim oporem przychodzi przyjęcie, przez chorego, zakazu kontaktowania się z osobami, z którymi pił. Ten zakaz jest podstawowym obowiązkiem chcącego zaprzestać picia. Bardzo ważne są sugestie terapeuty naprowadzające na inne składniki życia. Podpowiedzi dotyczący rozwoju osobowości. Mam wielki szacunek do osób, które pierwsze tygodnie abstynencji potrafiły przejść bez profesjonalnej terapii. Z czasem głód „odpuszcza” objawia się coraz rzadziej. Jego miejsce zajmuje nawrót.

         Pamiętam swój pierwszy głód po wyjściu z ośrodka w Stalowej Woli. Po około trzech miesiącach abstynencji, mimo  uczestnictwa terapii pogłębionej, mitingach AA i zachowywaniu wszystkich zaleceń terapeutycznych poczułem się bardzo źle z ogromną ochotą napicia się alkoholu. Czułem zapach i smak alkoholu , wszędzie widziałem jego synonimy. Trwało to kilka dni. Wykorzystywałem  wszystkie dostępne środki do złagodzenia tego stanu. Starałem się odsuwać myśli od alkoholu i kierować  je na inne tory , zajmować się zainteresowaniami, wypełniać czas miłymi zajęciami. Przypominałem sobie konsekwencje  picia, by pojąć, że rozpoczęcie picia zawróci mnie z drogi powrotu na łono rodziny i społeczeństwa. W rozpaczy pojechałem do ośrodka, w którym przechodziłem terapie pogłębioną. Zgłosiłem się do terapeutki prowadzącej grupę telepatyczną. Opowiedziałem jej swoją historię, oczekując pomocy w postaci sugestii w poradzeniu sobie z głodem. Usłyszałem takie zdanie – „Chce Ci się pić, to idź pić. O co chodzi?” Te słowa podziałały jak piorun na mnie. W sekundzie zrozumiałem, na czym polega choroba alkoholowa. W dalszej rozmowie terapeutka wyjaśniła mi, że głód jest nieodłącznym elementem choroby. Bez głodu nie ma choroby. Nie wiadomo co by chory nie czynił, on na pewno nastąpi. Trzeba być tego świadomy. Wykonywać wszystkie zalecenia i oczekiwać końca głodu. Czyli moje starania dążące do niezaistnienia głodu były dobre i wskazane, ale nie dają gwarancji życia bez objawów głodu. Są dwie drogi rozwiązania problemu głodu ta prosta polegająca na powrocie do picia i ta druga życie zgodnie z zaleceniami terapeutycznymi i zasadami 12 – Kroków z wiedzą, że głód na pewno minie.

         Drugim nieodłącznym elementem w chorobie alkoholowej jest nawrót. Można powiedzieć, że to głód z wyższej półki. Podstawową różnicą jest brak konkretnego poczucia ochoty napicia się alkoholu. Choroba naprowadza myśli chorego na tematy trudne lub problemy od dłuższego czasu nierozwiązane. W Duszy buduje pole walki pomiędzy skrajnymi poglądami lub sposobami rozwiązania problemów. Cały ten czas alkoholik czuje się psychicznie bardzo źle. Często odwiedza lekarzy, doszukując się innych chorób typu kardiologicznego, nerwicowego, depresyjnego. W ostatnim momencie nawrotu, który może trwać kilka tygodni, choroba podpowiada sposób rozwiązania problemu. Tym rozwiązaniem jest powrót do picia. Konkludując głód,różni się od nawrotu tym, że głód objawia się bezpośrednio ochotą napicia się, a nawrót jest stanem wewnętrznego rozdrażnienia, smutku, poczucia osamotnienia, niskiej samooceny.

         Nawrót dopadł mnie około roku życia w trzeźwości. Objawił się moim rozdrażnieniem w stosunku z bliskimi. Bardzo długo oskarżałem najbliższych o złe samopoczucie. Kiedy jednak po kilku tygodniach przyszedł głód, zrozumiałem, że jestem w nawrocie. Po zrozumieniu tego faktu, problemy, które towarzyszyły mi, powoli zacząłem rozwiązywać. Jednocześnie zrozumiałem postępowanie moich bliskich. Bardzo przydatnym w tym stanie jest program 12 – Kroków. Osobiście uważam, że przejście duchowe owych sugestii pozwala na zrozumienie swojego ego a dzięki temu radzenia sobie z chorobą.

Trudno nie wierzyć w nic. Ale w co wierzyć?



         Zadano mi pytanie; Czy wierzysz w Boga?

Odpowiedziałem szybko i sprawnie. Wierze w Boga od dnia kiedy Go mi przedstawiono, nigdy  nie miałem wątpliwości w istnienie Boga. Uważam, że jest wiele znaków potwierdzających istnienie Stwórcy. Potwierdzenia dotyczą mojego życia. Wielokrotnie powtarzałem o wielkim wpływie Boga na moje życie. Mógłbym tu przytaczać swoje doświadczenia  potwierdzające. Problem mam z innym aspektem wiary. Chodzi mi o definicje Boga, w którego wierze. Często odbiegała ona od dogmatów Rzymsko – katolickich. Dzięki temu zabiegowi mogłem usprawiedliwiać swoje przewinienia. Obecnie powracam na łono kościoła i z pełną świadomością staram się rozpoznawać grzech i jego następstwa. Szatan wspaniale działa, przedstawiając nam zło, jako dobro, które jest nam niezbędne do życia. Nigdy nie czynimy zła świadomie, każde nasze złe uczynki tłumaczymy chęcią osiągnięcia dobra. Bóg jest źródłem miłosierdzia, z którego mam prawo czerpać. Od urodzenia dostaliśmy Prawo Natury, które determinuje nasze życie do czasu kiedy zaczynamy tworzyć swoje prawa pełne błędów.  Uczę się modlić.  Ale jak się modlić? Z założenia teizmu a może deizmu. Staram się modlitwę kierować do Boga nie jako prośbę o dobra doczesne a o pomoc w zrozumieniu i umiejętności życia w pogodzie ducha. Proszę Stwórcę o danie siły, bym mógł znosić trudy życia ,wręcz by przysparzały mi satysfakcji. 

         Czy wierzysz Bogu?

Tu mam problem. Trudno wierzyć Bogu w stwierdzenie, że to, co dzieje się wokół mnie jest  dobre. Kiedy Bóg mówi o swej miłości, do mnie a ja przeżywam koleiny zakręt życiowy. Kiedy rozlatywało mi się życie, w którym nie widziałem najmniejszej iskry rozświetlającej przyszłość. Teraz kiedy planuje , buduje swoją przyszłość, a w ciągu chwili wali się mój świat. Jak uwierzyć Bogu w przesłanie o moje wyjątkowości , czy o ciągłej ochronie Boskiej. Bóg ciągle powtarza o opiece, w jaką objął rodzaj ludzki. W ogólny zarysie przyjmuje to przesłanie. Kiedy jednak przyjdzie do szczegółów, czyli do konkretnego losu ludzkiego zaczynam mieć wątpliwości. Do tego, by uwierzyć Bogu potrzebna, jest bezwzględnie Łaska. Widocznie takowej nie posiadam. Wierze Bogu kiedy wokół dzieje się dobrze, wszelkie załamania zawirowania w moim życiu pomniejszą ją. Taki ze mnie niedowiarek.

Przyglądając się złu, które rozpanoszyło się wokół ludzi trudno uklęknąć i powiedzieć „Borze wierze ,że to ma sens”. Widząc  cierpienie ludzi wokół mnie i ludzi, którzy nie mają zamiaru udzielić im pomocy. Widząc ludzi cierpiących, chorych w sytuacjach beznadziejnych. Trudno powiedzieć, „wierze w sen naszego życia”. To klękanie przy ołtarzu a po wyjściu z kościoła zapominaniu o Przykazaniach. Dzieje się tak od początku istnienia rodzaju ludzkiego . Jak uwierzyć Bogu ,że tak powinno być.

Zazdroszczę ludziom, którzy z pokorą przyjmują dary losu z przeświadczeniem o wyjątkowości linii życia, którą mają podarowaną od Boga .  Może jednak to my kierujemy swoim życiem w złe strony? Wykłócam się podczas modlitwy z Bogiem o doczesne życie. By za chwile prosić Boga o zrozumienie. Godzić się z losem. Modlić się o bliskich.

„Trudno nie wierzyć w nic” jeszcze trudniej uwierzyć, w sens.

Kolejne wspomnienie Starachowic Dolnych



         

 Kolejne moje wspomnienie związane ze „Starachowicami Dolnymi”. Na północnym skraju tego rejonu rozpoczyna się Park Miejski, obecnie bardzo zaniedbany. W okresie mojej młodości było miejscem naszych zabaw letnich jak i zimowych. Z uwagi na porę roku kiedy to pisze, wspomnę nasze zimowe zabawy na terenie parku.
         Oczywiście wspomnienie związane jest z jazdą na sankach i pakarynach ( kto wie co to za ślizg?). Do zjazdów wykorzystywaliśmy górkę przy muszli koncertowej (nieistniejącej). Kiedy zjeżdżalnia była dobrze wyślizgana można było dojechać do samego strumienia , który wówczas był ściekiem, bo jego korytem spuszczano nieczystości z FSC.
         W latach siedemdziesiątych zimy były śnieżne i dla tego całymi dniami biegaliśmy po okolicy nie tylko, bawiąc się na sankach, ale budując fortece śnieżne i tocząc boje miedzy sobą, w tym celu wykorzystywaliśmy „kamyki” . Plac z orzechem włoskim na środku ,który wyznaczał granice terytorium.
         Boje na śnieżki często mieliśmy z mieszkańcami ulicy Robotniczej i Widok a pod koniec lat siedemdziesiątych z mieszkańcami ul. Zakładowej, która dopiero co powstawała. Zdarzało się ,że takie zabawy kończyły się regularną wojną.
         Pakaryna to inaczej małe sanki zrobione z łyżew przykręcanych do butów. Łyżwy przytwierdzano do deski, na której sadzano cztery litery i w ten sposób zjeżdżano z górki. Wielu kolegów miało pakaryny , zapragnąłem i ja ją mieć. Nie mając pieniędzy na łyżwy, postanowiłem do tego celu wykorzystać ślizgi od hokejówek, które kupili mi rodzice. Pod pretekstem , że są, na mnie za małe odkręciłema wręcz oderwałem od butów i wykorzystując sklejkę znalezioną na placu SPPD ( Zakłady Drzewne na Bugaju), zrobiłem siedzisko. Kolegi mama pracowała, w Spółdzielni „Postęp” szyjąc tapicerkę samochodową i zgodziła się obszyć mi mój wehikuł. Pamiętam ,że służył mi kilka lat. Łyżwy były szybkie, dzięki temu wygrałem kilka razy  wyścigi. Teraz najważniejsze, ojcu przypomniały się moje hokejówki i z uwagi na to,  że  są za małe, chciał je odprzedać . Kiedy dowiedział się , że je zniszczyłem,  bardzo zachował się nie pedagogicznie. Chyba tego niemusze już tłumaczyć. Wszystko to się działo jak miałem 12 – 14 lat. Czy teraz  młodzi ludzie są tak kreatywni jak my?

Siódma rocznica Grupy AA "Na Kościlenym"






W ostatnią sobotę udałem się do Skarżyska Kościelnego na rocznicowy miting Grupy „Na Kościelnym”. Spotkanie było zorganizowany wraz z Grupom AL. – Anon „Iskierki”. Moim skromnym zdaniem wspólne mitingi AA i Al. – Anon jest wbrew Tradycją Wspólnoty AA.
Jak przybyłem, tak szybko miałem ochotę opuścić Świetlice Środowiskową. Miting rozpoczął się od przywitania oficjeli , poczułem się jak na akademii szkolnej, a byli to przedstawiciele Gminy jak i kościoła.
Po części oficjalnej oddano głos ks. Konradowi , który bardzo fajnie mówił o roli przebaczenia w nowym trzeźwym życiu. Wypowiedź była w duchu AA. Zwrócił uwagę Ks. Konrad na to ,że alkoholik ma wyznać winny i oczekiwać wybaczenia, a nie prosić o nie.
Następnie odbył się tradycyjny miting otwarty. Tematem było pytanie „Za co jestem wdzięczny?”. Pięknie zaprezentowany na plakacie , który musiał kosztować parę stów (bogata Grupa albo bogata Gmina, której przedstawiciel siedział na sali).
Aby zachować anonimowość uczestników nie będę, przytaczał ich wypowiedzi, a sam się odniosę do pytania.
W pierwszej kolejności jestem wdzięczny Bogu , że jestem. Bez niego nic by nie było. Także jestem mu wdzięczny za to , że pozwolił mi trzeźwieć. Oczywiście piszę o moim Bogu „jakkolwiek Go pojmuję”. Wdzięczny jestem za każdy dzień , który przynosi coś nowego. Za dzieci , które pomimo krzywd , które im wyrządziłem, są ze mną. Wdzięczny jestem za zrozumienie twierdzenia „trzeźwiej dla siebie”. Wdzięczny jestem za przyjaciół , których obecnie mam. Za pasje , za pisanie bloga, góry, za którymi tęsknie.
Jeszcze nie tak dawno najważniejsze było wypicie kolejnej setki i patrzenie w szary sufit. Życie od picia do picia. Obrażony na cały świat , bez przyjaciół w samotności użalający się nad sobą.
Warto być trzeźwy, by być wdzięczny za kolejne dni bez alkoholu.

Polecane

Recenzja spektaklu „Dowód na istnienie drugiego”

                                                                                               Zdjęcie TVP        Spektakl „Dowód na i...