Oficer i szpieg kolejny film Romana Polańskiego o niesłusznym oskarżeniu


                



 J`accuse po francusku znaczy, oskarżam. Tak nosi tytuł film w reżyserii Romana Polańskiego. Filmowiec opowiada nam historie francuskiego oficera oskarżanego o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Obroną niesłusznie oskarżonego żołnierza staje inny oficer Francuskiej armii. Główny bohater Alfred Dreyfus to żołnierz ambitny, pełen zapału, aby pełnić służbę dla swej ojczyzny. Ma jeden feler, jest Żydem. Broni go pułkownik Picquart. Pobudki, jakimi kieruje się oficer, można skrócić do jednego słowa, a może do dwóch honor i prawda.
                Przez cały seans miałem wrażenie, że opowiadana historia tak naprawdę odnosi się do mnie. Roman Polański w dramacie francuskiego żołnierza pokazał ofiary moich, oskarżeń Jak łatwo mi powiedzieć, o drugim człowieku coś złego. Czasy obecne wyróżniają się łatwością oceniania i oskarżania. Wielokrotnie tak bez przemyślenia w jednej chwili oceniam.
                Roman Polański jak w wielu swych filmach a na pewno w pierwszym wielkim dziele o tytule „Nóż w wodzie” i obecnym o polskim tytule „Oficer i szpieg” rysuje atmosferę permanentnej inwigilacji i emocjonalnego zagrożenia. Polański we wszystkich swoich filmach pokazuje nam postawę jednostki wobec systemu, wojny, czy splotu zdarzeń. Dreyfus ma swojego anioła, który staje w jego obronie, choć nie przejawia do niego sympatii.
                Warto iść, aby być oskarżonym, jednocześnie poczuć się jak bohater z dzieła Kafki.

Yuval Noah Harari w książce Homo deus snuje wizje przyszłości


     
       



    No i co ja mam zrobić panie Harari. Teraz gdy to pisze, zastanawiam się, czy to ja, czy algorytm stworzony w mojej głowie dyktuje mi słowa o pana książce. Jakie algorytmy sterowały pana mózgiem, aby napisać trzy książki o nas ludziach.

                Yuval Noah Harari w książce Homo deus snuje wizje przyszłości. W wieku, który trwa obecnie ludzkość, przybliży się, do osiągnięcia nieśmiertelności. A na pewno na przedłużenie życia o kolejne dziesięciolecia. Cóż biedny szarak z blokowiska mam zrobić? Żyć 140 lat. Tylko, po co? Powtarzać kolejne dni w istnieniu. Rano pić kawę i patrzeć w niebo zasnute smogiem. Setny raz jechać w Bieszczady i zachwycać się widokiem z połonin. To nie dla mnie. Lecz moje zdanie jest nieważne. Świat analogowy czy cyfrowy podejmie za minie decyzje.

                W religii, która towarzyszy mi od urodzenia śmierć jest sensem życia i ja nie chce tego zmieniać. Nie ma na obecną chwilę, we mnie chęci przedłużenia życia. A co mówić o nieśmiertelności. Moja perspektywa zamyka się jeszcze w kilku latach życia i niech tak zostanie. Jeszcze kilka razy chcę się zachwycić górami. Wysłuchać ciekawej muzyki i przeczytać jeszcze kilka książek i nie cierpieć. Tego pragnę najmocniej.

                Strach w moim indywidualnym niepowtarzalnym "Ja" wywołują pana teksty. Mówi pan o końcu szczęścia indywidualnego zastąpionemu przez szczęście zbiorowe. Mamy się stać przedmiotami? Koniec podmiotowości? Dużo tych pytań.

                Z lektury Homo deus wynika, że obecny czas to schyłek epoki analogowej a początek dadaizmu nowej religii, która homo sapiens będzie towarzyszyć  w dalszym płynięciu czasu. Niech się kolejne pokolenia mątwią ja zostaje na ścieżce analogowej, choć algorytmy cały czas śledzą mój analogowy ślad.

                Autor pisze o zmianach poglądowych Homo Sapiens dotyczących - na jakim szczeblu drabiny stoi w porównaniu z innymi bytami żywymi. Ja nadal jestem animistą. Mój pies równy mnie a ja jestem bardzo podobny do niego.

                Darwin pozbawił nas duszy, a dadaizm pozbawia nas osobowości. Nadal mamy Świadomość, która przez naukę nie jest poznana. Autor snuje opowieść podobną do tych, które zawładnęły światem. To historie mające nas utwierdzić w przekonaniu o istnienie bytu tworzącego nasze istnienie. Harari przeczy owemu przekonaniu, dowody, które prezentuje w książce, mnie nie przekonują. Dowodów brak. Nie opowiedział,  skąd wzięły, się prawa fizyki, matematyki i chemii.

                Pozwoliłem sobie przeczytać kilka artykułów z miesięcznika Znak na temat Yuvala Noaha Harariego, w których spotkała autora totalna krytyka, ale czy nie było tak w historii świata, że nowe idee burzące porządek w pierwszej kolejności były krytykowane i odrzucane.

                Warto czytać. To wiem od wielu lat. Tym bardziej poznawać idee takie jak te przestawione przed izraelskiego historyka. Teraz lepiej będzie smakować kawa wypita o poranku w blasku wschodzącego słońca. Zostaje analogowy. 

Linki do pozostałych publikacji  Yuval Noah Harari;

Pan T. człowiek pomiędzy


               





 Zobaczyć jak Bierut pali zioło? Warto. Zapraszam na film Marcina Krzyształowicza Pan T. Obraz przedstawia nam Warszawę lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. To czas głębokiej komuny a w kulturze panoszącego się socrealizmu.  W tej o to scenerii po stolicy a właściwie po swoim wewnętrznym świecie oprowadza nas Pan T. Literat, który ma zakaz publikowania. Władza dba o każdy aspekt życia mieszkańców komunistycznego kraju. Elementy skrajne, nieprzystające do kreowanej rzeczywistości są spychane na margines i takim elementem jest bohater.

                Film to komedia, która nie wzbudza salwy śmiechu po usłyszeniu wulgaryzmu lub zobaczeniu obcinania nogi. To wysublimowany humor. Bez rechotu, ale z wesołym wyrazem twarzy ogląda się kolejne sceny.

                Paweł Wilczak grający główną role znakomicie swoją minimalistyczną grą oddał atmosferę czasów połowy XX w.  Towarzyszy mu Sebastian Stankiewicz, który w filmie jest dla bohatera kontrapunktem.

                Przez cały seans porównywałem film do książki Kafki „Proces”. Czy Józef K. to nie przypadkiem Pan T. Zbyt dalekie porównanie, ale obaj panowie borykają się z problemami, bo nie wpisują się w system.

                Na koniec mam wizję. Powstaje film Pan X. w którym zioło pali Jarosław Kaczyński a towarzyszy mu młody pisarz z zakazem publikacji. Czy ten scenariusz ma sens? Oj może się tak stać, nie dopuśćmy do tego.

                Jeszcze cytat z filmu – „pióra mistrza bym nie odmówił”

Nigdy nie wiemy kiedy jest początek nowego życia


        
- no tak – kreślił po ceracie palcem znaki- teraz to ja wiem, że żyje. – Podniósł głowę, obmiótł wzrokiem brudne ściany. – Umaluje się – znów szeptał. Marzenę poproszę, ona wszystko zorganizuje. Trochę pieniędzy jest. Zamieszkam jak człowiek. Kurczę jak to dumnie brzmi „zamieszkam jak człowiek”. Wreszcie po tylu latach tułaczki po różnych lokalach. Mam swój kąt, mieszkanie. Małą kawalerkę. – Paweł nie spodziewał się, że te kilka ścian, okno, drzwi, mogą przynosić tyle radości. Przeżył kolejny zakręt życiowy, zawirowanie. Wyszedł na prostą i teraz tylko?

– tylko żyć, być i tyle. Jest przy mnie Marzena z nią, chce być – Zamknął z pamięci wydobyć jej widok. Kobieta pełna urody i wdzięku.

- Zachwyciła mnie od pierwszego mitingu. Kiedy wypowiedziała się pierwszy raz – „jestem wdową, niedawno umarł mi maż, ale nie wiem, czy chce przestać pić?”

- od razu wiedziałem, że ona jest dla mnie.

Długo trwało, zanim odważył się z nią zamienić zadnie. Uśmiechnął się pod nosem, przypominają sobie zachowanie swoje, przy Marzenie, był jak szczeniak gotowy na wszystko, każde jej życie dla niego było rozkazem. Wstał od stołu. Obszedł go dokoła by przyjrzeć się ścianą. Zatrzymał się przy oknie. Spojrzał na balkon zasrany przez gołębie. Sąsiad pozwoli na swoim balkonie ptakom założyć gołębnik. Z rozmachu rozpoczęły aneksje i balkonu Pawła.

-muszę odbyć rozmowę z sąsiadem, poetą postarzałym. Niech on coś zrobi. Trzeba je wygnać.

W tym mamonie przyfrunął jeden z „dachowców”. Patrzyli sobie w oczy. Paweł instynktownie zaczął tłumaczyć młodemu gołębiowi, z jakich powodów chce ich pozbawić miejsca na ziemi.

- sracie niemiłosiernie. No wiem, ładnie rano gruchacie i miło się przy tych dźwiękach budzić. Trudno żyć między gównami.

Gołąb spokojnie się przyglądał monologowi Pawła. Ewidentnie nie, zważając na Pawła, planował założenie gniazda na jego balkonie.

- zniszczę wasze gniazda, póki nie ma jaj. Koniec rozmnażania się na moim terytorium. Tu jest moje miejsce, lata tułałem się po spelunach, teraz chce żyć na swoich warunkach. Kurczę a jak tym moim postępowaniem zasmucę sąsiada? Może jego sensem życia są oto te gołębie?

Bez odpowiedzi zostawił te pytania. Ostatnim czasy wiele ich zadawał. Odpowiedzi nie otrzymywał, tak naprawdę nie oczekiwał na odkrycie wyjaśnienia. Odwrócił się od okna.

- trzeba je szpachlować – powiedział, gładząc, chropowatą powieszenie ściany.

– Zajmę się tym jutro, teraz pojadę po Marzenę, niech zobaczy, jakie mam królestwo. Znów odwrócił się w stronę okna. Patrząc na otoczenie, powiedział.

– znów muszę przyzwyczaić się do nowego widoku. Ile już było tych miejsc w moim życiu. Dzieciństwo i młodość to kilka miejsc. W małżeństwo przez lata ten sam widok na kamienice z przeciwka. Nudny widok był. Jak jego małżeństwo. Rozwód tułaczka po spelunach, tam nie było widoków. Była szarość. Leczenie w Morawicy i przepiękny widok z okna.

Co dzień rano czekał na wschód słońca, leżąc na łóżku w trzyosobowej sali. Słońce nieśmiało wychylało się za dachu okazałego domu. Pierwsze promienie odbijały się od szkła szyby. Mrużąc oczy, wywoływał tęcze kolorów. Koledzy jeszcze spali, nieśli dźwięki snu przez pokój. Słońce coraz mocniej wypełniało pomieszczenie. To wówczas wymyślił swoje życie na nowo. Podąża tą drogą kilka lat.

- Dobrze jest – wsparł się na parapecie w nowym mieszkaniu. Na ulicy przechodzili szybko okoliczni mieszkańcy. Deszcz wybijał rytm serca. Słońce schowane za chmurami czekało na lepszy czas.

– Muszę tak ustawić łóżko by promienie słońca, budziły mnie o poranku.

Rozejrzał się po pustym pokoju.

– Nie mam pomysłu na urządzenie tych 30 metrów kwadratowych. Marzena z radością zajmie się tym. Mnie wystarczy miejsce przy komputerze i blisko książek. Spacerował wzdłuż ścian, znów gładził ich szorstką powierzanie. Zamknął oczy.

– Mam swoje miejsce na ziemi. – Przypominał sobie spelunę na Robotniczej – pijany Marek wyganiał mnie rano z zapowiedzią, bez gorzały nie przychodź, nie wpuszczę. Włóczyłem się po mieście, aby zorganizować 5 zł, za które mogłem kupić wódkę z tzw. spirytusu ruskiego a tak naprawdę to, był denaturat. Ilu ludzi ja błagałem o złotówkę. Najśmieszniejsi byli Ci, co chcieli pomagać, kupowali jedzenie, namawiali na leczenie. Pod „Biedronką” często spotykałem młodą kobietę, piękną. Jak mnie ujrzała, kupowała dwie bułki i konserwę, bez słów, podawała i odchodziła. Kurde ja jedzenia nie potrzebowałem, pragnąłem się napić. Wlać w siebie wódę, aby móc dalej funkcjonować. Kiedyś przyszła i nie kupiła nic do jedzenia. Podjechała samochodem, otworzyła drzwi i powiedziała – wsiadaj, jedziemy. Mnie było wszystko jedno. Nie mogłem ustać na nogach, bałem się, że znów dostane padaczki. Dzień był wiosenny, taki przesiąknięty wilgocią, ludzie chodzili po mieście w oczekiwaniu na słońce i pierwsze gorące dni. Wsiadłem.

– Milena mam na imię, czas z tym skończyć. Ojciec mi się zapił ci, nie pozwolę. Mój ojciec to „Kulawy Zenek”  - oznajmiła.

Znałem go od lat, nie wiedziałem, że ma córkę. Zapił się, znaleźli go w łąkach w drodze na Lubianke. Miał protezę nogi, stracił ją na kolei. Był na rencie i pił, a co miał robić? Tak wówczas myślałem. Co można robić na rencie? Poza piciem. To było nieprawdopodobne. Wiozła mnie, nie wiedziałem gdzie, po drodze zapytała mnie, czy mam dowód. Odszukałem w kieszeni i wyjąłem. Uśmiechnęła się do mnie, spojrzała kocim wzrokiem takim samym, jaki ma Marzena. Krucze czarne włosy mają obie i piękny biust, choć Marzena ma swoje lata.

– Chcesz się napić? – Zapytała. Aż podskoczyłem z radości.

– Oczywiście. -Znów się uśmiechnęła. Zajechała pod sklep w Parszowie. Wysiadła. Za chwile przyniosła ćwiartkę to, znaczy dwusetkę żołądkowej gorzkiej. Wypiłem na dwa razy – Wiesz, że to ostatnie picie? – Zapytała. Nie rozumiałem, co mówi. Wspominając to, uśmiechnął się Paweł, spoglądając w lustro w łazience.

– Kolego jedziemy do Morawicy. Masz załatwione leczenie. Jest miejsce. Dziś cię dostarczę na detoks. Nie próbuj uciekać, bo Cię zabije.

-Wyjeżdżając z parkingu, uderzyło we mnie słońce, przymknąłem oczy. Skąd to słońce, przecież to był pochmurny dzień? Nie rozumiałem, co mówi, jakie leczenie. Po chuj, do Morawicy. Do samej Morawicy opowiadała swoje życie, teraz to ja nic z tego nie pamiętam.

Zamykając drzwi do mieszkania, powiedział.

- wtedy pod Biedronką zaczęła się droga do tego mieszkania.

Sapiens od zwierząt do bogów Yuvala Noaha Harariego to opowieść o nas i dla nas








Po „21 lekcji na XXI wiek” Yuvala Noaha Harariego przeczytałem kolejną publikację
"Sapiens od zwierząt do bogów”. Autor w opasłym dziele przekazuje nam swoje dowody, na to skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy.   Książka napisana przystępnym językiem, przeznaczona dla szerokiego gremia czytelniczego.

Harari rozpoczyna wędrówkę po ludzkim bycie od czasów prehistorycznych. Nakreśla nasz wizerunek na tle innych gatunków ludzi zamieszkujących ziemie. Homo Sapiens jest najbardziej ekspansywnym i zaborczym gatunkiem i doprowadza, do wyginięcia innych osobników chodzących na dwóch nogach.  Fakty przytoczone przez pisarza odbrązawiają nasz gatunek, to my jesteśmy największym niszczycielem flory i fauny. Pewnie wiele osób potraktuje to stwierdzenie, jako dowód na istnienie Boga, który wybrał Homo Sapiens do panowania na ziemi. Mnie taki Bóg przeraża,nie ma w nim miłości a wszystkie opowieści, o Stwórcach życia podkreślają o miłość do wszelkiego życia powołanego przez Byt transcendentny . Dochodzę do wniosku, że to Ludzkość stworzyła opowieść o naszej wyjątkowości. A tak naprawdę nie wyróżniamy się biologicznie niczym od pozostałego życia na ziemi. Bóg dał nam świadomość, tym się różnimy.

Nie sięgając po dzieła typowo naukowe, można się dowiedzieć, jaką rolą jest w naszym życiu plotka, że tylko my potrafimy rozmawiać o hipotetycznych sytuacjach, wymyślać historie. To dzięki mitom potrafiliśmy stworzyć społeczeństwa. W przekroju dziejów z przekonania, iż zwierzęta mają duszę do sytuacji, kiedy hodowlę zwierząt zostały odhumanizowane. Osobnym rozdziale filozof zajął się naszym wpływem na ziemie, jako planety i do czego może doprowadzić nasza ekspansja. Kreśli czarny scenariusz, ale również wskazuje na możliwości człowieka i unikniecie katastrofy ekologicznej. Ocieplenie klimatu jest wyzwaniem dla społeczności międzynarodowej, ale udowodniliśmy w przeszłości, iż nie jednokrotnie radziliśmy sobie z podobnymi problemami.

Jako przypadkowi panowie ziemi na przestrzeni wieków wszczynamy kolejne rewolucje, poczynając od agrarnej, poprzez wymyślenie pisma, wynalezienia pieniądza, tekstu drukowanego, bumu przemysłowego, po zdobycze kosmiczne. Stoimy na progu rewolucji z przekazywaniem danych i utratą podmiotowości i wolnej woli. Jak poradzimy sobie z tymi wyzwaniami?

Pokłosiem wszystkich sukcesów ludzi jest ogromny rozwój gatunku Homo Sapiens. W nasze DNA jest wpisane ciągłe dążenie do pokonywanie kolejnych barie.

Cementem rozwoju jest religia, jako twór umożliwiający scalenia społeczeństw dla jednej idee, która przynosi lepsze życie wybranym. Kto opowiada historie, ten ma władze nad ludźmi. Obecnie, kiedy stare religie odchodzą w niepamięć, na scenę wychodzi nowa opowieść, mit, to pokładanie nadziei w stworzenie sztucznej inteligencji dla dobra ludzi. Harari przestrzega, przed takim myśleniem nie daje jednak recepty na rewolucje, która nas czeka.

Lekarstwem na zbliżającą się katastrofę lub jak kto woli rewolucje ( moim zdaniem), jest kolejny raz współpraca. Dla tego wymyślono religie i nurty filozoficzne, by tworzyć społeczeństwa mogące się rozwijać. Czeka nas przyjście kolejnego mesjasza, który uporządkuje wartości. Kultura chrześcijańska idzie w zapomnienie. Islam jest religią nie postępową, więc w przyszłości nie odegra ważnej roli. Mesjasz dla mnie to nie osoba, czy bóg. Musi nadejść rewolucja, która jak zawsze ma swoje ofiary, a pozostali zaczną tworzyć nowego człowieka, aby tylko nie była to istota odhumanizowana.

Matematyka nadal będzie najważniejszą nauką, to dzięki niej będziemy mogli coraz lepiej rozumieć nas samych. Przed nami jest zadanie odpowiedzenie na pytanie, co do jest świadomość i czy mamy wolną wolę.

Traktuje powyższą książę, jako zbiór haseł, nad którymi powinniśmy się pochylić, by nie dopuścić do zagłady ludzkości. Szkoda nas tacy ładni jesteśmy.

Autor sceptycznie odnosi się do istnienia Stwórcy naszej rzeczywistości. Mnie nie przekonał do swojej idei, iż to biologia tylko. Dochodzę do innych wniosków. Wiem, że jest Bóg, a my Ludzie różnie sobie Go opisujemy.

Polecane

Recenzja spektaklu „Dowód na istnienie drugiego”

                                                                                               Zdjęcie TVP        Spektakl „Dowód na i...