Grawitacja to film o samotności w kosmosie





Zasiadłem do oglądania „Grawitacja” tylko ze względu na efekty specjalne i piękne zdjęcia naszej planety zrobione z kosmosu.

                Fabuła filmu jak to ostatnio bywa nie zachwyca.  Scenariusz, kolejna wersja relacji między kobietą a mężczyzną umiejscowiona w tym przypadku w kosmosie. Reżyser Alfonso Curaron zapragnął pokazać nam „nieznośność bytu” w przestrzeni kosmicznej. Swoje przemyślenia filozoficzne umieścił na stacji kosmicznej i w przestrzeni nieprzyjaznej człowiekowi. Wielu autorów umieszczało akcje w nieprzyjaznych warunkach. Kosmos poza nielicznymi próbami jest w tej kwestii dziewiczy.

                Samotność powiązana z prawdopodobną utratą życia jest wdzięcznym tematem do realizacji. Reżyser wykorzystuje do przekazania treści scenariusza jedynie dwojgu wspaniałym aktorom. George Clooneya (Matt Kowalsky) gra typowego bohatera amerykańskich filmów akcji, czyli na pierwszy rzut oka lekkoducha, który aż do bólu jest pragmatyczny. Sandra Bullock (Ryan) gra kobietę z „jajami”, jako zjawiskowa aktorka robi to znakomicie. Kunszt  Sandry Bullock jest największym plusem obrazu.

                Wspaniale film został zrealizowany od strony operatorskie, a zwłaszcza kilkunastu minutowa scena wstępna. Autor zdjęć Emmanuel Lubezki jak wykazał jest znakomity operatorem. Zdjęcia w niewielkich pomieszczeniach są znakomite jak i przedstawienie nieważkości i pożaru na stacji kosmicznej.

                Dla mojego gustu brakuje tzw. głębszej treści. Można było więcej wlać treści o znaczeniach egzystencjonalnych czy ostatecznych. To moje postrzeżenia wynikając ze stanu mojego ducha. Tak więc nie jest to zarzut obiektywny, ale subiektywny.

                Na film warto iść do kina i obejrzeć w formacie 3D.

Zsiadłe mleko z ziemniakami okraszone słoniną

             




  Zaraz po otworzeniu oczów, zrobieniu siku Paweł sprawdził, czy mleko zsiadło się ostatecznie. Czyli musi być gęste jak masło, mieć konstytucje nadająca się do krojenia. Wyszedł na balkon, rozejrzał się po niebie. Na nim ani jednej chmurki. Słońce od wschodu zapowiada żar niemiłosierny.

-oto dziś raj utracony, przychodzi na mój ból. Zjem mleko zsiadłe z młodymi ziemniakami okraszone słoniną i posypane koperkiem- spojrzał na Kafkę wiernego psa- to nie dla psa jedzenie. Choć znając Cię nie zdziwiłbym się, że połknąłbyś i zsiadłe mleko.

Wrócił do mieszkania. Zsiadłe mleko włożył do lodówki. Wrócił do łazienki, aby twarz obmyć z nocnego snu. Od kilku dni śni mu się picie wódki. Mocne chlanie na „mecie”. Spojrzał w lustro zrobiło mu się niedobrze, nie na wspomnienie samego picia, ale kobiet, które odwiedzały przybytek w starej dzielnicy robotniczej. „Metę” prowadził Tadek Wątroba, który bezbłędnie recytował „Pana Tadeusza” Mickiewicza. Tym sposobem zarabiał na kieliszek chleba. Mówił z pamięci jedną z ksiąg i dostawał zapłatę. Kiedyś Paweł postanowi sprawdzić pamięć Tadka. W tym celu przyniósł arcydzieło Mickiewicza. Jakie było jego zdziwienie? Tadek pomijając kilka niewielkich błędów recytował wszystko znakomicie.

Mył twarz zimną wodą, która najlepiej zmywa koszmar nocy. Spojrzał na szczoteczkę do zębów, uśmiechnął się i wyszedł z łazienki.

- nie jestem czyścioch. Pamiętam czasy, kiedy mycie ciała było świąteczną czynnością. Ale ten świat się zmienił. Raz w tygodniu kąpiel w wodzie po myciu barci. Majtki też zmienione w odstępach siedmiodniowych. Teraz kąpiele codzienne, prysznice z myciem dupy po każdym korzystaniu z klopa. To zresztą nieważne. Dziś dzień gajny, jem rarytas dzieciństwa. Najsmaczniej jadł oto danie polskiej swojskiej wsi wuj Jan. Nabierał kopiastą łyżkę ziemniaków głęboko wkładał do ust, zabierał następnie zsiadłe mleko i robił najpiękniejszą czynność, oblizywał łyżkę z każdej ze stron.

Mówił – idz, nie ma nic lepszego na świcie od zsiadłego mleka z kartoflami i okrasą- śmiał się swym szelmowskim uśmiechem.

Siadałem obok niego i jego talerza, wraz z nim jadłem potrawę letnią. Niekiedy i zimą Babcia podawała ziemniaki z mlekiem. Smak letni jest nie do zapomnienia. Muchy odganiane od talerza potwierdzały o wyjątkowości potrawy.

Paweł siedział na balkonie i pił poranną kawę. Tabletka od bólu głowy zaczynała działać.

-może ten gól głowy nie jest spowodowany snami alkoholowymi? A jakimś guzem? Mam guza! Niedługo umrę. – Odruchowo spojrzał w kierunku Kafki, leżący pies nie wiedział, o co chodzi. Paweł automatycznie pomyślał, co będzie z jego pupilem, kiedy on pójdzie do świętego Pietra grać w karty.

Paweł ostatnim czasy żył wspomnieniami z dzieciństwa, letnich wojaży na wieś zabitą deskami, gdzie psy dupami szczekały a wrony zawracały. Wstawał rano pił kawę na balkonie, patrzył z wysokości czwartego pietra na ulice puste. Sytuacja z kwarantanną przysparzała mu wiele kłopotów. Obieżyświat, lubiący podróżować. Teraz zamknięty w swych ścianach, oczekujący przejścia pandemii, czuł się nie swój.

-mogłoby się skończyć to cholerstwo – cedził słowa ze złością – Skończyłem czytać książki Harariego i oto przyszło, o czym autor wspominał. Pozwalają wychodzi raz dziennie do sklepu. Widzisz Kafka- spojrzał kolejny raz na psa- dzięki tobie mogę dodatkowo wychodzić jeszcze 3 razy. Jak zachoruje to będzie kłopot? Wiesz nie mam pomysłu, co wówczas z tobą uczynić. Kto się tobą zajmie?

Wiatr ochłodził kark Pawła. – Powinienem mieć kogoś bliskiego. Przepiłem wszystkie przyjaźnie. Nie będę narzekał i pisał czarne scenariusze- wstał od stolika i poszedł do kuchni, by popatrzeć na stojące w lodówce zsiadłe mleko. Nachylony, opary o drzwi lodówki uśmiechnięty- jak niewiele trzeba by zadowolony być. Wspomnienie dzieciństwa, beztroski.

Zaraz jednak przyszły wspomnienia, które powinny iść w niepamięć. Po głowie Pawła biegały wspomnienie, kiedy wyszedł rano na targ, aby zakupić mleko, na zsiadłe. Oczywiście nieszczęście przychodzi ze spotkanym kolegą na placu targowym. Teraz dokładnie Paweł wie, że to nie znajomy był winien jego pijaństwa, ale jego choroba. Wrócił wówczas po 3 dniach na ogromnym kacu alkoholowym i moralnym.

Odruchowo podszedł do biblioteczki, odszukał książkę, która pomogła mu odnaleźć siebie. Na głos przeczytał tytuł – Anonimowi Alkoholicy - pogładził grzbiet książki-Co ja bym zrobił bez Wspólnoty AA?

Powietrze stawało się coraz cięższe. Muchy pochowały się w swych schronach, cisza poranka w pełnym słońcu.

Wyjął z szafki na zlew siatkę z ziemniakami. Zaczął obierać. Przybiegły wspomnienia. Kiedyś wraz z Babcią szedł w pole zabierali z sobą motyki i koszyk. Kopali ziemniaki, dobrze ocierali z ziemi i wrzucali do koszyka. Pole pachniało latem, stonka otrzepywana z liści ziemniaczanych opadał na redlonke i tam była twardą stopą Babci unicestwiana.  Od wiosny do późnej jesieni chodziła boso. Jej stopy były twarde jak kamień, a zwłaszcza pięty. Skrobała często je nożem, w jakim celu Paweł nie pamiętał. W domu następowało obieranie, polegało nie tylko na pozbyciu się tworzącej się skóry ziemniaka, ale też określenia, kto je będzie spożywał. Część małych nieudanych bylin trafiało na stół świń. Parowane w parowniku, zmieszane z ospą były przysmakiem marketu mięsnego z chlewni. – Ach słonina! To był rarytas, gruba na dwa palce, rozpływająca się w ustach, skwiercząca w rondlu pamiętającym II wojnę światową. Zapach rozchodzący się po izbie, mieszał się z zapachem ziół wiszących na piecu chlebowym, zwłaszcza mięta mocno rozchodziła się po kuchni - szeptał Paweł. Wyjął słoninę z lodówki, na jej widok skrzywił usta, cienka jak skóra biednego zwierzęcia, które zginęło, aby oto on zjadł potrawę przypominającą mu dzieciństwo. Wielokrotnie Paweł zastanawiał się nad sensem przejścia na wegetarianizm. Definitywnie jest przeciwnikiem polowań i łowienia ryb dla przyjemności. Zabijanie, aby adrenalina podniosła ciśnienie krwi kompletnie Pawła nie interesuje.

-i tak przy przygotowaniu prostej potrawy można płynąc myślami po swoim życiu. Wspominać dzieciństwo, pijaństwo, cieszyć się z poznania programu 12 Kroków i przygotowywać się na podjęcie decyzji o zaprzestaniu jedzenia mięsa- snuł opowieść Paweł. Odkąd mieszka sam lubi chodzić po mieszkaniu i mówić sam do siebie. Czy to objaw choroby sierocej?

W Programie 12 Kroków jest wsakzówka jak uśmierzyć wyrzuty sumienia





Wyrzuty sumienia, strach, poczucie beznadziejności, jakie odczuwałem nazajutrz rano są nie do opisania.

Anonimowi Alkoholicy Opowieść Billa str. 5

 

       

 

        Przebudzenie po ostrym piciu. Kiedy słońce zaglądało przez okno a ja kolejny raz poległem w nauce kontrolowanego picia jest nie do opisania.

        Picie rozpoczynałem od ustalenia ilości wypitego alkoholu jak i jaki będę spożywał. Zdarzały się nieliczne sytuacje, kiedy umiałem zachować podjęte zobowiązanie. Takie zdarzenia utwierdzało mnie w słuszności myślenia, że można się nauczyć kontrolować picie alkoholu. Teraz wiem, że to tylko kaprys choroby, a nie moja silna wola.

        Poranki, kiedy nie pamiętałem jak dotarłem do domu. Ogólnie jak spędziłem kilka godzin. Urwany film i szamotanina z myślałem.- „Komu ubliżyłem”, „kto widział moje upokorzenie”, „ile przepiłem pieniędzy”? To były pytania bez odpowiedzi a jeśli nawet to oddźwięk był negatywny.

        Znałem jeden sposób radzenia sobie ze stanem kaca moralnego, kolejna porcja alkoholu. Poszukiwanie ukrytego, gdzieś w domowych zakamarkach. Snując się po mieszkaniu otwierałem kolejne szafki, zaglądałem za łóżko, pod wannę, jednocześnie wyklinałem bliski posądzając ich o zabranie moich skarbów alkoholowych. Fizycznie i psychicznie byłem wrakiem człowieka.  Ze strachem w oczach patrzyłem na swoje dłonie, które coraz mocniej drżały i wpadałem w panikę, że dostane delirium.

        Teraz jestem wolny jak ptak na wietrze. Wstaje rano i kłaniam się słonku lub chmurą, z radością witam nowy dzień pamiętając poprzedni. Bym to osiągnął musiałem się wielokrotnie upodlić, sięgnąć dna.

        Przyszedł ten upragniony dzień, kiedy zakręciłem butelkę i zacząłem szukać szczęśliwego życia. Teraz wspieram się mitingami i rozwojem duchowy, by nie popaść w koleiny stan upodlenia. Program 12 Kroków w prosty sposób przekazuje sposób umożliwiający przerwania tańca alkoholowego.

        Pamiętacie swój ostatni dzień picia?

Dziś są moje urodziny pożegnalna sztuka Tadeusza Kantora

              




Wybrałem się do „biednego pokoju wyobraźni” wraz z Tadeuszem Kantorem. Każdy z nas posiada taki pokój, w którym jesteśmy my i nasza wyobraźnia.

                Tadeusz Kantor wielki dramaturg i malarz w swojej sztuce „Dziś są moje urodziny” opowiedział o sobie jak to zawsze robił, lecz oto spektakl, którego już nie obejrzał. Przed premierą zmarł. Na scenie jak to u mistrza bywa przesuwają się, pojawiają się postacie, które trzeba przyporządkować do życia autora. Tadeusz Kantor robi wiwisekcje ze swojego życia w rocznicę urodziny. Mocnym wspomnieniem jest wojna, zabijanie, niszczenie, nietolerancja. A oto autor w swym autoportrecie oczekuje spokoju, ucieka do swojego biednego pokoju wyobraźni gdzie nadal odbywa się spektakl z jego życia. Nie ma możliwości uciec od siebie. Koleiny raz trzeba przezywać traumy dzieciństwa, młodości, wojny, upodlenia powojennego.

                Nigdy nie żałowałem tych kilku chwil dla twórczości Tadeusza Kantora i ty razem ma podobnie. Warto odwiedzić stronę Ninateka, by pobyć w pokoju wyobraźni, choć biednym, ale jednak.

Ostatnia Rodzina opowieść o geniuszach pod jednym dachem






Obiecaj, że sobie nie nic zrobisz, dopóki Mama jest z nami.

Zdzisław Beksiński – do syna

 

 

                Ostatnia Rodzina jak tytuł filmu wskazuje to opowieść o rodzinie ostatecznej, zanikającej, odchodzącej, film o ostateczności.  Czemu ostatnia? Śledząc dzieje rodziny Beksińskich, w której spotykają się  dwaj geniusze, ale też ich dziwactwa, natręctwa, neurozy. Zauważalnym klejem, spoiwem, tworzącym rodzinę to Zofia Beksińska żona, matka. Cała trójka jest oblana miłością ukrytą. Oto cała prawda o rodzinie ostatniej.

                Rodzina Beksińskich żyje jak inne mikro społeczności na blokowisku. Dom to skromne mieszkanie, bez wyposażeniowych fajerwerków, odkrywając pokój Zdzisława, zauważamy, że znajdujemy się w miejscu wyjątkowy. Podobnie z mieszkaniem Tomka tam powala nas ilość płyt, kaset i taśm. Ich wyjątkowość objawia się obrazami Zdzisława i działalnością Tomka na niwie mediów. Relacje rodzinne są dynamiczne w szczególności pomiędzy rodzicami a Tomkiem. Scena zniszczenia kuchni przez niego wyraźnie to podkreśla.

                Reżyser Jan P. Matuszyński znakomicie zaprezentował nam życie rodziny, w której poślednią role odgrywają dwaj geniusze. Wybrał do ról wspaniałych aktorów, a rola Dawida Ogrodnika jest znakomita. Czuć w niej dynamikę i wewnętrzną walkę Tomka Beksińskiego.

                Oto kolejny przykład, iż w „Chamowie” jak pisał Miron Białoszewski, mogą żyć geniusze.

Polecane

Recenzja spektaklu „Dowód na istnienie drugiego”

                                                                                               Zdjęcie TVP        Spektakl „Dowód na i...