COVID-19 martwi się rozwojem sytuacji

            



   COVID-19 zrobił w dniu dzisiejszym karczemną awanturę. Dzień zaczął się zwyczajnie. Śniadaniem, świeże bułki, kakao. Siedzieliśmy przy stole. Przełączałem kanały to TVP Info, to TVN. Nagle COVID-19 zaczął/a krzyczeć

-a, co to ma znaczyć. Odmrażanie gospodarki, wychodzenie z domu. Macie się bać!

-No wiesz, nie da się tak żyć w zamknięciu. Musimy ruszyć do pracy, zajęć. Świat jest tak ułożony. – Starałem się wytłumaczyć, chaotycznie nie miałem innego pomysłu.

-było już dobrze.  Atakowaliście lekarzy, pielęgniarki, osoby na kwarantannie. Starach rozumiesz, macie się bać. Popełniać błędy. Ale, co to? Naprawiacie błędy. Zaatakuje jeszcze raz- spokojnie tłumaczył/a.

                Spojrzałem za okno. Pogoda diametralnie inna niż wczoraj. Z pięknej wiosny zrobiło się ponure przedwiośnie, przecież mamy maj. Natura igra sobie z nami a COVID-19 nie rzuca słów na wiatr.

-to, co teraz będzie? –Zapytałem naiwnie.

-Natura odpuści - spokojnie tłumaczył/a- znaczy na chwile. Musicie znów poczuć siłę sprawczą. W kanałach informacyjnych na całym świecie będziecie bębnić o zwycięstwie, a my wraz z Naturą uderzymy jeszcze raz. W jaki sposób nie powiem Ci.

- tyle osób umarło. Kryzys gospodarczy doprowadzi do ubóstw, śmierci wielu ludzi. Głód znów będzie w krajach biednych powszechny, wojny o wodę staną się codzienną rzeczywistością. To mało?

-to nic.- Gryzł/a chrupiącą bułkę, kupioną rano w piekarni, po odczekaniu swojego przed sklepem, w rękawiczkach i maseczce – Natura pragnie by 25 % procent bogatego społeczeństwa globu poczuło strach. Czym więcej środków będziemy musieli przeciw wam użyć tym większe będziecie ponosić konsekwencje. Mówiłem/a Ci o suszy, braku wody. Do tego trzeba dołożyć następne kataklizmy. Może szybciej przyjdzie kolejna epidemia. Za dużo mówię.- Machnął/a ręką na znak niezadowolenie- przyjmiesz następnego Koronawirusa pod swój dach?

-ciebie polubiłem. Nie wiem.

-macie szpital jednoimienny. Radzicie sobie. Tylu ludzi zaangażowało się w pomoc szpitalowi. Szkoda, aby tu się stała większa tragedia. To nie ode mnie zależy. Natura ma swój plan ja jestem tylko wykonawcą.

-To jest piękne tylu wspaniałych ludzi mieszka w Starachowicach. Piękno to dobro, przekazane drugiemu człowiekowi. Dumny jestem ze starachowiczan. Nie spodziewałem się takiej atencji.

-też się nie spodziewałem – odrzekł COVID-19 – raczej myślałem o agresji. Powinniście napadać lekarzy jak w innych rejonach kraju, a wy zbieracie jakieś grosze na chorego medyka.

- wiesz nie takie grosze. Już parę tysięcy jest

-cisza! Co ty taki hardy dziś jesteś? Za dużo w dupie? Myślisz, że nie mogę zmienić postanowienia wobec ciebie. Zaraz mogę wejść w twój organizm i zobaczysz, jaka we mnie tkwi siła.

- nauka udowadnia mi, że jest stwórca tego świata i nie boje się odejścia z niego. Przejdę do kolejnej strefy. Ja nie wierzę w boga. Ja wiem, że On jest.

-tu w Polsce jest jeden plus. Polityka – zmienił temat rozmowy Koronawirus.

-źle się dziej. Będzie dyktatura?

-mam taką nadzieję!!!

-wprowadzają cenzurę. Zakazują puszczania utworu Kazika- ze smutkiem powiedziałem. Zbierałem okruchy ze stołu. COVID-19 wstał podszedł do okna.

-Jarosław Kaczyński nam pomoże- powiedział spoglądając w dal.



Oto linki do innych rozmów z COVID-19

https://roberttof.blogspot.com/2020/04/od-dzis-mow-do-mnie-covit-19.html

https://roberttof.blogspot.com/2020/04/pandemia-na-spacerze.html

https://roberttof.blogspot.com/2020/04/pandemia-moj-nowy-czonek-rodziny.html

Najwyższy punkt Starachowic


                 


Po okresie, kiedy w Starachowicach działały kopalnie pozostał najwyższy punkt miasta. Wzniesienie na wysokość 299 n.p.m., znajduje się po północnej stronie miasta. Ostaniem czasem opisywałem moje wspomnienia związane z parkiem im. Stefana Żeromskiego i hałdą szlaki. Te miejsca też są związane z przemysłem w Starachowicach. Obecnie, gdzie jest park miejski kiedyś znajdowała się kopalnia szybowa Herkules a szlaka to odpad po wytopie rudy żelaza.
                Kopalnia, bo tak nazywamy to miejsce, które obecnie opisuje to hałda utworzona z ziemi wydobywanej z szybów kopani majówka 1, 2, 3, 4, a także Herkules i Henryk. Większość kopalni w naszym rejonie stosowały metody odkrywkowe a najpopularniejsza to metoda smugowa.
                Kiedy wraz z rodzicami przeprowadziłem się na Majówkę. Do bloku, który zapoczątkował wielki projekt miejski kończący się na ul. Murarskiej. Było kwestią czasu, kiedy dotrę w miejsce po kopani rudy. Stało się to w zimie. Wzniesienie wykorzystywaliśmy do jeżdżenia na sankach, nartach, osobiście jeździłem na pakarynie. Takich miejsc w miesicie do długiego zjeżdżania za mojego dzieciństwa było trzy. Park miejski, hałda kopalniana i górka gdzie obecnie znajduje się szkoła ZDZ. Bynajmniej te odwiedzałem w czasach, kiedy dziecko nie było zganiane do domu.
               Zjeżdżanie na pakarynie nie było lubiane przez narciarzy, twierdzili, że łyżwami niszczyłem wyślizganą powierzchnie. Po jakimś czasie odkryłem piękno przychodzenia na wzniesienie podczas zachodu słońca. Przy sprzyjającej pogodzie, pięknie rysowało się pasmo gór świętokrzyskich, zarys budynków Skarżyska Kamiennego, i zamku w Iłży. Siadałem w samotności i rozmyślałem o przeszłości grodu, w którym się urodziłem i do dziś mieszkam. Oto miejsce, które zaczęto usypywać w połowie XIX w a wcześniej niedaleko mojego miasta dymiły dymarki, wydobywano krzemień i ochrę. Starachowice są skąpane zielenią. Można obserwować wynurzające się punkty Starachowic i rozpoznawać dzielnice, czy charakterystyczne miejsca. Najbardziej przyciągającą uwagę budowlą jest wieża ciśnień, stojąca na terenie przemysłowym. Nigdy nie była użytkowana. Wśród ruin po kopalnianych poszukiwaliśmy wejścia do korytarzy. Snuliśmy opowieści, co może się znajdować w czeluściach. Mieliśmy przekonanie, że kopalnie wokół Starachowic są połączone korytarzami. Moja wyobrażania niejednokrotnie prowadziła mnie po zakamarkach sztolni. To z tamtej wysokości pokochałem ten gród niewyróżniający się niczym od innych podobnych miejsc. Miłość nie jest racjonalna. Na niewielkim stawie ślizgaliśmy się na łyżwach, a latem wsłuchiwaliśmy się w rechot żab.  Często organizowaliśmy spotkania. Paliliśmy ogniska, piekli ziemniaki. Pili tanie wino wyprodukowane w Bodzentynie.
                Na terenie usypiska szlaki jest tablica o historii tego miejsca, może podobna powinna stanąć u podnóża najwyższego wzniesienia w Starachowicach. Opisać ruiny budynków, wskazać gdzie były szyby wentylacyjne.
                Pod koniec XX w były plany wykorzystania materiału, z którego usypana jest góra do produkcji cegieł. Do realizacji nie doszło i bardzo dobrze.

To nie jest kraj dla strych ludzi film braci Cohen










Zasiadłem do oglądania kolejnego amerykańskiego filmu nakręconego w konwencji westernu. Bracia Cohen to duet reżyserski, który już wielokrotnie udowodnił, że wie, na czym polega kręcenie filmu.
„To nie jest kraj dla strych ludzi” zaczyna się banalnie jak większość filmów o walce dobra ze złem. Oto główny bohater znajduje się w czasie i miejscu, w którym nie powinien być. Z tego powodu grozi mu śmierć. Konsekwencje jego postępowania ponosi również jego rodzina.
W drugim planie toczy historia odchodzącego na emeryturę szeryfa, który ma dość ścigania zbrodniarzy. Walka dobra ze złem nie toczy się tylko pomiędzy szeryfem i bandytami, a także na linii przypadkowych bohaterów, którzy muszą podejmować decyzję między dobrem i złem. Psychopatyczny morderca, ustanawia granice życia i śmierci. Dla niego rzut monetą jest rozwianiem w kwestiach ostatecznych.
Szeryf odchodząc na emeryturę wie, iż jego starania jak i poprzedników o utrzymaniu porządku nie mają znamion sukcesu. Przegrali ojciec i dziadek. Oni oddali życie w imię prawa a on woli przeżyć wiedząc, że poświecenie nie ma wpływu na biegnące życie. Ameryką z drugiego planu rządzi mafia, narkotyki i pieniądze pozyskane w drodze przestępstwa. Szeryfa gra Tommy Lee Jones robi to znakomicie jak i Javier Bardem w roli mordercy na zlecenie.
Film zmusza po obejrzeniu do zastanowienia na ile zło tkwi we mnie? Jak dalece się znam i co mogę zrobić, aby posiadać więcej. Materialność życia prowadzi do zbrodni. Posiadanie za wszelką cenę niweczy lata życia w uczciwości.

Prawiek i inne czasy sztuka na postawie prozy Olgi Tokarczuk








Młynek jest takim kawałkiem materii, w którą tchnięto ideę mielenia. Młynki mielą i dlatego istnieją.

Olga Tokarczuk,  Prawiek i inne czasy,

               





                Kwarantanna to słowo ostatnim czasem bardzo często wypowiadane. W nim zwieramy naszą obecną sytuację.  W moim przypadku, kwarantanna jest odbywana.

                Korzystam z owej niespotykanej sytuacji. Dziś wykorzystując stronę Ninateka, obejrzałem spektakl Prawiek i inne czasy w reżyserii Piotra Tomaszuka na postawie prozy Olgi Tokarczuk.

                W spektaklu autorzy adaptacji skupili się na czasie i przestrzeni, czyli głównym temacie powieści Olgi Tokarczuk.  Każde istnienie, które dotyczy  rzeczy, jest umiejscowione w czasie i przestrzeni. Prawiek osada ma swoje miejsce i czas.  Mieszkańcy podążają w czasie i przestrzeni w określonych granicach, za którymi świat Prawiekowy kończy swoją bytność. Kolejne światy są niedostępne dla bohaterów spektaklu. Jedynie Ruta podejmuje ryzyko opuszczenia centrum wszechświata. Jaki był finał jej wędrówki, nie poznajemy. Swoim sposobem Olga Tokarczuk miesza rzeczywistość z fikcją, wplątuje w to magie. Te trzy elementy towarzyszą człowiekowi od czasów, kiedy zaczął abstrakcyjnie myśleć. Dowiadujemy się, że bóg został stworzony z dwóch substancji jasności i ciemności jak dwa strumienie przepływające przez Prawiek tworzą rzekę. Bóg wychodzi z centrum wszechświata, który znajduje się w Prawieku, aby tworzyć kolejne światy. Praca, którą wykonuje, jest prosta, bez spektakularnych sukcesów w jednym z nich bóg się topi, w innym czuje się osamotnionym, prace wykonuje nie rzetelnie, odczuwa bojaźń. Kolejnych kręgach wszechświata bóg daje życie człowiekowi, który nazywa rzeczywistość i nadaje jej sen. Hrabia Popielski wraz z Rabinem mają jednak wątpliwości i zadają pytania;

-skąd idziemy?

-czy można poznać coś do końca?

-jak żyć?

-dokąd zmierzamy?

                Piotr Tomaszczuk i Olga Tokarczuk nie odpowiadają na to pytanie. Każdy z nas musi szukać odpowiedzi. Za każdy razem, kiedy przysiadam obok tych pytań i kreślę znaki na piasku. Nigdy rysunek się nie powtarza. To pytania bez odpowiedzi. Zadawanie ich jest naszym obowiązkiem, by nadać sens życiu, które płynie w czasie i przestrzeń. Młynek mieli ziarna kawy i nie ma w obowiązkach zachwycania się jej aromatem. My mamy pytać i nie oczekiwać odpowiedzi. Otrzymamy ją, kiedy przekroczymy wszystkie kręgi. 




Spacerkiem po szlakowisku


               






 Polubiłem wspominać charakterystyczne miejsca Starachowic,  takim obiektem jest szlaka zgromadzona po wytopie żelaz w pobliskiej hucie, nazywana przez starachowiczan wielkim piecem. Obecnie góra szlaki jest w miarę zagospodarowana, a ulica biegnąca wzdłuż nasypu ma nazwę związaną z odpadem poprodukcyjnym. Huta XIX i początkach XX w, była głównym zakładem w mieście. W okolicznych lasach wydobywano rude żelaza, a w zakładzie w dolinie rzeki Kamiennej wytapiano żelazo. Od 1899 do 1968 gromadzono szlakę, która stała się sporą górką w centrum miasta.
                Moje pierwsze wspomnienia z gruzem szlaki powiązane są z parkiem miejskim, który w dziecięcych latach był miejsce zabaw. W wieku 6-7 lat pierwszy raz opuściłem granice parku i mijając ulicę obecnie Pileckiego, dotarłem do szlakowiska. Wówczas był to teren bez roślinności.
                Nadawał się znakomicie do zabawy. To tu urządzaliśmy gonitwy, zabawy w chowanego, rozgrywaliśmy batalie wojenne. Odkryliśmy dwie niewielkie jaskinie, w których mogliśmy chronić w czasie niesprzyjających warunków atmosferycznych. Od huty biegła linia kolejki wąskotorowej. Przez krótki czas stał tam platforma, udało się nam ją uruchomić. Robiliśmy krótkie przejażdżki. Niestety szybko wróciła na teren huty. Często siadaliśmy na szczycie. Przed nami roztaczał się widok wielkiego pieca i nowego zakładu odlewni. Teren za rzeką był odległy i niedostępny. 




                Teraz szlakowisko mocno zarosło brzózkami, co zwiększyło urok tego miejsca. Rozsiane ławki zachęcają do odpoczynku. Ze szczytu widok podobny jak przed laty. Choć nie ma już w okolicy wytwórni oranżady, do której można było, biegnąc w przerwie od  zabawy i za grosza zaspokoić pragnienie. W miejscu nasypu ziemnego stoi okazały budynek handlowo- usługowy. Jeżeli dobrze pamiętam, w 1983 roku al. Manifestu Lipcowego (Armii Krajowej) szła demonstracja przeciw władzy. Z szlakowiska i z nieistniejącego nasypu przyglądałem się wydarzeniu. Brak było we mnie odwagi, by w niej uczestniczyć. 



                Jedna rzecz się nie zmieniła, ogromne ilości śmieci. Teraz więcej jest foli, kiedyś to papiery fruwały po szlakowisku. Niezmiennie wiele jest butelek po spożytych trunkach. Kiedyś również spożywałem tu alkohol. Z butelką wina siedziałem skierowany w stronę nowego budynku komendy  milicji. Ulica Na szlakowisku była w latach osiemdziesiątych torem mini karowym. Odbywały się tu zawody rangi krajowej. Nasze miasto reprezentowali harcerze.
                Czas odwiedzić najwyższe wzniesienie miasta.

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...