Zabawa w Nałęczowie. Rozdział 2

                                                                      Zdjęcie z internetu 

 
 Rozdział 1

 

                 

Iwona składała pranie. Lubiła robić tę prostą czynność, wąchać czyste ubrania, pachnące płynem do płukania. Od kilku dni myśli o Pawle, którego poznała na zabawie w Nałęczowie. Z Wiesiem rozstała się, od początku czuła, iż to nie jest facet dla niej. Narcystyczny Wiesiek, zapatrzony w siebie, pragnący zaspakajania swoich potrzeb erotycznych, łącznie z fantazjami seksualnymi, tak odmiennymi od potrzeb Iwony. Chciał się kochać różnych dziwnych miejscach. Parkach, lasach, samochodzie. Iwona nie ma takich potrzeb. Lubi ciepłe łózko z czystą pościelą, z lekkim światłem.

- to nie ma sensu. Dobrze, że się rozstaliśmy. Wiesiu dobry, jest, ale nie dla mnie. Zadzwonię do Pawła, może on stajnie się moim facetem – Iwona jest samotna od kilku lat. Wdowa. Śmierć przyszła nagle, cały poukładany świat legł w gruzach. Poczynając od finansów, wychowaniu nastoletnich dzieci, miłości, która była pomiędzy nimi pomimo 22 lat małżeństwa. Marek był dobrym mężem, pełen czułości, roztropności, dający poczucie bezpieczeństwa. Iwona zdaje sobie sprawę, iż już nie spotka takiego faceta jak Marek. Paweł ma to o coś. Tak Iwona myśli. Kiedy szedł parkingiem,  w ich stronę poczuła ciepło w podbrzuszu, drganie mięśni.  Wysoki blondyn, idący sprężyście pomimo brzucha, który niszczył cały piękny wizerunek. Kiedy odezwał się na przywitanie, Iwona, aż zadrżała, mocny męski głos. Choć donośni to jednak z nutą aksamitu, delikatności.

- zadzwonię – snuła opowieść – umówię się z nim, może to Paweł ofiaruje mi szczęście, którego pragnę. Mam dość samotności. Czas zająć się sobą. Dzieci wychowałam, usamodzielniły się. Mam jeszcze potrzeby- mówiąc to, myślała o erotycznych uniesieniach, której jej brakuje, bez udziwnień, erotycznych wariactw – usnąć i obudzić się w ramionach kochanego faceta. Tyle lat bez faceta, seks z wibratorem, choć doprowadza do orgazmu, nigdy nie zastąpi dotyku skóry spoconej, drżących  ramion, przyspieszonego oddechu, sapania. Potrzebuje mężczyzny blisko siebie jak najbliżej. Jakby się dzieci dowiedziały, że wchodzę na erotyczne portale i na kamerkach bawię się z chłopami! Wstydzę się tego – usiadła w fotelu, pogładziła się po piersiach. Chodzi w  mieszkaniu bez biustonosza. Sutki stwardniały – nie teraz, muszę to skończyć z tym zaspakajaniem sama siebie. Przecież wielu facetów ze mną chce uprawiać seks. Czas się odważyć. Z Wiesiem to nie miało sensu. Nic do niego nie czuje, seks potrzebuje uczucia, choćby zauroczenia. Wyciągnęła telefon, odszukała numer Pawła, którego zapisała jako „Pawełek”. Uśmiechnęła się. – Nazwałam go jak ten batonik, słodki i z alkoholem. Potrzebuje szaleństwa, to da mi Paweł. Wybrała numer.

- słucham – mocny tembr głosu usłyszała w słuchawce

- cześć Paweł, z tej strony Iwona

- o! Masz mój numer telefonu

- obiecałam, że się odezwę

-bardzo się cieszę. Nie ma dnia, kiedy bym nie myślał o tobie. Zawróciłaś mi w głowie

- przestań! Prawie się nie znamy

- i o to chodzi. Jest zauroczenie, trzeba się poznać – Paweł poczuł, jak mu drży głos. Ręce spocone, trudno mu utrzymać telefon. Zadzwoniła. Stracił, nadziej, że Iwona się odezwie. Minęło kilka tygodni, jak się rozstała Wieśkiem.

- rozstałam się z Wieśkiem i się odzywam. Zgodnie z umową – podkreśliła

- jestem przeszczęśliwy. Chce cię zobaczyć, rozmawiać. Mam nadzieję, iż w tej sprawie dzwonisz

- tak. Chcę się z tobą spotkać, pogadać. Chcę słuchać twoich opowieści, tak pięknie mówisz o sobie, swoich poglądach, ludziach. Mówisz jakoś inaczej, jesteś  mądry.

- nie przesadzaj. Głupi jestem jak spora część społeczeństwa świata, taki nieudacznik, ale z dobrym serce. Wiesz, a ja lubię przy tobie mówić o sobie, dzielić się swoimi troskami, bólami, rozterkami.

- świetnie.

- Iwona, aby nie przedłużać rozmowy telefonicznej – Paweł nie cierpi rozmawiać przez telefon. Po kilku zdaniach pragnął zakończyć rozmowę – po prostu umówmy się.

- oczywiście. Mam nawet plan. Spotkajmy się w tej włoskiej cukierni koło banku. Powiedzmy juto o 17. Sobota jutro, mam nadzieje, że masz wolne.

- pasuje. Do siedemnastej. Cześć – Paweł się rozłączył.

Iwona miała niedosyt rozmowy. Głos Pawła ją powala. Zapragnęła kochać się z nim. Całować jego ciało, ugryźć sutki, podrapać plecy, lizać. Być dziką kochanką. Rozglądała się po pokoju, który nazywany był w mieszkaniach w bloku jako duży. Cały w bieli, taki kolor kocha Iwona, czystość ścian, jasność mebli, tzw. meblościanki. Z dużą roztropnością upiększa swoje mieszkanie, dwa pokoje z kuchnią na drugim piętrze bloku. Mieszka tu już od 20 lat, polubiła osiedle, mieszkańców, których głównie zna z widzenia. Bezpiecznie i cicho jest na osiedlu. Tu wychowała dwie córki, obecnie studentki, samodzielne odważne kobiety. Marek, mąż, który był całym jej świtem. Długie 22 lata razem. Spojrzała na ich ślubne zdjęcie wiszące na ścianie w kremowej ramce.

- Marek, ja nie chcę być sama, wiesz o tym dobrze, brakuje mi… Nie chodzi o seks, chodzi o to coś, co zauważyłam u ciebie, wtedy nad zalewem. Młodzi byliśmy. Ty od początku chciałeś mnie poderwać. Pamiętasz? Szybko dałam Ci kosza. Ty dalej o mnie się starałeś. Twój upór był niesamowity. Wybrałeś mnie dziewczynę ze wsi, zakompleksioną, bojaźliwą. Miałam szczęście – dotykała ramek zdjęcia, szukała ciepła, czułości, dotyku.

Paweł odłożył telefon, wrócił do czytania. Odrzucił książkę na biurko, nie umiał się skupić. Stracił nadzieję, iż Iwona zadzwoni a tu taka sytuacja — świetnie, spotkam się z nią w tej urokliwej, małej kawiarence, zjemy ciastko, a może i lody, w zależności od pogody — Prmia Vera to miejsce, gdzie często chodzi z Marzeną. Tym razem spotka się z Iwoną – nie miałem nadziei, długo po rozstaniu z Wieśkiem czekała na skontaktowanie się ze mną – wstał, podszedł do lustra w łazience. Pogładził włosy – gdzie tu się na teraz obetnę, skrócę włosy i tak dalej, wszędzie zapisy. Cholera – zaklął na swoją niezdarność. Dbałość o  wygląd zawsze odkłada na ostatnią chwilę – miałem iść do fryzjera już tydzień temu. Cholera. Palant ze mnie, a nie amant. 

Co dalej  wydarzy się? Jaka chemiczna reakcja zadziała między Pawłem i Iwoną?

 

Dbajmy o swoje miasto

 

                                                                                                                                                       Zdjęcie Starchowice-net  

 

Kolejny raz napiszę slogan, który towarzyszy mi od początku pisania felietonów o naszym kochanym mieście. Grodowi w pięknej okolicy. Wśród wstęgi rzeki Kamiennej, lasów pełnych jagód, grzybów i płowej zwierzyny. Ten slogan to – nasze miasto pięknieje. Teraz trzeba wrzucić kamyczek do ogródka. Może nawet kamyk. Po odnowieniu placów, parku, wybudowaniu fontann, skwerów przyszedł czas na zadbanie o miejsca odnowione.      Pierwszym wielkim projektem, który został odnowionym, jest Rynek, najstarsza część miasta. Zaprojektowana z rozmachem. Obecnie, spacerując wzdłuż starych kamienic, próbując usiąść na ławce, widzimy, że od dawna nie przechadzał się tędy gospodarz, administrator tego miejsca. Można teraz obserwować powstałe wady, usterki, wandalizmy. Z miejsca, które kiedyś powstało jako wizerunkowe, przemienia się w stary rynek z obskurnymi kebabami i pijaczkami sikającymi w bramach. Czyżby służby odpowiadające za naprawy, remonty, porządki nie zaglądały do Wierzbnika?

W poprzednim felietonie pisałem o potrzebie utworzenia stanowiska ogrodnika miejskiego, który zadbałby o tereny zielone w Starachowicach. Mamy odnowiony park, wiele skwerów, które zamieniły swoje oblicze. Niestety, o ich pielęgnacje dbają służby, które nie mają najmniejszego pojęcia, jak podejść do tematu gospodarki terenami zielonymi. Kto pamięta o kwietnych łąkach? Już nie istnieją. Spowodowane jest to nieumiejętnością pielęgnacji kwitnących pięknych trawników. Nadmienię, że widziałem w wielu miastach kwietne łąki, które cieszyły oczy, przyciągały pszczoły, motyle i powalały zapachem. W naszym mieście niestety zachwaszczono to miejsce.

Spółdzielnia Starachowiczanka to ona głównie dba o tereny zielone. Robi to kompletnie bez wiedzy, sensu i po łebkach. Samo wykoszenie wysokiej trawy, skrócenie krzewów czy przycięcie żywopłotów nie wystarczy. Potrzeba naprawić chodniki, zdewastowane przez chuliganów lub uszkodzenia wynikające z użytkowania, ławki reperować i odnawiać. Czystość i schludność terenów miejskich będzie odstraszać wandali. Oni wolą miejsca, gdzie bród i dewastacja jest na porządku dziennym. Zresztą mamy monitoring miejski i straż, która odpowiada za porządek w grodzie.

Starachowice obok pięknych miejsc zielonych mają strefy, gdzie beton to główny materiał wykorzystywany do zagospodarowania terenu. To, co zrobiono z Rynku, terenu wokół dworca wschodniego i to, co się robi wokół dworca zachodniego, jest przykładem braku wizji rozwoju zielonego miasta. Każde drzewo, trawnik jest na wagę złota. Podobnie ma się rzecz ze wszystkimi strumykami i akwenami wodnymi.

Zastanawiam się, w jakich obszarach Prezydent Marek Materek będzie szukał oszczędności. Przyszłoroczny budżet wymaga podniesienia drastycznie podatków i oszczędności. Moim zdaniem przyszedł czas na decyzje, które są niepopularne wśród mieszkańców. Myślę tu o likwidacji szkół. Nadszedł czas na zamknięcie jednej z nich. Miasto pustoszeje, młodzi ludzie opuszczają, Gród Stara co za tym idzie, mamy mało dzieci w wieku szkolnym. Bliskość trzech szkól 10, 11 i 12 daje możliwość zamknięcia jednej z nich. Finansowanie komunikacji miejskiej wyłącznie z podatków w przyszłym roku trzeba będzie zawiesić. Zapewne plany inwestycyjne na najbliższe lata zostaną  mocno okrojone. Budowa nowych budynków przeznaczonych na mieszkania zostanie przesunięta w terminie. W szczególności myślę tu o terenie po byłym szpitalu. Ceny ogrzewania miejskiego od nowego roku poszybują. Ceny dostaw wody do mieszkań również sięgną kosmosu. Przyszedł czas sprawdzenia, jak sprawnym i umiejącym podejmować trudne decyzje, jest Marek Materek. Przyszły rok to czas wyborów, błędne decyzje Prezydenta mogą odbić się na decyzjach wyborców i to nie tylko w naszym mieście, ale również w całej Polsce, gdzie powstają komitety Marka Materka. Komitet ów rozrasta się bardzo szybko. Zaskoczony jestem takim obrotem sprawy. Ewidentnie włodarz Starachowic mierzy wysoko. Myślę, iż posłowanie nie jest ostatnim etapem politycznej kariery Marka Materka. Kibicuje mu i obawiam się przegrzania atmosfery wokół niego, a co za tym idzie, tego, że zacznie popełniać błędy.

Spalarnia to temat, który rozgrzewa mieszkańców Starachowic. W obecnie trudnym czasie gospodarczym i finansowym budowę takiego obiektu trzeba oddalić w czasie. Przy obecnych cenach koszt wybudowania spalarni wzrasta o 30%. ZEC nie udźwignie takiej inwestycji.



Zabawa w Nałęczowie. To nie tak miało być.

               

 

                                                                                                                                                                        Zdjęcie z internetu

 

          Dźwięk dzwonka telefonu wyrwał Pawła z drzemki poobiedniej. Od jakiegoś czasu zaczął przysypiać po swoim skromnym posiłku. Od kiedy jest sam, gotuje sobie, żurki, pomidorowe, krupniki i inne zupy. Odeszła mu ochota na przygotowaniu  obiadów bardziej wykwintnych. Przychodzi z pracy, otwiera zamrażalnik, wyciąga zamrożony kawałek żeberek, z większą zawartością kości niż mięsa i gotuje zupę z pierwszej myśli, która przebiega do głowy. Drzemał, marzył o zmianie swojego życia. Wyrwania się z zapaści, nijakości. Został sam. Tak chciał. Rozwód potwierdził jego status. Dzieci zapomniały również o nim, jak i on lat temu wiele zapomniał o rodzinie. Samotność to dla Pawła stan pożądany. Bycie samemu i niebranie za nikogo odpowiedzialności, życie samemu dla siebie. Tego potrzebował i to otrzymał w darze za swoje egoistyczne życie.

                Spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Marzena, wdowa to trzeba podkreślić. Kobieta, która intensywnie szuka faceta. Paweł nie raz zastanawiał się, czy szuka kogoś dla rozrywki, seksu,  a może partnera, z którym będzie dzielić nie tylko łoże.

- Cześć – powiedział

- No, cześć – powiedziała Marzena głosem, z którego wynikało, iż coś je. To Pawła wkurza. Marzena rozmawiał na systemie głośnomówiącym. Umożliwiło to czarnowłosej madonnie zajmowania się innymi czynnościami niż tylko dialogiem. Paweł lubi być skupionym na wymianie zdań, w których zawarte są poglądy. Rzadko rozmawia i dla niego każde zdanie wypowiedziane i wysłuchane jest ważne. Nie lubi bylejakości w rozmowie.  Przekaz słowny i wsłuchiwanie się jest kwintesencją relacji

– Co robisz w sobotę – bez ceregieli Marzena zapytała Pawła.

                Co on może robić w sobotę? To samo co w niedziele, środę, czy inny dzień tygodnia.

 – No. Wiesz, ja nigdy się nie nudzę i będę zajmował się ciekawym rzeczami – odpowiedziało Paweł zły na pytanie i mlaskanie Marzeny – zresztą co to za różnica. Będę robił, co będę robił. Mam kupioną nowa powieść Olgi Tokarczuk. Pochłonę ją w  jeden dzień. O to będę robił – powiedział Paweł, jakby sam chciał się przekonać do tego. Czuł podskórnie, że Empuzjon to słabe dzieło Noblistki.

- No – powiedziała Marzena – nie lubi słyszeć w słuchawce tej pewności. Po tym „No” Paweł już wie, iż koleżanka zaplanowała im wieczór. Znajomość ich trwa od lat. Zaczyna się i kończy na kolacji i potańcówce. Nic poza tym. Paweł nigdy nie występował z propozycją spędzania  razem nocy, a Marzena nie dawała sygnałów, że jej na tym zależy. – No. Mam propozycje. Jedziemy do Nałęczowa na zabawę? Tam wiesz do tego zajazdu.

- Po pierwsze pod Nałęczowem. Po drugi to daleko. Po trzecie z kim.

- ok. Cały Paweł. Jadą Beata, Sławek, Wiesiek i jego nowa dziewczyna Iwona – to grono znajomych Marzeny, z którymi niekiedy spotyka się również Paweł. Wszyscy  w zbliżonym w wieku. Czyli 50 +.  Po przejściach życiowych. Pełni energii. Beata prowadzi własną działalność gospodarczą, ma szwalnie, Paweł nawet nie wie co w niej szyje. Zajęta pracą, ale też lubiąca iść na całość. Wolna to znaczy spotykająca się ze Sławkiem prawie sześćdziesiąt letnim rencistą. Związek, który ma ogromne rozbieżności finansowe. Beata sponsoruje Sławka. Oto ona elegancka, pachnąca jaśminem. W kreacjach powalających. Paweł był gotów pobiec za nią na najmniejsze jej skinienie. Niestety Beata sprawia wrażenie nie dostrzegać Pawła. Dziwił się, że wybrała Sławka, który nie jest przystojny, ubiera się nijak i zapach roznosi nieprzyjemny. Czemu oni są ze sobą? Zadawał Paweł sobie to pytanie dość często. Wiesiek to  oryginał. Inżynier od siedmiu boleści, który nie zna tabliczki mnożenia. Ubrany w kolorowe koszule, oczywiście w dziurawych spodniach. Będzie z nową dziewczyną. Chyba trzecia w tym roku.

- Nie wiem.  Powiedz, w jakim stopniu ty chcesz, abym pojechał. Może jest ostatnim, do którego dzwonisz?

- Paweł przestań – mocno zaintonowała głos Marzena, jednocześnie przypalając papierosa. Paweł wyobraził sobie, jak stoi na tarasie. Piękne to miejsce, pełne kwiatów, dobranych, aby kwitły od wiosny do jesieni. Zapach otacza człowieka jak ubranie. Chodzi, stałby nagi, nie czułby tego. Paweł zamęczał Marzenę  na temat kwiatów. Sam nigdy nie wyhodował żadnego.  Mieszkanie było ich pozbawione – zadzwoniłam do ciebie pierwszego – Pawłem poczuł napływ pychy. Uczucia, które mu towarzyszy od zawsze. Zdawał sobie z tego sprawy, ale nie czuł się z tym źle?

- O której mam przyjechać po Ciebie? – zapytał, chcąc zakończenia rozmowy. Słyszy w słuchawce, jak znów zaciąga się  papierosem. Wręcz czuje smród dymu nikotynowego. Od lat nie pali i bardzo przeszkadza mu dym.

- tradycyjnie o 16. Napijemy się kawy na tarasie, nawdychasz się zapachów, podładujesz akumulatory i pojedziemy

- kiedy ja będę wdychał aromaty ty mnie otoczysz mgłą papierosową

- przestań, zaczynasz! Nie będę przy tobie palic.

-do soboty – nie czekając na odpowiedzi, Paweł się rozłączył. Przedłużanie rozmowy telefonicznie nie jest w jego stylu.

                Siadł w fotelu, zaczął bawić się brwiami. Skubał pojedyncze włosy i rozmyślał o Marzenie. Od lat nie ma w jego życiu kobiety. Również  przypadkowy seks  jest rzadkością, libido Pawła nie ma już tej siły co kiedyś. Rozejrzał się po pokoju i stwierdził – o nie! W tym mieszkaniu nikt nie będzie mieszkał poza mną. Dość już w moim życiu było kobiet, które chciał zmieniać mnie. Samotność to mój dobry wybór. – uśmiechnął się, potarł policzek – Marzena jedna z kobiet, która jest grzechu warta, ma duży dom, czyli nie będzie chciała się sprawdzić do mnie. Kurczę, jaka ona jest ładna, pomimo tych pięciu dych na karku. Włosy kruczo czarne, zakręcone jak sznurek w kieszeni, oczy piwne,  duży biust. Wtulić się w niego. – przymknął oczy. Starał się sobie wyobrazić, jak dotyka dużych jędrnych piersi, skóry delikatnej, sutków ogromnych i twardych jak kamień – co ja sobie wyobrażam, przecież jak zdejmie biustonosz, to piersi opadną jej do pasa. Zaczął się śmiać. Stwierdził  – również mam obwisły brzuch, mięśnie bez sprężystości, o czym ja myślę. Teraz lepiej się nie rozbierać.

 

                Jechali jej samochodem. Paweł nie był z tego zadowolony. W czasie jazdy Marzena paliła papierosy. Smród dymu otaczał Pawła jak mgła.

- Przy naszym stoliku będą siedzieć jacyś ludzie – mówiła Marzena, zaciągając się ukraińskim papierosem.

- o! A czemu tak – powiedział Paweł, udając zainteresowanego tym faktem

- usadowi nas w tym łączniku, tam jest ten duży stół

- może wpadnie mi w oko jakaś kobieta

- no tak. Ja szukam przystojnego faceta

- kiedyś znajdziesz.

- myślisz?- Marzena spojrzała na niego. Chciał coś powiedzieć, że on chciałby być jej facetem. Czy to ma jednak sens, znają się dobrze od lat, teraz wchodzić w bliższą relację? Uśmiechnął się do niej, odwzajemniła uśmiech, pokazała piękne białe zęby.

                Parking przed zajazdem U Jana był już pełny, na tarasie znajomi Marzeny i Pawła palii papierosy. Stąpając po nawierzchni parkingu, który był pokryty żużlem, wydobywał się obrzydliwy dźwięk. Pawłowi kojarzył się z odgłosem styropianu pocieranego o szybę. Chłód rozchodził się po okolicy.  Rzuciła mu się w oczy nowa dziewczyna Wieśka, Iwona. Malutka blondynka z talią osy. Poczuł potrzebę jak najszybciej dotrzeć do niej i zobaczyć, jaki ma kolor oczów. Pomyślał – Wiesiek to ma fart, jak on to robi, co kilka miesięcy inna kobieta jest koło niego. Ja jednej nie mogę poznać od lat. Iwona promieniście się uśmiechała, głośno. Humor rozchodził się po tarasie. Witając się z nią, dokładnie przyjrzał się jej oczom. Ujrzał błękit nieba, lazur morza. Został trafiony piorunem. Ręce zaczęły mu drżeć, w duchu się zaczął śmiać. Czuł się jak uczniak w szkole na pierwszej zabawie tanecznej. Iwona jest zjawiskowa i to wiedział na pewno. – kurczę, ale laska – myślał, witając się z pozostałymi. Z Wiesiem witał się ze złością.

                Paweł starał się usiać blisko Iwony. Udało się. Miał ją naprzeciwko siebie. Pierwszy raz podobała mu się kobieta taka filigranowa z małymi piersiami, ale za to z oczami pełnymi tajemniczości, miłości. Bez słów wiedział, że Iwona to dobra kobieta. Ona rozdawała swój uśmiech na około. Czuła się w towarzystwie jak ryba w wodzie. Rozmawiała ze wszystkimi. Paweł starła się jak najwięcej zwracać na siebie uwagę. Przez głowę przebiegła mu szalona myśli – odbije ją Wieśkowi, on nie zbiednieje, a ja mogę się wzbogacić. Zrobię to dziś.

                Kapela zaczęła grać denne utwory disco polo. Paweł nie cierpiał muzyki granej na potańcówkach. Mierna i nijaka. Bez dobrego aranżu z tekstami grafomańskimi. Niestety nie miał innego wyjścia. Bawił się przy niej, bo poruszał się w środowisku, chłoporobotniczymi, które uwielbiają takie rytmy. Wszyscy wstali do tańca. Marzena pociągnęła Pawła za sobą. Świetnie tańczy. Paweł lubi z nią się bawić. To ona prowadzi, a on podaje się jej pląsom. Wodzi oczami za Iwoną, małą iskierką w ramionach Wieśka, roześmiana, pełna aury niezwykłości. Oczy same poszukiwały jej widoku. Paweł nie rozumiał stanu, który go dopadł, owładnął. Rytm serca, tętno, czerwoność skóry na twarzy, drżenie rąk oznaczały stan przedzawałowy, ale to nie było to. Dobrze wiedział, iż uczucie, które wkraczało w jego organizm na widok pięknej Iwony, może oznaczać jedno. Miłość. Cała zabawa to jedno wielkie ukradkiem przyglądanie się Iwonie. Pragnął choć przez chwile mieć szanse z nią porozmawiać. Wówczas zaryzykuje i powie o swoim uczuciu, które wybuchło. Niech się dzieje, co chce, tak myślał, niech się świat wali, ja chce z nią być i już.

                Przerwa w tańcach, przez grupę jest wykorzystywane do palenia śmierdzących papierosów. Iwona skierowała się do stolika. Paweł w podskokach szedł za nią, zaproponował piwo. Przystała na nie.

- nie palisz papierosów – zapytał Iwony

- palę, ale chciałam pobyć z tobą – piorun, który uderzył w Giewont, nie miał takiej siły, jaki trafił Pawła, jest szansa, jest możliwość poznać Iwonę, mieć kobietę.

- to świetnie, też chcę z tobą porozmawiać – nie zastanawiał, się postanowił szybko przejść do rzeczy. Papierosy zaraz wypalą i wrócą do stolika, zresztą pozostali goście siedzieli już przy stole – Iwona zabiłaś mnie swoim urokiem, trafiony zostałem i zatopiony. Nie będę ukrywał, że chcę cię poznać, chce spróbować z tobą być. Jeżeli z Wiesiem to nic poważnego, spróbuj ze mną – wyrecytował, wstrzelił słowami. Iwona uśmiechała się, pokazując piękne białe zęby, choć jeden miał  z przebarwieniem, dla Pawła to urozmaicenie oryginalnej urody. Gwar lokalu ucichł, słyszeli bicia swoich serc. Dekolt odsłaniający okruch małych piłeczek,  wyobraźnia Pawła podpowiadała, iż pod materiałem są ukryte  najpiękniejsze piersi, które może kiedyś zobaczy. Zapragnął zapłakać jak Marek Konrad na widok piersi Renaty Dancewicz w filmie Pułkownik Kwiatkowski.  Iwona zbliżyła swoją dłoń do jego dłoni. Czuli ciepło swoich palców. Paweł przecierał czoło, pot rosił je jak poranne mgły trawę na łąkach. Brak słów.  Cisza. Wiedzieli, że wszystko już zostało powiedziane w ten wieczór. Milczeć to więcej niż powiedzieć.

- Paweł u mnie jest podobnie. Nie rozmawiajmy dziś więcej. Zamknę sprawę z Wiesiem i odezwę się do ciebie. Zatańcz ze mną tylko raz, abyśmy poczuli ciepło swoich ciał i zapach.

- dobrze będę czekał na telefon lub sygnał od ciebie.

Zajazd U Jana znów stał się miejscem rozkwitu miłości, uczucia. Tym razem z udziałem Pawła, jaki będzie finał? Jak rozwinie się sytuacja? Piszmy scenariusze. 

 

Rozdział drugi  Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piaty Rozdział szósty Rozdział siódmy

 

Polecane

Twarde Fakty: Wybór i Zarządzanie w Starachowicach

      Zgodnie z sondażami władze w mieście i powiecie utrzymał Komitet Wyborczy Marka Materka. Kusz bitewny opada, miejsce potyczki odsłan...