Duchowość i siła wyższa w programie powrotu do trzeźwości AA

 

 

 

 


Wspólnota Anonimowych Alkoholików (AA) to stowarzyszenie, która skupia ludzi z problemem utraty kontroli nad piciem alkoholu i pomaga im w procesie zdrowienia i powrotu do trzeźwości. Jednym z ważnych elementów AA jest duchowość, która stanowi fundament programu 12 kroków.

Duchowość we wspólnocie AA nie jest związana z żadną konkretnej religią czy wyznaniem, ale raczej jest to pojęcie szersze i bardziej uniwersalne. Można ją rozumieć jako odniesienie do czegoś większego niż my sami — siły wyższej, której oddajemy kontrolę nad swoim życiem. To pozwala  na przyjęcie pokory, a także na uznanie, że nie wszystko w  życiu jesteśmy w stanie kontrolować. Trzeba podkreślić, że każdy z uczestników może określić swoją siłę wyższą, a nawet boga, którego rozumie według swojego światopoglądu. W wypowiedziach na jednym mitingu można usłyszeć różne zdania, poglądy, interpretacje związane z bogiem.

W AA duchowość jest utożsamiana z osobistą wiarą, co pozwala ludziom o różnych przekonaniach religijnych czy filozoficznych na odnalezienie swojego własnego źródła siły wyższej. Wspólnota AA nie narzuca jednej konkretnej wiary, ale zachęca swoich członków do poszukiwania swojego własnego źródła duchowej siły. Otwartość ta doprowadziła do tworzenia się grup skupiających ateistów, którzy po niewielkiej modyfikacji korzystają z programu 12 Kroków.

Przyjęcie duchowości we wspólnocie AA ma kluczowe znaczenie w procesie powrotu do trzeźwości. Pomaga ona w odnalezieniu sensu i celu w życiu, a także w utrzymaniu trzeźwości. Członkowie AA wierzą, że dzięki oddaniu się siły wyższej i korzystaniu z programu 12 kroków, można osiągnąć duchowy rozwój i dzielnie radzić sobie z alkoholizmem.

W sumie duchowość we wspólnocie AA jest ważnym elementem programu powrotu do trzeźwości. Nie jest to jednak pojęcie sztywno określone, ale raczej elastyczne i otwarte na różne interpretacje, co pozwala członkom AA na znalezienie swojego własnego źródła duchowej siły.

Lista św. Jakuba to jeden z ważniejszych tekstów w AA, który stanowi element programu 12 Kroków. W liście tym św. Jakub przedstawia wiele wskazówek, jak radzić sobie z różnymi trudnościami i problemami w życiu, a także jak rozwijać swoją duchowość. List jest fundamentem programu 12 Kroków, to na mim Bili W. oparł sugestie programowe.

 Kroki z programu 12 kroków, które odnoszą się do duchowości, to:

  1. Krok 2: „Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek”.
  2. Krok 3: „Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, tak jak Go rozumieliśmy. ”.
  3. Krok 6: „Staliśmy się całkowicie gotowi, żeby Bóg usunął wszystkie te wady charakteru”.
  4. Krok 7: „Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki”.
  5. Krok 11: „Staraliśmy się przez modlitwę i medytację poprawiać nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumieliśmy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia”.
  6. Krok 12: „Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków staraliśmy się nieść to posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach”.

Wszystkie kroki programu 12 kroków mają charakter duchowy, ale powyższe kroki skupiają się szczególnie na zwracaniu się do mocy wyższej i dążeniu do duchowego rozwoju poprzez modlitwę, medytację i służbę innym.

 

 

Ekstremalna Droga Krzyżowa przebyta po raz 6

 

 

 


 

 

24 marca roku 2023. Wojna rozpanoszyła się po świecie. Ludzie giną bardzo blisko polskiej granicy. Uciekinierzy szukają schronienia w naszych domach i je otrzymują, jednocześnie na granicy z Białorusią imigranci umierają z wycieczenia w Puszczy Białowieskiej. Autorytety tracą swój blask. To pożywka dla walki politycznej. Demokracja przechodzi do historii.

Piątek wieczór, krótka modlitwa. Czas wychodzić. Założyć wygodne budy i iść. Szósty raz wychodzę w noc, aby, przejść ponad 40 kilometrów i mam nadzieję, iż spotkam Boga. Pewność siebie, iż spotkam Boga, spowodowana jest moją dumą, pycha, zadufaniem. Pogoda jest za dobra, wiosenny cichy wieczór. Niebo z niewieloma chmurami. Szare obłoki na tle błękitu, będą gwiazdy po zmierzchu prowadzić.

Drogę Krzyżową buńczucznie nazwaną ekstremalną rozpoczynam od kaplicy Matki Bożej Niepokalanej. Pod kaplicą gwar uczestników modlitewnej drogi.

Stacja Pierwsza. Wyrok otrzymałem wiele lat temu, co znamienne, stał się moim wyzwoleniem. Tak mówię do Boga, mam tupet. Kilka lat temu poznałem smak radości. Idę dalej, wchodzę w las, zdziwienie, jakiś ptak śpiewa, roznosi trel po koronach drzew, delikatnie szumiących. Jest dobrze, mam buty wygodne. Przejść życie w wygodnych butach, kto tak powiedział?

Po stu metrach kolejna stacja, Druga. Kapliczka wisi na drzewie, czyjeś spracowane ręce umieściły kiczowatą oznakę wiary na glorię Pana. Biorę swój krzyż i podążam dalej. Pukam do mojego Boga, aby był ze mną. Cicho szepczę – nie idę po coś i za coś, chcę wędrować, a ty Boże towarzysz mi.

Odbijam z ustalonej przez organizatorów marszruty. Skręcam w szlak zielony. Chce iść sam. Rozmawiać z Bogiem. Modlitwa jest dialogiem. Może monologiem? Przede mną 10 kilometrów przez las. Następna stacja Drogi Krzyżowej dopiero w Radkowicach. Rytm kroków, bicie serca, pierwszy pot. Gwiazdy nade mną (powtarzam się). Myśli o ludziach, przebiegają przez rozważania. Cicho szepczę Zdrowaś Mario, modlitwę mojego dzieciństwa. Zapada zmrok. Przez stary nasyp kolejki wąskotorowej przebiega dzik. Niespodzianka, zmiana oznakowania na szlaku. Skręcam na zachód, kursuję do nowej drogi leśnej. Szeroko. Widzę więcej gwiazd, cisza. Ja, modlitwa i nadzieje, iż jest i On. Wracam do lasu. Bęc, cały w błocie. Nawet nie próbuję się otrzepywać. Sprawdzam, czy rozważania nie zamokły.

Wychodzę na asfalt w Bronkowicach. Kolejna stacja. Upadek Jezusa. Upadanie to domena ludzka. Och, moje upadanie takie spektakularne, a wstawanie, jakie było głośne. Lubię robić szum wokół siebie. Zagryzam język, aby nie powiedzieć – zobacz, Boże upadłem, ale wstałem. Nagle dostrzegam wszystkich tych, których swoim upadkiem skrzywdziłem. Mimo że wstałem, wielu leży dalej, przygnieceni złem wyrządzonym przeze mnie. Ty upadłeś, bo cię ludzie poszkodowali, ja upadłem ze swojej nieprzymuszonej winy i skrzywdziłem. Będę szedł tą drogą, Panie. Kursem wybranym kilka lat temu. Nie zadośćuczynię do końca. Ran nie zasklepię w świadomości bliskich. Warto jednak iść linią wybraną.

Matka, temat rzeka, nich płynie spokojnie w blasku słońca, księżyca. Matka to życie. Ojciec to życie tyle i aż tyle.

Jezu pomagam, lubię pomagać, czuję się z tym dobrze, serce się raduje – wiem, muszę mieć twardą dupę. Jerozolima, tłum gapiów, stoję wśród nich, żołnierz wskazuje na mnie. Mam pomóc skazańcowi, uciekam. Za dużo na mnie.

Kolejne wsie mijam, staję przy kapliczkach, krzyżach, oznakach wiary okolicznych mieszkańców. Dłuższy postój robię pod kościołem w Tarczku.  Oto tu w Wielki Piątek spowiadał się zbój Madej. Z pobliskiego Bodzentyna przyjeżdżał biskup Bodzenta i rozgrzeszał zbójnika. Madej wracał w knieje, zbójował dalej. Czy zawsze wybaczasz? Wychodzą ludzie z kościoła. Starszy pan pyta – czy w czymś pomóc. Zdaję relację z mojej drogi krzyżowej. Słuchają, kiwają głowami, wracają do domu, kobieta odchyla głowę w moją stronę – niech pan odmówi zdrowaśkę za mnie. Obiecuję. Na EDK jestem szósty raz, podczas wędrówki to drugie zdarzenie, kiedy z ciekawości lub troski ktoś zagaduje do mnie. EDK to zadawanie pytań Jezusowi. 

Kobiety płaczą. Płaczę i ja. Oczywiście, nie nad Twoją śmiercią, ale nad swoją małością.

Pozostawiam wsie za sobą, wchodzę na ścieżkę między polami. Zmęczenie się nasila. Idę z kijkami, po raz pierwszy konstatuję, iż to dobre rozwiązanie.

Upadasz po raz trzeci, zmuszają Cię do wstania. Myślę, iż jako człowiek masz już dość. O czym ja rozważam? Ty jesteś poza czasem, prawami fizyki, poza myśleniem.

Nagość. Nic w niej nie jest złego. Odarcie z szat, pozbawianie intymności jest złem. Cholerna myśli przychodzi. Polityka zło tego świata. Klękam, proszę, nie teraz. Jutro wrócę do rzeczywistości. W Bodzentynie modlę się przy krzyżu  z intencją trzeźwości narodu. Mój krzyż, moja droga.

Wejście do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Odpoczynek, posiłek. Podali Ci tylko w konwulsjach konania ocet z wodą. Spożywam spokojnie. Panorama Bodzentyna, ładnie musi być tu w dzień pogodny, słoneczny.

Od Miejskiej Górki do końca idę puszczą. Cichą pogrążoną w śnie. Dbającą o mnie i mój spokój. 

Nasyp kolejki wąskotorowej, niewielki deszcz. Zmęczenie. Potworność bólu niewyobrażalna, Twojego bólu. EDK to tylko zabawa, choć szlachetna.

Sanktuarium Krzyża Świętego. Msza św., tłum. Było nas 350 osób.

Siadam cicho, skupiam się. Dziękuję Jezusowi za wspólną wędrówkę po meandrach mojego myślenia. Pomimo iż jestem grzesznikiem i będę grzesznikiem. Ktoś zapyta, skąd wiem o wędrówce, iż Bóg przemierzył ze mną szlak EDK? Ja nic nie wiem. Bo tu nie o wiedzę chodzi. 

 

 

 

Zabawa w Nałęczowie. Rozdział szósty

 


 

 

Rozdział Pierwszy, Podział Drugi, Rozdział Trzeci, Rozdział CzwartyRozdział Piąty           

 

 

     Kolejny raz czytał sms – „Wykasuj wszystko” – Poszedł do komputera. Wiedział, co ma usunąć. Suchość w gardle przechodziła w pieczenie. Drżącymi rękami uruchomił urządzenie. Dźwięk  wentylatora wypełnił pokój. Paweł gładził dłonie, zimne, drętwe, drżące. Bladość ciała była nienaturalna, wskazywała na chorobę.

                - i czego się dorobiłem? Potrzebne mi to było. Internet – szlochał Paweł – tak to się nie skończy. Za nagie zdjęcia dziewczynek pójdę siedzieć.

                Paweł od niepamiętnych czasów interesował się dziećmi. W szczególności niedojrzałymi dziewczynkami. Blondynkami, uśmiechniętymi, bawiącymi się beztrosko. Miał może 18 lat, jak już wiedział, iż jest inny, odmienny. Koledzy byli po pierwszej inicjacji seksualnej. Opowiadali przy piciu wina o swoich zdobyczach, sukcesach seksualnych, robili to nieporadnie. Paweł milczał i bał się myśleć, wspominać kiedy on czuje podniecenie. Słuchał, śmiał się, zazdrościł, przechodził we wspomnienia, marzył, o blond włosach, delikatnej pupie, majtkach z subtelnego materiału, zapachu wanilii rozchodzącego się od ciała dziewczynki, której nie znał imienia. Widywał ją codziennie, jak bawiła się na podupadającym placu zabaw. Wspomniał, jak zdobył się na odwagę i zaproponował, że ją pohuśta. Bujał huśtawkę, ona się śmiała, głośno,  jak trel poranny skowronka, puszczała się poręczy i wołała nie boję się. Paweł czuł, jak jego ciało pręży się, a kutas szykuje się do boju. Teraz lubi wyglądać ze swojego balkonu i przyglądać się placowi zabaw. Biegające dzieci wzbudzają radość. Podniecenie seksualne na widok dziewczynek wprawia go w konsternacje, zastanawia, czasem przeraża, ale fascynuje. Inność poznawał i akceptował. W młodości w książce Lwa – Starowicza przeczytał o pedofilii.

                - co mnie podkusiło. Bezkarność? Tak właśnie. Patrzenie na biegające dziewczynki po podwórku, chodzenie na pokazy taneczne dzieci. Za to nie zamykają. Oglądanie pornograficznych zdjęć dziewczynek jest karalne – sam sobie tłumaczył.

                Szukał kontaktu fizycznego z kobietami. Czując, iż może to być lekarstwo na jego przypadłość. Do lekarza nie szedł, bo nie uważa, się za chorego. Wszystkie związki rozpadły się przez seks. Zmuszał się do współżycia, nigdy nie spełnił się w łóżku. Sypialnia to miejsce, gdzie robił to, na co nie miał ochoty. Kiedy zbliża się do kobiety, wyobraża sobie dziewczynkę. Blondynkę, o bladych ustach, wąskich biodrach, bez żadnych oznak dojrzewania. Zapach,  najbardziej wzbudza w nim pożądanie.  Pachną brzoskwiniami, ananasami. Muśniecie włosów, rozwianych na wietrze.

 Paweł spał z wieloma kobietami. Jeszcze tak niedawno próbował robić to z Iwoną. Wspaniała kobieta. Piękna. Mądra. Zauroczona w Pawle. Lubił wpatrywać się w jej dekolt, ścieżka pomiędzy piersiami prowadził do raju, niestety kiedy go ujrzał, czuł rozczarowanie, duże balony z ogromnymi czarnymi sutkami, gorące, falujące, nieapetyczne.  Potrafili przegadać całą noc. Spacerować wiele godzin, bawić się na potańcówce do upadłego. Seks niestety w Pawła wykonaniu był nieudolny i marny.

                - Co z tego, że wykasuje. Informatycy policyjni odczytają dysk. Kurczę. Kurwa ja się na tym nie znam. Muszę wykasować historię. Po co? – Uderzył w klawiaturę, pchnął monitor. Zaczął nerwowo wyciągać komputer spod biurka. Z szafki obok wyjął młotek, uderzył kilka razy. Zreflektował się, że niszczenie obudowy nic nie zmieni. Śrubokrętem rozkręcił ją i zaczął kolejno, niszczyć elementy komputera. Za którymś uderzeniem pomyślał, iż jego ślad jest też w przestrzeni wirtualnej.

                - muszę kupić laptop i kasować, kasować- powtarzał, jednocześnie uderzając we wnętrze komputera. Dźwięki niszczonego komputera wzbudzały wspomnienie zdjęć nagich dzieci, bladych, słonecznych, uśmiechniętych. Pamiętał imiona Malwa, Poziomka, Nektarynka. Brzoskwinia, jej zdjęcia w pamięci utkwiły najmocniej. Paweł obłędnym wzrokiem widział jej kruche uda, dłonie piaszczyste, słodkie i wiotkie ręce. Krople potu, może morskiej wody na skroniach, tak proszące się o zlizanie.

                - Wykasuj wszystko – szeptał. Zbierał kawałki elementów komputera, nie zdawał sobie sprawy, w której z kostek są zdjęcia, gdzie jest ta przeklęta pamięć – co mnie podkusiło. Nie wystarczyło mi obserwowanie, chodzenie na basen, plac zabaw – wspominał. Otrzepanie kolan dziewczynki z piasku doprowadzała go do ekstazy. Potrafił całą noc kochać się sam ze sobą na wspomnienie tak beztroskiego wydarzenia.

                - nigdy nie posunąłem się dalej, za daleko. Weronika sąsiadów jak była mała, lubiła siadać mi na kolanach, szeptała na ucho deklaracje przyjaźni, miłości. Czułem ciepłe powietrze, delikatny szelest, łaskotanie, słodki miodowy głos mówił „lubię Cię wujek”. Dla mnie to było zaproszenie. Przyzwolenie do dalszego działania. Prężyłem się, drżałem, dotykałem, głaskałem. Trudne to było, ale poradziłem sobie. Weronika rosła i siadała dalej na kolanach, szeptała komplementy, ale ja już traciłem zainteresowanie. Teraz kiedy przyjeżdża ze świata, piękna młoda kobieta, uśmiecha się. Ona woła „lubię cię wujku” i całuje pachnącymi, pełnymi ustami. Szminka zostaje na policzku. I nic. Wspomnienie przybiega i siada na kolanach. Cała noc szlocham za tamtą Weroniką.

                Stał przed blokiem, rozglądał się po okolicy. Ciemność przebijana była światłem starej zardzewiałej lampy. Worek z rozbitymi częściami komputera wrzucił do bagażnika. Jechał przed siebie drogami prowincjonalnego miasta. Pustka, cisza, szept ulicy, wiatry wołające o pomstę do nieba towarzyszył Pawłowi w wędrówce, podróży na stare zamknięte śmietnisko. Chodził po ubitych śmieciach, odpadach, roznosił części komputera, przysypywał odpadkami z życia innych ludzi.

                - przecież mogę dalej chodzić na basen i mimochodem uczyć dziewczynki pływać, dotykać ich bioder, tali, ud. To jest rozkoszne i powinno mi wystarczyć. Koniec z poznawaniem kolejnych kobiet. Urodziłem się taki i taki zostanę. Muszę tylko nad tym panować.

                Księżyc w połowie odkrywał swoje tajemnice, oświetlał ciemne deszczowe chmury. Padające krople zaczęły obmywać Pawła, czuł ulgę. W mglistej poświacie połyskiwały foliowe opakowania. Przysiadł na kupie śmieci, zakrył twarz w rękach, szorstkich, spracowanych.

                - czemu mnie to dopadło, czym zawiniłem. Mówią, że dewiant nie jest świadomy swojego odchylenia. To, czemu mnie to boli? Całe życie udręka, tortura. Nigdy nie skrzywdziłem dziecka – kiedy słowa wybiegły z jego krtani, dopadły garda i mocno ścisnęły. Słyszał głos z wnętrza swojego ja – „jak nie skrzywdziłeś? Oglądasz zdjęcia dzieci, filmy z ich udziałem. Zmuszane do nagości, czynności intymnych. Przez twoje dewiacje, jest zapotrzebowanie na porno dziecięce. Sprawia im się ból”

                - samobójstwo – powiedział, to cedząc słowo. Każdą sylabą usztywniała jego ciało. Kark stał się zimny, oblany potem – niech się to skończy. Dość.

 

Polecane

Recenzja spektaklu „Dowód na istnienie drugiego”

                                                                                               Zdjęcie TVP        Spektakl „Dowód na i...