Miodowy miesiąc u alkoholika

 


         

 

   Znam sposób na zaśmiecone trawniki pustymi butelkami po alkoholu, to tytuł poprzedniego mojego postu. Otrzymałem sporo zapytań, jaki to sposób, bo czytelnicy nie znaleźli wyjaśnienia w tekście.  Chciałem zwrócić uwagę na przyczynę bałaganiarstwa. To alkoholizm, choroba nieuleczalna i śmiertelna jest podłożem sterty butelek wyrzucanych w trawę, pod drzewa itp., Czyli powinniśmy zacząć na szeroką skalę prowadzić profilaktykę antyalkoholową.

Od zawsze polskie władze promowały spożywanie alkoholu. Łatwość zakupu trunków wyskokowych, zgoda na reklamowanie piwa, umożliwienie prowadzania kampanii promocyjnych – to konkretne przykłady, które świadczą o intencjach władz. Oto nasze małe miasto ma jedyną aptekę, w której przez 24 godziny można kupić leki. Sklepów nocnych  z alkoholem jest na pewno ponad dziesięć. W ościennych miastach nawet jeden czynnej apteki nie ma. Łatwiej kupić tanie wino niż pieluchy dla dziecka lub mleko.

Sposobem na zmianę naszych nawyków jest promocja trzeźwego stylu życia i to jest powód moich postów na temat alkoholizmu. Choroby, która mnie dotknęła. Piszę o sobie, bo nie jestem profesjonalistą i w ten sposób łatwiej mi przybliżyć temat uzależnienia od alkoholu.

Pierwsze dni po terapii to pasmo sukcesów. Nie zdawałem sobie sprawy, jak szybko można odzyskiwać wiarygodność u bliskich, znajomych. Tylko byli koledzy spod sklepu patrzyli na mnie podejrzliwie. Bo przecież „jak można żyć bez alkoholu”. Bez codziennych odwiedzin sobie tylko znanych miejsc, gdzie spotykają się koledzy od kieliszka.

            Ten krótki czas nazywany jest w chorobie alkoholowej „miodowym miesiącem”. W moim życiu następowały zmiany, na które nie miałem wpływu, utrzymywałem tylko abstynencję. W rodzinie stałem się wiarygodny, sumienny i otwarty. Uśmiech dzieci widzących ojca bez zbędnych promili jest bezcenny. Sąsiedzi chętnie rozmawiają przed blokiem, bo widzą, że można ze mną spokojnie porozmawiać, wymienić poglądy.

            „Miodowy miesiąc” się kończy i choroba alkoholowa zaczyna dawać o sobie znać. Wykorzystuje niepowodzenia i problemy, które dotykają chorego. Moim głównym problemem w pierwszych etapach abstynencji było nauczenie się życia bez alkoholu. Chodzi mi o takie prozaiczne sprawy jak oglądanie meczu w TV, czy wyjście do znajomych, prace w garażu. Przy wielu czynnościach towarzyszył mi alkohol, automatycznie organizm przy ich wykonywaniu domagał się np. piwa. Musiałem nauczyć się być cierpliwym.

            Tak rozpocząłem okres życia, który nazywa się „trzeźwiejący alkoholik”.

            Fundamentem „trzeźwiejącego alkoholika” jest abstynencja, która daje gwarancję życia porównywalnego do życia zdrowych osób. Kiedy piłem, to wszyscy, którzy mieli ze mną styczność, wiedzieli, że mam problem z alkoholem, teraz wielu nie zdaje sobie sprawy, że jestem chory na alkoholizm. Oczywiście, nic za darmo, muszę przestrzegać reguł, które pomagają mi żyć bez alkoholu.

            Można wszystkie je skrócić do jednego zalecenia – unikaj alkoholu pod każdą postacią, unikaj miejsc i sytuacji, w których jest podawany alkohol. Wytyczne wydawały się dość łatwe do realizacji, z czasem jednak okazało się w wielu wypadkach dość uciążliwe i mało zrozumiałe dla otoczenia. No, bo jak odmówić Bratu, kiedy zaprasza na swoje imieniny, jak nie iść na imprezę wydziałową? Więc nie łatwo jest odmówić. Miałem to szczęście, że okres „miodowego miesiąca” zaoferował mi tyle zmian na dobre, że bałem się powrotu do picia.

            W ostatnim okresie picia mój dzień dzielił się na sen, pracę i picie. Spożywanie alkoholu towarzyszyło mi od pobudki aż do zaśnięcia. Kiedy wróciłem z leczenia, okazało się, że mam ogromnie dużo czasu, który muszę wypełnić. Na terapii przygotowywano mnie do tego. W pierwszym odruch chciałem, jak najwięcej pracować, aby odrobić stracone pieniądze. Jednak życie wyłącznie pracą na dłuższą metę nie jest możliwe. Powoli zacząłem wdrażać się w życie rodzinne, które nie interesowało mnie przez lata. I to był drugi filar mojego trzeźwienia. Trzecim filarem był powrót do moich zainteresowań i pasji z czasów, kiedy byłem młodym człowiekiem. Pierwszy urlop po zaprzestaniu picia spędziłem w Bieszczadach, moich ukochanych górach, które odwiedziłem po 25 latach. Do dziś dostaję gęsiej skórki na wspomnienie pierwszego wejścia na Połoninę Caryńską. Jak dziecko płakałem z radości i upajałem się widokiem bezkresu.

            Łatwo jest pisać o życiu trzeźwego alkoholika, żyć jest o wiele trudniej, ale uwierzcie – warto.

            Następny wpis będzie 1.08.2021 

 


 

4 komentarze:

  1. Mój "okres miodowy" trwał ponad 3 miesiące. Później nawrót z którym zmagam się do teraz. Czekam na dalszy etap terapii, bo jestem na dochodzącej. Nie jest już tak cudownie, pięknie i słodko jak przez te pierwsze 3 miesiące. Ale warto. Napewno warto. Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba pamiętać, że problem alkoholizmu w rodzinie bardzo odbija się na dzieciach. Nawet jak już są dorosłe, nie ze wszystkim sobie radzą. Coś o tym wiem. Jak się dowiedziałam, że w https://psychomedic.pl/ na profesjonalną pomoc mogą liczyć DDA, to nie czekałam tylko od razu umawiałam się na wizytę i też z terapii korzystałam. Wiele rzeczy sobie poukładałam, przerobiłam, jest dużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...