Wstając,
spojrzałem w kierunku okna. Za szybą świat się różowił od słońca. Dzień
zaczynał się pogodnie, w moim wnętrzu czułem zmiany jak w głębokiej studni. Myjąc twarz w gorącej wodzie, przyszła myśl –
dziś przyjdzie ktoś na obiad. Muszę ugotować w większym garnku. – Nie wiedziałem, z jakiego powodu miałem takie przeczucie.
Słońce zaczęło już rozchodzić się po mieszkaniu, zaglądało promieniami w
zakamarki, naświetlały kłęby kurzu i sierści psa. Zawstydziłem się z powodu
bałaganu, od kilku dni nie sprzątałem, nikt mnie nie odwiedzał to i nie widziałem
potrzeby miotłą zgarniać śmieci. Porządki robiłem przed odwiedzinami, ostatnim
czasem mało ich było. Dziś tej pewności nie miałem, tylko przeczucie. Przeczucie
graniczące z pewnością. Wypływało ono z mojego wnętrza, gdzieś od jelit, jak z
ciemniej jaskini. Na spacerze z psem ustaliłem sam ze sobą, że ugotuje barszczu
z ziemniakami.
- Ach barszcz Babci ugotowany w
saganie wielkim i ciężkim. Osmolonym
sadzą odkładaną od lat. Babcia mówiła, iż pamięta go od zawsze. Gotowała w nim
jej babka i matka, jedli dziadkowie, rodzice, rodzeństwo, dzieci i ja wnuk.
Taki barszcz pachniał historią rodziny. Radościami i smutkami. Kiedy się
budziłem, już z sagana parował wrzątek. Zaczyn w garnczku glinianym stał na
okapie. Zupa gotowana na słoninie lub innych skrawkach mięsa. Śmietana jak
masło gęsta, zabiela całość, jak śnieg w polach, świeży spadły nad ranem,
skrzący się w porannym słońcu.
Sprawdziłem lodówkę, czy aby mam wszystkie produkty. Nastawiłem w garnczku wodą,
przygotowałem kiełbasę i mały kawałek żeberka. Ziemniaki obrałem, zalałem wodą,
osoliłem, przyjdzie ich czas na gotowanie. Babcia jak obierała, ziemniaki
dzieliła je na dwa naczynia. Jeden był dla ludzi, drugi dla świń. Odkrajała
jedną niewielką obierkę, przyglądała się ziemniakowi i podejmowała decyzje, w
którym naczyniu wylądowało obrana bulwa. Nigdy nie zapytałem Babci o terminologię
wyboru. Czemu oto ten jest dla nas a owy dla świni?
Sprzątając,
wyklinałem Kafkę, psa, który jest ze mną od lat, towarzysz dyskusji, wiecznych
sporów. Kępy sierści z jego grzbietu walały się po całym mieszkaniu.
- Zima już
prawie, a z ciebie leci sierść jak w porze letniej, starzejesz się byku jak ja.
Przeliczając lata, jesteśmy równolatkami. Ty masz te swoje psie 10 lat a ja
prawie 60. –Siedział na balkonie i przez szybę drzwi patrzył na moją parce.
Wiedziałem, że pojmuje moje przekleństwa. Nie znamy naszych języków, ale je
rozumiemy. Zrobiłem głupią mnie na widok jego pyska za szyby, popatrzył na mnie
i się odwrócił, nawet raz nie zamerdał ogonem.
Sprzątanie i
gotowanie poszło sprawnie. Pozostało przygotować ziemniaki i połączyć je ze
skwarkami. Wuj pięknie jadł taki barszcz. Na środku stołu dla wszystkich stała
misa z ziemniakami, parowała jak statek w przestrzeni morza. Zamaszyście sięgał
po kartofle, zanurzał ogromną aluminiową łyżkę, jak łopatę w mokrej ziemi,
czarnej, tłustej. Sprawnym ruchem całość umieszczał w szczerbatej gębie, oblizał
łyżkę i dopiero wówczas zanurzał w barszczu. Siedziałem naprzeciwko niego i przyglądałem
się smakowitemu spożywaniu pokarmu. To była komunia, przyjęcie darów bożych.
Sztywne krucze czarne włosy Wuja połyskiwały w słońcu, kurczęta kwiliły w
skrzynce po owocach. Babcia wyciskała serwatkę z sera. Z rozmyślania wyrwał
mnie dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się, iż Kafka nie zaszczekał. Swój szedł.
- cześć – w
progu stał COVID-19 – wpadłem na obiad, gotujesz prawda? – Zapytał, wchodząc do
mieszkania, nie czekając na zaproszenie.
- gotuje!-
Powiedziałem podniesionym głosem. Czekałem na bliższą mi osobę. Marzyłem, że
odwiedzą mnie dzieci - Nie masz bliższej rodziny, tylko mnie musisz nawiedzać?
Zasiadł w
fotelu. Rozejrzał się po pokoju, jakby oczekiwał zmian w wystroju mieszkania.
Pogłaskał łaszącego się Kafkę.
- ok. Mogłem
Cię uprzedzić, ale wiesz, ja działam z zaskoczenia – uśmiechnął się szeroko.
-przyszedłeś
mnie zarazić, czy pogadać?
- pogadać
- szukasz
pocieszyciela? Zabijasz ludzi i źle ci z tym?
- przychodzę w
odwiedziny, Natura chce przekazać przez was, społeczeństwu rady jak uniknąć
kłopotów.
- o! To nas
jest kilku. I co chcesz mi przekazać? – Zapytałem, siadając naprzeciw niego.
Kafka wskoczył na kanapę, on też chce posłuchać.
Wbiliśmy w
siebie wzrok. Prześwietlaliśmy nasze myśli.
- Natura-
zaczął COVID-19- chce wam przekazać zalecenie zmiany pojęcia szczęścia.
- miałem 16
lat jak czytałem traktat Tatarkiewicza O szczęściu. Czy coś w tym temacie się
zmienił?
- nic się nie
zmienił. To ludzkość wypaczyła pojęcie szczęścia
- zaraz, zaraz-
wtrąciłem się – już mi to tłumaczyłeś.
- tak
oczywiście, ale ma nakaz powtarzać to wielokrotnie. Do skutku.
- już wiem, mamy
być niż mieć.
- to początek.
Zatrzymanie się społeczeństwa światowego jest warunkiem podstawowym,
fundamentem dalszych zmian. Zahamowanie eksplantacji zasobów ziemi umożliwi
odbudowę tychże. Musicie cieszyć się tym, co macie, a nie oczekiwać więcej.
Żyliście tak przez wiele stuleci. Pogoń za dobrami rozpoczęliście po rewolucji
przemysłowej. Przyszedł czas, wsłuchacie się w słowa filozofów. Ich zadaniem
jest wytłumaczenie waszego miejsca we wszechświecie. Musicie odpowiedzi na
pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś
niż nic?
- zadał je
Leibniz?
- dobrze.
Odpowiedziałeś sobie na to pytanie?
- bez przesady
ja jestem robotnikiem. Moja wiedza jest znikoma, aby móc odpowiedzieć na
postawione pytanie. Zapytajcie ks. Profesora Michała Hellera.
- Każdy z ludzi na ziemi musi sobie odpowiedzieć na to
pytanie. To doprowadzi do zakończenia waśni religijnych. Kiedy zrozumiecie, że
Bóg jest jeden, z żadna z religii nie ma Go na wyłączność. Religia nie jest
potrzebna do tego, by uwierzyć w Boga. On nie oczekuje czci, ale życia zgodnego z
prawem natury. Moralność, którą stworzyliście ma tylko jeden cel. Wytłumaczyć
ucisk, panowanie nad bliźnim. Pojęcie szczęścia też ma takie zadanie. Jednocześnie
jesteście niewolnikami i zniewalającymi. Żyjecie w świecie permanentnie
zakręcanym na wykorzystywaniu. Ustroje, religii, ekonomia, wychowanie,
wszystkie te aspekty mają jeden cel! Mieć władze nad drugim. Bóg, uruchamiając
osobliwość, rozpoczął proces, który Natura ma władze ukierunkować. Lecz nie
zrobi tego bez ludzkości. Jesteście jedynymi istotami w tym Wszechświecie,
które mają samo świadomość, zadbajcie o to. – Zacząłem głaskać Kafkę po
grzbiecie. Wbijałem mocno palce w jego szorstką sierść. Przypomniały mi się
włosy Wuja. Szczęście to zjedzony barszcz w chacie Babci. COVID – 19
kontynuował – Każdy z was powinien zacząć, żyć, tak by nie cierpieć. Z
cierpienia pojedynczego człowieka wynika boleść ludzkości. W Polsce takim człowiekiem
jest Jarosław Kaczyński, jego cierpienie, żądza władzy, egoizm, niskie
poczucie własnej wartości doprowadza do bólu cały Naród. Dbajcie o siebie.
Oczywiście mówię o dbaniu duchowym. Skupcie się na swoich uczucia i emocjach. W
nich jest siła pozwalająca powalczyć o ludzkość. Skupiacie się na sile
fizycznej i politycznej, która zabija was powoli. W innym wypadku przestaniecie
istnieć.- Pomyślałem, że nie zaproponuję COVID-19 obiadu. Barszcz parując,
unosił zapach wspomnień. Zrozumiałe, że zwykła potrawa zaspokaja głód nie tylko
fizyczny. Czy trzeba czegoś więcej?
- No dobrze,
ale ludzi jest tylu, każdy z nas jest inny, różne mamy potrzeby. Natura chce
nas wpędzać w getto, zabić indywidualność- odpowiedziałem.
- Gadasz
głupoty, nie rozumiesz Natury. Ona wykonuje polecenia Boga. Kieruje was we współodpowiedzialność za społeczeństwo i całe życie na ziemi. Żyj tak, byś nie
cierpiał. Aby, to osiągnąć musisz, żyć w środowisku czystym i przyjaznym
wszystkim organizmom żywym. W przyjaźni z bliźnimi.
Od rana wspominałem
życie na wsi, to odległe, pełne prostoty, zgodnie z naturą. Czy to przypadek,
że o tym myślę?
- Walcz o
ziemię to twoje zadanie, zostałeś wybrany. Szukaj sprzymierzeńców – rozgadał
się COVID – 19
Wstałem,
poszedłem do kuchni, zapaliłem gaz, czas gotować ziemniaki. COVID- 19 na chwile
zamilkł. Czekał na moją odpowiedzi.
- powiedz mi –
zacząłem, siadając w fotelu, mocno wspierając się na dłoniach, czułem
delikatność tkaniny, lubiłem to uczucie – Co najbardziej trapi społeczeństwo?
- Krótko i na temat. Plaga nacjonalizmu przetaczająca
się przez świat. Gdzie nie spojrzeć to konflikty na tle rasowym, narodowym. A
Wy Polacy, jacy to wspaniali – zaczął się śmiać- jakby chciał wierzyć w wasz
przekaz historyczny, musiałbym mieć w pogardzie inne narody. Uważacie się za
wybrańców Boga, mesjaszami! Chwalicie się, że podczas wojen walczyliście całą populacją,
a prawda jest diametralnie inna, oto kilka procent ludności w danym okresie
walczyła o wolną Polskę. Przez nieprzemyślany opór ginęły masy ludności cywilnej.
O oto przykład, chwalicie się partyzantką w czasie II wojny światowej. Na tym
terenie działa „Ponury”. Przecież cały oddział zostałby spacyfikowany przez Niemców,
jeżeli byłaby taka potrzeba. Okupanci zadowalali się mieć oddział partyzancki
pod kontrolą. Każda akcja żołnierzy „Ponurego” kończyła się odwetem na ludności
cywilnej. Zresztą partyzanci nie byli święci, oni też naprzykrzali się ludności
cywilnej. Inny przykład,wasze
przekonanie, że Polska nigdy nie napadła na inny kraj. Przypominam zajecie
Czech przez Niemcy i – zawiesił głos- Polskę. Przez swoją dumę i pychę,
poczucie wyższość nad innymi narodami, pogardę, pomagaliście w zabijaniu
obywateli polskich innej narodowości. Nie sięgam daleko w historie, te
przykłady powinny Ci wystarczyć. – Milczałem, nie byłem przygotowany na
odpowiedź. Może ma racje? Przecież nie jesteśmy narodem wybranym.
- jesteście
nacjonalistami, rasistami i religijnymi fundamentalistami. Najgorsze jest to,
iż na całym świecie podobne są tendencje. Zmieńcie to.
- Ciężko mi słuchać
tego, co mówisz – zacząłem nabierając dużo powietrza jakbym chciał sobie dodać odwagi-
Za dużo Natura żąda od Homo Sapiens, mam przeczucie, że nic z tego nie będzie,
prędzej za łby się weźmiemy niż zaczniemy współpracować. Zawiść, zazdrość, fobie są teraz w modzie. Przykro
słuchać opinii o Polakach, uwierz dużo jest nas tzw. porządnych.
- nic tu po
mnie – powiedział nagle i wyszedł. Zostałem z pełnym garem zupy i strachem w
oczach.