Obiad z COVID-19

 

 


                Wstając, spojrzałem w kierunku okna. Za szybą świat się różowił od słońca. Dzień zaczynał się pogodnie, w moim wnętrzu czułem zmiany jak w głębokiej studni.  Myjąc twarz w gorącej wodzie, przyszła myśl – dziś przyjdzie ktoś na obiad. Muszę ugotować w większym garnku. –  Nie wiedziałem, z jakiego powodu miałem takie przeczucie. Słońce zaczęło już rozchodzić się po mieszkaniu, zaglądało promieniami w zakamarki, naświetlały kłęby kurzu i sierści psa. Zawstydziłem się z powodu bałaganu, od kilku dni nie sprzątałem, nikt mnie nie odwiedzał to i nie widziałem potrzeby miotłą zgarniać śmieci. Porządki robiłem przed odwiedzinami, ostatnim czasem mało ich było. Dziś tej pewności nie miałem, tylko przeczucie. Przeczucie graniczące z pewnością. Wypływało ono z mojego wnętrza, gdzieś od jelit, jak z ciemniej jaskini. Na spacerze z psem ustaliłem sam ze sobą, że ugotuje barszczu z ziemniakami.

- Ach barszcz Babci ugotowany w saganie wielkim i ciężkim.  Osmolonym sadzą odkładaną od lat. Babcia mówiła, iż pamięta go od zawsze. Gotowała w nim jej babka i matka, jedli dziadkowie, rodzice, rodzeństwo, dzieci i ja wnuk. Taki barszcz pachniał historią rodziny. Radościami i smutkami. Kiedy się budziłem, już z sagana parował wrzątek. Zaczyn w garnczku glinianym stał na okapie. Zupa gotowana na słoninie lub innych skrawkach mięsa. Śmietana jak masło gęsta, zabiela całość, jak śnieg w polach, świeży spadły nad ranem, skrzący się w porannym słońcu.

Sprawdziłem lodówkę, czy aby mam wszystkie produkty. Nastawiłem w garnczku wodą, przygotowałem kiełbasę i mały kawałek żeberka. Ziemniaki obrałem, zalałem wodą, osoliłem, przyjdzie ich czas na gotowanie. Babcia jak obierała, ziemniaki dzieliła je na dwa naczynia. Jeden był dla ludzi, drugi dla świń. Odkrajała jedną niewielką obierkę, przyglądała się ziemniakowi i podejmowała decyzje, w którym naczyniu wylądowało obrana bulwa. Nigdy nie zapytałem Babci o terminologię wyboru. Czemu oto ten jest dla nas a owy dla świni?

Sprzątając, wyklinałem Kafkę, psa, który jest ze mną od lat, towarzysz dyskusji, wiecznych sporów. Kępy sierści z jego grzbietu walały się po całym mieszkaniu.

- Zima już prawie, a z ciebie leci sierść jak w porze letniej, starzejesz się byku jak ja. Przeliczając lata, jesteśmy równolatkami. Ty masz te swoje psie 10 lat a ja prawie 60. –Siedział na balkonie i przez szybę drzwi patrzył na moją parce. Wiedziałem, że pojmuje moje przekleństwa. Nie znamy naszych języków, ale je rozumiemy. Zrobiłem głupią mnie na widok jego pyska za szyby, popatrzył na mnie i się odwrócił, nawet raz nie zamerdał ogonem.

Sprzątanie i gotowanie poszło sprawnie. Pozostało przygotować ziemniaki i połączyć je ze skwarkami. Wuj pięknie jadł taki barszcz. Na środku stołu dla wszystkich stała misa z ziemniakami, parowała jak statek w przestrzeni morza. Zamaszyście sięgał po kartofle, zanurzał ogromną aluminiową łyżkę, jak łopatę w mokrej ziemi, czarnej, tłustej. Sprawnym ruchem całość umieszczał w szczerbatej gębie, oblizał łyżkę i dopiero wówczas zanurzał w barszczu. Siedziałem naprzeciwko niego i przyglądałem się smakowitemu spożywaniu pokarmu. To była komunia, przyjęcie darów bożych. Sztywne krucze czarne włosy Wuja połyskiwały w słońcu, kurczęta kwiliły w skrzynce po owocach. Babcia wyciskała serwatkę z sera. Z rozmyślania wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się, iż Kafka nie zaszczekał. Swój szedł.

- cześć – w progu stał COVID-19 – wpadłem na obiad, gotujesz prawda? – Zapytał, wchodząc do mieszkania, nie czekając na zaproszenie. 

 

- gotuje!- Powiedziałem podniesionym głosem. Czekałem na bliższą mi osobę. Marzyłem, że odwiedzą mnie dzieci - Nie masz bliższej rodziny, tylko mnie musisz nawiedzać?

Zasiadł w fotelu. Rozejrzał się po pokoju, jakby oczekiwał zmian w wystroju mieszkania. Pogłaskał łaszącego się Kafkę.

- ok. Mogłem Cię uprzedzić, ale wiesz, ja działam z zaskoczenia – uśmiechnął się szeroko.

-przyszedłeś mnie zarazić, czy pogadać?

- pogadać

- szukasz pocieszyciela? Zabijasz ludzi i źle ci z tym?

- przychodzę w odwiedziny, Natura chce przekazać przez was, społeczeństwu rady jak uniknąć kłopotów.

- o! To nas jest kilku. I co chcesz mi przekazać? – Zapytałem, siadając naprzeciw niego. Kafka wskoczył na kanapę, on też chce posłuchać.

Wbiliśmy w siebie wzrok. Prześwietlaliśmy nasze myśli.

- Natura- zaczął COVID-19- chce wam przekazać zalecenie zmiany pojęcia szczęścia.

- miałem 16 lat jak czytałem traktat Tatarkiewicza O szczęściu. Czy coś w tym temacie się zmienił?

- nic się nie zmienił. To ludzkość wypaczyła pojęcie szczęścia

- zaraz, zaraz- wtrąciłem się – już mi to tłumaczyłeś.

- tak oczywiście, ale ma nakaz powtarzać to wielokrotnie. Do skutku. 

- już wiem, mamy być niż mieć.

- to początek. Zatrzymanie się społeczeństwa światowego jest warunkiem podstawowym, fundamentem dalszych zmian. Zahamowanie eksplantacji zasobów ziemi umożliwi odbudowę tychże. Musicie cieszyć się tym, co macie, a nie oczekiwać więcej. Żyliście tak przez wiele stuleci. Pogoń za dobrami rozpoczęliście po rewolucji przemysłowej. Przyszedł czas, wsłuchacie się w słowa filozofów. Ich zadaniem jest wytłumaczenie waszego miejsca we wszechświecie. Musicie odpowiedzi na pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

- zadał je Leibniz?

- dobrze. Odpowiedziałeś sobie na to pytanie?

- bez przesady ja jestem robotnikiem. Moja wiedza jest znikoma, aby móc odpowiedzieć na postawione pytanie. Zapytajcie ks. Profesora Michała Hellera.

- Każdy z ludzi na ziemi musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. To doprowadzi do zakończenia waśni religijnych. Kiedy zrozumiecie, że Bóg jest jeden, z żadna z religii nie ma Go na wyłączność. Religia nie jest potrzebna do tego, by uwierzyć w Boga. On nie oczekuje czci, ale życia zgodnego z prawem natury. Moralność, którą stworzyliście ma tylko jeden cel. Wytłumaczyć ucisk, panowanie nad bliźnim. Pojęcie szczęścia też ma takie zadanie. Jednocześnie jesteście niewolnikami i zniewalającymi. Żyjecie w świecie permanentnie zakręcanym na wykorzystywaniu. Ustroje, religii, ekonomia, wychowanie, wszystkie te aspekty mają jeden cel! Mieć władze nad drugim. Bóg, uruchamiając osobliwość, rozpoczął proces, który Natura ma władze ukierunkować. Lecz nie zrobi tego bez ludzkości. Jesteście jedynymi istotami w tym Wszechświecie, które mają samo świadomość, zadbajcie o to. – Zacząłem głaskać Kafkę po grzbiecie. Wbijałem mocno palce w jego szorstką sierść. Przypomniały mi się włosy Wuja. Szczęście to zjedzony barszcz w chacie Babci. COVID – 19 kontynuował – Każdy z was powinien zacząć, żyć, tak by nie cierpieć. Z cierpienia pojedynczego człowieka wynika boleść ludzkości. W Polsce takim człowiekiem jest Jarosław Kaczyński, jego cierpienie, żądza władzy, egoizm, niskie poczucie własnej wartości doprowadza do bólu cały Naród. Dbajcie o siebie. Oczywiście mówię o dbaniu duchowym. Skupcie się na swoich uczucia i emocjach. W nich jest siła pozwalająca powalczyć o ludzkość. Skupiacie się na sile fizycznej i politycznej, która zabija was powoli. W innym wypadku przestaniecie istnieć.- Pomyślałem, że nie zaproponuję COVID-19 obiadu. Barszcz parując, unosił zapach wspomnień. Zrozumiałe, że zwykła potrawa zaspokaja głód nie tylko fizyczny. Czy trzeba czegoś więcej?

- No dobrze, ale ludzi jest tylu, każdy z nas jest inny, różne mamy potrzeby. Natura chce nas wpędzać w getto, zabić indywidualność- odpowiedziałem.

- Gadasz głupoty, nie rozumiesz Natury. Ona wykonuje polecenia Boga. Kieruje was we współodpowiedzialność za społeczeństwo i całe życie na ziemi. Żyj tak, byś nie cierpiał. Aby, to osiągnąć musisz, żyć w środowisku czystym i przyjaznym wszystkim organizmom żywym. W przyjaźni z bliźnimi.

Od rana wspominałem życie na wsi, to odległe, pełne prostoty, zgodnie z naturą. Czy to przypadek, że o tym myślę?

- Walcz o ziemię to twoje zadanie, zostałeś wybrany. Szukaj sprzymierzeńców – rozgadał się COVID – 19

Wstałem, poszedłem do kuchni, zapaliłem gaz, czas gotować ziemniaki. COVID- 19 na chwile zamilkł. Czekał na moją odpowiedzi.

- powiedz mi – zacząłem, siadając w fotelu, mocno wspierając się na dłoniach, czułem delikatność tkaniny, lubiłem to uczucie – Co najbardziej trapi społeczeństwo?

- Krótko i na temat. Plaga nacjonalizmu przetaczająca się przez świat. Gdzie nie spojrzeć to konflikty na tle rasowym, narodowym. A Wy Polacy, jacy to wspaniali – zaczął się śmiać- jakby chciał wierzyć w wasz przekaz historyczny, musiałbym mieć w pogardzie inne narody. Uważacie się za wybrańców Boga, mesjaszami! Chwalicie się, że podczas wojen walczyliście całą populacją, a prawda jest diametralnie inna, oto kilka procent ludności w danym okresie walczyła o wolną Polskę. Przez nieprzemyślany opór ginęły masy ludności cywilnej. O oto przykład, chwalicie się partyzantką w czasie II wojny światowej. Na tym terenie działa „Ponury”. Przecież cały oddział zostałby spacyfikowany przez Niemców, jeżeli byłaby taka potrzeba. Okupanci zadowalali się mieć oddział partyzancki pod kontrolą. Każda akcja żołnierzy „Ponurego” kończyła się odwetem na ludności cywilnej. Zresztą partyzanci nie byli święci, oni też naprzykrzali się ludności cywilnej. Inny przykład,wasze przekonanie, że Polska nigdy nie napadła na inny kraj. Przypominam zajecie Czech przez Niemcy i – zawiesił głos- Polskę. Przez swoją dumę i pychę, poczucie wyższość nad innymi narodami, pogardę, pomagaliście w zabijaniu obywateli polskich innej narodowości. Nie sięgam daleko w historie, te przykłady powinny Ci wystarczyć. – Milczałem, nie byłem przygotowany na odpowiedź. Może ma racje? Przecież nie jesteśmy narodem wybranym.

- jesteście nacjonalistami, rasistami i religijnymi fundamentalistami. Najgorsze jest to, iż na całym świecie podobne są tendencje. Zmieńcie to.

- Ciężko mi słuchać tego, co mówisz – zacząłem nabierając dużo powietrza jakbym chciał sobie dodać odwagi- Za dużo Natura żąda od Homo Sapiens, mam przeczucie, że nic z tego nie będzie, prędzej za łby się weźmiemy niż zaczniemy współpracować.  Zawiść, zazdrość, fobie są teraz w modzie. Przykro słuchać opinii o Polakach, uwierz dużo jest nas tzw. porządnych.

- nic tu po mnie – powiedział nagle i wyszedł. Zostałem z pełnym garem zupy i strachem w oczach.


Spacer alejkami parku miejskiego


          

 

 

      Piękna jesienna pogoda. Słońce opada coraz niżej, promieniami głaszczę kolorowe liście. Barwy kuszą, namawiają na spacer. Wybrałem się na wizytacje. 


 

                Oto nasz park miejski im. Stefana Żeromskiego przeżywa metamorfozę. Znajduje się w miejscu nazywanym Starachowice Dolne. Po drugiej stronie drogi znajduje się dom kultury w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, to tam był swoisty Facebook.   Wchodząc na teren zieleńca, potwierdziłem słuszność mojej decyzji. Szerokie równe alejki, trawniki, na których ścielą się kolorowe liści, bez zbędnych krzaków. Ławek bez liku, trzy mostki przez płynący strumy. Tłumy Starachowiczan również postanowiły przejść przez odnawiany park. Dochodzę do intrygującej architektury, podejrzewam, że w przyszłości będzie to lokal gastronomiczny. Stara Cepelia też jest odbudowana i oczekuje reaktywacji. Oto nowa muszla koncertowa, świetnie. Źródło wypływające w parku pięknie zagospodarowane, pozwoliłem sobie na wypicie dwóch garści wody. Za dziecka nie dostałem sraczki i obecnie też żołądek przyjął wodę źródlaną. Moja wiedza mówi mi, iż w tym miejscu w XIX w. znajdowała się kopalnia Herkules. Niedaleko źródełka park linowy dla dzieci. Alejki ciekawie poprowadzone, cieszy duża ilość oświetlenia. Oczami wyobraźni widzę imprezy kulturalne w scenerii drzew. Poczynając od disco polowych zabaw po nocne kino plenerowe, wystawiane sztuki teatralne, występy cyrkowe. A może na wzór angielski miejsce obwieszczania swoich poglądów. Oto magistrat dzięki swoim staraniom stworzył miejsce, w który można spędzić czas czynnie i kulturalnie. Zamarzyło mi się połączenie parku z hałdą szlaki i dalej z deptakiem na ul. Staszica. Piękne są Starachowice. Smuci porozrzucane puste setki po wódce i inne atrybuty spożywania alkoholu. 


 

                Park miejski w latach 70 i 80 ubiegłego wieku to moje miejsce zabaw. Wówczas była muszla koncertowa, w której odbywały się koncerty, projekcje filmów, zabawy. Często przychodziłem z rodzicami na potańcówki. Poniżej niedaleko obecnego wybudowanego lokalu umiejscowiony był bar Krakus. Będąc pacholęciem, przychodziłem tu na lody i ciastka. Zachodziłem do Cepelii pooglądać wyroby rękodzieła. Zimą wykorzystywano górki do jazdy na sankach.  Najciekawsze, strumieniem w latach 70 płynęły ścieki z FSC. Z czasem zarósł. W latach 90  park miejskie przerodził się, w miejsce spożywania alkoholu. Również też przychodziłem, piłem i butelki zostawiałem. Zatrważające jest to, że jako społeczeństwo Starachowic spożywamy astronomiczne ilości alkoholu. Podobnie było w latach 70, 80, 90. Jako dziecko obserwowałem picie tym miejscu wódki przez robotników z fabryki, później to tu uczyłem się pić tanie wina.

                Spacerując pięknymi alejkami, zastanawiałem się, co musi się stać byśmy przestali być narodem pijaków.

 

Kamień na kamieniu Wiesława Myśliwskiego



 

"A jak nawet zabiją, to lepiej wcześniej niż później. Nie ma co się tak trzymać tego życia, matko. Od żniw do żniw i od żniw do żniw, co to za życie?"

Kamień na Kamieniu Wiesław Myśliwski 


 

                 Przyszła chwila, zamknięcia książki. Czynność zakończona stuknięciem i przejściem do u ważności. Towarzysz temu wydarzeniu radość, smutek, zaduma, rozczarowanie, ulga. Wynika to z oceny przeczytanego dzieła. Wypadku powieści autorstwa Wiesława Myśliwskiego jest smutek, że oto autor zakończył opowiadanie, a ja czytelnik jeszcze oczekuje dalej snucie bajania. Żądam dalszej opowieści w wielu watkach książki.

                Kamień na Kamieniu Wiesława Myśliwskiego to kolejna narracja o życiu w wiejskim środowisku. Bohaterem jest Szymon Pietruszka chłop z dziada pradziada. Byt Szymona toczy się przez kilka przełomów w historii Polski. Osią powieści jest budowa grobowca. Oto ostatnie zadanie bohatera. Za każdy razem, kiedy odkładam kolejne powieści Wiesława Myśliwskiego mam poczucie, iż kolejny raz miałem do czynienia z powieść totalną. Pisarz w swej opowieści zajmuje się wymiarami uniwersalnymi i filozoficznymi, wplata je w proste życie chłopa, który skończył kilka klas szkoły powszechnej. Z tego powodu jego naiwne spojrzenie na otaczający świat jest czyste, przenikliwe.

                Szymona Pietruszkę nie jest łatwo ocenić. Przypisać mu konkretnych cech charakteru. Bohater w zależności od sytuacji może stać się dobrotliwym rolnikiem a jeżeli trzeba człowiekiem bez mrugnięcia okiem wykonawcą wyroku śmierci. Szymon jak każdy z nas swoje plany weryfikuje, zmienia. Z tym że On nie rozpacza, a godzi się pokornie z darami losu. Przechodzi życie w pokorze, ale nie w poczucie poniżenia. Zna swoją wartość.

                O ile łatwiej po przeczytaniu powieści Kamień na kamieniu  spojrzeć na swoje życie, i akceptować, co się wydarza w teraźniejszości i z pokorą oczekiwać, co przyniesie los. Mam żal do pisarza, iż nie opisał wybudowania grobu. Czy Szymek odważył się zwieńczyć rodzinną kwaterę bramą?  Pierwszego jego lokatora? Kto to jest Michał?

                Czytając Kamień na Kamieniu, wybiegałem do swoich wspomnień wsi, którą poznałem. To niewielka osada na skraju lasu z jeden strony i pól z drugiej. Gdzie w latach siedemdziesiątych dotarła elektryczność, asfaltem można było dojechać w latach osiemdziesiątych. Wólka Modrzejowa, wieś ze swoją tragiczną historią idealnie pasuj, można ją wpisać w strony książki. Tu usłyszałem o wojnach światowych, partyzantach, kolektywizacji. Przywiązaniu do ziemi, jako karmicielce, wierze, jako ostoi polskości, potrawie, która śni mi się po nocach. Naiwności, która dawała poczucie sensu życia. Wiesław Myśliwski opowiedział, co ja usłyszałem w chałupie babci.

 

Samoocena zmienia się wraz z poznaniem programu 12 Kroków


   

             Ważnym elementem podczas pracy nad osobowością alkoholika jest samoocena. Niemal, każdy nie tylko uzależniony ma problem oceną. W zależności od cech charakteru jest ona zawyżona lub obniżona. Naszą ocenę budujemy na podstawie przemyśleń, uwarunkowań społecznych i otrzymywanych komunikatów od bliskich. W trakcie pijanego życia nasza samoocena jest w ciągłej weryfikacji pomiędzy Ja realne, Ja subiektywne.

                Alkoholicy to większości perfekcjoniści, czyli mają zaniżona własną ocenę. Kolejne porażki życiowe, nieosiąganie założonych celów prowadziło do frustracji, a to jest szeroko otwarta brama dla choroby alkoholowej. Swoje porażki usprawiedliwialiśmy nieudolnością. Unikaliśmy ambitnych celów, z góry zakładając porażkę lub sięgaliśmy po plany, które są niemożliwe do zrealizowania. Nasze życie w oparach alkoholu składało się z ciągłych wizji życia w idealnym świecie wśród idealnych ludzi. Kolejne załamania pogłębiały w nas poczucie małości.  Rozdrapywaliśmy rany, by użalać się nad własnym losem, a to oczywiście był pretekst do wpadania w ciągi alkoholowe. Oczywiście wielu z nas miało zaburzoną samoocenę w odwrotnym kierunku. Stawaliśmy najmądrzejszy, najważniejszy, wszystko wiedzący, nielubiący sprzeciwu. Żyliśmy w przeświadczeniu o swojej doskonałości, oczekując od otoczenia poklasku, a otrzymywaliśmy tylko odrzucenie. Stawaliśmy się agresywni i agresje otrzymywaliśmy. 

                Trzeba zaznaczyć, że zaprzestanie picia alkoholu nie czyni nas zdrowymi. Nadal jesteśmy alkoholikami tylko niepijącymi. Podobnie bez alkoholu postrzegamy siebie. W tym celu każdy z nas powinien pokusić się na terapie lub Program 12 Kroków, który pomoże nam zmienić swoją samoocenę, a co za tym idzie zmienić swój charakter.

    Samoocena alkoholika często nie pokrywa się z oceną otoczenia. Sam jestem tego przykładem. Oceniałem się za nieudacznika, który nic nie osiągnął. Przez otoczenie, a w szczególności bliskich, oceniany byłem za przemądrzałego pyszałka, który wie zawsze lepiej.  Wynika to z budowania ściany. Granicy, która nie dopuszcza bliskich do swojego Ja. Wewnętrzny strach przed odkryciem własnej kruchości podpowiada agresywne zachowanie w stosunku do otoczenia tj. „bez kija nie podchodź”. Stan frustracji najłatwiej uśmierzyć kolejnymi dawka.

              Zaraz po uporaniu się z uzależnieniem fizycznym, alkoholik powinien zająć się swoją samooceną. Bardzo przydatne są do tego Kroki 4 – 6. Poznając siebie doprowadzamy do realnej oceny swojego Ja. W żargonie AA mówi się o „pokochaniu siebie takim, jakim jestem”. We Wspólnocie AA jest również powiedzenie, „jeżeli kochasz siebie, pokochasz innych ludzi”. Fundamentem racjonalnej samooceny jest rozpoczęcie procesu poznania siebie i radzenia sobie z wadami charakteru. Skupiając się na sobie, nie chodzi tu o rozwój egoizmu. Ta przywara obok egocentryzmu nie jest pożądana w czasie zdrowienia. Koncentracja na sobie to rzeczywiste poznanie siebie. Analiza swojego charakter to praca oddzielania ziarna od plew. Po zapoznaniu się z wynikami przystępujemy do działania polegającemu na dbaniu o dobre cech i pracę nad cechami złymi. W tym celu trzeba rozwijać się duchowo. Bez duchowości nie ma trzeźwienia. To tam znajduje się nasze Ja. Chore Ja, które trzeba leczyć.

               Niemożliwa jest szybka zmiana, to proces wieloletni. Bliscy latami obserwują chorego i nie zauważają jego zmian. Musimy sobie zdawać sprawę, że nasze przemiany,  traktowane jako kroki milowe mogą być wręcz niewidoczne. Program 12 Kroków sukcesywnie pomaga w ocenie i zrozumienia swojej osobowości. Warto zapoznać się z programem opisanym w książce pt. Anonimowi Alkoholicy.  

                Wielokrotnie miałem możliwość słuchania wypowiedzi alkoholików, którzy twierdzili, że program 12 Kroków jest lekarstwem nie tylko na alkoholizm, a również na chorą osobowość. Trzeba mieć nadzieje, że nasi bliscy będą mieli na tyle cierpliwości, aby czekać na naszą odnowę duchową. 

 


 

Polecane

Twarzą w twarz z wyzwaniami: Nowa droga Starachowic po wyborach

                  Wybory za nami, rozpoczęły się kłótnie o podział politycznego stołu. W Radzie Miasta jest wszystko jasne. W Powiecie b...